Jego okrucieństwo nie zna granic.
* Po zniknięciu Czarny Pan udał się na przechadzkę jedną z mugolskich wiosek. W starej postaci Tom'a Marvolo'a Riddle'a nie wzbudzał większego zainteresowania. Musiał pomyśleć nad sytuacją i swym kolejnym ojcostwem. Nie był z niego rad i przez myśl przeszło mu morderstwo ale nie chciał kolejnej awantury z całą rodziną Bellatriks. Poza tym będzie to kolejna lub kolejny dziedzic Slytherin'a. Przeczesał dłonią swoje kruczoczarne włosy i zaciągnął się wiosennym powietrzem. Tak wiele drzew pyliło. Nagle z sklepu wyszła piękna kobieta o miodowych oczach, które hipnotyzowały swym kolorem i blaskiem. Wściekły na siebie za zwrócenie uwagi na mugolkę wyjął dyskretnie różdżkę. Niewerbalna Avada Kedavra uderzyła w młode, dziewczęce ciało, które z łoskotem upadło na ziemię. Aby uniknąć zamieszania szybkim krokiem pomaszerował w zaułek ulicy i teleportował się do swojego tajemnego gabinetu, gdzie wezwał Severus'a, Lucjusz'a, Dracon'a i Ivette. Musieli omówić zadania jakie zostaną im powierzone. Miał zabrać głos gdy usłyszeli poruszenie za ścianą. Jak zawsze w takich wypadkach uczynił że stała się ona przezroczysta. W pomieszczeniu znajdowały się cztery kobiety. Czarny Pan uciszył swych towarzyszy chcąc usłyszeć o czym panie rozmawiają.*
* Carrie Clarke doskonale wiedziała w jakim stanie psychicznym znajduje się Bellatriks. Kobieta była załamana ciążą której nie planowała. Miała nadzieję że jak Yasminne trochę podrośnie ona wróci do czynnego służenia w szeregach mistrza a tu klops. Kolejna ciąża, kolejne dziecko i nowe obowiązki. Cieszyła się że są przy niej siostra, córka i przyjaciółka jak zaczęła nazywać pannę Clarke. Aby spokojnie porozmawiać udały się do biblioteki. Cisza jaka w niej panowała była nie tylko zbawienna ale i pożądana. Pani Snape gładziła ramię matki dodając jej otuchy, której ta potrzebowała. Po chwili zabrała głos.*
- Co ja u licha mam teraz zrobić? * zapytała gładząc się jeszcze po płaskim brzuchu. Czuła się jak w potrzasku, kajdanach których nie może się pozbyć.*
- Jak to co masz zrobić mamo? Musisz urodzić to dziecko innego wyjścia nie ma. *rzekła Alexia siadając obok niej. Kobieta głośno nabrała powietrza.*
- Ja nie chce tego dziecka. Chce wrócić do służby, tym bardziej że teraz ta cała Rosier wyskoczyła jak królik z kapelusza. * zawodziła ściskając dłoń w pięść. Zdenerwowana Alex poderwała się na nogi.*
- A o zabezpieczaniu się to nie słyszałaś? To dziecko nie jest niczemu winne. Ma prawo żyć tak jak ja czy Yasminne. Mamo pomogę Ci i nie martw się o te całą Rosier. Co ona może dać ojcu? Nic. Ona nawet nie dorasta Ci do pięt. *rzuciła chodząc nerwowo po pomieszczeniu. *
- Alexia ma rację Bello. Dziecko nie jest niczemu winne. Tom może jest zły do szpiku kości ale nie pozwoli Ci zabić dziedzica lub dziedziczkę Slytherin'a. Na tym punkcie ma fioła. Nie masz wyjścia jak urodzić. Co do tej Rosier to ja sobie z nią pomówię bardzo rzeczowo. * powiedziała Carrie i uśmiechnęła się do niej delikatnie. *
- Rosier i jeszcze na dokładkę ta cała Sylvie. Powiedz mi coś o niej i ich znajomości. * mruknęła pani Riddle patrząc za okno.*
- Po co zadręczać twoje serce Bello. * rzekła ale widząc zdeterminowany wzrok czarnowłosej odchrząknęła.*
