Co ona w sobie ma?
* Często w życiu wydaje nam się że mamy ciężko. Nie zawsze jest to uczucie prawdziwe. Alexia Snape nie miała pojecia jak poradzić sobie w opiece nad trójką dzieci z której jedno jest marudne i denerwujące ponad miarę. Opieka nad Liam'em i Yasminne była niczym w porównaniu nad opiekowaniem się Severus'em. Tak to on był tym trzecim rozkapryszonym bachorem. Westchnęła po czym spojrzała w oczy swojego męża. Obiecała sobie dać mu ostatnią szansę i spróbować ratować związek. Skinęła do niego głową i wskazała bagaż siostry jaki spakowała jej na wyjazd mama.*
- Weź walizkę małej a ja pójdę po nią. Chce już wrócić do domu. Narcyza została z naszym synkiem tylko na kilka minut. Musimy się pospieszyć. Sama ma wiele do roboty z małą Naomi. * rzuciła i podciągnęła lekko suknię ku górze aby się nie przewrócić. Wchodząc do pokoju dziewczynki uśmiechnęła się. Mimo wszystko chciała aby ona miała szczęśliwe dzieciństwo. Alex choć była w swoim szczęśliwa to zawsze brakowało jej rodziców. Nie powie bo Lucjusz i Narcyza starali się aby w ich domu czuła się kochana i swobodnie ale ona tęskniła. Każde dziecko tęskni za swoimi rodzicami. Cieszyła się że mała Yas ma to szczęście i będzie ich miała koło siebie ale czy na pewno to było dobre? Czarny Pan nie zdawał się być kochającym czy choćby dobrym ojcem. W sumie to pani Snape wiedziała że nie pozwoli nikomu skrzywdzić swojej siostrzyczki, nawet jemu. Podeszła powoli do łóżeczka i ujęła na ręce dziewczynkę, która uśmiechnęła się do niej słodko. Pogładziła ją ręką po głowie i zniknęły razem w oparach kurzu. *
* Bellatriks dziękowała wszystkim świętym za obecność Carrie u jej boku. Kobieta okazywała się niewątpliwym wsparciem. Musiała przyznać nawet przed samą sobą że tej Rosier poszło bez większych przeszkód porwanie pani Burkes. Była zdumiona widząc tą dziewczynę. Delikatność biła z każdej komórki jej ciała. Przerażona wodziła wzrokiem od jednej do drugiej osoby. *
- Po co mnie tu sprowadziliście? * zapytała i dopiero po chwili ujrzała wychodzącego z cienia Czarnego Pana. Na jego widok stała się blada niczym ściana. Musiała domyślić się czego od niej oczekuje. Strach sparaliżował na chwilę jej aparat mowy. Przymknęła zmęczone powieki.*
- Czego chcesz? Bo raczej nie porozmawiać o pogodzie. * rzuciła i spojrzała buntowniczo na swoją porywaczkę.*
- Nie ucieknę przecież ta wariatka pozbawiła mnie różdżki. * rzekła i nagle więzy z jej nadgarstków opadły. Riddle wiedział że mówi prawdę dlatego wyswobodził jej dłonie z więzów. Usiadł naprzeciwko niej i spojrzał prosto w oczy, oczy który były niemal identyczne jak oczy jego śmiertelnego wroga*
- Tak jak chcesz od razu przejdziemy do konkretów. Sprawa jest prosta. Pomożesz mi zgładzić Zakon Feniksa, jego członków i lidera albo twój mąż zostanie poddany serii tortur a potem może z litości go zabije? Po takim bólu z pewnością zostanie z niego to co po Longbottom'ach. * powiedział spokojnym głosem, tak jakby naprawdę rozmawiali o pogodzie.*
- Widzę że nie mam wielkiego wyboru. Albo ojciec albo mąż. * mruknęła rozmasowując swoje nadgarstki. Doskonale zdawała sobie sprawę że wybór nie będzie trudny. Przecież nie była idiotką i zdawała sobie sprawę jak skończy ona kiedy będzie niepotrzebna. *
- Jaką mam gwarancję że mi ani mojemu mężowi nic nie będzie groziło jeśli wam pomogę? *zapytała patrząc odważnie w oczy mrocznego lorda.*
