Rozdział 53: chyba już dobrze

Wróciłem do domu dość późno. Nie dość, że miałem mnóstwo pracy, to jeszcze Tomek zmusił mnie do wyjścia na piwo. Oczywiście Marek wiedział, że wychodzę z Tomkiem. Wiem, że nie był z tego do końca zadowolony, ale nie powiedział, że ma coś przeciwko.

Na dole światła były pogaszone, więc pewnie Marek śpi, a nie chciałem go obudzić. Po cichu wszedłem na górę i skierowałem się do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic i wskoczyłem w spodnie od piżamy.

I cieszyłem się, że jutro sobota. Miałem plan zabrać gdzieś Marka na randkę. Chciałem nad morze na dwa dni. Tylko my dwaj. Ostatnio się trochę pożarliśmy, więc chciałem spędzić z nim czas na neutralnym gruncie. I sam na sam.

Wszedłem do sypialni i zobaczyłem, że chłopak leży na brzuchu na łóżku i czyta książkę.

— Czemu nie śpisz? — zdziwiłem się.

— Czekałem na ciebie — zamknął książkę i odłożył ją na podłogę przy łóżku.

— Gasić? — zapytałem, unosząc rękę do włącznika światła.

— Gaś — rzucił i położył się pod kołdrą.

Wyłączyłem światło i podszedłem do łóżka, o które uderzyłem się małym palcem u stopy.

— Kurwa! — warknąłem i usiadłem na materacu i założyłem stopę na kolano.

— Co się stało? — czułem, jak Marek poderwał się na łóżku.

— Uderzyłem małym palcem — odparłem, a Marek się roześmiał głośno. — To nie jest śmieszne — burknąłem.

— Jest — śmiał się. Udałem, że płaczę, a Marek jeszcze bardziej się śmiał. Pochyliłem się i oparłem czoło o prawą nogę, której kostkę miałem założoną na lewe kolano.

— Nie kochasz mnie już — wymamrotałem, a Marek znowu się roześmiał. Przysunął się do mnie i objął mnie w pasie, a głowę oparł o moją łopatkę.

— Kocham cię przecież, głuptoku — pocałował moje ramię. Czyli nie jest już na mnie zły.

— Nie ma takiego słowa — odpowiedziałem, a on się roześmiali.

Już kiedyś mnie tak nazwał. Jeszcze w liceum. Też mu wtedy powiedziałem, że nie ma takiego słowa.

Marek tylko się zaśmiał na moje słowa i przytulił się do mnie mocniej.

— Boli jeszcze? — przycisnął usta do mojego karku.

— Nie — wyprostowałem się, a Marek zmienił pozycję i usiadł za mną obejmując nogami moje biodra, a ramiona ciaśniej owinął wokół mojego pasa.

— Mój — przytulił się do mnie mocno, a ja się uśmiechnąłem i pokręciłem głową.

— Tylko twój — położyłem dłoń na jego przedramionach.

— Wiesz co? — szepnął i przygryzł mi skórę.

— Co? — złapałem go za kostki i splotłem jego nogi na moich biodrach.

— Przytyłeś — szepnął i się roześmiałem. Odchyliłem się do tyłu, więc Marek się musiał położyć, a ja na nim. — Łukasz — śmiał się, a ja tylko poprawiłem głowę na jego ramieniu. — Zejdź — chciał mnie z siebie zrzucić, ale nie dał rady. — No Łuki! — zachichotał.

Podniosłem się trochę, ale tylko po to żeby zmienić pozycję i teraz leżałem na Marku i obejmowałem go ramionami. Chłopak ułożył dłonie na mojej szyi, a ja dałem mu buziaka.

— Mogę ci zrobić malinkę na policzku? — szepnąłem, całując jego skroń, a Marek odsunął się ode mnie.

— Ani mi się waż — pstryknął mnie w nos, a ja się lekko zaśmiałem.

Znowu złączyłem nasze usta, a blondyn od razu pogłębił pieszczotę i przesunął dłońmi po moim ciele.

— Byłem dziś w salonie tatuażu — rzuciłem, gdy oderwałem się od ust mojego narzeczonego.

— I jak?

