12.
— Na pewno nic nie ma?
— Jak mówię, że nie, to nie. — Namjoon westchnął cicho, podchodząc do drzwi, by zamknąć je za Jeonggukiem, który wszedł do pokoju i całkowicie olał wszystkie zasady, których miał przestrzegać.
— Hyuuung — jęknął cicho, podchodząc do ukochanego z wyciągniętymi rękami.
— Chodź, Gukie — westchnął brunet, przyciskając chłopca do piersi. — Więc?
— Myślę, że to mogą być nasi dawni przyjaciele — odchrząknął blondyn, nawiązując kontakt wzrokowy z Hoseokiem.
— Cazadores? — Mężczyzna zaśmiał się dźwięcznie. — Nadal bawi mnie ich nazwa. Nasza jest tysiąc razy lepsza.
— Hoseok... My nie mamy nazwy.
— Więc o tym mówię.
— Dlaczego uważasz, że to akurat oni? — wtrącił Taehyung, starając się zapobiec bezsensownej wymianie zdań, która, nieprzerwana, mogłaby trwać do kilku godzin.
— Patrząc na fakt, że kopnęliśmy ich w dupę rezygnując, prawdopodobnie, z jednej ich największych inwestycji, dość sporo się z nich naśmiewaliśmy no i zabiłeś syna ich szefa, no...
— To był przypadek. Chciałem mu uścisnąć dłoń, a nie władować kulkę w serce. — Jung wzruszył ramionami. — Bywa.
— No tak, zdarza się każdemu — rzucił sarkastycznie Seokjin. — Może mi ktoś wytłumaczyć łaskawie dlaczego ja też tutaj jestem?
— Bo przyjechałeś — odparł chłodno Yoongi, niecierpliwie poruszając nogą. Czuł się okropnie, bez Jimina nie potrafił zasnąć, a świadomość, że nie wie, co sie dzieje z jego chłopcem sprawiała, że rwał sobie włosy z głowy.
— Dobra, słuchajcie mnie, bo tak naprawdę nikomu z nas nie chce się tutaj siedzieć. — Wzrok wszystkich (prócz Jeongguka, który zaczął przysypiać na kolanach Kima) skierował się na bruneta. — Yoongi, jesteś pewny, że za trzy dni mamy się pojawić na starej hali po Jimina? — zapytał, a gdy w odpowiedzi uzyskał skinięcie głową, przygryzł od środka policzek. — Pojedziemy tam wszyscy. Jin, zostaniesz z Gukiem, gdyby coś było nie tak od razu dasz mi znać. Yoongi, poszukaj miejsca, gdzie mogliby się teraz zatrzymywać, bo chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie będą ani go wozić ze sobą, ani trzymać tam, gdzie wiemy, chociaż w sumie upewnić się nie zaszkodzi, to też możemy sprawdzić. Dasz radę?
— Oczywiście — wychrypiał blondyn, nie odrywając wzroku od okna. Gdzieś tam był Jimin i miał mieć go przy sobie dopiero za trzy dni.
Trzy pierdolone dni. Nie wiedział czy pieniędze, którymi mają zapłacić okup są gwarancją odzyskania żywego chłopaka.
— Dobra, dalej. Yoon, pójdziesz z Jinem do domu Shina. Porwać małą — dodał, widząc ich zdziwione spojrzenia.
W odpowiedzi uzyskał tylko skinięcie głową. Jin nie był zadowolony z tego, do czego miał się przydać, ale zdawał sobie sprawę, że szef to szef. Yoongi miał wszystko gdzieś i gdyby musiał pozabijać wszystkie dzieciaki, które w tym momencie latają po podwórku, zrobiłby to. Gdyby jeszcze mógł do
tego odzyskać Jimina.
— Mogę jechać z nimi? — zagadnął Hoseok, oblizując usta.
— Wolałbym nie...
— Jeśli chcesz. — Kim wzruszył ramionami. — Może to nawet lepiej, gdyby tatusiek był w domu. A teraz idźcie. — Patrzył na plecy mężczyzn, dopóki drzwi za nimi się nie zamknęły i spojrzał na Namjoona.
— Co jest? — zapytał, lekko ściszając głos, widząc, że Jeongguk zasnął.
— Dlaczego nie zatrudnisz większej ochrony? — mruknął Nam, patrząc wymownie na śpiącego dzieciaka. — Jimin na pewno nie był celem.
— Nie ufam innym, tak jak wam. W szczególności jeśli chodzi o Guka. — Pogładził policzek chłopca. — Zawsze zastanawiała mnie twoja inteligencja, Namjoon. Co myślisz o tym wszystkim?
— Moim zdaniem się mszczą i tyle. Jimin ma nas trochę postraszyć, chociaż trzeba przyznać, że Yoongi te dość krótko ich trzymał.
— Mszczą się po prawie pięciu latach? — Zaśmiał się cicho, kręcąc głową. — To, co mówisz ma jak najbardziej sens, chociaż ja już o nich całkowicie zapomniałem. No i jakby nie patrzeć Jimin miał wtedy trzynaście lat, niezbyt się wychylał.
— Już wtedy trzymał głównie z Yoonem.
— Ale kto o tym wiedział, huh? Mieszkaliśmy w siódemkę, więc tylko my to mogliśmy zauważyć.
— W ósemkę — mruknął Kim i wstał, zaczynając krążyć po pomieszczeniu.
— Ona nie żyje. Widzieliśmy ciało.
— Ale to nie my ją zabiliśmy. — Blondyn przystanął i spojrzał w oczy młodszego.
— Tak myślisz? Myślisz, że nas ochujali i zabili kogoś innego?