- Żadnej. To ja rozdaje tu karty Alice. Twój ojciec nie potrafił ochronić Potter'ów. Rozdeptałem ich jak karaluchy. Myślisz że uda mu się was ochronić? Z tobą i Armando zrobię to samo jeśli postanowicie mnie zdradzić. Tak więc nie masz wyboru. * syknął i wstał patrząc na drzwi. Do pomieszczenia weszła wysoka, piękna kobieta.*
- Sylvie w końcu jesteś. Zaczynałem się o ciebie niepokoić. * powiedział i spojrzał na nią uważnym wzrokiem. Bellatriks po plecach przeszedł zimny pot. Zdała sobie sprawę że kobieta jest ładniejsza od niej. Aby zagłuszyć ciszę z kąta wyszła Carrie. Podeszła do właścicielki dworu i się z nią przywitała. Blondynka podeszła do Tom'a i ucałowała jego policzek.*
- Miło że sobie o mnie przypomniałeś mon cherie. Nic się nie zmieniłeś nadal pan i władca. Takiego cię zapamiętałam. Przedstawisz mi towarzystwo z jakim do mnie przybyłeś? * zapytała lustrując wzrokiem salę. Musiała udawać że nie była jego więźniem i dawno się nie widzieli. Całe jej życie to była jedna, wielka, popieprzona gra. *
- Carrie nie muszę ci przedstawiać znamy się zbyt długo. * szepnął i wskazał dłonią na zwolenniczkę.*
- To Rosier nowy nabytek w szeregach. Koło Carrie stoi Bellatriks moja żona. Nie denerwuj jej. Jest w ciąży co znaczy bardziej drażliwsza. A ona to Alice Burkes. Jak by na to nie spojrzeć moja synowa. * rzucił i uchwycił zaskoczony wzrok więzionej.*
- Naprawdę myśleliście że nigdy się nie dowiem. Sądziliście że będziecie żyć w bajce i bańce w jaką wsadzi was ten stary głupiec Dumbledore? Wasze niedoczekanie złotko. * szepnął i spojrzał zimnym wzrokiem na Sylvie.*
- Sprawdzisz jakie zaklęcia rzucił na nią drops i mnie poinformujesz. Wyjdę się przewietrzę i skorzystam z pogody. Bellatriks mi potowarzyszy. Chodź. Jesteś strasznie blada. * rzucił i ku zaskoczeniu wszystkich podał jej swoje ramię. Nie mogła i nie chciała go otrącić dlatego przyjęła je z wdzięcznością po czym opuścili pomieszczenie.*
* Alex nie wiedziała od jakiego czasu zajmuje się dziećmi ale była wykończona. Synkowi szły zęby, siostra dostawała bolesnych kolek. Oboje z Severus'em byli na wykończeniu. Gdyby nie zaznaczanie czerwonym flamastrem dat zapewne państwo Snape nie wiedzieliby nawet jaki obecnie jest dzień tygodnia. Spojrzała błagalnym wzrokiem na kalendarz. Tkwili w tej sytuacji od dobrego tygodnia. Obawiała się że coś poszło nie tak. Zero odzewu. Co dwa dni wpadał do nich Barty chcąc zapewne się upewnić czy żyją. Wiedział w jak ciężkiej sytuacji się znajdują. Wielkim wsparciem była dla nich Narcyza. Przychodziła do nich z swoją córeczkę i wnukiem. Dzieci razem się bawiły a Alex z mężem mogli wtedy się przespać choć kilka cennych minut. Sama nie wiedziała jak długo wytrzyma jeszcze taką sytuację. Zaczęła kończyć praktyki z eliksirów. Przedwczoraj miała egzamin w Ministerstwie i zdała na wybitny. Sev był z niej bardzo dumny choć nie chciał po sobie tego pokazać. Trzy dni temu zdała również pierwszy rok zielarstwa na wybitny. Z tych okazji Severus zabrał ją na kolację i po niej poszli do łóżka. Nie żałowała. Potrzebowała bliskości męża i wsparcia w tych trudnych chwilach. W głębi duszy pragnęła by rodzice wrócili. Zrzucała więcej obowiązków na męża ale musiała przygotowywać się do egzaminów. Była mu niezmiernie wdzięczna za to że bardzo nie marudził. Wtulona w jego silne męskie ramię usłyszała huk teleportacji. Wstała na równe nogi z różdżką w pogotowiu. Na jej szczęście w pomieszczeniu pojawiła się Bellatriks. Wielki ciężar spadł z serca młodej kobiety. Matka przytuliła ją i pogładziła po włosach.*
