15.
Kim czuł, że stracił nad sobą panowanie.
Miotał się pomiędzy rzuceniem się z powrotem do samochodu, a pójściem do hali, po Jimina.
— Idziemy — warknął Namjoon, łapiąc młodszego za ramię i ciągnąc za sobą.
— Kurwa, puść mnie. Muszę iść po Guka — wydusił, ale posłusznie ruszył za blondynem.
— Wszystko...
Trzy strzały. Jeden po drugim.
Mężczyźni spojrzeli na siebie, po czym biegiem ruszyli w stronę głównego wejścia.
Pierwszy do hali wpadł Taehyung, wyjmując po drodze pistolet, który standardowo trzymał w kaburze przy pasie, po czym wycelował w pierwszą osobę, która rzuciła mu się w oczy.
— Nie we mnie, tylko w nich — warknął Min, zauważając swojego przełożonego, który w niego celował.
Mężczyzna klęczał na ziemi, jedną ręką przytrzymując nieprzytomnego Jimina, a z drugiej celując w kogoś stojącego w głębi hali.
— Już myśleliśmy, że nie przyjdziesz— zaśmiał się ktoś obrzydliwie zachrypianym głosem.— Jednak zależy Ci na swoich ludziach.
Kim zacisnął mocniej dłonie na chwycie pistoletu, próbując nie dać rozpoznać po sobie swojej niepewności.
Namjoon nie odzywając się ani słowem, stał za nim, także uzbrojony, czekając na rozkazy Kima.
— Najpierw porwaliście Parka, a teraz mojego chłopca — warknął Tae.— Chyba nie sądzicie, że odpuścimy wam to?
— Chłopca? Jak słodko.— Mężczyzna zaklaskał w dłonie, cmokając i zaniósł się śmiechem.— Ale rzeczywiście, chłopak jest tak śliczny, że aż chciałoby się trochę oszpecić tę twarzyczkę.
— Tknij go, kurwa, a właduję Ci cały magazynek między oczy.— Poczuł jak dłonie zaczynają mu się okropnie pocić.— Po co wam on?
— Od początku to jego planowaliśmy porwać — odrzekł, wciąż rozbawiony, mężczyzna.— Tamten. — Wskazał na nieprzytomnego Jimina. — Miał tylko służyć ku temu, aby uśpić waszą czujność. Nie moja wina, że spodobał się moi ludziom.
— O, to dokładnie tak, jak twoja córeczka naszym — wtrącił Namjoon z cynicznym uśmiechem, przez co z ust tamtego momentalnie zszedł uśmiech.— Bez obaw, ma już nowego tatusia. Hoseok się nią zajmie.
— Wplątaliście w to niewinne dziecko.
— Jimin i Jungkook również nie mieli z tym nic wspólnego! — krzyknął YoonGi, oddając strzał w jego kierunku. Trafił w ramię, przez co tamten stracił równowagę, niemal upadając.
Następna kula trafiła prosto w czoło, sprawiając, że upadł na ziemię, prawdodpobnie, martwy.
Kim i pozostali przeklęli, rozumiejąc, że nie ma już sposobu, aby wyciągnąć z mężczyzny jakiś użytecznych informacji na temat chłopaka. Nikt jednak nie śmiał powiedzieć złego słowa w stronę Mina, zwłaszcza Tae, świadom, że postąpiłby podobnie.
Namjoon podbiegł do pozostałej dwójki, pomagając Yoongiemu wstać.
— Wcześniej gadał przez komórki i wspominał coś o rzece Han — mruknął Min do Tae, gdy przechodził obok.
Poklepał go po ramieniu, po czym, wymijając przyjaciół, pobiegł do swojego samochodu. Zauważył jeszcze jak YoonGi stara się przytrzymać Namjoona, który zapewne nie pozwoliłby mu pojechać tam bez żadnego planu czy zabezpieczenia. Odpalił silnik, który zagłuszył krzyki starszego i szybko odjechał spod hali, myśląc tylko o odbiciu Guka.
W tym samym czasie, Hoseok siedział w mieszkaniu, trzymając na kolanach małą Miyoo.
— Więc rozumiesz wszystko? — zapytał dostatecznie cicho, by mała musiała się skupić, żeby go dobrze zrozumieć.
Zdawała sobie sprawę, że Jung już drugi raz nie powtórzy.
— Tak, tatusiu. — Pokiwała głową. — A mogłabym jechać z tobą?
— Wykluczone. Musisz zostać w domu. Nie chcemy, żeby ci się coś stało, prawda?
za rozdział dziękujcie @inffantii
ja napisałam tylko początek i końcowke, a ona całą resztę, więc dzięki niej macie ten part
ogólnie, to może mnie ktoś uderzyć, bo ja chciałam to ff skończyć 1 lipca, jest 3, a ja mam jeszcze tyle wątków, że nie wiem XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top