pięćdziesiąt cztery

Peggy: Spóźniłeś się.

Steve *pokazując zniszczony telefon*: Nie mogłem zadzwonic po transport.

Bucky *w myślach*: Wyglądają jakby chcieli się pocałować. Czy oni chcą się pocałować? O mój Boże. Oni chcą się pocałować.

Bucky: HEJ!

Bucky *w myślach*: moment, czy ja powiedziałem to na głos? O nie. Powiedziałem to na głos. Wszyscy się gapią.

Bucky: Niech żyje Kapitan Ameryka!

Bucky *w myślach*: Cholera. Było blisko. Nieźle to uratowałeś, Barnes. Gratulacje. Nikt niczego nie podejrzewa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top