||14|| wjazd na banię

— [...] Wracam na pieszo — oznajmiła osiemnastolatka. Chciała jak najszybciej opuścić to pomieszczenie i w ogóle ten dom.

— Nie możesz. Jest ciemno i coś może ci się stać — powiedział stanowczo.

— Jebie mnie to — powiedziała całkowicie obojętnym tonem. — Miłej zabawy — dodała jeszcze krótko, po czym wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Stanęła na dosłownie moment w miejscu, aby wziąć głęboki wdech. Już od dłuższego czasu miewała problemy z zawrotami głowy, ale przez ostatnie parę dni znacznie się one nasiliły przez tak ogromny stres. Jej organizm kompletnie nie radził sobie z taką ilością zmartwień, a niestety MiRi należała do tych osób, które przejmowały się dosłownie najmniejszą pierdołą aż nazbyt. Wiedziała, że długo tak nie pociągnie i ostatecznie będzie zmuszona iść do lekarza, ale wierzyła, że w końcu wszystko się ułoży. Po prostu musiałaby trochę odpocząć i wtedy sytuacja chociaż minimalnie by się polepszyła.

     Spojrzała jeszcze przelotnie na białe drzwi i mocno zacisnęła swoje ociężałe, piekące powieki. Jej przyjaciel nawet za nią nie wyszedł. Gdy ten przykry fakt do niej dotarł, zaczęło dawać się we znaki serce, które przyspieszyło bicia. MiRi przeszły zimne poty, a obraz stał się niewyraźny przez łzy. Poczuła nieprzyjemny ucisk w głowie, dlatego szybkim krokiem poszła w stronę schodów, aby jak najszybciej wyjść na zewnątrz i się przewietrzyć. Gdy już miała zrobić krok w przód, powróciły zawroty głowy. Widziała wszystko podwójnie, a nawet i potrójnie. Nim zdążyła złapać się barierki, straciła równowagę, przez co poślizgnęła się na stromym schodku i spadła na dół z ogromnym hukiem.

    Nie ruszała się.

    Nie miała siły.

    Wszyscy, którzy znajdowali się w salonie na dole, od razu do niej podbiegli. Próbowali z nią rozmawiać, ale ona wtedy nie miała na to ochoty, jedynie uśmiechnęła się słabo, aby wiedzieli, że kontaktuje. Powoli podniosła się do siadu, a jej twarz natychmiast się skrzywiła. Ból głowy był jeszcze gorszy, a kostka najprawdopodobniej, w najlepszym wypadku, skręcona. Oparła się o ścianę i usłyszała, jak ktoś zbiega na dół. Zmusiła się do podniesienia głowy, a jej oczom ukazał się Jeongguk, który właśnie zapinał spodnie.

— Co tu się stało? Skąd taki huk? — zapytał zdezorientowany, widząc te wszystkie nietęgie miny. — Kurwa, MiRi — powiedział przerażony, zauważając jak blado wygląda jego przyjaciółka. Natychmiast przy niej uklęknął, kładąc swoją dużą dłoń na jej kolanie.

— Bierz tę łapę — powiedziała cicho. Nie wiadomo czego ta ręka przed chwilą dotykała, a on tak po prostu położył ją na niej. To było ohydne.

— Czy ktoś mi powie co tu się, do cholery, stało?! — podniósł głos, a za jego plecami pojawiła się również MiKi, która właśnie poprawiała biustonosz. Osiemnastolatka jedynie parsknęła pod nosem, kręcąc delikatnie głową, a swoje usta mocno zacisnęła w prostą linię, próbując powstrzymać łzy, które tak usilnie próbowały wydostać się z jej zmęczonych oczu, które wiodły za sobą smutek.

— Spadła ze schodów — odezwał się Namjoon.

— Z samej góry?! — krzyknął przerażony, ciągnąc pasmo swoich włosów.

— No tak — przytaknął ten sam chłopak.

— Pomożesz mi wstać? — MiRi zapytała Hoseoka tak, aby nikt inny nie był w stanie tego usłyszeć.

— To nie jest dobry pomysł, żebyś teraz wstawała — odpowiedział równie cicho.

— Proszę cię, pomóż mi — powiedziała błagalnym tonem, patrząc prosto w jego oczy. Chłopakowi najwyraźniej zrobiło się jej żal, ponieważ złapał ją pod pachami i powoli pomógł jej wstać.

— Co ty robisz?! Ona nie może teraz chodzić — oburzył się Jeongguk, a Hoseok głośno westchnął.

— Utkaj łeb — powiedziała MiRi, dziękując chłopakowi, który zdecydował się jej pomóc.

