Dla ciebie panie jestem w stanie zrobić wszystko.
* Nikt o zdrowych zmysłach nigdy nie przeciwstawiłby się woli i słowom Czarnego Pana. Każdy zdawał sobie sprawę jak surowo karze każdy przejaw niesubordynacji. Nawet panna Rosier musiała pogodzić się z myślą że jej sprzeciw może jedynie sprowadzić na nią problemy. Czarny Pan nerwowo spacerował w swojej sypialni patrząc co chwila za okno. Czuł dziwny niepokój i nie mógł odnaleźć jego źródła. Słysząc szelest odwrócił się pospiesznie by ujrzeć jak żona przekręca się w pościeli. Westchnął cicho i podszedł do kołyski w której spała jego najmłodsza córka. Dziewczynka była śliczną istotą tak mocno podobną do niego. Aura mocy jaką posiadała biła z ciałka Yasminne. Pogładził dłonią jej krótkie brązowe włoski. Nie poczuł przypływu uczuć jak każdy normalny ojciec ale on przecież nie był zwykłym człowiekiem. Już dawno przestał nim być. Widząc wystającą stópkę córki przykrył ją delikatnie kołderką. Niestety dziecko wyczuło ruch i widząc nad sobą ojca wyciągnęło do niego swe szczupłe rączki. Nie mając innego wyjścia pochwycił dziewczynkę na ręce i palcem połaskotał w nosek. Yasminne słodko się zaśmiała a w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Przejechał ręką po jej pleckach i zamarł czując jak dziewczynka się w niego wtula. Nigdy nie pozwolił się dotykać dzieciom ale nie mógł jej odtrącić. Pamiętał z swego dzieciństwa jak brakowało mu rodziców. Szybko zmuszony sytuacją musiał dorosnąć i wziąć sprawy we własne ręce. Sam nie wiedział w którym momencie córka usnęła w jego ramionach. Pokołysał ją chwilę a widok mógł złamać każde zatwardziałe serce ale nie jego. On musiał być zimny i nieczuły. Tak było prościej i logiczniej. Czując wiotkie ciało Yasminne odłożył ją do łóżeczka i nakrył kołderką w misie. Mógł przysiąc że w sprawę obleczenia pościeli była zaangażowana Narcyza. Bellatriks nigdy nie była dobra w te klocki. Wyszedł po cichu z pomieszczenia. Schodząc po schodach wpadł na jedną ze zwolenniczek. Spojrzał w jej oczy i ujął za dłoń. Kobieta nie zdążyła nic powiedzieć bowiem deportowali się z dworu w tylko jemu znane miejsce.*
* Gdy szła do swego pokoju wpadł na nią Czarny Pan i złapał za dłoń. Jego wzrok był zimny niczym stal a serce biło jakby przebiegł przed chwilą co najmniej mile. Teleportował się z nią w nieznane miejsce. Nie musiała udawać strachu. Czuła go w każdym zakamarku swojego ciała. Czując mocny ścisk za włosy zapiszczała. Miała niecałe dwadzieścia lat i mimo swych decyzji pragnęła żyć. Dopiero gdy upadła pod wpływem ciosu miała niewiele czasu na rozejrzenie się po pokoju. Był stary i zniszczony a w powietrzu dało się odczuć odór śmierci. Poczuła jak niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej szyi. *
- Panie czy coś się stało? * zapytała patrząc na podłogę bojąc się zwrócić na niego swoje spojrzenie. Lord Voldemort podszedł do niej i złapał za szczękę.*
- Dostałaś misję a efektów nadal brak. Pytam więc dlaczego? * syknął a z jego głosu dało się usłyszeć sączący się jad. Dziewczyna wstała na nogi i nieśmiało podniosła jednak swój wzrok. Spoczął on na biurku stojącym przy ścianie. Na jego krawędzi na pewno znajdowała się zaschnięta krew. *
