Rozdział 63: na dobre i złe - Marek

Na szczęście Łukasz nie spóźnił się na wizytę w klinice onkologii. Nie wiem, jak dokładnie przebiegała rozmowa z lekarzem, bo czekałem na korytarzu, ale była bardzo długa.

Kiedy brunet wyszedł z gabinetu od razu wstałem i podszedłem do niego. Zanim zdążyłem go o cokolwiek zapytać, dał mi buziaka, złapał za rękę i pociągnął do wyjścia.

— Musimy zgarnąć Tomka — zauważył, gdy wsiadaliśmy do auta. Łuki otworzył mi drzwi, a ja zająłem miejsce za kierownicą. Chłopak usiadł na miejscu pasażera i poprawił kołnierzyk granatowej koszulki, którą miał na sobie. — Zadzwonię do niego. Mogliśmy go uprzedzić — zauważył. Odpaliłem silnik i ruszyłem, a Łukasz wybrał numer Tomka. — Wstawaj już — powiedział do telefonu. - Dziesiąta jest... No ja wiem, że masz wolne, ale... Nie, słuchaj... Potrzebuję twojej pomocy i mam dla ciebie propozycję... No tak... Zabieram cię do Oslo... Zaraz... Ale co Marek? — zdziwił się. — Też jedzie... Co?! Na łeb ci padło? Jaki trójkąt?! — wydarł się. — My ślub bierzemy i świadek nam potrzebny. Ja cię nie chcę w moim łóżku! — krzyknął. — Zakładaj jakąś koszulkę, zaraz po ciebie będziemy... Wyjaśnię ci wszystko za 15 minut. Ruszaj się, samolot mamy niedługo — rozłączył się. — On myślał, że ja mu trójkąt proponuję — spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową.

— Ciebie coś dziwi? Cały Tomek — zauważyłem. — Co powiedział lekarz? - zapytałem.

— Że trzeba zrobić biopsję, aby się dowiedzieć, czy guz jest złośliwy, czy łagodny... Mam już założoną kartę pacjenta onkologicznego i biopsję będę miał jutro o 15, a wyniki będą w piątek — powiedział.

— Czyli co?  Łeb na łyso? — zatrzymałem się na światłach.

— No niestety — westchnął. — Nie chcę wyglądać jak Seba

— Spokojnie, kotku — położyłem mu dłoń na udzie. — Takiego też cię będę kochał.

— To mnie trochę pociesza — westchnął.

— Trochę? — zdziwiłem się.

— Laski się już nie będą oglądały za mną na ulicy — zauważyły, a ja zacisnąłem palce na jego udzie.

— Czy ty próbujesz mnie wkurzyć? — powstrzymywałem uśmiech.

Łuki miał dziś dobry humor. Co było ostatnio rzadkością. Więc nawet za to nie miałem serca się na niego wkurzać.

— No skąd... Przecież wiem, że ty w ogóle nie jesteś zazdrosny — zironiziwał.

— Może jeszcze przemyślmy ten ślub? Ja nie wiem, czy cię nie zabiję zaraz — powiedziałem i ruszyłem, bo zapaliło się zielone światło. Łukasz zaśmiał się na moje słowa i pochylił w moją stronę, aby dać mi buziaka.

Chwilę później podjechaliśmy pod blok Tomka i Błażeja. Łukasz wyskoczył z auta i zaczął dzwonić w domofon. Spuściłem szybę i już miałem się do niego odezwać, ale rozległo się głos Tomka z domofonu.

— Przestań napierdalać, Błażej śpi, a ja już idę — oznajmił.

Łukasz się zaśmiał i wsiadł do auta. Po chwili Tomek wyszedł z klatki i zajął miejsce z tyłu. Od razu zobaczył teczkę z wynikami Łukasza.

— Co to? — zapytał i wziął ją do ręki. — Jakieś hot fotki? — otworzył ją.

— Zostaw to — Łukasz się do niego odwrócił i chciały mu ją zabrać, ale nie zdążył i Tomek zobaczył opis rezonansu.

— O kurwa — szepnął i spojrzał na mojego narzeczonego. — Ale to znaczy, że...?

— Nie — przerwałem mu. — Ale ślub chcieliśmy przyspieszyć... A ty miałeś być świadkiem. Stąd ten wylot do Oslo dziś — wrzuciłem bieg i odjechałem spod bloku.

— Kiedy będzie pewność, co to za nowotwór? — zapytał cicho.

— W piątek będę miał dokładne wyniki — odparł Łuki.

— To... Dlaczego wcześniej nic nie mówiliście? — zapytał.

