Nie, to ty jesteś moim przekleństwem Julietto Riddle.

* Dziewczyny powoli maszerowały w stronę pokoju młodszej. Gdy otworzyła ona drzwi, Alexia uśmiechnęła się na widok wystroju tego miejsca.*

- Masz dobry gust. * szepnęła i stanęła w drzwiach patrząc na krzątającą się po pomieszczeniu Ariannę.*

- Jak nie będziesz z nim zaczynać, to nic się wam nie stanie. Nasz ojciec nie lubi sprzeciwu. Po wakacjach pewnie wrócisz do szkoły i zaznasz spokoju, nie to co ja. * mruknęła rozżalona. Gdy młodsza Riddle'ówna skończyła się pakować rzuciła zaklęcie na kufer, który zniknął.*

- Chodźmy, Czarny Pan nie jest cierpliwym człowiekiem. * szepnęła porozumiewawczo i razem poszły do salonu. Czekała tam na nie reszta towarzystwa.*

- Bellatriks zabierz wszystkich do naszej siedziby głownej i oprowadź po posiadłości Mordred'a i Ariannę. Pokaż im ich pokoje. * syknął nie puszczając ramienia żony z swego uścisku. Gdy wszyscy zniknęli Riddle zaszedł Juliettę od tyłu i począł rozwiązywać gorset jej sukni. Czując jej opór, nachylił usta przy jej uchu.*

- Chyba nie chcesz, aby cokolwiek złego spotkało twoje dzieci. * szepnął śmiejąc się zimno z jej bezradności.*




* W tym sajmym czasie Mordred i Arianna zostali oprowadzeni po gospodarstwie. Była to wiekowa budowla o mrocznym klimacie. Na koniec wędróki Bellatriks pokazała im ich pokoje.*

- Nie macie co się wysilać, stąd nie da się deportować, a wyjścia z dworu są pilnie strzeżone. Rozpakujcie swoje rzeczy i poczekajcie na wezwanie naszego pana. * szepnęła i ruszyła w stronę sali obrad. Alexia dziwnie czuła się w tej nowej dla niej sytuacji. Razem z matką i innymi czekali na pojawienie się swojego mistrza. Nastąpiło to w niedługim czasie, a obok niego wylądowała zapłakana Julietta. Kobieta uniosła w dłonie poły swojej sukni i wybiegła z sali, goniona przez zimny śmiech swojego męża.*

- Cóż, nie traćmy czasu na histerię pani Riddle, tylko zacznijmy zebranie. Draco przyprowadź Mordred'a i Ariannę. Po drodzę rozkaż w moim imieniu ogarnąć się mojej żonie. Ona także ma się tu zjawić. * rzucił po czym zatrzymał się przy kominku.*

- Dołohow jak ma się sprawa z dementorami? * zapytał czekając na reakcję sługi. Słysząc że wszystko gra, skinął głową i spojrzał na wchodzącą czwórkę. Młody Malfoy wskazał nastolatkom wolne miejsca, które bez słowa zajęli. Pani Riddle stanęła przy oknie nie mając ochoty siedzieć. Alex obawiała się że tata był dla niej brutalny i po prostu z bólu nie może usiąść.*

- Naradziłem się z waszą matką. Arianna po wakacjach wróci do szkoły i zajmie się przede wszystkim swoją edukacją, a nie romansowaniem z chłopcami. Ty Mordred'zie jak na razie wrócisz do swoich zajęć w Egipcie. Pozostaje sprawa panny Rowle. Tak jak mówiliśmy wcześniej w sobotę zaatakujecie ją małym oddziałem, bez obecności Bellatriks, która zostanie wysłana na zwiady. Nott czy wszystko jest gotowe? * zapytał chodząc po pomieszczeniu. Nagle stanął przy żonie i odwrócił ją tyłem do siebie. Pewnym ruchem rozwiązał gorset jej sukni. Widok jej nagich pleców spowodował zaskoczenie malujące się na twarzach zwolenników. Kobieta instynktownie przytrzymała kreację na piersiach, aby ta się z niej po prostu nie zsunęła.*

- Zawsze omijam jakieś oczko w tym splocie. * rzucił rozbawiony, od nowa nawlekając sznurki.*

- Nott chyba zadałem ci pytanie. * syknął mierząc go swym zimnym wzrokiem. Zawstydzona pani Riddle, cieszyła się że może stać do nich tyłem, nie widzieć ich szyderczych spojrzeń.*

- Tak panie mój wszystko jest gotowe. * powiedział próbując nie patrzeć na mleczną skórę obnażonej kobiety, stojącej pod oknem. Riddle zawiązał na końcu splotu kokardę i klepnął ją delikanie w pupę.*

- Gotowe maleńka. Zabierz ze sobą dzieciaki i idzcie na spacer. Alexio będziesz im towarzyszyła, jesteś strasznie blada, przyda ci się dawka świeżego powietrza. * rzekł i podszedł do Bellatriks odgarniając z jej szyi czarne jak węgiel włosy.*

- A ty Bellatriks pójdziesz ze mną. Mamy małą robotę do wykonania. * syknął i wraz z kobietą zniknął w oparach kurzu.*



* Niewidoczny Riddle i Bellatriks stanęli na wzgórzu. Przyglądali się spacerującym. Czarny Pan chciał poznać ich charaktery. Alexia prowadziła ich w stronę jeziorka. Milczeli nie wiedząc co mogą powiedzieć. Usiedli pod drzewem, rozkoszując się promieniami słońca. Chłopak wyjął kartkę z kieszeni i przeczytał tekst. Nie był zachwycony treścią listu, co wyryło się na jego strapionej twarzy.*

