Rozdział 62: sen erotyczny

Z samego rana obudził mnie Marek, bo ja jak zwykle nie słyszałem budzika, który sam ustawiłem. Chłopak przytulił się do mnie mocno i przygryzł mi płatek ucha.

— Kochanie — dał mi buziaka.

— Mmm...? — wymruczałem.

— Musimy wstawać — pocałował mnie jeszcze raz, a ja pociągnąłem go na siebie. Na pewno poczuł, że mi stoi. Blondyn zachichotał i położył się na mnie wygodniej. Złączył nasze usta, a ja przesunąłem dłońmi po jego ciele i złapałem go za tyłek. — Nie zdążymy — wymruczał, ale zaczął całować moją szyję.

— Pospieszymy się — wsunąłem ręce za jego bokserki. Przesunąłem dłońmi po jego pośladkach, a Marek musnął moje usta swoimi. — Korzystajmy ile możemy. Nie wiemy, co będzie później — zauważyłem.

— Nie mów tak nawet — szepnął w moje usta. — Masz walczyć, rozumiesz? Jak się poddasz i mnie zostawisz, to sobie coś zrobię — oznajmił.

— Nie, chyba żartujesz. Marek...  — wziąłem jego twarz w dłonie. — Masz tego nie robić... Słonko... — pogłaskałem go po policzkach. — Wiesz, że... Czasem nie mamy wpływu, co się z nami dzieje — w moich oczach zebrały się łzy. — Będę walczył, dla ciebie, kruszynko - dałem mu buziaka. — Ale nawet jeśli nie dam rady, jeśli przegram  to ty masz żyć. Rozumiesz? Masz mi to obiecać.

— Nie mogę — w jego oczach błyszczały łzy. — Nie chcę bez ciebie — wtulił się we mnie. Przytuliłem go mocno. — Nie będę umiał bez ciebie.

— Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam, słonko — pocałowałem go w skroń. — Poradzisz sobie. Później... Poznasz kogoś... Zakochasz się i...

— Nie będę tego słuchał — zakrył mi usta dłonią. — Nikogo nie pokocham tak, jak ciebie. Nigdy.

— Kochanie...

— I skończ ten temat w ogóle — odsunął się ode mnie i usiadł na moich biodrach. — Żyjesz i umrzesz dopiero, jak ja cię zabiję, bo mnie wkurwisz. I nawet nie próbuj wcześniej, bo jak tak się stanie, to jak cię potem dopadnę, tam na górze, to tak cię kopnę w dupę, że ci te twoje anielskie skrzydła z piór oblecą.

Roześmiałem się głośno z jego słów i on też się uśmiechnął.

— Kocham cię, słonko — podniosłem się i pocałowałem.

— I bardzo dobrze, paskudniku — objął ramionami moją szyję.

— Nastawiłem budzik godzinę wcześniej — szepnąłem. Marek się roześmiał głośno.

— Wszystko zaplanowałeś, paskudo — oparł czoło o moje.

— Nie planowałem porannej erekcji, ale miałem taki sen, słonko — wymruczałem i przesunąłem nosem po policzku. — Taki mokry — dodałem. — Taki mega erotyczny — przygryzłem mu skórę na szczęce.

— A co ci się śniło?  — wczepił palce w moje włosy.

— Ty, kruszynko — zsunąłem dłonie po jego ciele. — Nagi — dodałem. — Jak ujeżdżasz mnie na tylnym siedzeniu Audi — złapałem go za tyłek.

— Mhymmm — wymruczał i ściągnął ze mnie koszulkę. — Ale nie idziemy do garażu, co?

— Nie — zaśmiałem się. — Wolę łóżko — zrobiłem mu malinkę na szyi.

— Starzejesz się — otarł się kroczem o moje przyrodzenie.

Zdjąłem z niego t-shirt, a Marek sięgnął do szuflady po żel. Wziąłem go od niego i zmieniłem naszą pozycję. Położyłem Marka  na materacu i odłożyłem lubrykant na bok. Zsunąłem jego bokserki i złożyłem kilka mokrych pocałunków na jego ciele. Sięgnąłem po żel i wycisnąłem go na swoje palce.

Przesunąłem palcami między pośladkami mojego, zaraz, męża i wsunąłem w niego ten wskazujący. Rozciągałem go chwilę, a potem dołożyłem drugi palec. Marek kręcił się pode mną niespokojnie, a z jego ust, co chwilę uciekały westchnienia.

Włożyłem w Marka trzeci palec, a on jęknął głośno moje imię. Mam nadzieję, że nie słyszę tego ostatni raz.

— Cztery? — szeptałem mu do ucha, gdy posuwałem go swoim trzema palcami.

— Większe rzeczy we mnie wkładałeś... Masz szczupłe palce — westchnął, a ja się uśmiechnąłem.

