Bo zemsta musi mieć słodki smak

* Młoda jasnowłosa kobieta spacerowała po ogromnym salonie. Była mocno zdenerwowana. Rzuciła zagatkowe spojrzenie w oczy swojego męża.*

- Lucjuszu Bella tak często igra z życiem. A jeśli coś jej się stało? *zapytała nerwowo chowając kosmyk swoich włosów za ucho. Był kwadrans po osiemnastej. Bała się o swoją starszą siostrę. Miały tylko siebie a ona czuła się za nią odpowiedzialna.*

- Narcyzo twoja siostra igra ze wszystkim i wszystkimi a jej mąż sprowadza na nas same kataklizmy. Doskonale wiem że tych dwoje kiedyś się pozabija. * mruknął bez większych emocji. Podszedł do kominka i w tym czasie usłyszeli krzyki z korytarza.*

- Bellatriks gdzieś ty była? * krzyczał na nią Rudolf wyraźnie poddenerwowany. *

- Nie twoja sprawa! * odwarknęła kobieta i pchnęła z całych sił drzwi. Małżonkowie Lestrange wpadli jak z procy do salonu a za nimi wszedł rozbawiony Rabastan*

- Bracie przecież Ty wiesz kto potrafi tak rozgrzać twoją żonę. * rzucił uszczypliwie. Czarnowłosa kobieta była wściekła. Nie wiadomo skąd w jej dłoni pojawiła się różdżka. Miała zaatakować szwagra ale przerwał jej mąż całując ją pospiesznie w wargi. Doskonale wiedział że nikt nie miał prawa obrażać jej uczuć do Czarnego Pana. Za to była w stanie zabić bez zastanowienia. Odepchnęła go od siebie patrząc na jego postać jakby był najgorszym ścierwem. Jego gest napawał ją obrzydzeniem. Po sekundzie targnęły nią mdłości.*

- Trzymaj łapska przy sobie! * warknęła wściekła i przeniosła swój wzrok na Narcyzę.

- Bella o czym on mówi? * zapytała Narcyza nie rozumiejąc jak siostra może nie kochać swego męża.*

- Cyziu to nie jest teraz ważne . *mruknęła jednak Rabastana bawiła cała sytuacja. *

- Oj Narcyzo czy tylko ty nie wiesz, że Bella wolałaby mieć w swoim łożu kogoś innego niżeli swego męża * rzekł a Rudolf usiadł załamany w fotelu. Prawda go dobijała. *

- Milcz natychmiast głupcze! Nie po to się tu zebraliśmy . * wrzasnęła i usiadła za stołem a reszta osób do nich dołączyła. Pani Malfoy postanowiła potem porozmawiać ze szwagrem. Spotkanie było burzliwe. Każdy miał inną teorię na zdobycie przepowiedni. Bellatriks upierała się przy sztormie i sile. Rudolf milczał w duchu zgadzając się z wizją żony. Rabastan był zniesmaczony postawą brata ale upierał się przy wersji Lucjusza. I tak po kilkunastu godzinach właśnie ona wygrała. Według jej założeń mieli zdobyć ją pojutrze w nocy. Wtedy miało być najmniej ludzi w Ministerstwie. Skrzat przyniósł późną kolację. Jedli ją w milczeniu . Każde z nich było zajęte swoimi myślami. Tylko Narcyza martwiła się całą sytuacją. Widząc iż Rudolf chciał zajrzeć do biblioteki Malfoyów zaproponowała mu swoje towarzystwo. Ruszyli ciemnym korytarzem . Milczenie przerwał starszy Lestrange.*

- Macie piękną bibliotekę. * mruknął widząc opasłe tomy różnych ksiąg. Rozglądał się po tytułach. Kobieta postanowiła zaryzykować.*

- Rudolfie. Czy wszystko w porządku ? Wydajesz się być smutny.* stwierdziła widząc w jego oczach pustkę.*