— Drogi biznes, ale mam już projekt i zaczniemy od barku. Prawego — dodałem, a Marek uniósł głowę i pocałował mój prawy obojczyk.

— Będzie schodził na klatkę? — zapytał.

— Na klatce chcę coś innego — uśmiechnąłem się.

— Co takiego? — przesunąłem palcami po mojej piersi i bliznach na niej.

— Zobaczysz jak zrobię — dałem mu buziaka.

— A jak mi się nie będzie podobać? — zapytał i objął moją szyję ramionami.

— Będzie ci się podobać. Jestem pewien — pocałowałem.

— Mam nadzieję, że nie moje imię.

— Nie — zszedłem z niego i położyłem się na poduszce, bo leżeliśmy w poprzek łóżka. — Chodź do mnie.

Marek patrzył na mnie. Nie widziałem go wyraźnie. Więc nie od razu domyśliłem się, co chce zrobić, gdy usiadł i przesunął się trochę w stronę poduszek. A cholernik, patrząc mi w oczy, wyprostował nogi i zepchnął mnie z łóżka, a ja z hukiem upadłem na podłogę.

Nie odezwałem się, gdy on się śmiał, ale wsunąłem się pod łóżko.

— Łuki — śmiał się. — Chodź tu z powrotem — próbował się uspokoić. — Łukasz — dodał, kiedy się nie odezwałem. Słyszałem, jak poruszył się na łóżku, więc przesunąłem się pod nim na drugą stronę i wyszedłem spod niego. Zobaczyłem, że chłopak leży na brzuchu w poprzek łóżka i chce zajrzeć pod spód. Więc złapałem go za kostki i pociągnąłem go do siebie.

Marek się przestraszył i pisnął głośno, i zaczął się wyrywać, ale nie dałem mu. Dopiero, gdy jego biodra były na krawędzi łóżka, przekręciłem go na plecy.

— Pojebało cię?! — wydarł się na mnie i chciał mnie kopnąć, ale złapałem go za nogę. — Prawie zawału dostałem!

— Nie moja wina — zaśmiałem się i pochyliłem, aby go pocałować.

— Ale ty mnie wkurzasz — mruknął, ale zaczął się śmiać. — Puść — wykręcił nogę, a gdy ją uwolniłem, Marek wsunął się pod kołdrę. Przeszedłem na drugą stronę łóżka, a gdy się położyłem i chciałem przykryć, blondyn zabrał mi kołdrę. Spojrzałem na niego, a on tylko chichotał, owinięty w pościel i leżąc do mnie tyłem. Przysunąłem się do niego i objąłem go w pasie ramionami. Oparłem czoło o potylicę, pocałowałem jego kark i przymknąłem oczy.

Marek nie tego się spodziewał, bo czułem, jak przekręcił się w moich ramionach i wtulił się w moje ciało, przykrywając mnie kołdrą.

Objąłem go mocniej ramionami i pocałowałem w czoło.

— Kocham cię, skarbie.

— Ja ciebie też — wyszeptał w moją szyję i złożył na niej pocałunek. — Chociaż czasami mnie wkurwiasz.

— A kto ma cię wkurwiać, jeśli nie ja? — zaśmiałem się.

— Łukiś — szepnął cichutko.

— Słucham — pocałowałem go w czoło.

— Bo mi tak zimno w stópki — mówił i wsunął lodowate stopy między moje łydki.

— Marek — jęknąłem, ale się nie odsunąłem. Pocałowałem go w czoło i podniosłem się, aby usiąść i wziąć jego stopy w dłonie. Rozcierałem powoli jego skórę, ogrzewając ją jednocześnie.

Marek muskał palcami moje plecy, wywołując gęsią skórkę na moim ciele.

— Łukasz... Mogę ci zadać dziwne pytanie? — szepnął.

— Twoje pytania nigdy nie są normalne, więc nie wiem, po co uprzedzasz — wzruszyłem ramionami i dostałem cios w ramię. — Zaraz sobie pójdę i będziesz spał sam.

— Nie pójdziesz — usiadł i przytulił się do mnie opierając brodę o moje ramię. — To mogę?

— Możesz — szepnąłem.

