Rozdział 7: dawka szczerości

Leżałem na łóżku, rozwiązując arkusze maturalne z niemieckiego i teoretycznie oglądając jeszcze tv.

Byłem w połowie zadania, gdy zawibrował mój telefony. Sięgnąłem po niego i zobaczyłem, że to Marek do mnie dzwoni.

- Cześć, Mały - rzuciłem, gdy odebrałem.

- Hej - odparł. - Co robisz?

- W sumie to nic, a co tam? - odłożyłem ołówek i kartki.

- Nooo... Trochę się nudzę, bo siedzę sam w domu iiii... Tak sobie pomyślałem, że może chcesz się ponudzić ze mną?

- A co będę z tego miał? - zapytałem wesoło. Lubię go wprowadzać w zakłopotanie.

- A co byś chciał? - odparł i trochę mnie tym zaskoczył. Ale cieszę się, że tak odpowiedział. To znaczy, że nabiera pewności w naszej relacji. Że jest mniej zamknięty w sobie niż na początku.

- Hmmm... Muszę pomyśleć - westchnąłem. No chciałbym pocałunek, ale tego mu nie powiem. Nie chcę żeby się wycofał, bo to mogłoby być za szybko. - Zastanowię się przez drogę - powiedziałem, wstając z łóżka. - Zbieram się już, więc za 30 minut będę.

- Ok, super - ucieszył się. - Ósme piętro, numer 130 - przypomniał mi.

- Pamiętam - mówiłem, schodząc na dół. - Ubieram się już, pół godziny, Mały - oznajmiłem.

- Ok. Pa, pa.

- Na razie - rozłączyłem się. - Mamo! Wychodzę! - krzyknąłem, zakładając buty.

- Dokąd? - zapytała, podchodząc do mnie. - Jest już po 20, a ty masz jutro szkołę. Pewnie...

- Do Marka, spokojnie - uśmiechnąłem się i założyłem cienką kurtkę. - Nie wiem, o której wrócę.

- Łukasz, masz jutro szkołę... I Marek też.

- Spokojnie. Damy radę - zapewniłem. - Nie raz zarwałem noc - przypomniałem jej.

- No dobrze. Jedź - westchnęła i pokręciła głową. - Nie zapomnij kluczy - rzuciła i poszła w głąb domu. Zabrałem wszystko, co potrzebowałem i poszedłem do auta.

Przez całą drogę zastanawiałem się jak daleko posuniemy się dzisiaj. Bo z dnia na dzień nasza relacja małymi kroczkami przesuwała się do przodu.

Może spróbuję się dowiedzieć, dlaczego Marek ma te wizyty u psychologa? To znaczy zapytam go po prostu, jeśli nie będzie chciał o tym rozmawiać, to dam mu z tym spokój. Nie będę naciskał.

Byłem tego bardzo ciekawy. Bo raczej bez powodu tam nie chodził. I na pewno nie chodziło o zmianę otoczenia i przeprowadzkę. Chociaż może to było jakoś powiązane.

Zaparkowałem pod blokiem, w którym mieszka Marek. W sumie to bardziej apartamentowiec. Zgasiłem silnik i wsiadłem. Podszedłem do klatki i zadzwoniłem domofonem pod numer jego mieszkania.

- Tak? - usłyszałem głos Marka.

- Usługi transportowe Łukasz Wawrzyniak - powiedziałem, a on się roześmiał i wpuścił mnie do środka. Zanim wszedłem, przepuściłem w drzwiach starszą panią, która akurat wychodziła. Kojarzyłem ją, bo co rano, jak czekałem na Marka, wychodziła na spacer z pieskiem.

Chwilę czekałem na windę, ale potem stwierdziłem, że szybciej będzie schodami. Ale nie przemyślałem jednego. Bieg na ósme piętro jest spoko, kiedy nie jesteś w dżinsach. Kondycyjnie dałem radę, ale było mi niewygodnie.