- Cyziu jak ma być dobrze jeśli moja własna żona woli innego i robi ze mnie pośmiewisko wśród śmierciożerców? Rabastan śmieje się iż nie jestem w stanie przedłużyć rodu a ja stoję między młotem a kowadłem * wydusił z siebie tak długo ukrywaną prawdę. Wiedział, że ta młoda kobieta jest w stanie go zrozumieć jak nikt inny. Widział w jej oczach lekkie zaskoczenie.*

- Jak żyli rodzice nie raz dziwili się czemu nie posiadacie dzieci . Bellatriks twierdziła, że zbyt wiele razy poroniła. Tak zawsze im mówiła. Ja nigdy o tym nie wspominałam, nie chcąc sprawiać jej dodatkowego bólu.* powiedziała i odgadła z jego twarzy, że Bellatriks nigdy mu o tym nie wspomniała. Nie chciała wtrącać się w małżeństwo Lestrange'ów dlatego poczekała aż weźmie księgę i opuścili pomieszczenie. Gdy wrócili do reszty właśnie skończyli posiłek i spojrzeli na nich.*

- To do jutra. * rzekł Malfoy i objął żonę w pasie. Popatrzyli jak goście się teleportowali i zniknęli.*



* Bellatriks wylądowała w salonie z mężem i szwagrem. Usiadła w fotelu i potarła swoje skronie. Jak to się mogło stać, że gdy wróciła od Czarnego Pana była zarumieniona niczym nastolatka, tylko dlatego że podając jej pergamin musnął jej dłoń swoją. Była mocno zaskoczona swoją reakcją . Nagle poczuła na swoim ramieniu dłoń. Uniosła wzrok i ujrzała Rudolfa. Posłała mu pytające spojrzenie i zauważyła, że Rabastan opuścił salon. *

- Bellatriks . Rozmawiałem z Narcyzą. To prawda co mówiłaś swoim rodzicom? Że traciłaś każdą ciążę dlatego nie posiadamy potomstwa? * zapytał i od razu tego pożałował jak niczego nigdy w życiu. Ujrzał w jej oczach przeogromną chęć mordu. *

- A co miałam im mówić? Że mój własny mąż nie jest w stanie mnie zaspokoić a ten który może jest zbyt idealny i odległy. *rzekła opryskliwie i wyszła do swojej sypialni. Teraz wiedział już dobitnie iż żona nie była jego kobietą*



*Nastała ogromna ciemność. Grupa zakapturzonych postaci szła w stronę Departamentu Tajemnic. Ciężko było przedostać się im go gmachu Ministerstwa Magii a gdy tego dokonali wiele mrocznych zaklęć godziło w ochroniarzy, otwierając im tym samym drogę do celu. Brutalnie zdawali sobie sprawę z faktu że muszą zdążyć zabrać przepowiednię przed przybyciem hordy aurorów. Nie mieli zatem zbyt wiele czasu. Podniecona walką Bellatriks pchnęła drzwi wchodząc tym samym do sali w której znajdowały się zwitki pergaminów. Wyjęła za pazuchy kartkę od swego mistrza i ujrzała na nim śliczne pochyłe pismo : rząd 8 półka 7 . Przeniosła na to miejsce swój wzrok. Był tam zaklęty rulon. Czuła bijące od niego moce. Wyciągnęła go z półki i odetchnęła. Miała to czego pragnął jej Pan. Udało się.* 



* Tymczasem Czarny Pan wrócił właśnie z jednego z wielu polowań na szlamy. Lubił tę rozrywkę. Rozejrzał się. Miał na niego czekać Nott i Avery. Posłał im swe zimne spojrzenie . Zapewne zdadzą mu relację o sytuacji na froncie, gdzie grupka jego sprzymierzeńców walczył o atencję olbrzymów i wilkołaków. *

- Nott * rzekł a mężczyzna wyszedł naprzeciw. Spojrzał na niego i zaczął mówić.*

- Panie jak najbardziej olbrzymy pragną do nas dołączyć. Myślę ,że zaklęcia jakich na nich użyliśmy są dość mocne. Będą na każde twoje skinienie.