— Tylko masz być ze mną szczery — pocałował moje ramię.

— Zawsze jestem z tobą szczery — zauważyłem.

— Gdybyś mnie nie poznał, to z kim byś się teraz spotykał? — wyszeptał.

— Nie wiem — spojrzałem na niego, ciągle masując mu stopy. — Może byłbym singlem.

— A ja myślę, że byłbyś z tym Damianem.

— Nie chcę się kłócić — westchnąłem i pocałowałem go w czoło.

— A gdybyśmy poznali się dopiero na studiach? I miałbyś kogoś? To co wtedy?

— Nie wiem, skarbie. Zależy — powiedziałem oględnie.

— Od czego? — naciskał.

— Z kim bym był. Jak bardzo byłbym zaangażowany i czy bym kochał... Ale myślę, że i tak byłbym twój. Mówiłem ci, że wierzę w przeznaczenie, słonko — spojrzałem mu w oczy, a on przysunął się i dał mi buziaka.

— A gdybym był kobietą, kiedy się poznaliśmy? Też chciałbyś ze mną być?

— Byłbyś śliczną kobietą — powiedziałem. — Masz bardzo ładne nogi — przesunąłem dłonią po jego nodze od stopy do uda i z powrotem. — I świetny tyłek.

— Więc? Chciałbyś ze mną być?

— Tak. Mówiłem ci już kiedyś, że dla mnie nie płeć jest najważniejsza — pochyliłem się i złożyłem pocałunek na jego kolanie. — Już ci ciepło w stopy? — spojrzałem mi w oczy.

— Tak — dał mi buziaka. — Dzięki — wtulił się we mnie, a ja mocno objąłem go ramionami i pocałowałem w głowę. Położyłem się na plecach, a Marek cały czas się do mnie tulił.

— Łukasz... — zaczął. — A gdybym... Albo nieważne — zrezygnował.

— No dawaj. Jaką teorię masz jeszcze?

— A gdybym był aseksualny? — szepnął. Wziąłem głęboki oddech i westchnąłem.

— Ciężko by było — oznajmiłem. — No to, że ty mnie podniecasz by się nie zmieniło, ale... Do seksu bym cię przecież nie zmuszał... Na ręcznym bym musiał cały czas jechać.

— Zdradziłbyś mnie — wyszeptał.

— Nieprawda — zaprzeczyłem. — Umarłbym z frustracji, ale bym cię nie zdradził.

— No dobra — wyczułem uśmiech w jego głosie. — Niech ci będzie — uniósł głowę i pocałował mnie w policzek. — Powiem ci coś... Nikomu się do tego nie przyznałem — podniósł się na łokciu.

— Słucham, słonko — pogłaskałem go po policzku.

— Sądziłem, że jestem aseksualny... Doszedłem do tego, jak miałem jakieś 13 lat i żyłem z takim przekonaniem, dopóki nie zacząłem się z tobą spotykać. Doszedłem do wniosku, że wtedy, gdy myślałem, że jestem aseksualny, to po prostu bałem się tego, że ktoś mógłby mi się podobać i mnie podniecać.

— Dobrze, że z twoją seksualnością jest wszystko w porządku — przeczesałem palcami jego włosy.

— No nie wiem, czy wszystko z nią w porządku — szepnął. — Ty mnie pociągasz — roześmiał się. Popatrzyłem na niego w ciszy.

— Co ja ci dziś zrobiłem? — westchnąłem.

— Kocham cię — przytulił się do mnie. — Jestem miłością twojego życia.

— Gdzie ja mam oczy? I głowę? — zapytałem.

— Ej! — uderzył mnie w klatkę piersiową. — Jestem twoją najlepszą opcją!

— Oczywiście — zakpiłem i przytuliłem go. — Jasne. Jak zawsze masz rację — pogłaskałem go po włosach, a on się odsunął i uderzył mnie w ramię. Położył się obok, plecami do mnie. Uśmiechnąłem się i przysunąłem do niego. Przytuliłem się i złożyłem pocałunek na jego karku. — Kocham cię, Maruś — szepnąłem. — Najbardziej na świecie.

— Ja ciebie też — szepnął, a ja przytuliłem go mocniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top