Masz siłę, masz wiarę - raz jeszcze pozbieraj się.

* Małżeństwo. Co to jest małżeństwo? Każdy z nas wie że powinien być to związek dwojga ludzi którzy kochają się do utraty tchu a to miłość jest czymś co otumania. Sprawia że widzisz świat w różowych barwach i nic nie obchodzi cię zdanie innych. Alexia Snape nie doświadczyła nigdy takiego uczucia. Ciągle rzucana przez ojca w ramiona innych mężczyzn zatraciła swoją tożsamość i poczucie własnej wartości. Czuła się wyrzutkiem społecznym, zjawą, marą. Pragnęła aby jej siostra tak jak i jej dziecko dorastało w poczuciu wolności. Wolności, ale czym do jasnej cholery jest owa wolność. Czy istnieje takie słowo? A może jest to kolejny z wielu sloganów ludzi, którzy pragną czegoś co wydaje im się wolnością i sądzą że mają ją na wyciągniecie dłoni. Świat czarodzieji nie myślał nigdy o przyszłości posiadając magiczną moc, która mogła zdziałać wiele ale czy mugole, margines społeczny, którym tak pomiata jej ojciec też powinna zachowywać się tak beztrosko? Być może w niedługim czasie przyjdzie coś gorszego od drugiej wojny światowej. Zapewne czytając to zastanawiasz się co to może być. Hmmm pomyślmy, może to być na przykład wymyślona pandemia? Zapytasz mnie przyjacielu jaka jest różnica, a jest i to spora. Druga wojna światowa była to walka człowieka z drugim człowiekiem a pandemia to walka człowieka z wirusem widmem. Jak taki mugol ma walczyć z niewidocznym, bezobjawowym wirusem? Jak łatwo można zastraszyć masę ludzką informacją, która nie ma potwierdzenia w rzeczywistości? Czy naprawdę wystarczy powiedzieć siedźcie w domach a ludzie niczym stado baranów będzie słuchać rozkazów. Powiedzą ok to dla naszego dobra? Rozpracowywanie swoich myśli było bolesne a głowa Alex dopadła kolejna migrena. Płacz synka doprowadzał ją tak samo do szaleństwa jak brak w domu Severus'a. To ją zostawił na froncie i kazał walczyć z brudnymi pieluchami, kolkami i zbyt chłodnym mlekiem a on? Siedział w szkole pod opieką Albus'a Dumbledore'a z dala od problemów i trosk. Łza złości wydostała się spod zmęczonych powiek ciemnowłosej. Była przemęczona rolą matki, niani i damy. Słysząc pukanie do drzwi zaklęła głośno, co za licho przyszło ją nawiedzać. Trzymając niemowlę na rękach otworzyła wrota. Zamarła widząc po drugiej stronie Barty'ego Crouch'a. Posłała mu zmęczony, wymuszony uśmiech. Cofnęła się o krok z progu aby mógł wejść do środka. Jego twarz była rozpromieniona ale widząc w jakim stanie znajduje się przyjaciółka nachmurzył się a wściekłość na męża niewiasty wzrosła niemal do maksimum. Pogładził Alex po policzku a ona ufnie wtuliła twarz w dłoń przyjaciela. Tak bardzo potrzebowała bliskości drugiego człowieka, który by zrozumiał jej słowa i monologi jakie ostatnio głosiła, synek był zbyt mały i tego nie potrafił. Kochała go bardzo mocno ale nie tak wyobrażała sobie swoją przyszłość. Miała zostać sławną mistrzynią eliksirów i zielarstwa a nie gnić w domu z dzieckiem kiedy w tym samym czasie jej pożal się boże mąż spełniał się zawodowo. Mając świadomość że jest na wykończeniu psychicznym i fizycznym odłożyła śpiącego synka do łóżeczka a sama zajęła miejsce koło przyjaciela. Oparła głowę na jego silne ramię. Trwali w ciszy bo oboje jej potrzebowali. Tylko nieznośne iskry co chwila ją zagłuszały swym trzaskiem. Nie mogli zgasić kominka bowiem jego ciepło ogrzewało ich członki i jak dotąd zimne od doświadczenia serca. Barty wiedział że w tym momencie nie potrzebują słów aby zrozumieć uczucia jakie nimi targały. Ona czuła się samotna i zdradzona a on oszukany przez los i znudzony życiem pustelnika. Właśnie w takich momentach żałował że nie było dane mu się ustatkować. Znaleźć żonę, spłodzić dziecko i cieszyć się rodzinnym życiem. Westchnął po czym delikatnie odgarnął z jej policzka kosmyk niesfornych włosów. Gest ten mógł wydawać się niewinny ale niósł ze sobą ukojenie jakiego ona wówczas potrzebowała. *
