Morsmordre.
* Deportowali się do jednej z wiosek a z ust Bellatriks nie schodził uśmiech. Poznawała to miejsce, to tutaj gdy miała zaledwie siedemnaście lat pod jego kuratelą, uczyła się torturowania i zabijania mugoli. Popatrzyła roziskrzonym wzrokiem na swego pana po czym ruszyła do pierwszego lepszego domu i wyciągnęła z niego mugola. Klątwa Cruciatus spadła na ofiarę niczym grom z jasnego nieba. Mężczyzna krzyczał jakby czarnowłosa obrywała go niemal ze skóry. Cieszyła się jego bólem, a Riddle obchodził ją dookoła uważnie obserwując. Gdy mężczyzna utracił zdolność logicznego rozumowania z różdżki Czarnego Pana wypłynął zielony promień, który uderzył owego człowieka prosto w pierś.*
- Koniec zabawy, czas na porządki. * syknął i ramię w ramię zabijali kolejnego napotkanego mugola do czasu aż zobaczyli pojawiających się aurorów. Wówczas deportowali się na wzgórza skąd patrzyli na palącą się wieś. *
- Morsmordre. *wrzasnęła Bella unosząc różdżkę do góry. Zadowolony z ich wycieczki Voldemort złapał ją za rękę i przenieśli się niedaleko siedziby głównej. Usiedli razem na polance i patrzyli na jeziorko.*
- Panie byłeś wspaniały. * szepnęła nie mogąc przestać się na niego patrzeć.*
- Wiem Bello. Nadal imponuje mi twoja żądza krwi. Gdy ujrzałem cię pierwszy raz od razu wiedziałem że nie jesteś przeciętną czarownicą. * mruknął i wstał a ona od razu poszła jego śladem. Zaczynało świtać ale nie martwili się pogodą. Między nimi zapanowała dziwna atmosfera, przesiąknięta wzajemnym zrozumieniem dusz. Riddle zdjął z swojej dłoni sygnet, zmniejszył do odpowiednich rozmiarów i wsunął na jej palec.*
- To ważna część mnie. Wiem że u ciebie będzie bezpieczna. * szepnął nie mówiąc jej iż ów pierścień to jego horkruks.*
- Strzeż go jak oka w głowie i nigdy nie zdejmuj, zapewni on ci również bezpieczeństwo. * rzekł i ruszył powoli w stronę dworu. *
* Ranek okazał się koszmarem dla młodej kobiety, która czuła się ranna nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Powoli z akompaniamentem bólu zsunęła się z wysokiego łoża i udała do łazienki. Tam wzięła pospieszny prysznic i ubrała na siebie granatową sukienkę za kolano. Słysząc burczenie w brzuchu zeszła na dół i wpadła na Alexię. Uśmiechnęła się do niej delikatnie.*
- Będziesz tak dobra i pokażesz mi gdzie jest jadalnia? Jestem strasznie głodna. * rzekła czując jej dotyk na swoim przedramieniu. Uśmiechnięta Alex zaczęła prowadzić ją na miejsce. Była w szoku że córka samego Lord'a Voldemort'a jest dobra. Wyobrażała ją sobie jako wcielenie diabła patrząc na to kto był jej rodzicami. Wchodząc do pomieszczenia poczuła na sobie baczne spojrzenia zwolenników swojego męża. Burknęła ciche przywitanie, patrząc jak Barty Crouch wstaje i odsuwa jej krzesło od stołu. Podziękowała mu skinieniem głowy i ujęła puchar z dyniowym sokiem w dłoń. W jadalni zapadła cisza, a przerwało ją pojawienie się dwójki osób, Bellatriks Lestrange i Czarnego Pana. Kobieta była niezdrowo zarumieniona i szczęśliwa a Riddle pozostawał zimny i spokojny jak zawsze. Usiadł na swoim miejscu, ujął w dłoń proroka codziennego i skinął do nich głową, aby zaczęli spożywać posiłek. Lizzy powoli zaczęła żuć kawałek chleba, kiedy do pomieszczenia wpadła sowa. Upuściła ona list przed dziewczyną i odleciała. Pani Riddle ujęła kopertę w dłoń i westchnęła widząc na wierzchu pieczątkę Hogwartu. Otworzyła list i tak jak się spodziewała dostała listę książek potrzebny na ostatni rok akademicki. Obserwujący ją znad gazety Riddle prychnął.*
