Czasami prawda potrafi złamać serce...
* Dziewczyna wstała i rzuciła wazonem w ścianę. Była wściekła na sytuację w jakiej się znalazła. Jej soczyście zielone oczy zaszły mgłą, by po chwili lśnić.*
- Nie jestem córką tego bydlaka! * wrzasnęła na całe gardło, zaciskając dłonie na swojej różdżce. *
- Kłamiesz! Powiedz matko że kłamiesz! * warknęła powstrzymując łzy.*
- Kochanie moje, chciałabym kłamać ale niestety to jest prawda. * powiedziała, chcąc przytulić córkę ale ta ją odepchnęła.*
- Proszę cię wyjdź. Chce zostać sama z Irmą. * szepnęła a Juliette opuściła dom ale nie na długo. Słudzy jej męża od razu porwali ją do zamkniętej na zaklęcie jadalni, zmuszając by oglądała swoją wściekłą córkę. Arianna opadła na krzesło.*
- Ari rodziców się nie wybiera, ale masz wpływ na życie i to jak chcesz je przeżyć. Przecież wiesz że ani ja, ani Liam z tego powodu nie odwrócimy się do ciebie plecami. Kochamy cię za to jaka jesteś, a nie kim jest twój ojciec, z resztą wiesz że mój też nie miał najlepszej opinii.
- Irmo do cholery jasnej o czym ty mówisz? Twój tata oszukał państwo na kilka galeonów, a mój wymordował pół świata. Jak mam żyć z takim piętnem? * zapytała głucho podchodząc do okna.*
- Dasz radę kochana, jesteś silniejsza niż sądzisz, a ja i Liam zawsze ci pomożemy. * powiedziała i przytuliła czarnowłosą. Arianna odsunęła się od niej słysząc dzwonek do drzwi. Poszła zobaczyć kogo niesie. Do salonu wpadła wściekła, a za nią szedł starszy chłopak.*
- Nie dociera do ciebie, że nie możemy dłużej się przyjaźnić Dean. Nie należysz do mojego świata i nigdy nie będziesz należał. Uważam naszą znajomość za zakończoną. * rzuciła zimno nie patrząc w jego zielone tęczówki w których wiedziała że utonie. Chłopak podszedł do niej i ujął jej twarz w swoje dłonie. Popatrzył w jej oczy i oparł swoje czoło o jej czoło.*
- Arianno, najdroższa dlaczego mi to mówisz? Poznałaś kogoś? Myślałem, że łączy nas coś magicznego i niepowtarzalnego.* powiedział smutnym głosem.*
- Co ty zwykły chłopak możesz wiedzieć o magii. Lepiej już idź zanim moja mama wróci do domu. No już, wynoś się! * wrzasnęła, a Dean złączył ich usta w ostatnim pocałunku, po czym wyszedł z jej domu. W momencie gdy drzwi się za nim zatrzasnęły dziewczyna osunęła się na podłogę. Zagryzła swoją pięść aby nie uronić ani łzy. Przyjaciółka uklękła koło niej i gładziła po włosach.*
- Czemu zerwałaś z nim znajomość, jeśli cię to tak bardzo smuci? * zapytała Irma nie przestając ją pocieszać.*
- I ty się jeszcze pytasz? Przecież wiesz że on jest mugolem, jedyne co mu mogłabym dać w przyszłości to śmierć z rąk mojego ojca. Lepiej dać mu odejść teraz, gdy był tylko przyjacielem niż potem gdyby stał się zbyt bliski. Wiesz, co to jest miłość Irmo? Miłość jest wtedy gdy nie patrząc na siebie poświęcasz coś dla kogoś. * rzekła, otworzyła okno i wysłała do kogoś patronusa z wiadomością. Usiadła w fotelu czekając. Nagle w pomieszczeniu pojawił się chłopak o stalowym spojrzeniu. Był sporo starszy od dziewcząt.*
- Co się stało Arianno? Nigdy nie wysyłałaś do mnie patronusa. * powiedział a ona nie bacząc na nic rzuciła się w jego ramiona. Chłopak mocno ją do siebie przytulił, tak jakby była jego całym światem. Zdradzieckie łzy popłynęły po jej policzkach. Będący w szoku mężczyzna zdrowo nią potrząsnął.*