- Poznali się jeszcze w Hogwart'zie jak byliśmy z Tom'em na ostatnim roku nauki. Stary Dippet wymyślił wymianę studencką i tak ta Sylvie trafiła do nas. Na początku Tom jako perfekt naczelny miał pokazywać jej szkołę. Dziewczyna miała wielki potencjał nie tylko w nauce. Była piękna o długich włosach i niebieskich oczach. Sama nie wiem kiedy zaczęli z sobą sypiać dla sportu. Gdy byliśmy młodzi kochaliśmy eksperymentować. * mruknęła i spłonęła rumieńcem przypominając sobie tamte wydarzenia.*
- Co masz na myśli ? *zapytała Narcyza zabierając po raz pierwszy dzisiejszego dnia głos.*
- Ciężko mi o tym mówić i się tego wstydzę ale należy się wam prawda. Nie raz po szkole gdy się spotykaliśmy lądowaliśmy we trójkę w łóżku. Tak ja Tom i ona. Zawsze ja byłam pierwsza bo byłam delikatniejsza. Ostrą sukę jak mawiał zostawiał sobie na dokładkę. Rzeczy jakie wyrabiali w łóżku były obrzydliwe ale i podniecające. Zapytałaś mnie kiedyś Narcyzo dlaczego mam ledwo widoczne szramy na nadgarstkach. To pamiątka po jednej z takich zabaw. Tom zbyt mocno mnie związał i sznur niemal podciął mi żyły. Zrobił to za pomocą zaklęcia dlatego żadne inne nie jest w stanie zmazać blizn. * powiedziała i westchnęła patrząc na Bellatriks.*
- Mój ojciec naprawdę był z wami dwoma w łóżku w tym samym czasie? * zapytała Alex zaskoczona zdobytą wiadomością.*
- Tak. * odparła ale młoda dziewczyna wiedziała że to do końca nie jest prawda.*
- Carrie co tam się jeszcze wydarzyło? * zapytała zbyt dobrze znając ludzką naturę.*
- Widzę że przed tobą nic się nie ukryje. Pewnego dnia umówiliśmy się na nasze spotkanie we trójkę. Czekałam na nich w hotelu. Tom przyszedł po kilku minutach ale ciągle brakowało jej. Nie uwierzycie ale zjawiła się z swoją siostrą. Miała niespełna piętnaście lat i Tom się wkurwił. W napadzie furii zabił dziewczynkę. Byłam wówczas inną osobą. Nie chce już sobie tego przypominać. Sylvie była tylko wdzięczna nam że pomogliśmy jej pozbyć się kuli u nogi. Po tym wszystkim odmawiałam spotykania się z nimi razem i jak już wiecie utrzymywałam kontakt z Tom'em osobno. Myślę jednak że jeśli mi dał kosza to i z nią postąpi również tak samo. Musisz jednak Bellatriks zrozumieć że twój mąż nie należy do mężczyzn wiernych a przygodny seks dla niego nic nie znaczy. To tylko zaspokojenie prymitywnych rządz jak mi to kiedyś powiedział. Nie martwmy się tym na zapas. * mruknęła i nagle do pokoju wszedł Czarny Pan. Rozejrzał się po pomieszczeniu z zaciętą miną co znaczyło że chce zostać z żoną sam. Reszta kobiet pospiesznie wyszła z pomieszczenia nie chcąc mu się narażać. Niesubordynacja w tej chwili sprowadziłaby gniew który zapewne wyładowałby na swojej ciężarnej żonie. Będąc na zewnątrz Alexia złapała kobiety za ręce i pociągnęła do tajemniczego gabinetu o którym wiedziała. Wchodząc do środka zobaczyły tam swoich mężów, Draco i Ivette. Alex nie miała czasu przywitać się z Severus'em tak jak i nie miała go na to aby wygonić Ivette. Bała się o matkę. Taka mina jej ojca wcale nie wróżyła nic dobrego. Każdy z nich w skupieniu patrzył na sytuację jaka miała miejsce w bibliotece. *
* Czarny Pan chodził od kominka do okna powolnym krokiem. Co chwila zerkał na siedzącą postać małżonki.*
- Draco zostanie z wami jako opiekun. Będzie się o was troszczył. Ja mam jeszcze inną misję do załatwienia w Francji więc wrócę później. * rzekł opierając dłonie na parapecie. Jego wzrok był nieobecny. *
