11.
skarby, ja nie wiem, co się ze mną stało w tym rozdziale, ale przymknijcie na niego oko
— Jak to go kurwa nie ma? — zapytał Kim, od razu po wejściu do mieszkania Mina. — Jesteś pewny?
— A co to on kurwa, ołówek, żeby mi gdzieś się zgubił? — warknął blondyn, trzymając dłonie wplecione we włosy.
— Nigdzie nie miał wyjść? — Brunet poszedł do okna i opuścił roletę w dół, a blondyn w tym czasie patrzył na niego jak na skończonego kretyna.
— Faktycznie, miał zaplanowanego fryzjera, ale dzwonił do Guka, żebym przyszedł prędzej i przytulał powietrze.
Taehyung westchnął, doskonale zdając sobie sprawę, że Min wcale nie ma ochoty z nim rozmawiać. Ale skoro Parka nie ma, a miał być, a do tego...
Jeongguk mówił, że chłopak był wystraszony.
— Czyli został porwany. I dlatego dzwonił do Guka, bo zdawał sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale też nie chciał się wygadać. No i był na tyle wystraszony, że postanowił ingerować u nas. — Brunet potarł dłonią brodę i podszedł do lodówki, wyciągając z niej wódkę.
— No shit, Sherlock. Jak na to wpadłeś? — zapytał sarkastycznie blondyn, podchodząc do miejsca gdzie stał drugi i wyciągnął z jego dłoni otwartą butelkę. Zrobił dużego łyka i przetarł usta rękawem z hukiem odstawiając naczynie. — Ach, gdybym wiedział, że coś się święci, to na pewno nie zostawiłbym go samego w domu.
— To akurat nie twoja wina. — Strzępnął dłoń chłopaka, która niebezpiecznie wędrowała w stronę alkoholu. — Zostaw to, kurwa.
— Chcą pieniędzy — mruknął Min, przeczesując włosy dłonią.
— W dalszym ciągu nie wiemy kto.
— Tam. — Blondyn wskazał palcem na komodę. — Leży kartka. Możesz sobie przeczytać.
— Jezus Maria — westchnął Taehyung i przyłożył sobie dłoń do czoła. — Miałeś kartkę, k a r t k ę, i nic nie powiedziałeś? Trzeba było od tego zacząć jak przyszedłem.
— Zapomniałem. — Yoongi zmarszczył brwi. — W sensie za bardzo myślałem, kto to mógłby być, że trochę przestałem cię słuchać.
Kim nie odpowiedział już chłopakowi, tylko podszedł do miejsca, w którym leżał papier i rzucił na niego okiem.
— Myślisz, że powinniśmy to oddać Namjoonowi, żeby sprawdził odciski palców?
— Nie. Uważasz, że porwały go jakieś plebsy?
— Dokładnie tak uważam.
— Nie wytrzymam. — Blondyn westchnął, biorąc do ręki przypadkową szklankę i rzucił ją na drugi koniec pomieszczenia. Naczynie roztrzaskało się o ścianę, tworząc cichy brzęk. — Także, to byłoby na tyle.
– Głębokie. — Rzucił przez ramię Tae i wyciągnął telefon. — W sumie to mam w dupie twoje zdanie, dzwonię po niego, a ty możesz teraz tu posprzątać.
***
— Weź go tak nie szarp, musi go najpierw ogarnąć szef, cymbale — powiedział cicho brunet, widząc jak drugi mało delikatnie szarpnął za włosy Parka. Na tyle mało delikatnie, że po całym pomieszczeniu rozeszło się strzelanie w karku i cichy jęk chłopaka.
— Co mnie to obchodzi? I tak nam go oddadzą, więc co za różnica, kiedy go trochę poturbujemy, huh? — Puścił Jimina, a ten z braku sił upadł na podłogę. — Ale masz śliczną buzię, skarbie. — Pochylił się i złapał chłopaka za podbródek, nakierowując twarz na swoją. — Wyglądasz jak taki aniołek. Idealnie będziesz się komponował z moim kutasem pomiędzy tymi pełnymi wargami, wiesz? — powiedział i zaśmiał się paskudnie, drugą ręką klepiąc jasnowłosego po policzku.
— Szef chce, żebyś do niego przyszedł.
— Idę. Tylko nie zapomnij go przykuć. Wątpię, żeby cokolwiek próbował zrobić, ale musimy być ostrożni. Szkoda, gdyby taki kąsek nam uciekł sprzed nosa.
— Ta, pewnie — odburknął wyższy, olewając kumpla, który coś jeszcze do niego mówił i zamknął drzwi.
Podszedł do leżącego na ziemi Jimina, który widząc go chciał się trochę odsunąc, jednak siły ból w okolicach brzucha całkowicie mu przeszkodził i tylko wpatrywał się z przerażeniem w oczach jak brunet do niego podchodzi.
— Nie bój się mnie — powiedział cicho, kucając się obok. — Stary miał rację, wyglądasz jak aniołek. Tylko trochę za mocno upadłeś, gdy spadałeś z nieba, co? — Przybliżył się do twarzy Parka, który podjął ponowną próbę odsunięcia się. — Ależ nie, kochany. Gdzie się tak odsuwasz? Nie musisz się mnie bać, dobrze się tobą zajmę. — Po tych słowach przybliżył usta do rany na twarzy chłopaka i rozchylił delikatnie wargi, a językien zacząć sunąć po naciętym miejscu. Zassał się, czując jak słodka krew aniołka koi jego kubki smakowe. — Naprawdę, jesteś pyszny, skarbie. Nie mogę się doczekać, aż dostanę więcej. — Pocałował Parka w ranę i wstał. — Nie masz siły, króliczku, więc nie będę cię wiązał. Ale nic nie próbuj, wiesz? Możesz później tego bardzo żałować. — Zaśmiał się i wyszedł z pomieszczenia.
A Jimin?
Poczuł jak emocje dają upust i gorące łzy zaczęły wypływać z jego oczu. Tak cholernie się bał. Myślał, że te karteczki to wszystko jakieś głupie groźby, które nie zmienią się w nic poważnego. Taką miał nadzieję i tym razem się przeliczył.
Przygryzł mocno dolną wargę, tłumiąc w sobie głośny szloch. Trafił na psychopatów, którzy zniszczą go pod każdym możliwym względem.
— Yoongi hyung... Uratujesz mnie?
powiem wam, że nie spodziewałam się, że napiszę rozdział, który będzie miał przeszło 700 słów, serio!
możecie napisać, co o nim sądzicie.
no i jak myślicie, co będzie dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top