- Panie ja przepraszam. Robię wszystko co w mojej mocy ale to nie jest proste. * odparła i poczuła mocny cios w policzek. Złość mrocznego lorda osiągnęła apogeum i musiał ją rozładować. Nie jego wina że kobieta nawinęła się pod rękę. Po prostu znalazła się w nieodpowiednim miejscu i czasie stając mu dzisiejszej nocy na drodze. Za pomocą zaklęcia rozciął jej udo a krew obficie trysnęła brudząc nie tylko podłogę ale i jej szatę.*
- Błagam daj mi panie jeszcze tydzień a wszystko będzie załatwione przyrzekam. * powiedziała słabym głosem. Ostatnie co dziewczyna zobaczyła był błysk zielonego światła mknący w jej kierunku.*
* Gdy ją zabił podszedł do jej ciała i odwrócił na plecy. Zerwał z szyi naszyjnik jaki od niego dostała. Czując zmęczenie usiadł w fotelu sycąc wzrok krwią jaka upływała z jej żył. Akt mordu jakiego się dopuścił nie spowodował ulgi a seks przed jej śmiercią nie pozwolił odczuć rozkoszy, choć była ponętna i zaokrąglona w odpowiednich miejscach. Wstał powoli i kopnął w szczękę. Pod wpływem ciosu kość pęknęła.*
- Dziwka zawsze pozostanie dziwką. * szepnął i wyszedł z pomieszczenia udając się do lochów dworu. Odór zgnilizny i brudu zaatakował jego nozdrza ale nie przejął się tym osobliwym zapachem. Policzył cele i wszedł do czwartej. Znajdowała się tam kobieta o morskim spojrzeniu z brudnymi włosami. Złapał ją za podbródek i uniósł do góry. Hardość biła z jej oczu jak i postawy. Pozwolił jej wstać i wyprostować. Musiała zostać poddana wielu torturom nie tylko fizycznym ale i psychicznym. Podał jej kilka flakoników jakie wyjął spod szaty. Kobieta spojrzała na niego pytająco.*
- Masz to teraz wypić. Nie chce słyszeć sprzeciwu. * syknął i patrzył jak zakładniczka wykonuje jego polecenie. Gdy opróżniła ostatnie naczynie wyczarował magiczne kajdany i unieruchomił jej dłonie.*
- Panie przodem * warknął, szturchając ją dla pobudzenia czubkiem różdżki. Kobieta ruszył do przodu jednak po chwili zastałe nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Zniecierpliwiony Riddle zarzucił ją sobie na plecy niczym worek z ziemniakami. Powoli ruszył z nią na górę. Zatrzymał się dopiero gdy znaleźli się w łazience. Rozebrał jej ciało z łachów jakie miała w celi i napuścił do wanny wodę. Wsadził dziewczynę niemal do wrzątku a ta pisnęła.*
- Tak wiem może cię szczypać. Ostatnim razem nie byłem zbyt ostrożny. * rzucił i przysiadł na klapie od sedesu patrząc na nią. Machnął krótko różdżką a kajdany spadły z jej nadgarstków i zniknęły w nicości. Przywołał do niej myjkę i mydło.*
- No już chyba wiesz do czego to służy. * rzekł patrząc na jej krągłe piersi wystające spomiędzy wody. *
- Wiem do czego to służy. * odpyskowała a widząc jego minę po chwili zamilkła. Zdała sobie sprawę że od dobrych trzech lat jest na jego łasce czy niełasce. Nigdy w życiu nie spodziewała się że złamie ją i jej serce. Tom wstał i przygładził swoje włosy. Postać z dawnych lat coraz bardziej przypadała mu do gustu. Widząc jej opieszałość mruknął niezadowolony. Po kilkunastu minutach gdy uznał że jest czysta podał jej ręcznik. Kobieta wytarła do sucha swoje ciało i pozwoliła aby zaniósł ją do sypialni. Rzucił ją na łóżko, pozbywając się z siebie ubrań. Nagi nachylił się nad jej ciałem i wszedł w jej kobiecość z wielką brutalnością. Dziewczyna wrzasnęła głośno a łzy bólu popłynęły z jej oczu. To nie zniechęciło Riddle'a przed braniem tego czego chciał. Zbyt szybko doszedł i znów nie dostał tej rozkoszy jaką odczuwał z Bellatriks. Przeklął w duchu i zerwał się z łóżka, ubierając się za pomocą czarów. Rzucił w zapłakaną dziewczynę bieliznę oraz suknię o kolorze malin. *