- Arianno na litość boską co się stało, wyduś to z siebie. * krzyknął przerażony nigdy nie widząc jej w takim stanie. Czarny Pan nie wiedział co ma o tym sądzić. Był jak na razie zaskoczony wiadomościami jakie na niego spadły. Po chwili dziewczyna odzyskała głos. Opowiedziała mu rozmowę z swoją matką. *
- Nie będę kłamał. Wiedziałem o tym od dawna i przysięgłem twojej matce cię chronić. * mruknął nie wypuszczając ją z ramion.*
- To dlatego ostrzegałeś mnie przed znajomością z Dean'em? Wiedziałeś, że nasza znajomość nie ma racji bytu. * rzuciła i spojrzała w jego oczy.*
- Tak, dlatego cię ostrzegałem. Twoja mama prosiła mnie abym się tobą zaopiekował, gdyby jej kiedykolwiek coś się stało. Wiedziała doskonale że jestem ostatnim żyjącym z prostej linii dziedzicem Gryffindor'a i będę mieć tą odwagę, by zająć się ochranianiem jej córki. * szepnął i złożył pocałunek w jej włosach. Dziewczyna mocniej się w niego wtuliła.*
- Nigdy mnie nie zostawiaj Luke, przy tobie czuje się taka bezpieczna. * mruknęła a on westchnął.*
- Obiecuje że będę przy tobie cyganko - wróżbitko. * rzekł pieszczotliwie i wypuścił ją z ramion.*
- Jesteś młodą kobietą i kiedyś nabierzesz tej odwagi, że będziesz miała mnie dość. Powiesz spieprzaj Luke a ja zostanę. * rzekł śmiejąc się z widoku jej miny. Kciukiem starł z jej twarzy ostatnią zabłąkaną łzę.*
- Nawet nie wiesz jak bardzo potrafisz poprawić mi humor. Dziś miałyśmy iść na ognisko organizowane przez nasz rocznik z Drumstrang'u ale nie wiem czy teraz chce tam iść.* burknęła robiąc minę małej dziewczynki.*
- A moim zdaniem obie powinnyście iść i się zabawić. Liam'owi na pewno będzie tam smutno samemu. * rzucił, wiedząc że już ją przekonał.*
- Co ja na siebie włożę. * mruknęła Arianna a Irma wybuchła śmiechem.*
- Taką cię kocham. Cóż może pożyczę ci tą małą czarną co ostatnio wpadła ci w oko jak byłaś u mnie. Będziesz w niej wyglądać zjawiskowo. * rzekła a Luke wywrócił oczami słysząc ich szczerbiotanie.*
- Moje panie na mnie czas, mam wiele raportów do wypełnienia w Ministerstwie. Proszę mi się dobrze bawić, przyzwoicie zachowywać a i zero alkoholu czy seksu, jesteście na to za młode. * powiedział patrząc na nie z uśmiechem czającym się na ustach.*
- Tak jest panie komendancie. * rzuciła Irma i cała trójka wybuchła śmiechem.*
* Czarny Pan nie był zachwycony tym co zobaczył. Musiał poobserwować swoją córkę i coś się o niej dowiedzieć. Był potężnym czarodziejem więc bez problemu rzucił na wszystkich zebranych w jadalni zaklęcie kameleona, by mogli śledzić poczynania dziewczyny. Wróciły zdyszane po północy. Usiadły rozbawione na kanapie. *
- Widziałaś jak Mike na ciebie patrzył? Nasza mała Irma ma pierwszego prawdziwego zalotnika. * powiedziała rozbawiona Ari zakładając nogę na nogę.*
- A ty masz ich tylu, że nawet nie wiesz ilu. * odparła równie wesołym tonem. *
- Jak się dowiedzą kim jest mój ojciec szybko uciekną. * zażartowała i obie wybuchły niepohamowanym śmiechem.*
- Normalnie idealny środek antykoncepcyjny. * rzuciła Irma i obie niemal ze śmiechu turlały się po podłodze. W takiej sytuacji zastał je Luke.*