— Nikt nie wie. Tylko my dwaj. Nawet rodzicom jeszcze nie powiedzieliśmy. Dopóki nie wiemy z czym mamy do czynienia... Chcieliśmy to zachować dla siebie — tłumaczył Łukasz. — Nie mów nikomu, ok? — odwrócił się do niego. — Błażejowi wiem, że powiesz, ale nikomu więcej. Zachowaj to w tajemnicy na razie — poprosił naszego przyjaciela.

— Dobrze. Jeśli tego chcesz... Co w ogóle mówią lekarze? — pochylił się do przodu i popatrzył na Łukasza.

— Że mam szczęście, bo guz jest niewielki i dość łatwo go będzie usunąć — powiedział. — Ale obawiają się, że to glejak, a one są, kurewsko, złośliwe... — urwał, bo jego głos się załamał. Sięgnąłem i złapałem go za rękę, a on splótł nasze palce.

— Nie wiem, co mam powiedzieć.

— Ciesz się razem z nami ślubem — odparł brunet. — Na nic innego nie mamy wpływu — zauważył. Tomek pokiwał głową i rozsiadł się wygodnie na tylnej kanapie.

Nasz lot do Oslo był dość krótki, a do urzędu stanu cywilnego dotarliśmy przed czasem. Tomek trochę nie rozumiał, czemu nie powiedzieliśmy nikomu, że przyspieszamy ślub. Ale my zrobiliśmy to celowo. Chcieliśmy żeby to było tylko dla nas. A Tomek od zawsze był najlepszym przyjacielem bruneta, dlatego on został świadkiem.

Kobieta, która udzielała nam ślubu była naprawdę sympatyczna. Widziała, jak bardzo nam na tym zależy i powiedziała, że jesteśmy szaleni, ale uśmiechała się przy tym ciepło.

Nie wymienialiśmy obrączek na nowe. Przed złożeniem przysięgi, zdjęliśmy te, które cały czas nosimy i daliśmy je Tomkowi, który oddał nam je, gdy sobie ślubowaliśmy.

— Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny... — Łukasz składał przysięgę jako pierwszy. Patrzyłem mu prosto w oczy z uśmiechem na ustach. — Uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Markiem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe — uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja czułem, że w moich oczach zebrały się łzy.

Teraz przyszła moja kolej na złożenie przysięgi, powtarzając po pani urzędnik.

— Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Łukaszem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe — na koniec mój głos zadrżał. Łukasz uniósł lewą dłoń i pogłaskał mnie po policzku.

— Wobec zgodnego oświadczenia obu stron, złożonego w obecności świadka, oświadczam, że związek małżeński Pana Marka i Pana Łukasza został zawarty zgodnie z przepisami. Jako symbol łączącego Państwa związku, wymieńcie proszę obrączki — kobieta uśmiechnęła się do nas, a Tomek dał nam nasze obrączki. Ponownie się nimi wymieniliśmy. — Mogą się Państwo pocałować — dodała, a Łukasz złożył na moich ustach długi, delikatny pocałunek.

Po wyjściu z urzędu ze wszystkimi dokumentami, Tomek stanął przed nami i mocno nas przytulił. Zaśmiałem się na ten gest, ale też go objąłem. Łukasz tak samo.

— Kocham was, chłopaki — oznajmił.

— My ciebie też, stary — Łuki poczochrał mu włosy. — Chodźmy... Niedługo mamy lot powrotny — zauważył. Tomek odsunął się od nas, a ja przytuliłem się do mojego męża.

Jak to zajebiście brzmi. Łukasz, mój mąż.

— A jak z nazwiskiem? — zapytał Olejnik, kiedy jechaliśmy taksówką na lotnisko.

— Ja przyjmę Łukasza — oznajmiłem, tuląc się do jego ramienia. — Tak? — zadarłem głowę i spojrzałem na mojego męża. Będę to teraz powtarzał w kółko. Aż się znudzi.

— Tak, słonko — pocałował mnie w czoło.

— Gratulacje, chłopaki... Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszę, że wzięliście ślub — uśmiechnął się do nas.

Po powrocie do Polski, odwieźliśmy Tomka do domu i pojechaliśmy do siebie. Po zapakowaniu w garażu, złapałem prawą dłoń Łukasza i umieściłem nasze dłonie na kierownicy.

— Nasze sześć pierścieni — zaśmiał się Łukasz, kiedy zrobiłem zdjęcie i pocałował mnie lekko. Roześmiałem się na jego słowa.

— Taki dać opis? — schowałem telefon i objąłem jego szyję ramionami.

— Mhymmm — wymruczał w moje usta. — Ale jutro. Teraz mam dla nas lepsze zajęcie — oznajmił.

— Tak? A jakie? — przygryzłem mu dolną wargę.

— Będę kochał się z moim mężem — oznajmił, a ja uśmiechnąłem się szeroko.

— Kocham cię, Łukiś — dałem mu buziaka.

— Ja ciebie też, kruszynko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top