- Nie rycz mi tutaj tylko się ubieraj. * ryknął wiedząc że to ją otrzeźwi. Miał rację pospiesznie zaczęła się odziewać. Gdy skończyła zaprowadził ją do salonu i posadził w fotelu dając do ręki kieliszek wina.*
- Teraz uważnie mnie posłuchaj. Czasu nie ma wiele a już świata. Niedługo Rosier porwie panią Burkes. Ty pomożesz nam złamać klątwy rzucone na nią. Taka będzie twoja rola w tym wszystkim Sylvie. * szepnął patrząc w jej nadal załzawione oczy. Nie robiły one jednak na nim większego wrażenia. *
* Ranek był chłodny dlatego może Bellatriks wstała w nienajlepszym humorze. Powoli przeciągnęła się niczym kotka i zsunęła z wielkiego łoża. Według słów jej męża dziś mieli wyruszyć na misję do Francji. Czuła bijący od niego niepokój ale za nic na świecie nie domyśliłaby się prawdy. Yasminne nie było w łóżeczku więc domyśliła się że skrzat zabrał ją na dół. Ubrała się w szmaragdową suknię, którą jej mąż lubił a przynajmniej tak jej się wydawało. Uczesała się i zeszła na dół. W salonie czekała na nią córka z Liam'em. Pogładziła jak by nie patrzeć wnuka po policzku i spojrzała na Yasminne w objęciach siostry.*
- Alexio na pewno dacie sobie radę z Severus'em. Uważaj na nią proszę. Gdyby jej coś się stało Czarny Pan chyba by nas wszystkich zabił. * rzekła i uśmiechem przywitała w pokoju Carrie, która miała wyśmienity humor. Severus wyszedł z kąta i spojrzał na nią.*
- Spokojnie włos na spadnie jej z głowy. * rzucił i podszedł do żony. Wziął od niej ich syna aby jej kręgosłup mógł odpocząć. Chciał coś powiedzieć ale do pokoju wszedł ich mistrz. Był ubrany w białą koszulę i czarne spodnie. Coś złowieszczego pojawiło się w jego spojrzeniu. Ku zaskoczeniu wszystkich mała Yasminne widząc ojca zaczęła łkać i wyciągać do niego swoje drobne rączki. Podszedł do Narcyzy, która miała małą na rękach i wziął od niej córkę. Dziewczynka wtuliła policzek w jego pierś. Pozwolił jej na to i z dziewczyną usiadł w fotelu.*
- Wyruszamy za dwie godziny. Bellatriks mam nadzieję że jesteś spakowana. W Francji spędzimy trzy dni. Żywię nadzieję że do naszego powrotu Yasminne nie spadnie włos z głowy. * rzucił i spojrzał zimny wzrokiem na Snape'a.*
- Panie przyrzekam że tak będzie. Gdy wrócisz wasza córka będzie cała i zdrowa. * odparł lekko się kłaniając przed swym mistrzem.*
- Mam nadzieję że obie będą w dobrej formie. * rzekł sugerując zwolennikowi że ma również zaopiekować się własną małżonką. Severus skinął głową i z synkiem na rękach wycofał się w kąt. W czasie ich rozmowy Yasminne zasnęła w ramionach ojca. Delikatnie podał ją żonie.*
- Połóż ją spać i sprawdź czy wszystko wzięłaś. Ja pomówię w tym czasie z Rosier, Lucjusz'em, Dracon'em i Barty'm. Do zobaczenia w holu o jedenastej. Ciebie też chce tam widzieć Carrie. * rzekł po czym opuścił pomieszczenie a kobiety zaczęły się zbierać. Gdy wybiła godzina zero idąc we wskazane miejsce ujrzały Czarnego Pana rozmawiającego z Rosier. Jego dłoń znajdowała się na jej ramieniu a kobieta promieniała szczęściem. Z satysfakcją spojrzała w oczy Bellatriks a potem Carrie. Kobiety wiedziały że niebawem przyjdzie czas zemsty ostateczniej. Czekały tego jak wybawienia. Słysząc jej odpowiedź na pytanie Lord'a Voldemort'a zagotowały się. Brzmiało ono następującego: Dla ciebie panie jestem w stanie zrobić wszystko czego pragniesz, wszystko. *
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top