Gliniarze
To była chwila. Mrugnięcie okiem. Uderzenie serca. Ułamki sekund. Usłyszeli tylko głośne trzaski miażdżonej karoserii, dźwięk pękającego szkła, po czym wszystko zawirowało, gdy policyjny Ford Crown Victoria dachował kilka razy, zatrzymując się w końcu paręset metrów dalej kołami do góry.
Moment – tylko tyle trzeba było.
~
Brendan nie był zachwycony, że tak szybko dostanie nowego partnera. Jego poprzedni partner odszedł na wcześniejszą emeryturę. Zasłużył sobie, więc Wheeler mu się nie dziwił. Pomyślał, że gdyby sam mógł to również by to zrobił. Po co się męczyć? Tyle, że tak naprawdę kochał swoją robotę i wbrew temu, co mówią, pewnie zostanie w niej do tego momentu, do którego będzie mógł. Patrol był czymś, w czym idealnie się odnajdował. Nie chciał robić niczego innego. A teraz miał niańczyć jakiegoś młodziaka? Tak, jego nowy partner był prosto po Akademii. Młody, niedoświadczony i pełen ideałów. Ta praca go zmieni, sierżant to wiedział. Trochę to potrwa, ale stanie się to prędzej czy później. Zawsze tak było. Był tego żywym przykładem.
Jakie było jego pierwsze wrażenie, kiedy zobaczył Connora? Jak ten dzieciak w ogóle przeszedł Akademię? Wyglądał jak 16-latek. Te jasne włosy jeszcze go odmładzały. Mężczyzna zaczął się zastanawiać, czy Młody, jak go nazwał, nie był czyimś synem, bratankiem albo kimś takim. Oceniał po pozorach, owszem, ale przecież każdy tak robi, powiedzmy to sobie szczerze. Parker po prostu nie wyglądał na gliniarza. Widziałby go na studiach. A prędzej w liceum, no ale.
~
Brendan odetchnął ciężko, mrugając kilka razy powiekami. Obraz przez chwilę jeszcze mu się rozmazywał, ale moment później wyostrzył się na tyle, by Wheeler zauważył, że siedzi w aucie, wciąż przypięty pasami. I że zdecydowanie musieli stać na dachu, bo okoliczne budynki na pewno nie postanowiły zmienić nagle swojego położenia.
Spojrzał w bok, wzrokiem odszukując partnera. Oficer również był przypięty pasami. Był jednak nieprzytomny. Sierżant zauważył ranę na jego głowie.
- Parker... – Wyciągnął rękę, żeby dotknąć jego ramienia. – Parker...
~
Po pierwszym dniu pracy mężczyzna miał dość swojego nowego partnera. Pyskaty, sarkastyczny, nie biorący niczego na poważnie. Prawdziwy wrzód na dupie. I on miał być gliniarzem? Naprawdę? Bał się o przyszłość tego miasta. Choć czy on sam nie był taki na początku? Nie był teraz może stary, ale chłopak był od niego jakieś 8-10 lat młodszy. To jednak dla niektórych stanowi sporą różnicę. Brendan na pewno w tej robocie się wyciszył. Spoważniał nieco, choć nigdy nie był szczególnie rozrywkowy. Jak to powiedział jego młodszy brat? Zdziadział. Może nawet. Jakoś nieszczególnie go to interesowało. Ważne, że dobrze wykonywał swoje obowiązki.
~
Nawet nie spostrzegł się, kiedy na miejsce przyjechała karetka, a tuż za nią straż pożarna i kolejny radiowóz. Słyszał podniesione głosy, cięcie metalu. Niewiele jednak do niego dochodziło. Wciąż próbował obudzić Connora. Młody jednak cały czas nie reagował. Wheeler pomyślał o najgorszym. Nie, to nie mogło się zdarzyć. Parker był przecież jeszcze młody. Dopiero zaczynał służbę. Pracował z nim zaledwie tydzień...
~
- Kiedy dasz mi wreszcie poprowadzić? – rzucił oficer, okrążając auto i wsiadając do radiowozu po stronie pasażera.
- Wreszcie! – prychnął sierżant, siadając za kółkiem i posyłając partnerowi powątpiewające spojrzenie. – Dopiero co zaczęliśmy razem pracować. Wykaż się przez miesiąc, a się zastanowię.
- Przesadzasz, staruszku.
