Długa przerwa
Susan nie była przyzwyczajona do rozmów rankami. Unikała ich jak ognia ale kiedy trafiła na współlokatora gadułe, poniedziałki zaczynała od przekomarzania się i kto pierwszy w łazience ten lepszy. Problem już nie polegał na tym że obydwoje muszą dzielić się pokojem, i że to wszystko to głupia pomyłka. Teraz problemem stawało się dogadywanie przez okrągły rok.
Jack był zawzięty jeśli chodzi o kontakty z ludźmi i jak czegoś bardzi chciał, zawsze dąrzył do tego aby to mieć, aczkolwiek dużym problemem stawało się to, że chłopak był z zamożnej rodziny, miał kasey pod dostatkiem ale jednak czegoś mu brakowało. W gronie jego najbliższych znajomych znalazło się kilka swatek które podsyłały mu nawet innych facetów.
Po uczelni już rozniosła się plotka o tym, że Susan i Jack dzielą pokój pod numerem trzynaście na pierwszym piętrze, po lewej stronie od głównych schodów. Nie obeszło się bez niemiłych docinek innych chłopaków, prawdopodobnie z tego samego profilu studiów na których jest Jack. Jako przyszła młoda dziennikarka wiedziała że plotki to będzie jej codzienność, ale czy nie z tego żyje dziennikarz? Kreatywność to jedno, ale słuch też ma niczego sobie.
Koło jedenastej zapowiadało się był okno pogodowe, mimo że już jesień zapasem, Susan wcale tego tak mocno nie odczuwała, zwłaszcza że w jej stronach takie klimaty to była codzienność. Teraz jednak musiała przystosować się do świrującej temperatury i wiatrów większych, niż te które występowały na brzegach Anglii, która z każdej strony była otoczona morzem.
Wykładowca puścił dziennikarzy punkt jedenasta, Susan postanowiła więc zająć się tym co zawsze tak naprawdę chciała robić — rysowanie. Aczkolwiek martwa natura nie do końca jej wychodziła i to mocno mijało się z jej zamierzobymi celami. Wyszła z uczelni, uważając pod nogi i udała się na trawnik, na zboczu lekkiej górki. Tam usiadła na plastikowej torbie, bo na trawie była wciąż poranna rosa, a pupy nie chciała mieć mokrej. Z torby wyciągnęła wpierw telefon, a dopiero potem słuchawki które podziela do telefonu. Włączyła jedną że swoich ulubionych piosenek i wyciągnęła szkicownik. Kawał lekko głową w rytm muzyki pod nosem wymawiając niewyraźnie słowa piosenki.
W tym samym czasie, Jack szedł na trening siatkówki. Tak się akurat złożyło że przechodził przez trawnik, aby zejść w dół górki na której znajduje się uniwersytet. Boisko do siatki znajdowało się na hali w której był piasek, za halową nie do końca przepadał. Tak naprawdę to była tylko zmiana podłoża, ale wciąż jie mógł się przekonać. Póki pogoda była w miarę na zewnątrz, chłopaki z drużyny stwierdzili że początkowe treningi będą się odbywać na hali, tak dla bezpieczeństwa pierwszoroczniaków. Jack nie był o tym przekonany, jednak musiał się skupić na grze i nauce jednocześnie. Nie mógł sobie pozwolić na opuszczenie się w nauce kosztem nieuprawiania siatkówki plażowej przez resztę roku. Taka była umowa między nim a jego rodzicami, zwłaszcza z ojcem który nalegał dość mocno na jego edukację. W końcu nie wsadziłby na miejsce kierownika byle matołka czy kretyna bez wiedzy.
Jack wychodząc z uczelni wpadł na chłopaka idącego tuż przed nim. Zagapił się niechcący na Susan, którą niemalże od razu rozpoznał. Zastanawiał się czemu tam siedzi, tak zupełnie sama. Przez chwilę przez głowę przeszła mu myśl, że może po prostu lubi samotność i woli pobyć sama, że towarzystwo to jednak nie jest jej ulubione środowisko. Przeprosił wcześniejszego chłopaka na którego wpadł i spojrzał na niego. Miał siwe włosy, może białe, ciężko było mu stwierdzić ale ostatecznie zwalił wszystko na pogodę i światło.
— Wybacz, nie zauważyłem cię... — powiedział i podrapał się po karku. Nieznajomy tylko machnął ręką i się lekko uśmiechnął, wymijając Jack'a. Szedł prosto w stronę Susan, może się znali? Myśli Jack'a zaczęły lekko świrować i sam nie wiedział dlaczego w ogóle tak się z nim dzieje.
Po chwili zza siebie usłyszał bardzo znajomy mu śmiech. Od razu wiedział kto jest jego właścicielem i kiedy się odwrócił zauważył wysokiego blondyna który z szerokim uśmiechem i sportową torbą na ramieniu szedł żwawo krokiem w jego stronę. Westchnął cicho, przebierając oczy wierzchem dłoni.
