witam w wakandzie

przebrałam się w czarny kombinezon który dostałam od Alfreda. maskę która zasłaniała tylko oczy nałożyłam i zawiązałam na kokardę. zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam okno.stanęłam na parapecie i rozejrzałam się. ochrona króla chodzi dookoła pałacu. weszłam na dach.skoczyłam na drzewo i ułożyłam się wygodnie na gałęzi. noc. to co kochałam w niej najbardziej to gwiazdy.nocne wycieczki z tatą, bo po co jest dzień?by spać. a noc jest by żyć.może zachowywałabym się inaczej gdyby moja mama żyła? nigdy się tego nie dowiem ale zawsze mogę pomarzyć. zeskoczyłam z gałęzi i szłam powoli w stronę domu...jak to brzmi...dom. to jakbym urodziła się i żyła tu całe życie. spuściłam głowę czy wtedy by żyła? czy gdybym nie mieszkała w Gotham City to teraz nie cierpiałabym tak jak cierpię teraz?twierdziłam że jak przyjadę tutaj to zapomnę może nie pierwszego dnia ale...zapomnę

-Ałć!-krzyknęłam gdy wpadłam na kogoś bardzo dobrze zbudowanego.

-nic się nie stało?-zapytał blondyn gdy już pomógł mi się podnieść-chyba nie jesteś z tąd?

-nic mi nie jest. przyjechałam w południe-spojrzałam na niego. miał ładne oczy. niebieskie.gdzieś widziałam takie oczy...nie pamiętam

-to...jesteś jakąś superbohaterką?

-co? skąd taki pomysł?-wskazał na maskę-to po mamie.ona też była nietoperzem. jak tata. mieszka w Gotham.chyba za dużo mówię. to ja już pójdę.-odwróciłam się i strzeliłam hakiem po chwili wylądowałam na gałęzi.-jak coś to ten...

-Tak jasne ciebie tu nie było-mrugnął do mnie a ja zaczęłam skakać z gałęzi na gałąź aż dotarłam pod dom.szybko przebrałam się w piżamę i weszłam pod kołdrę. on miał ładne oczy-z taką myślą usnęłam...

rano obudziło mnie stukanie w drzwi.podniosłam na czoło maskę do spania i zeszłam na dół.

-słucham?-zapytałam i przetarłam oczy rękawem

-Szukam Renesmee. to...ty?-zapytał ktoś ze straży.

-tak a coś się stało?-zapytałam już trochę trzeźwiej

-król chce cię spotkać.

-będziesz tu czekać? -zapytałam a on pokiwał głową- to ja zaraz wrócę. -wbiegłam po schodach do sypialni włożyłam kombinezon na to koszulę i spodenki zbiegłam ze schodów i chwilę później szłam obok strażnika w stronę pałacu. Otworzył mi drzwi poprowadził do Sali ,,tronowej,, Ten strażnik gdy zobaczył króla skrzyżował ręce na piersi i wyprostował je po czym stanął na baczność przy drzwiach ja w tym czasie kierowałam się w stronę króla rozglądając się po Sali. Jak na tronową była mała. Ja się nie znam.

-witaj.-obudził mnie z transu.

-macie strasznie małą salę tronową- złapałam się z usta-przepraszam wasza wysokość.-myślałam że mnie wygoni albo coś ale on tylko zaśmiał się

-faktycznie ale nie potrzebna nam większa. Ja jestem T'Challa król Wakandy a ty przybyłaś tu ostatnio prawda?

-jestem Renesme i przybyłam tu z Gotham City. Wczoraj po południu tak ogólnie.-uśmiechnęłam się delikatnie.

-witamy w Wakandzie.

-Co to jest!?-krzyknęła księżniczka która przyszła przed chwilą-tobie nie gorąco? To jest czarne.

-nie mam innego a jak coś to wole mieć kostium przy sobie.

-Daj mi dobę.-powiedziała i wyszła.

-dziękuję za gościnę królu T'Challa.-ukłoniłam się delikatnie i wyszłam z Sali po tym jak strażnik otworzył mi drzwi i wyszedł za mną by pokazać mi gdzie jest wyjście. Pobiegłam do domu wzięłam torebkę i zdjęłam kostium. zawiązałam koszulę tak że odkrywała mi brzuch i wyszłam z domu szłam tą samą drogą co wczoraj nawet nie zastanawiając się wskoczyłam na tą samą gałąź i zaczęłam rzucać batarangiem w drzewo obok. Gdy miałam rzucić kolejnym ktoś strzelił strzałą tak że mój batarang zleciał na ziemię. Klęknęłam na gałęzi opierając ręce na kolanach i popatrzyłam w stronę z której przyleciała strzała. Szybkim ruchem zgarnęłam batarangi z drzewa i zeskoczyłam na dół.

-Nie ładnie tak niszczyć przyrodę.-usłyszałam gdy szukałam batarangu -wiesz że drzewa cierpią?

-Nie-całkiem olałam co do mnie mówił i dalej grzebałam w trawie.

-nie słuchasz mnie.

-Naprawdę?

-wiem kim jesteś.

-to dobrze.-odpysknęłam-nie interesuje mnie to.

-nietoperek fruwa w nocy.-podniosłam się gwałtownie wyciągnęłam batarang prosto pod szyję chłopaka

-kazałam ci być cicho.-warknęłam

-Domi!

-idę mamo! Mam nadzieję że spotkam w nocy nietoperza

-nie tym razem czekam na nowy kostium-uśmiechnęłam się chytrze.-i przez długi czas nietoperz będzie daleko stąd.-złapał mnie za rękę i patrzył intensywnie. Ale miał mięśnie.

-Dominicku ile mama ma na ciebie czekać? O...-spojrzałam w stronę głosu...Kapitan Ameryka!!! Boże chłopaku kocham cię za to że mnie trzymasz. Już nie. Puścił mnie a ja upadłam na tyłek wypuszczając z ręki batarang.

-Dominicku!-oburzył się Kapitan i chrząknął...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top