- Jeszcze raz nazwij mnie staruszkiem, a wepchnę ci pałkę teleskopową w tyłek – warknął, odpalając silnik służbowego Forda.
Chłopak parsknął śmiechem i tylko pokręcił głową z rozbawieniem, zapinając pasy.
- Mam nadzieję, że ten dzień nie będzie nudny – mruknął Młody pod nosem.
- Taa... Najlepiej od razu trupa byś chciał znaleźć, co? – zagadnął mężczyzna, wyjeżdżając na drogę i włączając się do ruchu.
- Mhm. Wyobraź sobie, takie zmumifikowane zwłoki na przykład. Z odciętą głową. Bez rąk.
- I z karteczką „Specjalnie dla oficera Parkera. Z pozdrowieniami." – mruknął Brendan, skręcając w jedną z ulic.
- Nie obraziłbym się za fana.
Wheeler pokręcił głową.
- Nie wiesz, co mówisz.
- No, może takie zwłoki to rzeczywiście lekka przesadza, ale jakaś zagadka by się przydała.
- Jesteśmy z patrolu, a nie ze składu detektywów. Przyzwyczaj się, że tu nie będziesz miał zagadek, tylko zwykłe, brudne i niezbyt przyjemne życie.
Connor skrzywił się lekko, ale już nic nie odpowiedział. Wkurzało go to, że jego partner tak do tego podchodził. Nigdy przecież nie wiadomo, na co się trafi podczas patrolu.
~
Coś go szarpnęło. A raczej ktoś. Co prawda próbował to zrobić jak najdelikatniej, ale Wheeler i tak mocniej to odczuł.
- Wyciągniemy cię, Brendan. Jeszcze chwilę.
Usłyszał znajomy głos. Zmrużył oczy, jakby to pomagało mu się skupić.
- Parker... – mruknął tylko.
- Jego też wyciągniemy. Trzymaj się.
Znowu to cięcie metalu. Ten sam znajomy głos, krzyczący „Jeszcze kawałek! Dawaj!". Skąd on znał ten głos?
~
Dwie bójki, napad na nieduży sklepik, pijany koleś awanturujący się pod domem ukochanej. Typowy dzień na patrolu. Sierżanta niewiele zaskakiwało. Naprawdę sporo już widział i brał udział w wielu akcjach. Parker natomiast był nieźle nakręcony na każde wezwanie. Na początek starszemu mężczyźnie to przeszkadzało, ale z każdym kolejny dniem, z każdym kolejnym zgłoszeniem, zaczynał się do tego przyzwyczajać. I w końcu uznał, że nawet będzie mu tego brakowało, jak pójdzie na urlop. Wcale nie chciał, ale szef naciskał. Brendan nie był na urlopie od dwóch lat. To już dla jego szefa było przegięcie. Czekał go więc urlop. Czy tego chciał, czy nie. Aczkolwiek myśl o braku entuzjazmu partnera była dziwna. Gdyby tak nie przyjmowali ostatniego zgłoszenia... Albo chociaż pojechali inną drogą. Musieli wybrać akurat tamtą trasę? Ta ciężarówka pojawiła się znikąd...
~
Wręcz wybiegł z karetki, nie dając się w niej nawet porządnie zbadać. Zresztą... sanitariusze skupili się na młodym oficerze, którego tracili po drodze do szpitala dwa razy. Jednak jeden z nich próbował zbadać siedzącego obok Wheelera. On miał to jednak gdzieś. Tym bardziej, kiedy dojechali do szpitala.
Panował chaos. Przynajmniej dla sierżanta. W głowie mu szumiało, a przed oczami wciąż miał sanitariuszy, ratujących życie chłopakowi. Widział jak rozmawiają z lekarzem, słyszał coś o bloku operacyjnym, widział jak zabierają gdzieś Connora, ale nie potrafił złożyć tego w całość. Dopiero, kiedy po chwili poczuł dotyk na ramieniu i usłyszał znajomy głos, nieco otrzeźwiał. Wcześniej naprawdę czuł się jak pijany.
- Brendan? Hej, kontaktujesz? – zapytał mężczyzna w średnim wieku z siwiejącymi po bokach włosami.
- Tak...
- Co się stało? Zbadali cię, jak się czujesz?
- Ja... – Ściągnął brwi, jakby próbował się skupić, ale ciężko mu to szło. – Parker...