     Małymi kroczkami kierowała się w stronę wyjścia. Wiedziała, że było to bardzo nieodpowiedzialne, ale nie chciała zostać w tym domu ani chwili dłużej, a z Jeonggukiem w ogóle nie chciało jej się rozmawiać, a była pewna, że gdyby wracała do domu jego autem, to na pewno by ciągle coś mówił. Każdy zrobiony przez nią krok był coraz mniejszy i coraz bardziej chwiejny. Kulała przez bolącą kostkę, ale udawała, że wszystko jest w porządku i wcale aż tak nie boli.

     W pewnym momencie poczuła czyjeś dłonie na swoim ciele; jedną w zgięciu swoich kolan, a drugą pod pachą. Należały one oczywiście do Jeongguka. Po chwili straciła grunt pod nogami, ponieważ jej przyjaciel podniósł ją tak, jak pannę młodą.

— Puść mnie — powiedziała słabo przez zaciśnięte zęby. Tak bardzo chciała teraz protestować, ale kompletnie nie miała na to siły.

— Zgadamy się w jakiś dzień — powiedział do MiKi, a osiemnastolatka jedynie parsknęła.

    Wyszli z tego nieszczęsnego domu. Jeongguk posadził MiRi na miejscu pasażera, po czym sam usiadł za kierownicą. Przekręcił kluczyk w stacyjce i powoli ruszył w drogę.

     Dziewczyna ani razu na niego nie spojrzała. Cały czas wpatrywała się w to, co znajdowało się za szybą. Po paru minutach drogi dało się usłyszeć, jak krople deszczu uderzają o samochód. Rzeczywiście tego dnia było duszno, także burza w końcu musiała nadejść.

    Tak samo, jak i płacz MiRi. Była późna pora, na zewnątrz waliły pioruny, a osiemnastolatka była już tak wszystkim zmęczona i przytłoczona, że chwila upustu emocjom musiała nadejść. Jej wargi zaczęły drżeć tak samo, jak i ręce. W oczach nie było widać zupełnie niczego poza blaskiem księżyca, który odbijał się w jej smutnych oczach przepełnionych słonymi łzami. Kostka niemiłosiernie ją bolała, ale ten ból w ogóle nie równał się z bólem głowy, który nasilił się w chwili, gdy tak usilnie próbowała powstrzymać płacz. Ale teraz było jej już wszystko jedno. Wybuchnęła głośnym, przeraźliwym płaczem. Nie radziła sobie z tym wszystkim, co się wokół niej teraz działo. Była zazdrosna o Jeongguka, ale jako o przyjaciela. Nie chciała od niego niczego więcej niż przyjaźni. Strasznie bolało ją to, że gdy ona była poniżana przez jego drugą przyjaciółkę, on w żaden sposób nie zareagował. Gdy wyszła zawiedziona z pokoju, on za nią nie wyszedł. Nawet nie próbował jej wtedy powstrzymać. To ją bolało, że ona była przy nim zawsze, gdy miał jakieś problemy czy gorsze dni, a gdy to ona potrzebowała jego pomocy, to jego najzwyczajniej w świecie nie było. Nie była osobą, która się nad sobą użala czy zwierza komuś z każdego problemu, ale gdy już takowy zaistniał, to musiał być naprawdę poważny, skoro aż tak emocjonalnie do niego podeszła. A teraz te problemy tak bardzo się skumulowały, że już nie potrafiła mieć nawet nadziei.

— MiRi — powiedział przerażony, zatrzymując się na najbliższym parkingu. — Cholera, MiRi, co się dzieje?

— Nie daję rady, rozumiesz? — wyznała z ogromną gulą w gardle. Ciężko jej się mówiło, ale milczeć nie zamierzała. Jeszcze nie teraz.

— O czym ty mówisz? — zapytał zmartwiony, uważnie jej się przyglądając.

— Kurwa, czego nie rozumiesz? — odwróciła się w jego stronę. Jej tusz znajdował się teraz wszędzie, tylko nie na rzęsach.

— Dlaczego płaczesz.

— Ty, no nie wiem, ale chyba tak sobie o, bez konkretnego powodu — parsknęła, czując jak poziom złości w niej wzrasta. To, co teraz czuła, było jednym wielkim pomieszaniem z poplątaniem, a on zadawał tak bezsensowne pytania.

— Dlaczego jesteś taka niemiła? — zmarszczył brwi.

