Rozdział 51: czemu nie śpisz?
Obudziłem się w środku nocy. Marka nie było w łóżku. W pierwszej chwili się tym nie przejąłem. Przecież mógł iść do łazienki. Ale czekałem na niego. Kiedy długo nie wracał, westchnąłem i wstałem z łóżka.
Oby nie próbował znowu. Nie chciałem żeby zrobił sobie krzywdę. Gdybym mógł... Oddałbym wszystko żeby zabrać od niego te problemy, całą tą sytuację i wziąłbym to na siebie. Ale nie mogłem. Mogłem tylko być przy nim i go wspierać najlepiej na umiem.
Wyszedłem z sypialni i zajrzałem do łazienki. Nie było go tam, więc podszedłem do schodów. Usłyszałem telewizor z salonu i zobaczyłem przytłumione światło.
Cicho zszedłem na dół, a gdy byłem na ostatnich stopniach widziałam Marka wpół leżącego na kanapie. Zaszedłem go od tyłu i położyłem mu dłoń na ramieniu. Chłopak się przestraszył i odskoczył jak opatrzony, wstając z kanapy.
— Czemu ty nie śpisz? — zapytałem, gdy Marek zorientował się, że to ja.
— Obudziłem się i nie mogłem zasnąć — usiadł, cały czas na mnie patrząc. — A nie chciałem cię obudzić... Więc przyszedłem posiedzieć przed telewizorem.
— Chodź do łóżka — wyciągnąłem do niego rękę.
— Nie zasnę — szepnął, chwytając moją dłoń i stając na kanapie.
— Nie będziemy spać. Pogadamy, poprzytulamy się — ściągnąłem go z kanapy.
— Nie wolisz iść spać? — ułożył dłonie na mojej piersi. — Masz już swoje lata, powinieneś się wyspać — mówił, a ja chciałam go klepnąć w tyłek, ale się odsunął.
— Jesteśmy z tego samego roku, kochanie — powiedziałem, a Marek stanął przed kanapą, która nas cały czas rozdzielała. — Ty jesteś z marca, a ja z listopada. Jesteś starszy.
— O cholera... Rzeczywiście — zaśmiał się. Roześmiałem się głośno i podszedłem do niego.
— Idziemy do łóżka — chciałem go objąć, ale mi nie pozwolił.
— Ale ja nie chcę.
Patrzyłem mu przez chwilę w oczy nic nie mówiąc, a potem schyliłem się i przerzuciłem go sobie przez ramię.
— Łukasz!!! — krzyknął i uderzył mnie w pośladek. — Postaw mnie! Już! — śmiał się i jeszcze raz dał mi klapsa. Więc mu oddałem. — Łukasz! — pisnął, śmiejąc się.
Podszedłem do schodów i nie zdążyłem wejść na pierwszy stopień, Marek wsunął dłonie w moje spodnie i złapał mnie za pośladki, obmacując mnie.
— Ale masz jędrny tyłek — uszczypnął mnie. Roześmiałem się i przekręciłem głowę żeby go lekko ugryźć. — Łukasz! Będę miał siniaka! — klepnął mnie. — Zaraz cię ugryzę!
— Nie dasz rady — podpuszczałem go, a po chwili poczułem zęby Marka na skórze moich pleców. Dałem mu klapsa, a on się roześmiał tylko i zsunął mi trochę spodnie od piżamy. — Nie rozbieraj mnie jeszcze — zaśmiałem się, a on mi zawtórował.
Dotarliśmy na piętro, a Marek trzymał ręce w moich spodniach i macał mnie po tyłku.
Wszedłem do sypialni i rzuciłem blondyna na łóżko, chciał z niego zejść, ale złapałem go za kolana i pociągnąłem na siebie. Maruś roześmiał się głośno i drażnił się ze mną, i chciał się odsunąć, więc zawinąłem go w kołdrę i ukląkłem nad jego biodrami.
— Łukasz! — śmiał się i próbował wyswobodzić. Roześmiałem się tylko i oparłem ręce o materac przy jego głowie. — No to jestem w dupie — zaśmiał się, a ja razem z nim. — Rozwiń mnie— poprosił ze śmiechem.
— Co będę z tego miał? — zapytałem z uśmiechem.
— Masz już wszystko, masz mnie. Swoje największe szczęście — oznajmił, a ja się roześmiałem. Zszedłem z niego i uwolniłem go z kołdry. Jak tylko Marek był wolny, rzucił się na mnie, przewracając mnie na plecy i prawie spadliśmy z łóżka, ale zaasekurowałam się ręką i oparłem nią o podłogę.
— Zaraz spadniemy — śmiałem się w usta Marka.
— Trudno — rzucił i pogłębił pocałunek. Objąłem go mocniej i odwzajemniłem pieszczotę.
— Kochanie, naprawdę zaraz wylądujemy na podłodze.
— Ale ty marudzisz — zszedł ze mnie, a ja położyłem się na łóżku, a Marek na mnie. Wtulił się w moją klatkę piersiową, leżąc między moimi nogami.
— Masz rację, wiesz? — szepnąłem, bawiąc się jego włosami.
— To znaczy? — oparł brodę o moją klatkę.
— Mam ciebie, mam wszystko — szepnąłem, a on uśmiechnąłeś się szeroko.
— Ale słodziak — podniósł się i pocałował mnie lekko. — Dziękuję.
— Za co? — pogłaskałem go po włosach.
— Za to, że jesteś — wtulił się we mnie bardziej. — Że mnie wspierasz i mogę na ciebie liczyć.
— Bo cię kocham i jesteś dla mnie najważniejszy.
Zmieniłem naszą pozycję, kładąc Marka na plecach na łóżku. Wsunąłem się między jego uda i pocałowałem go mocno. Maruś objął mnie nogami wokół bioder, przyciągając mnie jeszcze bliżej.
Całowaliśmy się tak chwilę, czule muskając swoje usta i ciała.
Kocham tego chłopaka ponad wszystko.
— Wiesz co? — szepnął, kiedy oderwałem się do jego ust.
— Co takiego? — uśmiechnąłem się.
— Jednak podoba mi się, jak tak drapiesz — przesunął palcami po moim policzku, na którym pojawił się już delikatny zarost.
— To zapuścić brodę? — pochyliłem głowę i pocałowałem jego klatkę piersiową, okrytą materiałem mojej koszulki.
— Nie. Nawet nie próbuj. Taki dwudniowy może być, ale nie więcej... I tylko jak jesteśmy w domu — pogłaskał mnie po policzku.
— Dobrze, kochanie — podniosłem się i dałem mu buziaka.
— Ale z ciebie pantofel — zaśmiał się.
— Jakbym zapuścił brodę, to byś mnie w nocy ogolił — roześmiałem się. — Więc nie będę się o to kłócił.
— Słusznie — przyznał.
Przytuliłem się do niego, a Marek bawił się moimi włosami. Rozmawialiśmy cicho o wszystkim i o niczym konkretnym. Ale takie rozmowy lubię najbardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top