- Nie musisz tu ze mną tkwić. Naprawdę Barty zrozumiem jeśli masz coś ciekawszego do roboty to idź śmiało. Ja tu sobie posiedzę sama, z resztą jak zawsze. * mruknęła znużona swoją sytuacją życiową.*
- Nie ma mowy. To ty sobie pójdziesz. Nikniesz w oczach moja droga. Gdzie podziewa się ta harda dziewczyna jaką byłaś kilka lat temu? *zapytał. Pospiesznie wyjął z kieszeni różdżkę i wyczarował nią patronusa, który wyleciał przez okno. Widząc że drży nie z zimna ujął jej dłoń w swoje dając jej tym samym wsparcie.*
- Dawno temu umarła Barty. Niestety życie ją zniszczyło. Życie które tak bardzo kochała. * odparła i wstała z miejsca. Podeszła do okna i przez nie wyjrzała.*
- Nie możesz tak mówić Alex. Z resztą zmienisz zdanie. * mruknął i ucałował ją w policzek. Powoli podszedł do drzwi i wpuścił przez nie Dracon'a, Pansy i Teodora Nott'a. Oniemiała pani Snape dopiero po chwili rzuciła się w objęcia każdego z przyjaciół i ściskała ich tak mocno jakby nie mogła nasycić się ich bliskością.*
- Jak ty to zrobiłeś cwany lisie? * zapytała patrząc na Crouch'a roziskrzonym wzrokiem.*
- To jeden z wielu moich talentów Alexio. Pójdziesz teraz z nimi i się rozerwiesz a ja zajmę się twoim synkiem. O nic się nie bój i baw się dobrze. No już wskakuj w jak wy to kobiety zwiecie kieckę i na balety. * rzucił rozbawionym tonem. Pani Snape nie mogła odmówić sobie spędzenia czasu z przyjaciółmi ze szkolnych lat. Mocno za nimi tęskniła dlatego po dłuższej rozterce jednak postanowiła się zabawić. *



* Kolejny płacz, krzyk i ciche tulenie dziecka do matczynej piersi. Tak wyglądała co druga noc w domu państwa Riddle. Yasminne mimo uroku była niemowlęciem władczym i nie skorym do czekania na cokolwiek. Wszystko musiała mieć na już a płaczem potrafiła wymóc wszystko na matce ale nie na ojcu. Czarny Pan pozostawał bierny w wychowaniu córki. Pochłaniała go jego obsesja o nazwie Harry Potter. Gdy butelka ponownie została opróżniona a beknięcie było głośne Bellatriks odłożyła do łóżeczka córkę i zmęczona powłóczyła nogami w stronę łóżka. Odgłos z dołu domu zaniepokoił ją na tyle że mimo wielkiego zmęczenia postanowiła zejść na dół. Ciemność jaka panowała na dworze spowiła całe domostwo dlatego powoli pokonywała schodek za schodkiem. Będąc na dole zauważyła palącą się świecę w salonie. Nie podejrzewając tego co tam zastanie wyjęła za pazuchy różdżkę i weszła do pomieszczenia. W fotelu siedział Czarny Pan a naprzeciwko niego młoda kobieta o długich nogach, wąskiej talii, bujnym biuście i ślicznym uśmiechu. Zazdrość opanowała serce pani Riddle. Miała ochotę rzucić w nią Avada i zapomnieć o istnieniu dziewczyny ale jej niebieskie jak morze oczy uniemożliwiały jej jakikolwiek ruch. *
- Nie obchodzi mnie Ivette jak tego dokonasz. Musisz ją do mnie sprowadzić. Ona jest kluczem a ja nie lubię mieć swoich kluczy z daleka od siebie. Nie dostaniesz na to dużo czasu. Potter zbyt długo ucieka i pozwala innym za siebie ginąć. Nigdy bym go o to nie podejrzewał ale jak widać życie zmienia wartości i priorytety takich słabych jednostek jaką on jest. * rzekł i po tych słowach jego wzrok spoczął na żonie. Przez opiekę nad córką nie wyglądała tak dobrze jak stara Bella. Była zmęczona i blada co czyniło ją widmem. Lord Voldemort nie był zadowolony z jej obecności. Kontakt małżonków ostatnio skupiał się wyłącznie na seksie. Kąpiel, numerek z żoną i jego wyjście z domu na jedną z wielu misji. Wiedząc co ten wzrok oznacza niepostrzeżenie opuściła pokój czując palącą ciecz pod powiekami. Ta kobieta będzie jej solą w oku. Musi się jej pozbyć za wszelką cenę. Gdyby nie płacz najmłodszej z członkiń rodu Riddle zapewne Bellatriks zalałaby gorzkimi łzami . *