— Nie chce mi się z tobą w ogóle gadać. Jedź do domu i się zamknij, bo nie wyrobię — warknęła, a chłopak wykonał jej polecenie. Wiedziała, że być może była za ostra, ale jakby nie patrzeć, to on i tak zachował się o wiele gorzej. Nie stanął w jej obronie, gdy chciała już jechać do domu, bo nie czuła się tam dobrze, to nie miał dla niej czasu, bo poszedł pieprzyć się z dziewczyną, która ją obraziła, a przecież mówił, że w razie czego, to od razu wrócą, a na koniec, na wychodne, powiedział MiKi, że jeszcze się zgadają. Fantastycznie.

//

     Po piętnastu minutach byli już pod swoim blokiem. Jeongguk wyszedł z samochodu jako pierwszy. Podszedł do strony pasażera, gdzie z samochodu próbowała wyjść MiRi, ale beznadziejnie jej to wychodziło, zważając na uraz kostki, jakiego się nabawiła. Dodatkowo utrudniała wszystko ulewa.

— Pomogę Ci — powiedział cicho. — Gówno mnie obchodzi teraz to, że jesteś zła. Masz się mnie złapać i choćbyś nie wiem jak bardzo protestowała, to wniosę cię na górę.

     Dlatego właśnie postanowiła się nie upierać i po prostu dać sobie pomóc. Złapała się więc dłoni Jeongguka i powoli wstała, sycząc z bólu. Chłopak przerzucił ją sobie przez ramię, trzymając dłoń na jej pupie, co absolutnie jej się nie podobało. Czuła wstręt po tym, co prawdopodobnie zaszło między nim a MiKi, ale wiedziała, że trzymając tam swoją rękę, dba o jej bezpieczeństwo. O ile w ogóle ono go obchodziło.

     Po paru minutach doczłapali się na górę. Ona była lekka, a on silny, dlatego w miarę szybko i łatwo poszło.

    Po wejściu do mieszkania, zdjęli swoje mokre buty i weszli do salonu. MiRi usiadła na kanapie, przymykając oczy.

— Trzeba będzie jutro jechać do lekarza z tą nogą — oznajmił.

— No to pojadę — celowo powiedziała tylko o sobie.

— No sama nie pojedziesz. Ktoś będzie musiał cię zawieźć.

— Jakoś sobie poradzę.

— Jaki ty masz problem, co? — zapytał już lekko zdenerwowany. — Co ja ci zrobiłem, że jesteś dla mnie taka zimna i oschła?

— Możemy porozmawiać o tym kiedy indziej? Nie mam teraz ochoty — starała się go zbyć. Nie chciała milczeć, ale prawdy mówić też nie chciała. Nie lubiła się zwierzać. Zresztą co to zmieni? Nie będzie przyjaźnił się już z MiKi, bo nazwała ją głupią szmatą? Oczywiście, że nie. Poza tym nie chciała niszczyć niczyjej przyjaźnić. Ona chciała tylko, aby te wszystkie problemy się już skończyły.

— Nie, nie możemy — powiedział stanowczo. — Mów, bo mnie chuj strzeli.

— No to cię strzeli, bo nic mówić nie zamierzam — powiedziała całkowicie obojętnie. Wtedy poczuła jak miejsce obok niej się nieco zapada.

— MiRi, rozmawiaj ze mną — jego głos brzmiał błagalnie.

— Idę się umyć — oznajmiła, po czym spróbowała wstać, ale straciła równowagę przez bolącą nogę. Złapał ją Jeongguk, sadzając na swoich kolanach. — Ooo nie, puść mnie — powiedziała stanowczo, przypominając sobie, jak parę godzin wcześniej siedziała na nim jego druga przyjaciółka, a on macał ją po tyłku. Nie było w ogóle mowy, żeby teraz to ona siedziała na jego kolanach. Brunet natomiast wzmocnił swój ucisk, a wszelkie próby wyrwania się z niego, kończyły się niepowodzeniem.

— Widzisz, co zrobiłaś? — zapytał, wskazując na swoje krocze.

— Było mnie puścić — powiedziała złośliwie. — Poza tym, czym ty się kurwa podnieciłeś?

— Trzeba było normalnie siedzieć.

— Nie, jakiś taki wstręt mam — spojrzała na niego z obrzydzeniem, a chłopak jedynie spojrzał na nią niezrozumiale.

— Gdy twoja noga już wyzdrowieje, to będziesz musiała mi to jakoś wynagrodzić — powiedział, przygryzając wargę. I gdyby nie fakt, że MiRi była wściekła, to uznałaby to za bardzo seksowne.

— Zanim mi noga wyzdrowieje, to MiKi zdąży ci to z dziesięć razy wynagrodzić — poklepała go po udzie, po czym wykorzystała chwilę jego nieuwagi i wstała, a następnie skierowała się do łazienki, w której chciała zmyć z siebie wszystkie dzisiejsze przeżycia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top