- Możesz to wyrzucić, bo i tak nie wrócisz do Hogwart'u. Twoje miejsce jest teraz tu, przy mnie. * powiedział spokojnie czując pulsującą od niej złość. *
- Czy pani Riddle chce coś powiedzieć? * zapytał mierząc ją chłodnym spojrzeniem. Dziewczyna od razu spuściła wzrok.*
- Nie mam niczego do powiedzenia. * odparła i wstała wychodząc z pomieszczenia. Nie mogła dać się sprowokować, bo kara za to mogła być bolesna. *
* Czarny Pan siedział z kilkoma zwolennikami w tajnym gabinecie rozmawiając na temat Rowle. Ściana była zaczarowana tak że obserwowali siedzącą w bibliotece panią Riddle. Wcześniej czytała książkę o eliksirach i ich właściwościach, a teraz smacznie spała na kanapie. Nagle w pomieszczeniu pojawił się Mulciber z młodym Nott'em. Starszy spojrzał na śpiącą kobietę i zamarł. Jej sukienka podciągnęła się na tyle wysoko, że doskonale widział dolną część jej uda. Pospiesznie podszedł do stolika, ujął z niego koc i powoli nakrył nim jej ciało. Czując ruch powietrza Lizzy zerwała się na równe nogi.*
- Czego chcecie? * krzyknęła stając plecami oparta o ścianę. *
- Spokojnie dziecko chciałem cię tylko przykryć aby nie było ci zimno. Powinnaś cieplej się ubierać, tu zawsze panuje taki chłód, albo chociaż rozpalić w kominku. * rzucił nie wiedząc że są obserwowani. Elizabeth powoli podeszła do kanapy i usiadła na niej nie spuszczając z nich wzroku.*
- Posiedzicie tu trochę ze mną? Nie znam tu nikogo a Narcyza z Alex wyszły na miasto po materiały na firany. Cyzia obiecała że nauczy mnie szyć i będę miała się czym zająć. * szepnęła a młody Nott się roześmiał.*
- Lepiej zajmij się dogadzaniem naszemu panu, po numerku zawsze jest jakiś spokojniejszy, tak jak i nasze dusze. * rzucił a Mulciber zdzielił go otwartą dłonią w głowę. Po chwili złapał chłopaka za kołnierz i wyrzucił go z pomieszczenia.*
- Wybacz mu, jest młody i ciągle myśli o jednym. Uważam że to dobry pomysł, abyś miała jakieś zajęcie. Jeśli to sprawi, że będziesz szczęśliwa to dobre zajęcie. * mruknął i posłał jej dobroduszny uśmiech. Czarny Pan przyglądał im się z zainteresowaniem, tak samo jak jego towarzysze.*
- A ty czym się zajmujesz poza tym? * zapytała nakrywając swoje nagie nogi kocem.*
- Cóż pracuje w Ministerstwie Magii ale musisz wiedzieć że to bardzo nudne zajęcie. A ty co chciałaś robić po szkole? * zapytał czując się w obowiązku aby z nią pogawędzić.*
- Miałam zostać aurorem lub uzdrowicielką. Skłaniałam się co zastania tym drugim ale jak widzisz życie bardzo szybko potrafi zweryfikować nasze wybory. * rzekła i zaczęła bawić się kawałkiem koca. *
- Tak masz absolutną rację. * mruknął i chciał coś dodać ale ona wstała i podeszła do okna.*
- Miałam tyle marzeń, pragnień a teraz zostałam niewolnikiem, jak mam żyć z takim brzemieniem. Proszę powiedź mi jak mam żyć. * szepnęła patrząc prosto w jego tęczówki. Mężczyzna wstał i stanął naprzeciwko niej. Był wyższy od dziewczyny i sporo starszy.*
- To że musisz tu przebywać nie oznacza że nie możesz się realizować. Tak jak powiedziałaś zajmij się swoimi nowymi pasjami. * mruknął gdy nagle do pomieszczenia wszedł Rudolf.*
- O czym to tak spiskujecie? * zapytał rozbawiony nie wiedząc że jego żona przeklina go głośno za ścianą.*
- O niczym konkretnym. Wybacz pani ale ja muszę iść, żona w domu czeka. Do następnej pogawędki. Zostawiam cię w towarzystwie Rudolf'a. * rzekł i opuścił pomieszczenie. Pan Lestrange zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu. Spojrzał na książkę, którą czytała przed snem.*
- Czy wiesz że jesteś umazany na policzku ziemią? * zapytała rozbawiona tym widokiem . Musiała przyznać że mimo tego że był w Azkabanie pozostawał nadal przystojnym jegomościem.*
