Rozdział 68: w domu - Marek

Pojechałem w piątek przed południem po Łukasza do kliniki. Specjalnie wziąłem sobie ten dzień wolny. Na szczęście mój szef był wyrozumiały w tym aspekcie i rozumiał mnie, jak nikt inny, bo jego córka zmarła na raka.

Chłopak zebrał wszystkie swoje rzeczy i poszedł po wypis, a ja w tym czasie poszedłem skorzystać z łazienki. Gdy wyszedłem na korytarz, zobaczyłem Łukasza rozmawiającego z jakąś brunetką, na oko w naszym wieku, a do nóg mojego męża przytulał się jakiś chłopiec, i co chwilę ciągnął Łukasza za rękę, aby zwrócić na siebie uwagę.

Domyśliłem się, że to Franek, o którym mówił mi lekarz, bo chłopiec był strasznie blady i nie miał włosów. No i raczej żaden inny dzieciak nie tuliłby się do mojego Łukasza.

Mój partner zobaczył mnie, gdy do nich podchodziłem i uśmiechnął się szeroko. Podszedłem do nich, a Łukasz przedstawił mi dziewczynę. Milena była mamą Franka.

— Cześć — kucnąłem i podałem rękę dziecku. Chłopiec, cały czas tuląc się do Łukasza, podał mi rękę. — Jestem Marek, a ty?

— Franek — powiedział cicho. — Ale ty masz długie rzęsy — szepnął, patrząc mi prosto w oczy. Uśmiechnąłem się, a Łukasz roześmiał się głośno.

— Zobacz jakie ma fajne włosy — przeczesał mi je palcami. Franek powtórzył gest Łukasza i uśmiechnął się. — I zobacz... Przy skórze mają inny kolor — dodał, a ja spojrzałem na niego z uśmiechem.

— Dlaczego tak? — zapytał chłopiec, bawiąc się moimi włosami.

— Bo są pomalowane — wyjaśniłem.

— Czemu? Nie podobał ci się ich kolor? — pytał.

— Podobał, ale... Tak jakoś miałem ochotę po prostu — uśmiechnąłem się do niego.

Łukasz  i Milena nadal rozmawiali o, z tego co słyszałem, Franku, a ja zagadywałem chłopca, który nabrał trochę śmiałości, ale nadal zaciskał palce lewej ręki na koszulce mojego męża, jakby bał się, że on go zaraz zostawi.

— Franek — zwróciła się do niego w końcu Milena. — Kochanie, Łukasz i Marek muszą już iść — powiedziała, a chłopiec od razu przytulił się do Łukasza.

— Ej Młody — Łuki przed nim kucnął. — Jeszcze się zobaczymy, tak? Przyjdę do ciebie w poniedziałek, ok?

— Obiecujesz? — objął ramionami szyję Łukasza.

— Obiecuję — chłopak go przytulił, a potem się odsunął.

Pożegnaliśmy się z Mileną i wyszliśmy ze szpitala. Od razu skierowaliśmy się do auta. Łukasz rzucił niewielką torbę, w której były jego rzeczy na tylną kanapę i zajął miejsce pasażera.

— O co chodzi z tą Mileną? — zapytałem, odpalając silnik.

— W sumie to o nic — wzruszył ramionami. — Franek to fajny dzieciak. Grałem z nim w planszówki kilka razy, gdy mi się nudziło... Trochę z nią gadałem. Chłopak ma ostrą białaczkę. Potrzebny mu przeszczep szpiku, ale nie ma dawcy. Ona nie może być, nie są zgodni, a ojciec chłopca zaginął w akcji, jak się dowiedział, że wpadli to spierdolił za granicę, fiut.

— Ja pierdolę — westchnąłem. — Jak można być takim nieodpowiedzialnym?

— Wiesz, że ona chodziła z nami do liceum? Jest rok starsza od nas...

— Nie kojarzę jej — odparłem.

— Ja tak. Zawsze była fajna — dodał. — Dawała mi korki z chemii, jak byłem w pierwszej klasie.