- Panie * wtrąciła się kobieta o niebieskich oczach. *

- Wilkołaki również staną u twego boku, gdy tylko tego zapragniesz. * powiedziała Avery. Była drugą z trzech kobiet w szeregach Czarnego Pana. Była strasznie zazdrosna o Bellatriks. Wiedziała, że tamtej pozycja jest wyższa choć była od niej o trzy lata młodsza. Wzrok Voldemorta nic nie wyrażał. Nagle ciszę przerwał huk teleportacji. *

-Panie mój. Zdobyliśmy ją * rzuciła Bellatriks a jej oczy słały burzę widząc w jego obecności Avery. Czarny Pan machinalnie podszedł do niej i wziął rulon. Jego wzrok mówił tylko "dobrze się spisałaś ." Złapał ją mocno za przedramię i nacisnął mroczny znak. Od razu pojawili się wszyscy. Patrzyli na swojego mistrza z wyczekiwaniem.*

- Mają zostać wszyscy Lestrange, Malfoy, Avery, Nott, Carrow i Snape. * rozkazał a reszta odeszła do swoich zadań. Voldemort wyjął różdżkę i rzucił w pieczęć potężne zaklęcie. Wybuchł ogień a pieczęć z pergaminu opadła. Ustąpiła. Jego wzrok wyrażał oczekiwanie.*

- Każdy ma słuchać uważnie to ważne . * pouczył i otworzył pergamin. Od razu z papieru wyszła postać. Kobieta mówiła matowym głosem : 

- Oto nadchodzi ta która ma moc uratowania Czarnego Pana. Narodzi się z niego i kobiety wiernej jego ideałom, której moc jest równie potężna. Będzie ona miała moc, jakiej Czarny Pan nie zna. Naznaczy ją jako równą sobie i odkryje coś czego nigdy nie widział . Musi się urodzić aby on mógł żyć dalej. Narodzi się gdy śnieg pokryje świat a mróz zamrozi każdą krople deszczu.

* Twarz Voldemorta nie wyrażała nic. Był zmieszany, wściekły, zły. Każdy patrzył na niego wyczekująco. W końcu przemówił i spojrzał na nich.*

- To co tu usłyszeliście zostaje w tym pomieszczeniu. * rzekł i wiedział że pozostał mu tylko wybór matki dziecka. Analizował w głowie przepowiednie. Na myśl przyszło mu zdanie : - Narodzi się z niego i kobiety wiernej jego ideałom, której moc jest równie potężna. Z rozmyślań wyrwał go zaniepokojony głos Lucjusza.*

- Panie...?



* Minął tydzień. Dziś miało odbyć się spotkanie śmierciożerców. Czekali na swojego Pana. Bellatriks oparła się na kanapie . Miała już dość przechwałek Avery, że to na pewno ona zostanie wybrana. Każdy miał takie odczucie. Tylko Rudolf miał dziwne przeczucie, iż się tak nie stanie. Zebrali się w salonie. Gdy przybył Riddle na jego twarzy można było ujrzeć nicość, wiedzieli jednak iż podjął decyzję. Wszyscy przed nim stali. *

- Jak wiecie miałem wiele do przemyślenia. Przepowiednia jaką usłyszeliśmy była o tyle nieprawdopodobna iż musiałem sprawdzić jej prawdziwość. Nikt jednak nie podmienił pergaminów. * rzekł i zamyślił się. W tej sekundzie usłyszeli głos Avery. Postanowiła skorzystać z sytuacji.*

- Panie ja mogę Ci pomóc * zaoferowała się . Była panną czystej krwi. Wiedziała, że będzie to dla niej zaszczyt o jakim inne kobiety mogły pomarzyć. Po chwili spojrzenie Czarnego Pana padło na nią.*

- Miriam jesteś pewna że masz taką moc, która mogłaby stanąć przy mocy Czarnego Pana ? *zapytał tym samym zaskakując kobietę. Każdy wpatrywał się w sytuację z nieukrywaną ciekawością. *