Zapukałem do drzwi mieszkania, a po chwili otworzył mi blondyn, który uśmiechnął się szeroko na mój widok. Wpuścił mnie do środka i zamknął za mną drzwi.

- Gdzie twoi rodzice? - zapytałem, zdejmując kurtkę.

- Na jakiejś kolacji biznesowej. Pewnie wrócą koło pierwszej. Chcesz coś do picia? - zapytał.

- Coś zimnego - rzuciłem i wszedłem za Markiem do kuchni.

Chłopak nalał mi do szklanki Pepsi, już wiedział, że jestem od niej uzależniony. Wziąłem od niego szklankę i poszliśmy do pokoju blondyna.

- Co oglądasz? - wskazałem na ekran wiszący na ścianie na przeciwko łóżka. Postawiłem szklankę na parapecie i usiadłem na łóżku, opierając się o ścianę.

- Nie wiem. Grało w tle, jak czytałem - uniósł do góry książkę, która leżała na łóżku.

- Przeczytałem. Zajebista jest. Film też spoko.

- Oglądałeś? - położył książkę na komodzie i usiadł obok mnie, więc objąłem go ramieniem, a on się o mnie oparł.

- Tak... Chcesz obejrzeć? - zaproponowałem.

- No nie wiem... Ale zostaniesz ze mną jak coś? - spojrzał mi w oczy.

- Zostanę - pocałowałem go w czoło.

Włączyliśmy film, który moim zdaniem nie był jakoś bardzo straszy, ale Marek co chwilę chował twarz w mojej szyi.

- Wyłączyć? - zapytałem, obejmując go mocniej.

- Nie, jak już zaczęliśmy to obejrzyjmy do końca - szepnął. - Wygodnie ci? - zdarł głowę do góry żeby na mnie spojrzeć.

- Tak - pocałowałem go w czoło.

- Jak będzie ci niewygodnie to mów, to się odsunę - powiedział i ułożył głowę na mojej klatce piersiowej.

- To na pewno nic nie powiem - rzuciłem, a on się lekko zaśmiał. Przytulił się do mnie mocniej, układając prawą rękę na mojej szyi i muskając kciukiem moją szczękę.

- Wiesz co...? - szepnął.

- Jeszcze nie wiem - złapałem go za rękę i pocałowałem jego dłoń po wewnętrznej stronie, a on zabrał mi rękę.

- Ufam ci. Tak naprawdę - podniósł się na łokciu.

- Bardzo?

- Bardzo - pokiwał głową, a j się uśmiechnąłem.

- Cieszę się - przeczesałem palcami jego jasne włosy. - Bo ja też ci ufam, Mały - podniosłem się trochę i pocałowałem go w czoło.

- Muszę ci coś powiedzieć - odsunął się i usiadł po turecku.

- Nie musisz. Jeśli chcesz to powiedz, ale nie musisz, ok? - podniosłem się i usiadłem z wyciągniętymi przed siebie nogami. - Ja niczego od ciebie nie wymagam.

- Ale powinieneś to wiedzieć, Łukasz - szepnął. - Bo... Chciałem ci powiedzieć dlaczego... - urwał.

- Hej - usiadłem na przeciwko niego, układając nogi po obu stronach tych jego. - Ty uważasz, że powinienem? Czy ktoś ci tak powiedział? - złapałem go za kostki i rozplotłem jego nogi. Przyciągnąłem go do siebie i położyłem jego nogi na moich udach. - Teraz możemy rozmawiać, patrząc na siebie. - Marek westchnął i padł na łóżko, a ja się zaśmiałem. - Co chciałeś powiedzieć?