— Dobrze, że nie z biologii — zażartowałem, a Łuki się zaśmiał.

— Biologii to się z tobą uczyłem — śmiał się.

Żartowaliśmy całą drogę do domu, a gdy dotarliśmy na miejsce i weszliśmy do środka, to pierwsze co zrobił Łukasz, to kawę.

— Wiesz jaką tam mają koszmarną kawę? — zapytał, gdy się zaśmiałem. Nastawił ekspres, a ja oparłem się o wyspę kuchenną i patrzyłem na niego.

Mam go już w domu i, cholernie, się z tego cieszę. Jak był w szpitalu, potrafiłem obudzić się w środku nocy, bo nie miałem go obok siebie. Przywykłem do tego, że zawsze się do niego tulę przed snem i teraz, po tylu latach, nie potrafię już spać bez niego.

— Muszę ci coś powiedzieć & westchnął. — Tylko się nie denerwuj.

— Franek jest twój? — zażartowałem, a Łukasz się do mnie odwrócił i chciał coś powiedzieć, ale zamknął usta.

— Nie jest. Nie spałem z nikim przed tobą, pamiętasz?

— I oprócz mnie — dodałem, a Łukasz zagryzł dolną wargę. — Mówiłeś, że nie spałeś z Damianem! — no on chyba sobie jaja robi!

— Bo nie spałem — oznajmił, a ja rzuciłem w niego ścierką, która leżała na blacie.

— Więc z kim się puknąłeś?! I kiedy?! — krzyczałem na niego.

— Jak się rozstaliśmy, to byłem na takiej imprezie w sylwestra... I tam była taka laska... Ale nie byliśmy wtedy razem, Marek — zauważył.

— I tylko to cię ratuje przed śmiercią z mojej ręki — mruknąłem.

No to jest, kurwa, jakiś żart. I to w ogóle nie śmieszny.

— Ale co to ma teraz za znaczenie, skarbie?

— Nawet do mnie nie podchodź - warknąłem.

Po co on mi w ogóle o tym mówił?! Wolałbym nie wiedzieć!

— Ale muszę ci coś jeszcze powiedzieć... — zaczął niepewnie.

— Jeszcze jakieś rewelacje? Zajebiście! Co tym razem?! Syna z nią masz?! — wydarłem się na niego i wyszedłem z kuchni.

— Marek! — zawołał mnie i ruszył za mną. — Słonko... Ale ja byłem wtedy pijany, nie wiedziałem co robię — mówił, a ja wszedłem do sypialni i zamknąłem mu drzwi przed nosem i zamknąłem się od środka. — Kochanie — Łukasz zapukał do drzwi. — Proszę cię... Przecież wiesz, że to nie miało znaczenia.

— Okłamałeś mnie! — krzyknąłem na niego przez drzwi. — Powiedziałeś, że z nikim nie spałeś!

— Nieprawda! Powiedziałem, że nie spałem z Damianem!!! Tylko o niego pytałeś! — podniósł na mnie głos. — Jakbyś zapytał ogólnie to bym ci, kurwa, powiedział!

— No tak! Zrzuć winę na mnie, że pieprzyłeś jakąś laskę! — wydarłem się na niego, a w moich oczach stanęły łzy.

— Marek, do cholery! — uderzył w drzwi. — Otwórz te drzwi!

— Nie! Nie chcę na ciebie patrzeć! — mój głos się załamał.

— Dobra! Jak sobie chcesz! Pierdolę to!

— To robisz najlepiej! - krzyknąłem, ale już nic nie odpowiedział, a po chwili usłyszałem trzask drzwi od domu.

No cudownie! Najlepiej uciekać przed problemami!

Wyszedłem z sypialni i zszedłem na dół. Zobaczyłem, że jego bluza leżała na torbie, która stała w korytarzu. Nie wziął jej. No super.

Co za debil.

Wziąłem głęboki oddech, aby się uspokoić. Odnalazłem mój telefon, aby zadzwonić do Łukasza żeby wrócił do domu. Nie chciałem żeby teraz złapał jakąś infekcję, bo to by spowodowało odsunięcie na później leczenia.