- Panie, jestem na pewno słabsza od Ciebie, bo kimże jestem aby równać się z twoją siłą  i potęgą ale jak nikt pozostaje wierna twoim ideom oraz podążam za twoimi rozkazami * rzekła i skłoniła się . Odpowiedź go usatysfakcjonowała jednak  po chwili ruszył w stronę tłumu. Dało się słyszeć przyspieszone bicie serc zebranych.*

- Narodzi się z niego i kobiety wiernej jego ideałom, której moc jest również potężna. *zacytował*

- Tylko jedna kobieta na tym świecie spełnia te wymagania. Nie raz towarzyszyła mi ramię w ramię w walce. Widziałem jej postępy. Wzloty i upadki. Mogła również czerpać z mojej wiedzy, umiejętności i doświadczenia. * rzekł po czym jego brązowe spojrzenie padło na Bellatriks. Podszedł do niej i dość brutalnie złapał za szczękę . Nie wyrwała się . Próbowała zachować względny spokój.*

- Dlaczego milczysz? Czyżby moje słowa były dla Ciebie odrazą ? *zapytał i nie pozwolił jej się odezwać. Wszyscy zamarli. Jednak po chwili czarnowłosa wycharczała *

- Nie jestem godna Panie.

*Oczy Voldemorta zwęziły się niebezpiecznie . Puścił jej szczękę i spojrzał prosto w oczy.*

- Jednak to Ty dostąpisz zaszczytu urodzenia mojego dziecka Bellatriks . Oboje wiemy, że przepowiednia mówiła o tobie. * rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu. *

- Panie mój to dla mnie nieoceniony zaszczyt. * powiedziała i upadła przed nim na kolana* 



* Siedziała w salonie u Malfoy'ów. Patrzyła na zatroskaną Narcyzę . Zdawała sobie sprawę że jej los został przesądzony. Może to właśnie miało być jej przeznaczenie? Miała stać się matką dziecka samego Lord'a Voldemort'a. Czując na sobie spojrzenie siostry musiała zabrać głos.*

- Cyziu nie martw się o mnie. Gdyby jednak coś mi się stało zaopiekuj się nią. Proszę Cię również o to abyś została jej matką chrzestną. * powiedziała i spojrzała na wchodzącego do pomieszczenia Lucjusza.*

- Bellatriks masz pojawić się w domu. Dostałem list od Czarnego Pana * rzekł i posłał jej współczujące spojrzenie. Chwilo nadchodź. Pomyślała ciemnowłosa i deportowała się. *



* Lord Voldemort był okrutny. Był wściekły, że przez ospałość Rudolfa przepowiednia tak późno do niego trafiła. Miał jednak plan jak boleśnie i skutecznie go ukarać. ów ból miał być nie do opisania. Gdy Rabastan w końcu się pojawił razem deportowali się do domu Lestrange. Znaleźli się w przestronnym salonie. Małżonkowie w milczeniu czekali na niego. Byli zaskoczeni widokiem brata Lestrange'a, jednak niczego nie powiedzieli. Voldemort spojrzał na Bellatriks.*

- Do sypialni. Przygotuj się. * syknął a gdy zniknęła za drzwiami podszedł do mężczyzn. *

- Rudolfie doskonale wiesz jak mocno jestem niezadowolony z twojej służby dlatego teraz zobaczysz jakie cierpienie otrzymują Ci , który nie wykonują swoich misji. * mruknął zmęczonym głosem napełnionym jednak trującym jadem.*

- Gdyby chciał stąd wyjść masz go zatrzymywać. Jeśli tego nie zrobisz zabije Was obu.* rzekł do młodszego członka rodu Lestrange. Tamten kiwnął głową, że rozumie a Voldemort zniknął za drzwiami sypialni .*



* Czekała na niego sparaliżowana. Nie wiedziała co powinna zrobić. Jak się zachować. Widząc jego postać zamarła. Zdjął pelerynę i usiadł w fotelu. Patrzył na nią. Napił się Ognistej Whisky.*