- Mówiłem ci, że chodzę do psychologa - zaczął i spojrzał na mnie. Pokiwałem głową. - I rozmawiałem z nią o tym, że się spotykamy i... - przerwał na chwilę. Nic nie mówiłem. Czekałem, co powie dalej. - I zapytała mnie, czy myślę poważnie o tym, co się między nami dzieje i generalnie o tobie. Czy po prostu potrzebuję jakiejś zaufanej osoby tutaj i padło na ciebie, czy może jeszcze coś innego - znowu na mnie zerknął. - No i powiedziałem jej, że myślę o nas poważnie i chcę... Żeby z tego coś było - powiedział, a ja się uśmiechnąłem lekko. - I mówiłem jej jak się starasz, i że jesteś przy mnie zawsze... I że mi na tobie zależy - podniósł się na łokciach i spojrzał mi w oczy.

- Mi też na tobie zależy... Jestem tobą, cholernie, zauroczony... Może nawet zakochany.

- Naprawdę?

- Naprawdę, Maruś - przesunąłem ręką po jego udzie, a on złapał mnie za nadgarstek.

- Nie rób tak, proszę - spojrzał mi w oczy.

- Dobrze - szepnąłem. Marek mnie puścił i znowu się położył.

- I jak tak rozmawiałem z tą psycholog, to zapytała mnie, czy powiedziałem ci, dlaczego do niej chodzę... I powiedziała, że jeśli traktuję cię poważnie i serio myślę o byciu z tobą to powinienem ci wszystko powiedzieć... No może ona to inaczej ujęła, ale tak ją zrozumiałem. W każdym razie... Wiem, że powinienem ci powiedzieć - wyciągnął do mnie rękę, a gdy ją złapałem, podniósł się do siadu. - Ale nie wiem czy jestem gotowy, aby z tobą o tym rozmawiać - szepnął.

- Marek - wziąłem jego twarz w dłonie. - Powiesz mi, kiedy uznasz, że jesteś gotowy. Nie wiem, o co chodzi, ale wiem, że to jakaś duża sprawa i nie jest to dla ciebie łatwe. Ale widzę, że coraz łatwiej przychodzi ci rozmawianie ze mną o jakiś problemach i coraz bardziej szukasz mojej bliskości... A to moim zdaniem duży postęp patrząc na to, że nie znamy się długo, bo zaledwie półtora miesiąca, więc podejdź do tego na spokojnie, dobrze?

- Mhymmm... - pokiwał głową. - Przytul mnie - szepnął, a ja złapałem go pod kolanami i wciągnąłem na swoje uda. Zaskoczyłem go tym i prawie spadliśmy z łóżka, ale na szczęście Marek zaparł się nogami o krawędź łóżka. - A jakbyśmy spadli? - zapytał, obejmując moją szyję ramionami.

- Ty byś wylądował na mnie, ja miałbym problem - przytuliłem się do niego i pocałowałem lekko jego szyję, a on się odsunął i przyciągnął barki do szyi.

- Mam łaskotki na szyi - oznajmił.

- Dobrze wiedzieć - rzuciłem i znowu przycisnąłem usta do jego szyi. Marek zaśmiał się i chciał ode mnie odsunąć, ale mocno go trzymałem.

- Łukasz! - śmiał się. - Przestań! - prosił, a ja składałem drobne pocałunki na jego skórze.

- Dlaczego? - zapytałem, nie odrywając ust od jego ciała.

- Bo cię proszę - śmiał się i znowu spróbował się odsunąć.

- Hmmm... Nie - wymruczałem. - Przekonaj mnie - dodałem i zrobiłem mu malinkę w miejscu, gdzie szyja łączy się z ramieniem.

- Co ty zrobiłeś? - zapytał, a ja podniosłem głowę.

- Malinkę... Chcesz jeszcze jedną? - zaśmiałem się.

- Nie - szarpnął się do tyłu, a ja go nie utrzymałem, ale zdążyłem złapać za t-shirt, więc nie uderzył głową w ścianę.

Jak się tak zastanowić, to pierwszy raz widzę skórę na jego rękach. Zawsze ma bluzy albo koszulki z długim rękawem.