- Chyba nie zamierzasz panie zdradzić mnie z tą dziewuchą od siedmiu boleści. * rzekła zrywając się z siedzenia. Była wściekła a jej wzrok ciskał błyskawice. Lord Voldemort podszedł do niej pospiesznie i chwycił za gardło. Przygniótł ciało żony do ściany patrząc ze złością w jej oczy. Alexia pisnęła i poczuła jak Severus ujmuje ją za dłoń. Musiała interweniować ale tak samo jak mąż, działanie uniemożliwiła jej Carrie mówiąc że nie może się wtrącać bo to się dla obydwu źle skończy.*
- Nie zapominaj Bellatriks kim jesteś, kim jestem ja. Nic więcej dla mnie nie znaczysz. Ten ślub był mi tylko potrzebny dla zwiększenia mocy. *syknął a kobieta chciała się wyrwać z jego uścisku, który przeniósł na jej ramiona. *
- Puść mnie natychmiast! * wrzasnęła i zamiast zobaczyć jego reakcję usłyszała szaleńczy śmiech męża.*
- Myślisz że możesz mi rozkazywać ? * szepnął i sprawnym ruchem rozerwał gorset jej sukni ukazując swym oczom jej biust. Sycił oczy tym widokiem. Wargami przejechał po górnej linii piersi. Westchneła czując podniecenie ale wiedziała że musi uciekać. *
- Proszę puść mnie natychmiast. Muszę zajrzeć do Yasminne. * rzuciła z lekkim strachem odczuwalnym w sercu.*
- Teraz się o nią martwisz? Alecto się nią zajmuje. Nie masz prawa się tak ubierać na zebrania. Wszystkich kusisz takim strojem a jesteś tylko moja. Takie zachowanie mi się nie podoba. Twoja zazdrość o tą Rosier jest bezpodstawna. Ona mogłaby być moim dzieckiem. Na marginesie wolę bardziej doświadczone kobiety, są sprawniejsze. * syknął i stało się coś co stać się nie powinno. Uwolniona z uścisku dłoń pani Riddle znalazła się na policzku męża, uderzając go z cichym łoskotem. Cisza jaka zapanowała była bolesna. Serce Alex niemal się zatrzymało. Wiedziała że sekundy dzielą jej matkę od śmierci. Czarny Pan złapał ją na kark i niemal rzucił na biurko. Upadła na nie na brzuch. Przycisnął ją dłonią do mebla.*
- Za kogo ty się uważasz, co? Chyba muszę pokazać ci gdzie jest twoje miejsce. * warknął po czym przywiązał ją od blatu mebla za pomocą zaklęcia. Po chwili zarzucił jej suknię na głowę i rozerwał bieliznę wchodząc w nią z wielką brutalnością. Pani Snape zamknęła oczy czując cierpienie jakie ojciec zadawał jej matce. Bellatriks krzyczała w niebogłosy czując olbrzymi ból.*
- Panie przestań! Błagam, przestań na wzgląd na nasze nienarodzone dziecko. * krzyknęła a łzy płynęły po jej policzkach.*
- Jak je stracisz zrobię ci nowe. Będziesz niemal jak Molly Weasley. * rzucił i zaśmiał się okrutnie ale stał się łagodniejszy a po chwili doszedł w jej kobiecości. Wyszedł z niej pospiesznie i zapiął swoje spodnie. *
- Ciesz się że jesteś moją żoną. Gdyby nie ten fakt, to teraz zawołałbym każdego śmierciożercę i miałby obowiązek się z tobą zabawić ale moja żona może być tylko moją dziwką. Dziwką niczym więcej. * warknął i dłonią przejechał po jej udzie. Były na nim odciski jego palców. Zdjął suknię z jej głowy i cofnął zaklęcie wiążące. Liny zniknęły a ona mogła się wyprostować co szybko uczyniła. *
- Draco zabierze cię jutro do prywatnego ginekologa. Ja nie chce cię widzieć na oczy do swojego powrotu. Wynoś się stąd dziwko! No już! * wrzasnął i kobieta na tyle ile pozwalał jej stan uciekła z biblioteki a Alexia ruszyła za nią z krwawiącym sercem. Jej problemy przestały mieć znaczenie. Przy sytuacji jej matki wydawały się być śmieszne i irracjonalne. Narcyza z Carrie również postanowiły iść do kobiety. W tej sytuacji nawet Lucjusz Malfoy współczuł Bellatriks jej położenia a tylko Czarny Pan uznał że postąpił słusznie. *
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top