C H A P T E R T W E N T Y S E V E N

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

W pewnym momencie swojego życia zrozumiałam kilka aspektów. Nigdy nie możemy być pewni wszystkiego. Zawsze, chodziaż raz w życiu spotka nas rozczarowanie, nawet ze strony najbliższych.
Ból dodaje nam odwagi, na początku może być ciężko, ale potem możemy zrozumieć, że to tylko gra, w którą wystarczy grać, a nasza kostka to życie - nie ważne ile oczek wypadnie, musimy wytrwać do końca.

Zawsze myślałam, że życie to nuda. Nie działo się nic ciekawego. No...po za tymi momentami, kiedy goniło mnie stado thanatorów i Neyrate mnie ratował. Ciągle czuję to dziwne uczucie w sercu, kiedy na mnie patrzał. Jak byłam mniejsza totalnie nie rozumiałam jego spojrzenia. Zrozumiałam to niedawno, kiedy mnie pocałował. Jego spojrzenie odstraszało wszystkich, tylko nie mnie. Chciał w ten sposób pokazać, że jestem jego.
Cóż, mogłam to zrozumieć jeszcze wtedy, kiedy miała dwanaście lat. Wtedy zaczepiali mnie jacyś na'vi i dopiero Neyrate ich odgonił. Później ich więcej nie widziałam.
Jestem ciekawa co się z nimi stało...

Jaka to hipokryzja, kiedy chłopak, który z jednej strony mnie gnębił, a z drugiej był moim ochroniarzem. Kiedy się go o to zapytałam odpowiedział: "Tylko ja mogę cię gnębić".

Romantyczny jak zawsze.

Moja rodzina...
Byłam świadoma tego, że minie dużo czasu, aż w końcu odzwyczaje się od swojej "rodziny". Musiałam się pogodzić z prawdą, która okazała się dla mnie zbyt bolesna. I zbyt...inna.

- To już czas.- powiedział Brandon, zaglądając do mojego namiotu.

Nadal nie umiem się przyzwyczaić do tego, że mój tata nie okazał się moim prawdziwym tatą. Trochę dziwnie jest mi nazywać go po imieniu...

- Oczywiście, zaraz przyjdę.- odparłam.

Byłam ubrana w top, który miałam związany na szyi. Był z muszelkami oraz kilkoma kryształami górskimi.
Miałam zwiewną tunikę, która wyglądała jak szata jakiegoś anioła. Była lekka i trochę przezroczysta.
Czułam się pięknie.

Wyszłam z namiotu i skierowałam się powolnym krokiem w stronę tłumu.
Nie stresowałam się.
Czeka mnie nagroda za uratowanie Pandory.
Zyskałam szacunek oraz władzę.

Wszyscy zwrócili się w moją stronę, delikatnie klęcząc.
Stanęłam przed wodzem Lo’akiem i Tsahìk Tsireyą, która trzymała opaskę. Wyglądała ona jak korona.

- Pokazałaś, że jesteś godna zaszczytu, jakim cię teraz obdarowała Pandora, droga Ewno. Twoja matka jak i wszechmatka są z ciebie dumne i ci błogosławią. Oto nagroda za twoje męstwo oraz odwagę. Chroń Pandorę.

Zamknęłam oczy, kiedy opaska wylądowała na mojej głowie. Zielono niebieski diament zaświecił i odwróciłam się w stronę tłumu, który pokłonił się mi, a na końcu zaczął wiwatować. Delikatnie się uśmiechnęłam po czym szłam przed siebie.
Złapałam Neyrate za rękę i oboje szliśmy przed siebie.
Jednak świat nie musi być taki szary jak go malują.
Zawsze możemy dodać kolory.
A jak nie my...
To inna osoba.
Dlatego warto jest malować.

Mam nadzieję, że ostatni rozdział wam się podobał!
Słuchajcie, mam taki pomysł na jutrzejszy epilog, że to szok!
Miłego dnia/nocy kochani!❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top