- Severus'ie nasz mistrz chce cię widzieć w naszym salonie. Ciebie Alex też. Weźmy dzieciaki i ruszajmy. * szepnęła i po chwili znalazły się w dworze Riddle'ów. W pomieszczeniu siedziało kilku najważniejszych śmierciożerców. Skrzaty zabrały dzieci na górę a oni usiedli na krzesłach. *
- Jak widzę już pogodzeni. To dobrze. Naburmuszona baba to nic miłego Severus'ie ale nie po to się tutaj zebraliśmy. Dostaliśmy to czego pragnęliśmy. Będziemy zdobywać informację ale to nie będzie szybki atak. Musimy się do niego dobrze przygotować. * rzekł i pogładził po łbie stęsknioną Nagini.*
* Minęły cztery lata. Dla niektórych to mało, dla innych szmat czasu. Każdy z bohaterów przeżywał swoje małe piekło. Czarny Pan stał na wzgórzu znajdującym się na terenie posiadłości Riddle. Obok niego stał Lucjusz zaraz potem Draco i Severus. Kobiety siedziały niedaleko pod drzewem. Chroniły swoje twarze przed słońcem. Popijały słodką lemoniadę i rozmawiały o nowych materiałach jakie pojawiły się w sklepie madame Maklin. Nagle wzrok pana Riddle stał się lodowaty.*
- Yasminne! * ryknął a niemal pięciolatka przybiegła pospiesznie do ojca. Była jego wierną kopią. Zimna i nieczuła. Ojca słowa była dla niej świętością ale pokazywała często różki.*
- Mówiłem ci abyś nie dokuczała Mii. Znów będzie potem beczeć godzinami. Spróbujmy tego uniknąć. Nie muszę Ci tłumaczyć czym kończy się moja migrena prawda kwiatuszku. * powiedział przesłodzonym tonem i dziewczynka zwiesiła głowę w dół .*
- Przepraszam ojcze już nie będę jej dokuczać. Czy mogę odejść ? * zapytała patrząc na resztę dzieci bawiące się w chowanego.*
- Tak idź już i jej nie dokuczaj. * rzucił i oparł się o drzewo. Mia była jego najmłodszą córką i oczkiem w głowie. Była tak różna od swych sióstr. Bardzo uczuciowa i wrażliwa. Delikatna niczym płatki maku. Musiał ją chronić i bronić przed starszą siostrą ale i światem. Korzystając z chwili spokoju zwrócił swą uwagę na resztę dzieci. Naomi była śliczną dziewczyną tak mocno podobną do swej matki Narcyzy. Scorpius chłopak sprytny i inteligentny. Zamknięty w sobie. Zyskiwał w oczach po głębszym poznaniu. Kątem oka spojrzał na Alex. Nigdy nie podejrzewał ją o taką uczuciowość. Jej syn Liam był przebiegły. Jak rodzice lubował się w eliksirach. Zaraził się pasją od matki. Sam nie wiedział jak do tego doszło że państwo Snape w przeciągu tych czterech lat doczekali się jeszcze dwójki dzieci. Aiden miał trzy latka. Był kopią ojca ale z zamiłowaniem do czarnej magii. No i na końcu ich córka Layla. Dziewczynka miała dwa latka. Czarny Pan nie raz się śmiał że dziewczynkę Snape zmontował z jego córką gdy chyba ta była jeszcze w połogu. Jego rozmyślania przerwało pojawienie się Mii. Dziewczynka wyciągnęła do niego swojej dłonie. Riddle uśmiechnął się po czym wziął ją na ręce. Czując jak obejmuje go za szyję pogładził ją po brązowych włosach.*
- Co tam się stało? Yasminne znów ci dokuczała? * zapytał patrząc w te szczere dziecięce oczy jakich kolor odziedziczyła po nim.*
- Nie tatusiu chce pokazać ci moją babkę z piasku. Zrobiłam ją sama. Dziś nawet Scorpius mi nie pomagał. * powiedziała dumnym głosem. *
- Jeśli zrobiłaś ją sama to muszę ją zobaczyć. Na pewno jest urocza. Prowadź skarbie. * rzucił i powolnym krokiem ruszył za najmłodszą. Każdy był zaskoczony jego podejściem do Mii. Nikt nie zauważył zazdrosnej dziewczynki stojącej za drzewem.*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top