— Siema bracie! — krzyknął blondyn i poklepał Jack'a po barku, jak na siatkarza zrobił to bez wyczucia siły, aczkolwiek brunet był do tej przyzwyczajony. Ów blondyn nazywał się James i nie był biologicznym bratem Jack'a i obydwoje wychowywali się razem w jednej piaskownicy bo ich rodzice znają się od czasów gimnazjum. Dziewiętnastolatek nie był zbytnio zadowolony jego obecnością ale go tolerował.
— Mówiłem żebyś nie mowił do mnie bracie. — odparł niezadowolony i pokręcił głową.
— Widzę że entuzjazmu to w tobie nie ma nic. Nie szkodzi. Aczkolwiek na twoim miejscu cieszyłbym się, skakałbym ze szczęście na wieść że dzielę pokój z laską. Ładna jest chociaż? — buzia mu się nie zamykała na ani chwilę. James nie lubił najwyraźniej ciszy, a to był jedyny znajomyktórego znał Jack I był aż tak gadatliwy. Z sekundy na sekundę nawijał coraz więcej makaronu na uszy, co powoli denerwowało bruneta. Chciał jak najszybciej znaleźć się na treningu póki przerwa się nie skończyła.
— Jesteś straszną gadułą. — mruknął cicho I spojrzał ponownie w stronę Susan która, była w towarzystwie siwowłosego na którego przez przypadek wpadł. Może studiują ten sam kierunek? – pomyślał przez chwilę ale znowu wrócił do James'a który już doskonale wiedział na kogo się patrzy.
— Tam siedzi? To chodźmy się przywitać! — powiedział głupio się do tego uśmiechając. Jack stawiał opór ale James go zupełnie nie słuchał. Wszystko było dla niego już obojętne. Na treningu mógł się zemścić na kumplu z dzieciństwa, ale na razie chciał aby nie narobił przypału przy Susan, zależy mu trochę na tym, aby współlokatorka nie zmieniła o nim zdania na gorsze, tylko na lepsze.
Jack dogonił chłopaka w poło wie drogi I dotrzymywał mu kroku do póki nie znaleźli się obok Susan I jej znajomego.
Czarnowłosa uniosła wzrok, na początku wlepia swoje ślepia w Jack'a który pojawił się jako pierwszy, natomiast jej znajomy nieśmiało przyglądał się blondynowi który obdarzył go cwaniackiej uśmiechem, lustrując jego sylwetkę od stóp do głow. Po chwili niezręcznej ciszy Jack szturchnął James'a.
— Zadowolony? Przywitałeś się to możemy już iść. Cześć Susan! — rzucił na odchodne i położył dłonie na łopatkach James'a po czym pchnął go lekko aby ten ruszył się. Ale i to poszło na marne.
— Jestem James. James McCartney. Miło mi was poznać. — wyciągnął rękę do Susan, która niechętnie wyciągnęła do niego rękę, na co jej znajomy jakby spłoszony tym gestem blondyna cofnął się do tyłu i szepnął coś do ucha Susan, która polowała głową.
— Wszyscy sportowcy to cwaniaki z bąblem w nosie? Chyba już wiem po kim Jack to ma. — stwierdziła szatynka i się uśmiechneła w stronę Jack'a, który pokręcił głową.
— James, Susan jest zajęta nie przeszkadzajmy im. — burknął po raz kolejny do James'a na co ten tylko się zaśmiał.
— Nie jesteśmy spokrewnieni, ale wychowaliśmy się w tej samej piaskownicy. Jak ma na imię twój kolega? — powiedział, po czym skierował swój wzrok na białowłosego który poprawił bluzę na wysokośbi pępka po czym spojrzał przestraszony wzrokiem na James'a który zbyt ochoczo chciał poznać jevo imię. Susan to się nie spodobało, przez co wstała i podeszła do blondyna który był mniej więcej wzrostu Jack'a, ale to jej nie przeszkadzało aby spojrzeć w jego oczy.
Podeszła na wystarczającą odległość po czym wyciągnęła rękę w stronę kołnierza od bluzy i zaciskając na nim palce, pociągnęła gwałtownie materiał w dół co zmusiło James'a do schylenia się nieco.
— Znajdź sobie kogoś na swoim poziomie do zarywania. Nico nie jest Tobą zainteresowany więc teraz wracaj wąchać trawę. — burknęła niezadowolona, puściła jego bluzę i wróciła do swoich rzeczy po czym zebrała je i zaczęła się oddalać od chłopaków wraz z białowłosym któr kilka razy obejrzał się za siebie, spoglądając w ich stronę. Zniknęli w budynku uczelni.
— Zadowolony? Nie umiesz się opamiętać? Z tego co chyba kojarzę nie gustujesz w facetach. — pokręcił z dezaprobatą głową po czym ruszył przed siebie w dół zbocza górki.
— Chociaż raz daruj mi i nie susz mi o to głowy dobra? Chciałem się zaprzyjaźnić. Ale chociaż znam jego imię. — powiedział uśmiechnięty i zadowolony że dowiedział się tego czego chciał.
— Jak Susan urwie mi głowę, to ja cię wykastruje. — zagroził mu Jack I ruszyli ścieżką do hali w której miał odbyć się trening.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top