||55|| czyli jednak
Przed godziną dwudziestą trzecią wreszcie dotarła na miejsce. Otworzyła drzwi od apartamentu i weszła do środka, wybuchając głośnym płaczem. Rzuciła swoją torbę na podłogę, zdjęła buty i od razu poszła do łazienki, w której z wielkim bólem spojrzała w lustro.
— Boże... — wyszeptała do samej siebie. Jej wargi były znacznie opuchnięte, zwłaszcza ta dolna. W kąciku ust oraz na brodzie pozostały ślady po zaschniętej krwi, które po chwili zostały zastąpione tą świeżą, ponieważ MiRi oglądając ranę, nie była wystarczająco ostrożna.
Miała zamiar zdezynfekować teraz zranione miejsce, ale usłyszała, że dzwoni jej telefon, dlatego od razu po niego poszła.
— Halo? — starała się, aby jej głos brzmiał normalnie.
— Jesteś już w domu? — usłyszała głos Jeongguka, a jej oczy od razu się zaszkliły.
— Tak — powiedziała cicho.
— Ja właśnie wracam i za chwilę będę — oznajmił. — Wszystko w porządku? Masz jakiś taki dziwny głos — mówił ze słyszalną troską, a ona odruchowo mocno zacisnęła usta, przez co głośno syknęła z bólu. — MiRi?
— Um... t-tak, to znaczy nie. Och, po prostu przyjedź już — powiedziała cicho, szybko się rozłączając.
Ponownie skierowała się do łazienki i stanęła przed dużym lustrem. Jej oczy były całe przekrwione od płaczu, a usta wyglądały jeszcze gorzej. Były niemalże całe sine, a ona jak na złość nie mogła znaleźć niczego, czym mogłaby tę poważną ranę zdezynfekować. Postanowiła więc, że poczeka na swojego chłopaka i może on pomoże jej to znaleźć.
//
Po około dziesięciu minutach Jeongguk wszedł do środka. MiRi wyszła z łazienki, idąc w jego stronę, ale jeszcze jej nie zauważył, ponieważ był zajęty zdejmowaniem butów.
— Jeongguk — powiedziała cicho, próbując ponownie powstrzymać płacz, gdy uświadomiła sobie, że będzie musiała mu zaraz opowiedzieć całe to zdarzenie.
— Jezu, MiRi! — powiedział głośniej przerażony, natychmiast do niej podchodząc. — Co ci się stało?! Kto ci to zrobił?! — dopytywał, oglądając jej ranę na razie niedokładnie.
— To wszystko przez niego — wyznała, wtulając się w chłopaka tak, aby nie pobrudzić jego koszulki.
— Przez Hyunjina? — spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. — To on ci to zrobił? Posłuchaj, skarbie, nic już ci nie grozi, rozumiesz? Opowiedz mi jak i co się stało — złapał jej dłonie, całując czubek głowy. Przeszli do salonu, gdzie usiedli na kanapie, a MiRi powoli zaczęła przedstawiać mu całe zdarzenie, starając się kontrolować swój drżący głos.
— Wyszłam na zewnątrz i czekałam na taksówkę. Dzwoniłam do ciebie kilka razy, ale ty nie odebrałeś, dlatego chciałam iść w nieco bezpieczniejsze miejsce. I to właśnie wtedy wszystko się zaczęło. Hyunjin mnie zawołał i powiedział, że przeze mnie siedział na dołku za ten bidul, al-
— Poszłaś z tym na policję?! — zapytał zdenerwowany.
— Czy ty jesteś niepoważny?! Nie poszłam na żadną policję, bo przecież mi zabroniłeś... — drugie zdanie powiedziała dużo ciszej.
— P-przepraszam — ledwo przeszło mu to słowo przez gardło.
— Powiedział, że przeze mnie siedział na dołku za ten bidul, ale ja mu mówiłam, że to nie ja na niego doniosłam. On zaczął mi to wmawiać, nazwał mnie puszczalską szmatą i powiedział, że nawet jeśli nie przeze mnie tam był, to i tak pocierpię za kogoś innego i wtedy... — zacięła się, próbując powstrzymać płacz. — On miał ze sobą jakichś dwóch facetów i jeden z nich zaczął iść w moją stronę, ja wpadłam na ścianę, a on położył dłoń na moim udzie i zaczął jechać tą ręką coraz wyżej. Kazałam mu przestać, ale to oczywiście nic nie dało. Chciałam wołać o pomoc, ale ten drugi typ przyłożył mi rękę do ust, więc go ugryzłam, a temu, co mnie dotykał, naplułam na twarz i wtedy on się zdenerwował, i mnie uderzył, i wtedy udało mi się uciec — zaczęła bardzo głośno płakać, nie mogąc momentami wziąć oddechu. Jeongguk milczał, wpatrując się w podłogę.
