||10|| to nic takiego
[...] już miała wyjść, kiedy to jej uwagę przykuła byle jak rzucona bluzka na koszu na pranie. Z racji tego, że była zagorzałą pedantką, to nie mogła tego tak zostawić. Podeszła więc do ubrania.
To, co zobaczyła w nim zawinięte, totalnie nią wstrząsnęło.
Zobaczyła strzykawkę. Pustą, delikatnie brudną, strzykawkę. Na końcu igły dostrzegła odrobinę krwi. Jej oczy natychmiast się rozszerzyły, a usta otworzyły, gdy wszystkie fakty dokładnie, ale mimo wszystko szybko, przeanalizowała i skleiła w całość. Trzęsącą się dłonią odłożyła przedmiot do zlewu i wzięła głęboki wdech, a następnie powolnie wyszła z łazienki, modląc się, aby to nie było to, o czym myślała. Wróciła do salonu i ze zmartwioną miną usiadła obok przyjaciela.
— Wszystko w porządku? — zapytał niepewnie, kładąc dłoń na jej kolanie. MiRi swój wzrok zatrzymała na zgięciu jego ręki. Miał tam ślad nakłucia. Zacisnęła swoje drążące wargi i delikatnie złapała za jego łokieć, chcąc uważnie przyjrzeć się małej, czerwonej kropce. Jeongguk jednak szybko wyrwał rękę i wstał z kanapy.
— Bierzesz? — zapytała łamiącym się głosem. Chłopak stanął w miejscu, przekręcając głowę delikatnie bok.
— Co? — parsknął, marszcząc brwi, a następnie odwrócił się do niej przodem.
— Pytam, czy bierzesz.
— Nie rozumiem — ponownie parsknął.
— Doskonale rozumiesz, Jeongguk — odważyła się spojrzeć mu w twarz, która wyglądała na bardzo radosną, pomimo powagi sytuacji. Już wszystko było dla niej jasne. Chciała po prostu usłyszeć, jak się przyznaje.
— Biorę — westchnął, patrząc się w sufit. Oczy dziewczyny natychmiast napełniły się łzami. Nie spodziewała się tego po nim.
— Chodź tutaj — poklepała miejsce obok siebie, a brunet niepewnie je zajął. — Co się z tobą stało? — zapytała z żalem, ale i wyraźnym zmartwieniem.
— Ale to nic takiego, zwykła heroina — powiedział w pełni spokojnie.
— Jesteś ćpunem i mówisz mi, że to nic takiego?! — uniosła się, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Szybko wstała z kanapy, zabierając ze sobą telefon, po czym na korytarzu w pośpiechu ubrała buty i bez wahania wyszła z mieszkania.
Musiała to wszystko sobie po prostu przemyśleć. Jeongguk zawsze był niegrzeczny i nie liczył się z żadnymi konsekwencjami, ale w życiu by nie powiedziała, że zacznie dawać sobie w żyłę.
Zadzwoniła po taksówkę. Musiała porozmawiać z kimś zaufanym, a jedyną odpowiednią osobą na tę chwilę była staruszka z domu dziecka.
//
Po półgodzinie znalazła się pod bramą placówki. Zauważyła na podwórku małego Woo, dla którego była jak rodzona siostra. Nie chciała jednak teraz go wołać. Nie miała aktualnie głowy do zabawy z dzieckiem. Szybko przemknęła się do środka i skręciła w odpowiedni korytarz. Znalazła się pod drzwiami staruszki, do których nie za głośno zapukała.
— MiRi? — zapytała zdziwiona kobieta, ciepło się uśmiechając, gdy cicho otworzyła drzwi. — Wejdź, kochanie.
Osiemnastolatka usiadła na wygodnym fotelu, który tak bardzo lubiła, gdy jeszcze tutaj mieszkała. W towarzystwie starszej pani czuła się tak beztrosko i bezpiecznie. Złość jakby zdawała się ją opuszczać. Jej puste miejsce natomiast zostało wypełnione przez smutek, żal i dezorientację.
— Proszę pani, mam ogromny problem — zaczęła niepewnie.
— Co się dzieje? — zapytała zmartwiona.
— Musi pani obiecać, że nikt się o tym nie dowie choćby nie wiem co, dobrze? — zapytała błagalnym głosem. Wiedziała, że może jej ufać, ale chciała mieć pewność.
— Naturalnie, tylko powiedz już o co chodzi, bo się martwię — kobieta przytaknęła.
— Chodzi o Jeongguka... Pamięta go pani jeszcze?
— Trudno zapomnieć tego chłopca — zamyśliła się. — A coś się mu stało? Jest chory? Pokłóciliście się? Ma jakieś problemy? Co w ogóle u niego? — zaczęła dopytywać.
— Wie pani... Ja nie wiem od czego powinnam zacząć — ręce dziewczyny zaczęły delikatnie się trząść.
— Najlepiej od początku — zaśmiała się, gładząc chłodne, drżące dłonie byłej wychowanki.
— Przyjaźnimy się, a on zaproponował mi nocleg u siebie, gdy wyszłam z domu dziecka. Od tamtego momentu mieszkamy razem. Wiele razy jego zachowania były dość dziwne i podejrzane, ale myślałam, że po prostu coś sobie wmawiam i jestem najzwyczajniej w świecie przewrażliwiona — zatrzymała się, aby zaczerpnąć oddech — Ale tak wcale nie było. Moje spostrzeżenia były słuszne. Od jakiegoś czasu był jakiś dziwnie inny, a dzisiaj... — jej oczy się zaszkliły i po raz pierwszy, odkąd tutaj przyszła, odważyła się spojrzeć staruszce w oczy. — Znalazłam pustą strzykawkę.
