urodziny cz 1


-myślisz że powinniśmy bawić się gdy on jest w śpiączce?

-Renesme!

-myślę że niespodzianka dla Barrego musi się udać.

-Renesme!

-Co tato!?

-choć proszę!

-kłopoty?-zapytała Wilczyca. Wzruszyłam ramionami

-o co chodzi?-zapytałam podchodząc do ojca.

-gdzie jest kostium matki?

-w Wakandzie. Obiecuje że nic mu się nie stanie a jak tylko Robi się obudzi pojedziemy na prawdziwe wakacje do Wakandy. Zgoda?

-Rena a jak on się nie obudzi?

-tato.-widziałam jak się spiął. Położyłam rękę na jego ramieniu-wiesz tak jak ja że się obudzi.- spuścił głowę.

-Na pewno.-wyszedł z ,,garderoby". Czułam że nie może się z tym pogodzić jeszcze gdy powiedziałam mu że wiem czemu chciał wrócić. Był moim bratem i chyba to zrozumiał.

-przybrany brat to nie rodzina co nie?

-no z jednej strony tak ale wiesz brat to brat.-Wilczyca wzruszyła ramionami.-czekam na wasze dzieci-powiedziała z innej beczki

-CO!!!???-dlaczego miałabym mieć dzieci z bratem?-przeszło mi przez myśl

-no twoje i Barrego powiedz mi że on nie chciał już ten.

-chciał jeszcze jak ona miała 17 lat pamiętam to-do pokoju weszła centaurzyca.-czekam na ciebie wieczorem-udawała jego głos.

-Dlaczego takie jesteście jestem pełnoletnia a on nie chciał.

-podejmujesz temat Rena.

-to nie tak że ja mu zabroniłam on mmm nie spytał. Nie zrobił nic w tym kierunku

-Bał się?-zapytała Black zakładając kolejne serpentyny na sufit.-może boi się twojego ojca?

-ja wiem że jest postrachem ale Barry się przyzwyczaił do taty.

-Ja jestem Batman buaaa-zaczęłyśmy się śmiać. Siostra zielonej latarni przyszła nam pomóc i z racji tego że sama jest latarnią przeniosła stoły i powiesiła kulę.

-naprawdę nie chciał cię przelecieć?-zapytała Klio(latarnia) latając po pokoju.

-Kleo nie mów że ty też ja naprawdę mam lepsze tematy. Twój brat ożenił się z tą swoją?

-nie przekonałam go że jest do bani i dodatkowo że bla bla bla byłaby w wielkim nie...Niebezpieczeństwie.

-naprawdę aż tak jej nie lubisz?

-Nie znoszę jej.-powiedziała gdy wyjmowałam z piekarnika babeczki.

-kto idzie po tort?

-no WW miała iść a co?

-no nie ma jej.-wybrałam numer i zadzwoniłam do Diany.-Halo gdzie jesteś? Mamy 3 godziny a nie mamy tortu ani prezentu od ligi.

-jestem na akcji.

-przyślij tam chłopaków ja potrzebuje ligi kobiet.

-dobra spróbuje jak dam radę to zadzwonię. Pa.

-pa.-rozłączyła się a ja włożyłam telefon do tylnej kieszeni spodni.

-liga kobiet? Serio?-zapytała czterokopytna.

-same kobiety z ligi z resztą nie ważne. Gdzie będą prezenty?

-tutaj-powiedziała Klio przesuwając stół po raz setny tego dnia. Pół godziny później byłyśmy wolne i czekałyśmy tylko na Dianę, która przyleciała 10 minut później. Tort wylądował w lodówce a wszystkie dziewczyny na fotelach usadzone przez Klio, która swoją mocą robiła nam fryzury.

-hej a przychodzi Raven?

-tak. A czemu pytasz?-zapytałam malując paznokcie na mocny czerwień.

-żeby mu potwora z podziemi nie przywiozła.-zaczęłyśmy się śmiać...



w mediach fryzura Reny  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top