* Zabawa, alkohol, przyjaciele. Jak niewiele potrzeba aby chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, troskach i całym ambarasie w jakim przyszło jej żyć. Głośna muzyka była niczym lek na zranioną duszę a alkohol pozwalał zapomnieć. Zapomnieć i żyć chwilą czego jak dotąd brakowało pani Snape. Wiedziała że poranny kac morderca chwyci ją mocno za pysk ale postanowiła się tym nie przejmować. Wzięła od Teo kolejnego drinka i upiła jego sporą część. Przyjęła od Draco jego silną dłoń i pozwoliła aby ten poprowadził ją na parkiet. Taniec z kuzynem dostarczył jej niemal rozkoszy a złączenie ich warg w namiętnym pocałunku przypieczętowało ich uczucie, które nigdy nie umarło. Odurzona procentami pozwoliła sobie przywrzeć do torsu mężczyzny, chłonąć ciepło i teksturę jego ciała. Odurzona swoistym zapachem Malfoy'a zatraciła się w miękkości jego włosów i warg. Dopiero chrząknięcie Pansy obudziło ich do tego stopnia że odskoczyli od siebie by po chwili wybuchnąć niepochamowanym śmiechem. Jak niewiele trzeba było aby zdradzić, dopuścić się czegoś czego będzie się rano żałować. Alexia poprawiła swoje długie włosy i zaczesała je do tyłu. Słysząc kto się ze mną napije z ust Teo Nott'a nie mogła mu odmówić z resztą jak zawsze.*



* Praca była czymś ważnym dla mistrza eliksirów. Musiał przyznać że ojcostwo go przerosło i mimo swego wieku,  zdobytego doświadczenia znów uciekał. Uciekał szybko szukając dziury w której mógłby znaleźć wygodne schronienie. I znalazł. Idealnym miejscem okazał się być jak zwykle Hogwart. Siedząc beztrosko w przytulnym jak dla siebie gabinecie usłyszał pukanie do drzwi.  Nie wahał się zaprosić gościa do środka. Tak jak się spodziewał do pomieszczenia dziarskim krokiem wszedł nie kto inny jak Albus Dumbledore. Siwowłosy staruszek był nadal pełny wigoru pomimo sędziwego wieku. Zlustrował strapione oblicze swojego nauczyciela i westchnął. *
- Znów toczysz ze sobą jeden ze swoich pojedynków? *zapytał pomimo faktu że doskonale znał odpowiedź na zadane pytanie.*
- Po co mnie o to pytasz? Uważam że to nie jest twoja sprawa Albus'ie. * odparł Snape i zasiadł przed swoim biurkiem. Aby zająć czymś dłonie przysunął sobie arkusze ze sprawdzianami a w dłoń ujął pióro z czerwonym jak krew atramentem.*
- Jeśli to wszystko co do mnie masz to muszę cię przeprosić ale jestem bardzo zajęty. * mruknął przez zaciśnięte zęby, pragnąć zachować przy starcu zimną krew, nie wybuchnąć złością czy gniewem, by nie dać rozmówcy satysfakcji z racji jaką posiadał.  Nie miał również najmniejszej ochoty na pogaduszki z dyrektorem, zwłaszcza na tematy które dotyczyły go bezpośrednio, jego i Alex. Cisza ze strony żony kazała mu sądzić że nadal pozostaje zła na jego słowa jakie padły w ich ostatniej kłótni. Jak mógł nazwać ją złą matką. Może i nie była wzorcowa ale ona postanowiła działać, podjąć trud wychowania młodego życia a nie jak on zwiać gdzie pieprz rośnie. Severus'owi ciężko było zapomnieć o tym że Alexia nie jest na Boga jego uczennicą a żoną i należy jej się większy szacunek a przede wszystkim wsparcie. Dlaczego więc jak dotąd nie ruszył jej na pomoc? Sprawa była prosta. Severus Snape był człowiekiem dumnym. Często ta duma gubiła go każąc robić głupstwa o których nikt inny nawet by nie pomyślał. Przetarł zmęczone oczy i widząc przed sobą nadal postać Dumbledore'a wskazał mu dłonią fotel stojący naprzeciw masywnego biurka. Starzec usiadł z gracją i wlepił w niego swoje przeszywające na wskroś niebieskie spojrzenie, którego mistrz eliksirów tak bardzo nienawidził. *
- Mów co masz powiedzieć i miejmy to za sobą. * rzucił odrywając od arkuszy swoje czarne tęczówki. *
- Dobrze wiesz co chce ci powiedzieć Severus'ie. Wracaj do domu na weekend. Pomagaj swojej żonie w opiece nad waszym synem. Może warto pomyśleć o przeprowadzce do Hogesmade? Wtedy miałbyś ich bliżej siebie. * rzekł splatając palce ze sobą. Bardzo uważnie przyglądał się wychowawcy Slytherinu.*
- Przemyślę to zapewne. Jeśli to wszystko to życzę Ci Albusie dobrej nocy. * mruknął mając nadzieję że starzec odejdzie. On wstał i skierował się w stronę drzwi, jednak na chwilę przystanął w progu.*
- Żyj tak aby potem niczego nie żałować i nie zostać samym. Żal i samotność są najgorsze. Razem potrafią nawet zabić. * rzekł i opuścił pomieszczenie zostawiając profesora Snape'a samego, zmieszanego jak nigdy dotąd.*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top