— O Boże... — kobieta wciągnęła powietrze, a jej małe oczy stały się bardzo duże, zupełnie jak te MiRi, gdy się dowiedziała o sekrecie skrywanym przez przyjaciela. — Czy ty chcesz powiedzieć, że Jeongguk bierze narkotyki?
— Niestety tak — pokiwała niepewnie głową.
— I co? Porozmawiałaś z nim o tym?
— Nie wiem, czy da się to nazwać rozmową. Zapytałam, czy bierze, to się przyznał. Później trochę się pokłóciliśmy. Wyszłam z domu i od razu przyjechałam tutaj. Proszę pani, ja nie wiem, co mam zrobić.
— Oj, kochanie — pogładziła młodszą po policzku. — Zapytałaś go o powód? Dlaczego to robi? Jak długo? Po co?
— N-nie — zawahała się.
— Aish, MiRi — staruszka pokręciła głową. — Bardzo nie podoba mi się to, co on robi, ale myślę, że powinnaś spróbować go zrozumieć. Powinnaś wrócić do niego i z nim o tym porozmawiać, ale tym razem na spokojnie. Wysłuchaj go i postaraj się zrozumieć. Później staraj się go tego oduczyć. Jeżeli nie będzie chciał, to się tym nie zadręczaj. W końcu przestanie, zobaczysz, słoneczko — przedstawiła jej plan na spokojnie, bardzo kojącym głosem.
— Przestanie, gdy go to gówno zabije — rozpłakała się, chowając rozpaloną twarz w chłodne dłonie.
— Nie mów tak — starsza mocno ją przytuliła. — Nie jesteście już dziećmi, a w życiu dorosłym w miłości jest tak, że dla drugiej połówki jest się w stanie zrezygnować z dosłownie wszystkiego.
— A-ale my nie jesteśmy razem. To tylko przyjaźń — MiRi uśmiechnęła się słabo, przecierając oczy.
— Jeszcze. Prędzej czy później się w sobie zakochacie. Długo już się przyjaźnicie, a on zaoferował ci wspólne mieszkanie. Wspomnisz jeszcze moje słowa, Mi — uśmiechała się staruszka, głaszcząc młodą dziewczynę tym razem po ramieniu. — Wracaj teraz do niego i z nim porozmawiaj.
— Dobrze — niepewnie pokiwała głową. — Bardzo dziękuję pani za pomoc. Jest pani najlepsza — przytuliła niską, drobną, starszą panią, co oczywiście ta odwzajemniła.
— Skończ mi już z tą „panią". Tyle razy ci mówiłam, żebyś mówiła do mnie „babciu" — skarciła ją.
— Przepraszam, babciu — zaśmiała się osiemnastolatka, po czym głośno westchnęła. — Myślę, że przyjadę jeszcze niedługo.
— Dobrze, będę czekać. A teraz leć, bo Jeongguk nie powinien być sam. Nie teraz — pospieszyła ją, a MiRi kiwnęła jedynie głową i skierowała się do wyjścia, dzwoniąc w tym czasie po taksówkę.
//
Wróciła do domu nieco przemarznięta. Powoli i po cichu otworzyła drzwi. Zdjęła buty i rozejrzała się po kuchni oraz salonie. Oba te pomieszczenia były puste. W łazience światło również się nie paliło, a więc to oznaczało, że jej przyjaciel musiał być teraz w sypialni. Weszła więc do niej i zastała tam śpiącego Jeongguka. Wyglądał tak bezbronnie i łagodnie. Pierwszy raz widziała go takiego, odkąd razem mieszkali. Uklękła przy nim i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Pogładziła delikatnie jego rozpalony, wklęsły policzek. Chłopak powoli otworzył oczy.
— Wróciłaś — wyszeptał słabo.
— Oczywiście, że wróciłam — poprawiła jego roztrzepane włosy. — Posuń się — rozkazała, po czym wskoczyła pod kołdrę od razu obok niego.
— Już nie jesteś zła?
— Oczywiście, że jestem — parsknęła. — Zadam ci teraz kilka pytań, a ty mi ładnie na nie odpowiesz, dobrze?
— Źle mi się kojarzy, ale dobrze — westchnął.
— Jak długo już to trwa?
— Nie wiem — odpowiedział zaspany.
— Guk, nie denerwuj mnie do cholery — rozzłościła się i delikatnie uderzyła go w brzuch.
— Myślę, że już jakieś dobre pół roku — wzruszył ramionami, a osiemnastolatka się załamała, delikatnie rzecz ujmując.
— Dlaczego zacząłeś brać? — spojrzała na jego idealne rysy twarzy, a następnie w ciemne oczy.
— Sam nie wiem. Miałem trochę problemów, a że mam wtyki, to sobie załatwiłem i tak to się jakoś zaczęło.
— Jeongguk... Na wszystko znajdzie się rozwiązanie, rozumiesz? Z każdej sytuacji, nawet tej najgorszej, jest wyjście. Zawsze będzie w końcu dobrze. Zawsze jest dla kogo i dla czego walczyć. Zawsze jest ktoś, komu na nas zależy i kto będzie nas wspierać, rozumiesz? — zapytała zmartwiona. Chłopak niepewnie pokiwał twierdząco głową i przyciągnął dziewczynę do siebie.
— To już wszystkie pytania? — zapytał z nadzieją na „tak".
— Mam jeszcze jedno, ostatnie — powiedziała zamyślona.
— Czy jest coś jeszcze, o czym mi nie powiedziałeś i o czym nie wiem, a zdecydowanie powinnam?
— Tak...
//
z okazji 2K wyświetleń, za które całym serduszkiem Wam dziękuję, oraz tego, że nie muszę iść jutro do szkoły, wrzuciłam kolejny rozdział!
dobranoc, Kochani! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top