Wsunąłem w chłopaka czwarty palec, a on wygiął plecy w łuk i bardziej naparł na moją rękę. Pieprzyłem go swoimi palcami, a on jęczał głośno. Kurewsko lubię jego jęki, strasznie mnie nakręcają.

— Łukasz! — jęknął. — Wejdź już we mnie.

— Wedle życzenia, skarbie - przycisnąłem usta do jego szyi i wyjąłem z niego palce. Sięgnąłem po żel i rozprowadziłem go po swoim penisie. Nakierowałem członek na dziurkę Marka i wsunąłem się w niego powoli. A potem zacząłem się w nim poruszać.

Moje ruchy nie były delikatne. Były mocne i gwałtowne, a Marek co chwilę jęczał moje imię.

Cholernie bałem się, że to może być ostatni raz, kiedy uprawiamy seks. Nie wiem, skąd we mnie to uczucie. Przecież jest jutro i pojutrze... I całe życie, jeśli będę żył.

Ale bałem się.

— Łuki!  — objął mocniej nogami moje biodra i przytrzymał mnie przy sobie, abym się z niego nie wysunął. — Nie w ten sposób... Nie kochaj się ze mną tak desperacko... To nie jest ostatni raz — szepnął, patrząc mi prosto w oczy.

— To takie oczywiste? — oparłem czoło o te jego.

— Znam cię, jak nikt inny, skarbie... Lepiej niż ty sam siebie czasami — zauważył. — Zejdź ze mnie. Ja będę na górze — dodał.

Rozplątał nogi, a na położyłem się na placach na łóżku. Maruś usiadł na mnie i nakierował mój członek na swoją dziurkę, a potem wziął mnie w siebie.

Oparł dłonie o mój brzuch i poruszał się na mnie powoli. Cały czas patrzył mi w oczy.

Przesunąłem dłońmi po jego udach i ułożyłem je na biodrach.

Uwielbiam tą pozycję. Kocham patrzeć na Marka, jak się na mnie nadziewa. Jak bierze mnie w siebie i to mu sprawia taką przyjemność. Jak odchyla głowę, gdy już nie może nad sobą zapanować.

— O Boże — jęknąłem, gdy mięśnie Marka zacisnęły się na mnie. Uwielbiam, jak to robi.

Całego go wielbię.

Jego charakter, który jest silniejszy niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Jego dłonie, które tak idealnie pasują do moich. Takie delikatne i drobne, a jednak idealnie wpasowują się w moje.

Jego usta, stworzone do namiętnych pocałunków.

Jego oczy, w których się tak bardzo zakochałem.

Jego ciało, które jest takie delikatne i tak bardzo pasuje do moich ramion, gdy go przytulam.

Marek przesunął dłonie po moim ciele i oparł je o moje uda.

Kurwa.

Kocham patrzeć na to, jak mnie ujeżdża. Jak sprawia tą ogromną przyjemność jednocześnie nam obu. Jak dostosowuje swoje ruchy pod nas dwóch.

Kocham patrzeć wtedy na jego twarz. Na przymknięte lekko oczy i rozchylone usta, z których uciekają głośne jęki.

— Łukasz! — znowu jęknął moje imię, a ja mocniej zacisnąłem palce na jego ciele. Marek był już blisko orgazmu. Czułem to po tym jak się poruszał, jak zaciskał na mnie mięśnie i widziałem to.

Sam też by byłem na granicy i ciężko było mi powstrzymać orgazm. Chciałem żeby Marek doszedł pierwszy.

W tej pozycji zawsze tak było. Zawsze walczyłem ze sobą, żeby nie dojść przed nim.

Marek doszedł głośno jęcząc moje imię i spuszczając się na mój brzuch. Ja osiągnąłem szczyt tuż po nim, dochodząc w jego wnętrzu. Blondyn poruszał się na mnie jeszcze chwilę, przedłużając nasze orgazmy.

Chłopak uniósł biodra, a ja się z niego wysunąłem. Maruś nie zważając na to, że na brzuchu i klatce miałem jego spermę, położył się na mnie, łącząc nasze usta w pocałunku.

— Mamy jeszcze czas na drugą rundę pod prysznicem. Tylko to już musi być szybki numerek — odsunął się i wstał ze mnie. — Idziesz? Czy sam mam się myć.

— Idę — wstałem. — Mówiłem ci, że jesteś spełnieniem moich fantazji? — zapytałem, przytulając się do jego pleców.

— Coś tam wspomniałeś — zaśmiał się. — Wiesz co?

— Co? — szepnąłem w jego szyję.

— Uwielbiam sposób w jaki na mnie patrzysz, gdy cię ujeżdżam — wyszeptał.

— Czyli jak? — przesunąłem dłońmi po jego ciele.

— Z zachwytem... Jak na ósmy cud świata — odparł.

— Dla mnie jesteś największym cudem świata, kruszynko — wymamrotałem mu do ucha. — Zawsze czekam na ten moment — mówiłem, mając na myśli to, że on będzie na górze — aby móc cię podziwiać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top