- Matko jeśli chcesz to mogę tu z tobą zostać. * rzekł syn, ujmując jej dłoń w swoją rękę. Kobieta uśmiechnęła się do niego ciepło. *

- Ty wrócisz do Egiptu a Arianna do szkoły, to postanowione, koniec, kropka. * powiedziała patrząc na taflę jeziora.*

- Ale oboje wiemy że on cię zniszczy. * rzucił zły młodzieniec, nie chciał aby jego rodzicielka musiała cierpieć.*

- Dam sobie radę Mordred'zie. Wiem jak się obchodzić z waszym ojcem, aby nie narazić się na większy ból, niż ten jaki muszę znieść. Ty masz zająć się teraz sobą i pracować. O mnie się nie martw. * rzekła i uśmiechnęła się słysząc za sobą głos Alex.*

- Będę mieć oko na waszą matkę i nie pozwolę jej zbytnio krzywdzić. * rzekła wiedząc, że musi chronić swoje młodsze rodzeństwo.*

- Dziękuję. * odparł chłopak i wstał, a w ślad za nim poszła siostra.*

- Chodźcie pokaże wam ze wzgórz, gdzie mieszka taka jedna cyganka - wariatka. * szepnęła i nastolatkowie poszli w tamtą stronę. Czarny Pan kazał za nimi iść Bellatriks. Sam zmaterializował się i usiadł obok Juliette. Nie patrząc na nią pieścił palcami swoją różdżkę.*

- Jesteś strasznie blada, powinnaś się trochę opalić. * rzucił patrząc w stronę wody.*

- I kto to mówi. * rzekła z przekąsem i zwróciła swą twarz w stronę słońca.*

- Te twoje poczucie humoru. Dlaczego Arianna nie ma w pełni rozwiniętego daru? * zapytał rzucając zaklęcia w wodę, która pod ich wpływem się zapieniła.*

- Jeszcze tego nie wiem, ale tak jak obiecałam dowiem się. Ty w zamian obiecałeś mi bezpieczeństwo naszych dzieci, pamiętaj o tym. * powiedziała i poczuła jak mąż siada za nią. Zsunął z jej ramion i piersi suknię, pozwalając promieniom słońca grzać jej skórę. W takim stanie z daleka ujrzała ich czwórka podróżników. Alexia rzuciła szybko na rodzeństwo i siebie, zaklęcie kameleona. Nie chciała narażać siebie i ich na gniew ojca. Riddle wargami przejechał po jej odsłoniętej szyi.*

- Ta twoja francuska domieszka krwi, miesza moje myśli. * rzucił i zacisnął dłoń na jej szyi, lekko ją przyduszając. Kobieta nie protestowała, po chwili poczuła jak zsuwa swoje dłonie na jej piersi, a wargi na lewe ramię. Nie mogąc ogarnąć swego pożądania posadził ją na swojej męskości mimo jej protestów.*

- Chyba nie zamierzasz tu tego robić. * rzuciła spanikowana, czując jak się w nią wsuwa.*

- Zapamiętaj że mogę to robić gdzie chce, kiedy chce i z kim chce. * syknął jej na ucho i zaplótł jej włosy na swojej lewej dłoni. Lekko za nie pociągnął słysząc jej jęk. Głowa kobiety przy tym odchyliła się do tyłu.*

- Zapamiętaj sobie to dobrze, na zawsze jesteś tylko moja. * mruknął jej na ucho,  dłonią mocno ściskając jej lewą pierś.*

- Kiedyś były mniejsze. * szepnął, ustami sunąc po jej obojczyku.*

- Wtedy byłam jeszcze bardzo młoda, ale to nie miało dla ciebie znaczenia. * odparła czując jak powoli i rozkosznie się w niej porusza. Kusił ją obietnicą spełnienia i rozkoszy, ale ona wiedziała, że to tylko taka gra. Mordred chciał zainterweniować, ale w ostatniej chwili Alexia go powstrzymała.*

- Wasza matka robi to abyście wy byli bezpieczni. Naprawdę chcesz zmarnować jej ofiarę? * zapytała i puściła go, znając odpowiedź na to pytanie. W tym czasie Czarny Pan doszedł w swojej żonie i o dziwo sprawił że i ona osiągnęła pierwszy w swoim życiu orgazm. Skuliła się od natłoku odczuć. Riddle wstał, ujął ją na ręce, po czym wrzucił do jeziora. Arianna o mało nie pisnęła ze strachu. Gdy Juliette wylądowała w wodzie, on zdjął z siebie koszulę i skoczył za nią. *

- Zamorduje cię, przecież wiesz że nie umiem pływać! * wrzasnęła kobieta próbując walczyć z wodą.*

- Nie dasz rady mnie zabić, nie posiadasz takiej mocy. Zamiast się użalać nad sobą to się mnie złap. * powiedział zimnym, rozbawionym tonem, wyciągając w jej kierunku swoje dłonie. Kobieta nie mając wyjścia złapała go za szyję i spojrzała w te znienawidzone przez lata brązowe tęczówki. *

- Jesteś moim przekleństwem Riddle.

- Nie, to ty jesteś moim przekleństwem Julietto Riddle. * szepnął i złączył ich wargi w namiętnym pocałunku.*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top