— To by wyjaśniło dlaczego zamiast twarzy miała praktycznie dziurę.
Brunet zaśmiał się. Dopiero w tym momencie zaczął się martwić o bezpieczeństwo dzieciaka, który spał mu na kolanach. Ach, był pewny, że nic mu nie grozi, przynajmniej w momencie, gdy był z nimi.
— Więc zakładamy, że ona żyje i to, co wiedziała, sprzedała im?
— To nadal wszystko domysły, ale jestem prawie przekonany, że mam rację. — Chwycił płaszcz i zarzucił go sobie na plecy. — Powiedz Yoongiemu, że poszukam wszystkiego. Nie lubię go, ale lepiej dla niego byłoby się wyspać.
— Uhm, hyung? — sapnął Jeongguk, kilka minut po tym jak starszy Kim wyszedł z pokoju.
— Hm?
— Przepraszam, że zasnąłem, chciałem tylko być przy tobie chociaż na chwilkę, ostatnio mało spędzamy ze sobą czasu i... — Zaczął tłumaczyć się młodszy, przecierając oczy piąstkami.
— W porządku, Gukie, rozumiem. — Wszedł mu w słowo Taehyung z powrotem przyciskając szatyna do swojej klatki piersiowej.
— Um, naprawdę?
— Gukie, ja też jestem człowiekiem i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co czułeś. Też się stęskniłem, wiesz? — powiedział i pocałował odkryte czoło szatyna, zjeżdżając na nos, a kończąc na ustach. Delikatnie muskał wargi chłopaka, jednak ten po chwili zaczął pogłębiać pocałunki.
— Hyung... — Zaczął niespokojnie Jeon, gdy oderwali się od siebie, oddychając głęboko i opierając się czołami o siebie. — Ja będę następny? No wiesz. Po Jiminie.
***
— Czyli, co? Wchodzimy, witamy się, mówimy dzień dobry i bierzemy małą? — Hoseok odwrócił się w stronę Yoongiego, który westchnął cicho.
— Witanie się, a mówienie dzień dobry, to nie to samo?
— Witam się strzałem, a dzień dobry mówię później.
— Stary, jest godzina. — Blondyn zerknął na wyświetlacz komórki. — Pierwsza czterdzieści. Naprawdę uważasz, że mamy się witać i komukolwiek pokazywać?
— Po prostu wy się nie znacie na zabawie i tyle. — Jung opadł z powrotem na fotel. — Ale mogę iść z tobą?
— Jasne, masz dar do przekonywania dzieci, żeby ci wpadały w ramiona, także no.
— Dobra gołąbeczki, wypierdalać. — Jin zatrzymał się na podjeźcie. — Pospiecie się.
Yoongi i Hoseok bez słowa wyszli z samochodu.
— To jak? Robimy te wejście z hukiem?
— Z hukiem to ja ci zaraz przypierdolę.
— Dobra już dobra — mruknął Hoseok, robiąc smutną minę, jednak po chwili się uśmiechnął. — No, ale jak chcesz i inaczej tam wejść?
— Chodź. — Blondyn złapał chłopaka za ramię i poprowadził na tył domu. — Widzisz ten otwarty balkon? To pokój małej.
— Woah, przypomina mnie.
— Też śpisz przy przy otwartym balkonie?
— Nie, też mam balkon. — Jung zaśmiał się, widząc zbolałą minę partnera. — Skąd wiesz, że to jej?
— Jak się obserwuje, to się wie.
— Dobra, to ty tu stój, a ja lecę. — Hoseok mrugnął w stronę blondyna i pewnym krokiem podszedł do pergoli tarasowej i zaczął się na nią wspinać. — Jezus, czuję się tak bardzo na widoku — mruknął pod nosem, gdy usiadł na balkonowej barierce. Spokojnie podszedł do szklanych drzwi i uważnie zajrzał do pokoju. Łóżko dziewczynki znajdowało się po prawej stronie, cholernie blisko okna.
To wszystko było dziwne. Bardzo dziwne, a skoro Hoseok zaczął to sobie uświadamiać, to naprawdę tak musiało być.
Kto normalny zostawiłby małe dziecko przy otwartym oknie, bez żadnego zabezpieczenia? Ten facet był policjantem, nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństw?
Pchnął drzwi, które otworzył na całą szerokość. Miał zamiar je tak zostawić, żeby rodzice mogli jeszcze bardziej odczuć skutki swojego głupiego zachowania.
Dziewczynka była jedną ze słodszych, jakie Jung widział osobiście. Było mu trochę szkoda, że nie mógł jej dostać. Znał dokładnie wymogi szefa, ale miał cichą nadzieję, że cena jaką zażądają będzie na tyle wysoka, że policjant nie będzie opłacic nawet dwudziestu procent.
— T-tata? — jęknęła, nie otwierając oczu, gdy Jung wziął ją na ręce.
Mężczyzna otworzył usta, wyciągając język.
— Tak, skarbie. Ale musisz być cichutko, bo nie możemy obudzić mamusi, wiesz szkrabie?
nie wiem jak wy, ale ostatnio mega wstydzę się mojej chorej fascynacji mężczyznami w tatuażach, jeszcze z papierosami uh
to jest straszne, nie licząc tego, że kocham tatuaże i papierosy, to jeszcze jak widzę mężczyznę z tym to jfjsjfjajdja
umieram
jak kiedyś się spotkamy, to zobaczycie, że mój chłopak będzie palił i będzie miał tatuaże
(chyba, że będę jednak sama, bo z moim podjęciem to mnie nikt nie ze chce lols)
ale mam nadzieję, że rozdział się spodobał, teraz przeszło 1200 słów, ale zanudzałam i know
luv ya
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top