- Zabierają go na blok operacyjny. Musimy poczekać. Usiądź – polecił, ciągnąc mężczyznę w stronę krzeseł, na których zresztą po chwili sam go usadził. Było widać, że sierżant nie jest w dobrym stanie, choć z pewnością bardziej psychicznie niż fizycznie. Jego szef wiedział, że Brendan to kawał twardziela, ale w tej chwili w ogóle mu się nie dziwił.
- Powiedz mi... Co tam się stało?
Wheeler przesunął powoli wzrok na szefa. Odetchnął ciężko.
- Odebraliśmy zgłoszenie. Do domowej awantury. Na drodze... Na drodze, którą normalnie byśmy pojechali był wypadek. Widziałem Carsona z daleka. Kierował auta do objazdu. Więc od razu skręciłem. Pojechałem w 34. Wschodnią, żeby ominąć wypadek i wtedy... – urwał na moment.
Mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie.
Wheeler pokiwał lekko głową i wziął głęboki wdech.
- Nagle pojawiła się ta ciężarówka. Uważałem. Miałem włączone światła, sygnał. Pojawiła się znikąd.
- Nasi ustalą, czy był to wypadek, czy celowe działanie.
- Celowe? – Mężczyzna zmarszczył brwi, patrząc na szefa.
- Niczego nie wykluczamy, Brendan. To była naprawdę poważna kolizja.
- Co z kierowcą ciężarówki?
- Zniknął. Gdy przyjechał patrol, kabina była już pusta. Więc albo po prostu spanikował, albo...
- Tak, wiem. – Pokiwał głową Brendan. – Celowe działanie.
Przez dłuższą chwilę milczeli, aż w końcu siwowłosy ponownie zwrócił spojrzenie na swojego człowieka.
- Brendan, ktoś powinien cię obejrzeć.
- Nic mi nie jest.
- Miałeś poważny wypadek. Nigdy nie wiadomo, co się tak naprawdę może dziać w środku.
- Później. Najpierw chciałbym...
- Operują go. To pewnie potrwa kilka godzin.
Brendan ciężko westchnął. Wiedział, że szef miał rację. Powinien dać się przebadać. Może miał jakieś obrażenia wewnętrze? Na razie działała adrenalina, więc chwilowo mógł nic nie czuć.
- Czy on kogoś ma? – zapytał cicho. – Jakąś rodzinę? Kogoś bliskiego? Nie zdążyłem nawet się tego dowiedzieć przez ten tydzień...
- Ma ojca, ale... Chyba nie są w najlepszych stosunkach.
- Dlaczego?
- Zaznaczał, że nawet, jeśli coś mu się stanie, mamy nie zawiadamiać o tym jego ojca. Nie musiał wyjaśniać dlaczego, więc tego nie zrobił.
Wheeler zmarszczył brwi. Wydawało mu się to wyjątkowo dziwne. Może będzie miał jeszcze okazję pogadać o tym z Parkerem. Poznać swojego partnera lepiej.
~
Ostatnie godziny pamiętał jak przez mgłę. Dał się zbadać. Czekał. Długo czekał. To kojarzył. Zaczęło do niego cokolwiek docierać, gdy siedział na krześle przy łóżku partnera. Oficer był podłączony do mnóstwa monitorów, czuwających nad jego życiem. Wyglądało to koszmarnie. Jakby każdy z tych monitorów miał zaraz głośno zapikać. Jakby mógł to zrobić w każdej chwili. Sierżant chyba nie zniósłby tego przeciągłego dźwięku. Zwariowałby. Śniłby mu się po nocach.
Siedział przy partnerze czwartą dobę. Chłopak wciąż spał. Lekarze mówili, że tak może być, ale ile może trwać taki stan? Tego nie mówili. I to było frustrujące. Mężczyzna wciąż się obwiniał. Cały czas czuł, że to jego wina.
Ścisnął dłoń partnera.
- Conn... Dzieciaku, no. Ocknij się wreszcie – szepnął.
Westchnął ciężko. Czego się spodziewał? Reakcji na swoje słowa? To śmieszne.
- Przepraszam – odezwał się ponownie cicho. – Naprawdę nie chciałem. Cholera, no. Nie zauważyłem jej. Gdybym... – urwał na moment. – Gdybym to zrobił, nie leżałbyś tu teraz. Nie chciałem, żeby tak wyszło. – Zacisnął palce na jego dłoni. – Kurwa...
Nagle coś poczuł. Zmarszczył mocniej brwi, spoglądając na dłoń Connora. Chłopak poruszył palcami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top