— Zabiję go — odezwał się po chwili, wstając z kanapy. — Zabiję go, kurwa mać!
MiRi nie odezwała się ani słowem, wycierając co chwilę spływające po jej policzkach łzy. Dopiero po paru minutach nieco się uspokoiła.
— Gdy mnie uderzył, to... to ułamał mi się ząb — wyznała po chwili, pokazując Jeonggukowi jak to wygląda.
— Będziemy musieli jechać z tym do dentysty i to jak najszybciej — oznajmił. — Jutro rano dzwonisz do tej kierowniczki czy chuj wie kogo i mówisz, że więcej do pracy nie przyjdziesz — rozkazał.
— Wiem — kiwnęła głową, pociągając nosem.
— Pokaż te usta — powiedział po chwili, delikatnie łapiąc za jej brodę i zaczął dokładnie z każdej strony oglądać zranione miejsce. Wypchnął jeden policzek językiem, po chwili patrząc prosto w jej oczy. Były całe czerwone i napuchnięte od płaczu. — To moja wina. Mogłem do nich dzisiaj nie jechać, tylko odebrać cię z tej cholernej pracy.
— Wina należy tutaj tylko i wyłącznie do Hyunjina, ponieważ to on wszystko zaplanował — oznajmiła, nie chcąc, aby jej chłopak się obwiniał.
— Chodź, zdezynfekujemy to — pokazał jej ręką, aby poszła za nim, co tez uczyniła. Oparła się o szafkę, czekając aż Jeongguk znajdzie coś do dezynfekcji. Po chwili podszedł do niej i delikatnie przyłożył do rany nasączony wacik.
— A jak tam u cioci? Czego się dowiedziałeś? — zaczęła temat, ponieważ była bardzo ciekawa zdobytych przez niego informacji. Chciała też w ten sposób odwrócić swoją uwagę od nieprzyjemnie bolącej rany.
— HyeRim. Moja siostra ma na imię HyeRim — uśmiechnął się pod nosem.
— Czyli jednak? — zapytała z uśmiechem.
— Tak. HyeRim ma teraz dwadzieścia pięć lat. Ciocia mi wszystko dokładnie wytłumaczyła. Moja mama była bardzo młoda, gdy urodziła Hye i prowadziła niezbyt bezpieczne życie, dlatego ciocia zgodziła się nią zaopiekować, ponieważ bardzo lubiła dzieci. Póżniej urodziłem się ja, moja mama była bardziej dojrzała, a ciocia nie dałaby sobie rady z tyloma dziećmi, dlatego zostałem w domu. Dość często widywałem się z Hye dopóki nie trafiłem do bidula. Później podobno długo za mną płakała, ale w końcu dała sobie spokój, bo ciocia nie miała czasu, żeby jeździć z nią do mnie — opowiedział podekscytowany.
— Czyli ona na pewno cię pamięta... — powiedziała zamyślona.
— Mam nadzieję... — westchnął.
— A gdzie ona teraz jest? Masz jakieś aktualne informacje o niej?
— Ciocia straciła z nią kontakt, gdy Hye wyleciała na studia do Ameryki. Tyle wiem — oznajmił, wzruszając ramionami.
— Do Ameryki?! — zapytała zdziwiona. Pierwszą jej myślą po usłyszeniu tej informacji było to, że życie jest naprawdę niesprawiedliwe. Żywym przykładem było właśnie to rodzeństwo. HyeRim wychowała się właściwie bezstresowo. Miała zapewniony normalny dom wśród swoich bliskich, a Jeongguk? Jeongguk trafił do domu dziecka jako mały chłopiec, nie znając tam kompletnie nikogo. W dodatku w odwiedziny przychodziła jedynie ciocia i to nawet nie często.
— Tak — przytaknął.
— Więc co zamierzasz? — zapytała z ciekawości.
— Jak to co? — parsknął. — Lecimy do Ameryki, kochanie.
//
przepraszam za wszelkie błędy, ale rozdział sprawdzany był na szybko
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top