- Potraktujemy to oschle. Bez emocji. * rzekł do niej mężczyzna i wypił trunek do końca. Powoli podszedł do niej i złapał dość brutalnie za włosy. Jęknęła z bólu. Miał ochotę rozebrać ją wejść brutalnie i zasiać swoje nasienie. To było takie proste ale przecież Rudolf miał okropnie cierpieć. Gdy ta myśl wypełniła jego umysł uchwyt dłoni złagodniał a wargi spoczęły na jej ustach. Kobieta na chwilę zamarła. Po kilku sekundach odwzajemniła jego pocałunek w końcu ona go szaleńczo kochała. Powoli zsunął z niej suknię która zatrzymała się na krągłych biodrach dwudziestosiedmiolatki. Jego oczom ukazał się dość spory biust. W duchu się zaśmiał i popchnął ją na łóżko. Upadła a jej czarne włosy ścieliły teraz poduszkę. Nachylił się nad jej wargami i dość brutalnie je posiadł. Bellatriks zaplotła dłonie na jego szyi nie mogąc wytrzymać natłoku uczuć. Riddle wiedział, że już niedługo zacznie się koszmar Rudolfa Lestrange. Przekona się że z nim się nie zadziera a rozkaz Lord'a Voldemort'a jest święty. Przeniósł swoje usta na jej piersi i usłyszał z jej gardła westchnienie. Ciało wygięło się w łuk a kobiecość dała o sobie znać. Co on z nią robił ? * zdążyła pomyśleć dziewczyna i nowa fala rozkoszy zalała jej ciało. Złapała za jego koszulę i pociągnęła tak iż guziki posypały się po podłodze. Zsunęła mu ją z ramion. Była jakby w transie. O dziwo Czarny Pan jej na to pozwolił. Dotknęła jego torsu . Był umięśniony i męski. Poczuła nagle nieznane podniecenie, które wypełniło całe jej kobiece ciało. Kiedy zdjęła z niego koszulę Czarny Pan wiedział, że teraz wszystko się zacznie. Z niepodejrzewającą u siebie delikatnością wsunął w nią swój palec. Jęknęła . Chciał aby jęczała. Głośno i dobitnie. Wyprawiał z nią różne cuda. Bellatriks już nie hamowała swoich jęków rozkoszy. Jęczała jak opętana, czując co Riddle wyrabia z jej ciałem. Gdy myślała że więcej nie wytrzyma poczuła w sobie jego męskość. Wrzasnęła czując ból jednak rytmiczny ruch jego bioder sprawił że po chwili minął a zastąpiła go nieziemska wręcz mistyczna rozkosz. W jej głowie zostało tylko jedno zdanie. Aby teraz nie zaszła w ciąże. By tych zbliżeń było o więcej. *



* Rudolf nie rozumiał słów swojego mistrza, dopóki nie usłyszał jęków rozkoszy swojej żony i szyderczego śmiechu brata. *

- Jak widać twoja żona ma w sobie ogień tylko Ty może nie masz czym go rozpalić ? * zakpił rozbawionym tonem i tak jak obiecał nie pozwolił bratu opuścić pomieszczenia. Po kilkunastu minutach , które były dla niego wiecznością i ogromną torturą wszystko umilkło. Drzwi otworzyły się a stanął w nich Czarny Pan z rozerwaną koszulą. *

- Cóż za kobieta Rudolfie. * rzekł i spojrzał na rozbawionego Rabastana. Czarny Pan doskonale wiedział że ma rozczochrane włosy a jego wzrok wyraża satysfakcję.*

- Raczyłbym jej nie przeszkadzać. Chyba zbyt mocno ją zmęczyłem. * powiedział z sarkazmem Riddle i kiwnął na młodszego Lestrange głową. Tak teraz Lord Voldemort wiedział, że kara była słuszna. *

- Idziemy. * rzucił i deportował się z bratem Rudolfa. Mąż Bellatriks wszedł do pokoju. Na wielkim łożu ujrzał swoją żonę. Była zmęczona i spała słodko. Nagle z jej ust usłyszał: Byłeś wspaniały Panie mój . Te słowa dobiły Lestrange, który upadł na kolana i płakał jak dziecko.*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top