- Czemu zasłaniasz ręce? - zapytałem, gdy siedział już stabilnie na moich kolanach. Spojrzał mi w oczy.

- Bo... - przerwał.

Zsunął dłonie z mojej szyi na ramiona i pierś, a potem zabrał je z mojego ciała. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że odwrócił je wewnętrzną stroną do góry. Dopiero teraz dostrzegłem na każdym nadgarstku po kilka cienkich poprzecznych blizn. A na lewym była jedna wzdłuż przedramienia. Wziąłem jego ręce w swoje dłonie i przesunąłem delikatnie kciukami o bliznach.

- Chciałeś...? - podniosłem wzrok i spojrzałem na jego twarz. Chłopak nadal patrzył na swoje ręce. Pokiwał głową i zabrał mi swoje dłonie. Ponownie objął ramionami moją szyję, a ja przytuliłem go mocno.

- Dwa razy - wyszeptał. - Na szczęście mi się nie udało... Teraz tego żałuję i wiem, że to było głupie, ale wtedy... - urwał. - To było oczywiste... I wtedy wydawało mi się, że dobrze to przemyślałem, i że muszę to zrobić, że tak będzie łatwiej - odsunął się troszkę. - Teraz cieszę się, że się nie udało, bo poznałem ciebie i...

- Ja też się cieszę, że ci się nie udało... Cieszę się, że cię poznałem.

Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, dopóki nie zaczęło mi być niewygodnie. Więc usiedliśmy, tak jak wcześniej.

- Wiesz - Marek zadarł głowę, aby spojrzeć na moją twarz - lżej mi trochę, jak już to wiesz.

- To dobrze - pocałowałem go w czoło.

- Mogę cię o coś zapytać?

- Jasne - uśmiechnąłem się. Marek patrzył na mnie chwilę.

- Albo nie - położył głowę na moim ramieniu. - Jednak nie chcę wiedzieć.

- Ale ja chcę wiedzieć, o co chciałeś zapytać - rzuciłem.

- Z iloma osobami spotykałeś się przede mną, ale w sumie to nie chcę tego wiedzieć.

- Jeśli masz mnie za jakiegoś Casanovę to się mylisz - oznajmiłem. I to bardzo się myli.

- To znaczy?

- Spotykałem się z jedną dziewczyną i z jednym chłopakiem... Z żadnym z nich nie spałem - powiedziałem, czym zaskoczyłem blondyna.

- Tak?

- A co ty o mnie myślałeś? - zaśmiałem się.

- Nooo... Że spałeś z kilkoma osobami - chyba było mu głupio, że tak sądził.

- Nie uprawiałem z nikim seksu - powtórzyłem.

- To dobrze - wtulił się we mnie. Uśmiechnąłem się. - Ja też nie - dodał cicho.

- To dobrze - powtórzyłem po nim, a on się zaśmiał.

- I nigdy się nie całowałem - przyznał. - I z nikim nie byłem w związku.

- A ja? - zauważyłem.

- Ale przed tobą... - uderzył mnie lekko w ramię. - I my chyba jeszcze nie jesteśmy razem... No bo... Nie zapytałeś mnie - dodał.

- Maruś - szepnąłem. - Zostaniesz moim chłopakiem? - zapytałem, a on się zaśmiał lekko i zadarł głowę, patrząc na mnie.

- Zostanę - powiedział. Uśmiechnąłem się szeroko i musnąłem ustami jego wargi. Pierwszy raz odkąd się znamy. Wcześniej nie wiedziałem, czy się nie przestraszy, ale teraz wiem, że nie. - Jeszcze raz - szepnął, gdy się odsunąłem. Pochyliłem głowę i jeszcze raz delikatnie ucałowałem jego usta.

Wiem, że dzisiejszy wieczór był dla nas przełomowy, ale wiem też, że Marek ma jeszcze wiele tajemnic i murów, które muszę skruszyć zanim całkowicie mnie do siebie dopuści.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top