- Widzę że impreza się panienką udała. * rzekł i ujął w ramiona idącą w jego kierunku Ari.*
- Jest i moja zapracowana opoka. * mruknęła sycąc się jego dotykiem i zapachem. Irma zdjęła po cichu szpilki i poszła na górę, zostawiając ich samych.*
- Opoka miała dziś tyle pracy że nie wie jak się nazywa. * mruknął i usiadł na kanapie a dziewczyna spoczęła na jego kolanach, oparta o tors mężczyzny. On wsparł podbródek o czubek jej głowy.*
- Jak sobie radzisz? * zapytała wsłuchując się w miarowe bicie jego serca.*
- Nie najlepiej, nazwisko Wilkes robi swoje. * rzucił i pogładził ją po plecach.*
- No tak zapomniałam że twój ojciec był śmierciożercą i zabili go aurorzy jak miałeś cztery latka. Musiało wam być ciężko. * westchnęła ujmując jego dłoń.*
- Matka bardzo kochała mojego ojca. Była w stanie zrobić dla niego wszystko. Po jego śmierci nigdy nie znalazła sobie innego mężczyzny, mówiąc że żaden go nie zastąpi. Miałem siedemnaście lat jak zmarła. * powiedział tuląc ją do siebie.*
- Zawsze zastanawiałam się dlaczego mama nie szukała sobie nikogo, tylko zawsze była sama, przecież jest piękną kobietą. * rzuciła patrząc w ogień z kominka.*
- Twoja matka trochę cię okłamała. * powiedział i poczuł jak się spięła.*
- To znaczy? * zapytała zaskoczona, bowiem mama nigdy jej nie okłamywała.*
- Nie chciałbym psuć waszych relacji. * mruknął i poczuł na swoim policzku jej dłoń.*
- Proszę powiedz mi i tak dość długo żyłam w nieświadomości. * szepnęła niemal błagalnie.*
- Muszę zacząć od początku. Twoja babcia ma niezwykły dar jasnowidzenia. Jej rodzina od zarania dziejów należała do domu Slytherin'a. Pomyśl sobie jak mocno byli niezadowoleni gdy ich córka trafiła do Krukonów. Wyparli się jej i traktowali jak powietrze. Gdy skończyła szkołę wyszła za mąż. Szybko bo po roku urodziła dziewczynkę, twoją matkę. Kolor oczu córki kazał jej przypuszczać że będzie również obdarzona jej darem. Nie myliła się. Twój dziadek zmarł przed pójściem córki do szkoły, gdzie trafiła do Ravenclaw'u. Historia jaką usłyszałaś zgadza się do pewnego momentu. Twoja mama została zmuszona do ślubu pierwszego stycznia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku. * rzekł a Arianna się zamyśliła.*
- Ale ja urodziłam się w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym drugim. * powiedziała podniesionym głosem.*
- To prawda. Mam pewne wspomnienia ale nie wiem czy ty chcesz je oglądać. * rzekł i widząc jej minę westchnął. Nie miał wyjścia, po chwili za pomocą czarów na ścianie pojawiło się jedno ze wspomnień. Alexia była pod wrażeniem umiejętności chłopaka.*
* W salonie na kanapie zwinięta w kłębek leżała młodziutka kobieta, nakryta grubym kocem. W domu musiał panować chłód, choć w kominku tlił się ogień. Dziewczyna była apatyczna, a na jej dłoni widniała złota obrączka, która paliła ją żywym ogniem. Nagle drzwi pomieszczenia otworzyły się i do środka wszedł Czarny Pan. Był wysokim, przystojnym jegomościem o nieprzeniknionej twarzy i zimnych oczach, w dłoni miał zwoje pergaminów.*
- Długo jeszcze zamierzasz się nad sobą użalać? * zapytał zimno i położył na biurku swój pakunek. *