Po chwili usłyszałem dzwoniący telefon Łukasza. No zajebiście! Teraz się będę martwił o tego debila, bo nawet nie będę miał jak się z nim skontaktować, bo kretyn zostawił telefon w domu!

Łukasz wrócił po jakiś dwóch godzinach, a ja przez ten czas odchodziłem od zmysłów. O czym musiałem mu powiedzieć.

— Czy ciebie pojebało?! Wiesz jak się o ciebie martwiłem?! Czemu nie wziąłeś telefonu, debilu?! — wydarłem się na niego.

— Przestań się na mnie wydzierać — oznajmił, zdejmując buty. — Nie pomyślałem o nim — dodał.

— Jesteś nieodpowiedzialny — mruknąłem. — Wiesz, że nie możesz się teraz przeziębić ani nic, a nawet nie wziąłeś bluzy — dodałem.

— Marek... — podszedł do mnie.

— Nie dotykaj mnie — odepchnąłem jego rękę.

— Słonko...

— Powiedziałem już wszystko — odsunąłem się i chciałem iść na górę, ale Łukasz złapał mnie za rękę i przylgnął do moich pleców, unieruchamiając mi ręce.

— Ale ja jeszcze nie powiedziałem wszystkiego.

— Nie chcę tego słuchać  — próbowałem wyswobodzić ręce.

— Ale kruszynko... Pomyśl — powiedział. — Nie byliśmy razem, gdy zaliczyłem tą laskę i...

— Nie o to chodzi! — przerwałem mu.

— To o co ci chodzi? — spytał.

— Mogłeś mi o tym od razu powiedzieć... A najlepiej to wcale! Tak naprawdę to wolałem tego nie wiedzieć! — podniosłem na niego głos. — Puszczaj mnie!

— Nie, bo jesteś na mnie zły... Maruś, uspokój się — oparł czoło o moją głowę. — Słonko... To było półtora roku temu... Co to ma teraz za znaczenie? Kocham ciebie. Z tobą się ożeniłem i...

— Dobra — wyrwałem mu się. — Zrozumiałem, ale daj mi spokój — mruknąłem i ruszyłem na górę. — Ale nie licz, że będziesz dziś ze mną spał - dodałem. — Kanapa albo gościnny.

— No chyba sobie jaja robisz! — ruszył za mną, a ja puściłem się biegiem do sypialni żeby się tam przed nim zamknąć. Już się uśmiechnąłem, że mi się uda, ale Łukasz dobiegł do drzwi. Przepychaliśmy się chwilę. Miałem teraz jakiekolwiek szanse, bo Łukasz jest osłabiony i ma mniej siły, ale nie wziąłem pod uwagę, że on przecież cały czas trenował.

Zaśmiałem się tylko, gdy prawie zamknąłem drzwi, przyciskając Łukaszowi stopę. Chłopak naparł na drzwi, ale zaparłem się nogami o panele.

Łukasz wślizgnął się do pokoju i przycisnął mnie do drzwi, łapiąc mnie za nadgarstki i unieruchamiając mi je nad głową.

— Cały tydzień spałem bez ciebie, słonko — oparł czoło o moje. — Dzisiaj nie ma takiej opcji — przesunął nosem po moim policzku. — Kruszynko — szepnął mi wprost do ucha. Puścił moje ręce i wtulił się we mnie, chowając twarz w mojej szyi. — Nie każ mi dzisiaj.

No i jak ja mogę się na niego wściekać, kiedy robi coś takiego.

Westchnąłem tylko i objąłem jego szyję ramionami.

— To nie zmienia tego, że jestem na ciebie zły... Więc nie licz na seks — mruknąłem, a on się tylko zaśmiał.

— Kocham cię, słonko.

— Już się nie podlizuj — westchnąłem, a on się zaśmiał i pocałował moją szyję.

Mam do niego, cholerną, słabość i nie umiem się na niego wściekać, gdy jest taki uroczy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top