- Nie wiedziałem, ale dziękuje że mi to powiedziałaś. * mruknął wyjmując z kieszeni chusteczkę. Próbował się wytrzeć, ale szło mu to bardzo nieporadnie. *
- Zaczekaj pomogę ci. * szepnęła i podeszła do niego. Zabrała mu chusteczkę i delikatnie pocierała nią o jego policzek. Po chwili gdy skończyła ujęła jego twarz w swoje drobne dłonie dokładnie ją studiując. Nie brała pod uwagę jego przyspieszonego pulsu, ani tego że może na niego w taki sposób oddziaływać. Bellatriks widząc co wyczynia jej mąż głośno go przeklęła czując na sobie rozbawione spojrzenie szwagra. Ona zawsze uważała że Rudolf nie ma prawa się podobać innym kobietą a tu ogromne zaskoczenie. Kobieta dłuższy czas patrzyła w jego ciemne tęczówki, a on nie zrywał tego swoistego połączenia.*
- No teraz jest wszystko dobrze. * mruknęła i delikatnie niemal pieszczotliwie klepnęła go w policzek.*
- Powiedz mi Rudolf'ie jak to jest żyć z bestią. * rzuciła patrząc za okno. Mężczyzna podszedł i stanął obok niej.*
- Nigdy nie pałaliśmy z Bellatriks do siebie uczuciem. Nasze małżeństwo było wolą naszych rodzin. Zgodziliśmy się na nie mając zaledwie po osiemnaście lat. Już wówczas jej psychika była zachwiana, a nasza służba u Czarnego Pana tylko pogłębiała jej szaleństwo. Nigdy nie żałowaliśmy wyboru życia. Każde po prostu schodzi drugiemu z drogi i jakoś się żyje. * powiedział kładąc dłonie na parapecie.*
- Rozumiem. Zawsze zastanawiałam się jaki mężczyzna by z nią wytrzymał. Może i ja zacznę unikać swego męża, to może być dobra droga. * rzuciła i posłała mu uśmiech.*
- Czarny Pan nie lubi gdy ktoś się przed nim chowa. Radziłbym po prostu abyś schodziła mu z drogi i milczała, tak milczenie jest złotem. Dzięki milczeniu możesz uniknąć wiele bólu i cierpienia. * mruknął i ujął ją mocno za ramiona patrząc prosto w oczy. *
- Musisz być silna Lizzy. Dasz sobie radę, a gdy będziesz wątpić pomyśl o swojej babce i tym co się z nią stanie, jeśli nie będziesz posłuszna. Czarny Pan zdepcze ją jak karalucha, albo rozkaże nam to uczynić. * powiedział i puścił ją opuszczając pokój. Elizabeth usiadła pod oknem i rozpłakała się na dobre. Ścierała napływające łzy do czasu gdy do pokoju weszła Narcyza i Alex. Kobiety przyprowadziły ze sobą magomedyczkę. Kobieta wyczarowała parawan i łóżko aby móc zbadać panią Riddle. Po badaniu wszystkie panie usiadły na kanapie.*
- Niestety proszę pani, uszkodzenia są tak duże że obawiam się najgorszego, nigdy nie zostanie pani matką. * szepnęła patrząc na brązowooką.*
- Chwała najwyższemu, przynajmniej niewinne dziecko nie będzie zmuszone żyć w tym piekle na ziemi. * rzekła i pospiesznie wstała zaplatając dłonie na piersiach.*
- Elizabeth bycie matką to najpiękniejszy czas w życiu kobiety. * szepnęła pani Malfoy.*
- Narcyzo nie kwestionuje tego. Może i tak jest gdy ma się za męża mężczyznę, którego się kocha, jest czuły i uroczy, ale ja nie mam takiego szczęścia. Zostałam na siłę żoną Lord'a Voldemort'a i uwierz mi nie zniosłabym widoku jego torturującego nasze dziecko. Wolałabym każde z nich udusić po porodzie niż skazać je na taki parszywy los. Możesz nazwać mnie zimną suką, ale nic by mnie o tego nie powstrzymało. Nic tak nie boli jak świadomość że twoje dziecko cierpi. * rzekła i otarła samotną łzę. Riddle był zadowolony z usłyszanych wieści. Sam nie chciał ponownie zostawać ojcem. Zamyślił się i z owego stanu wyrwała go sytuacja jaka zaistniała w bibliotece. Alexia wstała, wymierzyła różdżką w kobietę i wrzasnęła Avada Kedavra. *
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top