- Proszę cię wypuść mnie. Przecież wiesz że niczego ode mnie nie dostaniesz. * mruknęła patrząc na jego twarz. Riddle podszedł do niej i postawił na nogi. *
- Jedynie czego chce to dziecka w twoim łonie i zrobię wszystko aby tak się stało. * syknął i popchnął ją na kanapę. *
- Do tego czasu ogarnij się i zajmij domem. Ja idę na zebranie. Jak wrócę to obiad ma być na stole, a ja się później zajmę tobą tak jak trzeba. * rzucił i zniknął. Kobieta otarła dłonią zbłąkane łzy i ruszyła do swego pokoju. W środku zastała swoje rzeczy. Rozpakowała je starannie układając w szafie. Panicznie bała się gniewu swego męża, dlatego zeszła do kuchni i upiekła kurczaka. Zmęczona pracą zasnęła na kanapie, nie słysząc nawet dźwięku otwierających się drzwi. Do domu wrócił Voldemort. Zlustrował wzrokiem kuchnię i gotowy obiad. Powolnym krokiem wszedł do salonu i popatrzył na śpiącą kobietę. Nic do niej nie czuł ale okrył jej ciało kocem. Poszedł do kuchni i nałożył sobie obiad. Powoli jadł posiłek, czytając przy tym proroka. Gdy skończył usłyszał dzwonek do drzwi. Otworzył je, zamienił kilka słów z jednym z wielu zwolenników, po czym wrócił do salonu. Kobietę obudził ów dzwonek. Usiadła na kanapie i sennie rozejrzała się po pomieszczeniu. Widząc go za biurkiem zamarła. Miała nadzieję że cały ten ślub i to, że tu jest było snem. Niestety okazała się to brutalna prawda. Nie zabierając głosu wstała i poszła do kuchni. Zjadła dwie kanapki na kolację i popiła sokiem dyniowym. Idąc do swojego pokoju poczuła jego dłoń na swoim przygubie.*
- Wychodzę z domu i nie wiem ile mnie nie będzie, ale nie martw się nie zostaniesz sama. Wilkes się tobą zaopiekuje i przypilnuje aby żadna głupota nie przyszła ci do głowy. * rzucił i puścił ją. Po kilku sekundach Riddle zniknął a ona została w towarzystwie śmierciożercy. Porozmawiała z nim chwilę o pogodzie.*
- Pójdę się położę. Nie czuje się najlepiej a ty się rozgość. * powiedziała i powoli ruszyła do pokoju. Nie mogła uciec wiedząc że naraziłaby na karę tego mężczyznę, który w domu miał czteroletniego synka. Bądź egoistką mówiło sumienie, ale ona tak nie potrafiła. Arianna w skupieniu oglądała ów wspomnienie i było jej bardzo szkoda matki. Kobieta szybko wzięła kąpiel i w koszuli nocnej położyła się spać. Ów śmierciożerca czytał gazetę kiedy w pomieszczeniu pojawił się Czarny Pan. Wstał z fotela i skłonił przed swym mistrzem. Słysząc pytanie o kobietę odchrząknął.*
- Śpi mój panie. Sprawdzałem dziesięć minut temu. Nie działo się nic niepokojącego. * powiedział i opuścił po chwili pomieszczenie. Riddle zdjął z siebie szatę, zostając w spodniach i koszuli. Poszedł do łazienki i wziął spokojny prysznic. Alexia nie mogła uwierzyć że tato był taki przystojny. Współczuła bardzo tej kobiecie, która miała wtedy tyle lat co ona. Po kąpieli pewnym krokiem wszedł do sypialni swojej żony. Podszedł do łóżka i położył się obok niej. Słodko spała wtulona w poduszkę. Przymknął swoje powieki i sam również zasnął. Ranek nastał bardzo szybko. Juliette wstała wcześnie, przetarła swoje zaspane oczy i zobaczyła obok swoje przekleństwo. Chciała po cichu wyjść z łóżka, ale jej się nie udało, bowiem on złapał ją za nadgarstek.*
- Gdzie tak wcześnie wstajesz? * zapytał i pociągnął ją z powrotem na materac. Kobieta upadła pupą obok niego. Nie chciała siedzieć tak blisko męża, ale nie miała innej możliwości. *
- Idę zrobić śniadanie, na pewno jesteś głodny. * rzuciła pierwszą myśl jaka przyszła jej do głowy. Riddle popatrzył na nią rozbawiony.*
- Jestem głody ale nie w ten sposób co myślisz. * szepnął do jej na wpół otwartych ust i po chwili złączył je z swoimi. Gdy chciała się odsunąć przytrzymał ją za głowę uniemożliwiając ucieczkę. Dopiero po chwili odsunął się od warg i zdjął z niej koszulę nocną przez głowę. Dziewczyna od razu zasłoniła się kołdrą a on się głośno roześmiał. *
- Jeśli będziesz się stawiała będzie bardziej bolało. * rzekł i przyciągnął ją do siebie za włosy. Dziewczyna pisnęła z bólu, ale nie chciała dać mu satysfakcji. Sunął wargami po jej szyi gdy usłyszał dzwonek do drzwi. *
- Dokończymy to później. * mruknął , machnął różdżką i wyszedł ubrany z pokoju. Dziewczyna ubrała się i pospiesznie zeszła do kuchni gdzie spożyła śniadanie. Miała zapuchnięte czerwone oczy od płaczu. Bała się go jak diabeł święconej wody. Wiedziała że o tej godzinie prowdzi zebranie w swoim gabinecie. Nie chciała go widzieć dlatego ruszyła w stronę biblioteki, ale nie było dane jej tam dotrzeć. Wilkes powiedział że mistrz czeka na nią w swym gabinecie. Opóźniała swoje przybycie tam jak tylko mogła. Wchodząc zobaczyła jego spiętą twarz. Bez słowa podszedł do niej i popchnął tak, że upadła brzuchem na biurko. Riddle przytrzymał ją i podwinął jej suknię. Juliette próbowała mu się wyrwać ale nie miała na to dość siły.*
- Szarp się dalej a będzie bardziej bolało suko. * syknął nachylony nad nią. Wiedząc że ma rację przestała walczyć, poddała się czując jak swym członkiem napiera na nią. Gdy wlał w nią swe nasienie, wyszedł, zapiął rozporek i klepnął ją w pupę. Usiadł za biurkiem i ujął pióro w dłoń.*
- Możesz sobie już iść. * mruknął patrząc jak żona pospiesznie opuszcza jego królestwo. Juliette trzymając się za brzuch wpadła do łazienki, szybko ujęła włosy w dłonie, po czym zwymiotowała do sedesu. Blada jak ściana wstała z klęczek i wypłukała wodą usta. Płacz uwiązł jej w gardle. Następna scena zaczęła się dość nieoczekiwanie. Riddle siedział na kanapie a na jego kolanach żona. Ariannę zaskoczył ten obrazek, ale po chwili zrozumiała że Czarny Pan jest w jej matce. Kobieta wyglądała jakby przechodziła niezliczone katusze. On pieścił dłońmi jej obnażone piersi. Gdy doszedł wstał i posadził ją na kanapie a sam zniknął w kuchni szukając ognistej whisky. Dziewczyna nie chciała widzieć więcej. Przytuliła się do Luke płacząc w jego koszulę.*
- Jak on mógł to zrobić swojej żonie, matce swojego dziecka. Jak ona mogła to znosić.* wyłkała nie mogąc pozbierać myśli.*
- Nigdy jej nie osądzaj, bo nie wiesz przyjaciółko co twoja matka musiała znosić. Teraz chodź położę cię spać. Wyglądasz na wykończoną.* szepnął i ujął ją na ręce, niosąc ją do jej sypialni. W tym samym czasie Czarny Pan złapał swoją żonę mocno za szczękę.*
- Mamy sobie dużo do wyjaśnienia Julietto Riddle. * rzucił i popchnął ją na swoje krzesło.*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top