Rozdział 49: Marek

— Ale to co potrzebujesz? — Łukasz już od kwadransa stał oparty o blat i dowiadywał się, co ma dokładnie kupić, bo babcia wysyłała go do sklepu.

Stałem oparty ramieniem o ścianę i powstrzymywałem śmiech. Babcia na temat każdego produktu robiła mu krótki wykład. Łukiś tylko kiwał głową, ale starał się nie odzywać.

— Jedziesz ze mną, kochanie? — podszedł, aby objąć mnie w pasie.

— Nie — odparła za mnie babcia. — Marek musisz skoczyć do Mileny.

— To Łukasz mnie podwiezie — zauważyłem, a mój narzeczony przytaknął.

Babcia mi jeszcze chwilę tłumaczyła, co mam zabrać od ciotki, a Łukasz wyszedł na zewnątrz odpalić silnik.

— Wiesz co? — babcia obcięła mnie wzrokiem. — Łukasz dobrze gotuje, co? Bo w końcu wyglądasz, jak człowiek, bo przytyłeś.

— Babciu — westchnąłem. — Świetnie gotuje — przyznałem. — To my lecimy. Niedługo wrócimy.

— Nie spieszcie się.

Wyszedłem z domu i wysiadłem do auta, gdzie siedział już Łukasz. Brunet uśmiechnął się do mnie i wyjechał z podwórka.

Po wczorajszej sytuacji miałem wrażenie, że Łukasz po prostu, cholernie, się o mnie boi, gdy tu jesteśmy. I, o dziwo, to nie ja nie mogłem zasnąć, ale on. Był strasznie wkurzony po tej całej sytuacji.

❤️ ❤️ ❤️

Byłem już w stanie półsnu, tuląc się do Łukasza, który głaskał mnie po plecach. Przesunąłem palcami po jego piersi.

— Nie jesteś zmęczony? — wymamrotałem.

— Jestem, ale nie zasnę szybko — pocałował mnie w głowę. — Ale ty śpij, kochanie.

Obudzisz mnie, jeśli będę miał koszmar? — poprosiłem.

Obudzę — złożył kolejny pocałunek na mojej głowie. — Boję się zostawić cię nawet na chwilę samego — szepnął.

Spokojnie, skarbie — przytuliłem się do niego mocniej. — Więcej się nie pojawi. Boi się ciebie.

Wiem. Dlatego chciał wykorzystać moment, gdy byłeś sam — zauważył.

Nie rozmawiajmy o tym teraz — poprosiłem. — Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym.

O czym? — zmienił trochę pozycję, zsuwając się na łóżku i przekręcając na bok. Nadal miałem głowę na jego ramieniu, ale teraz patrzyliśmy sobie w oczy.

Nigdy mi nie powiedziałeś dlaczego? — szepnąłem.

Dlaczego co? — zmarszczył brwi. Pogłaskałem go po policzku.

Dlaczego w liceum za mną biegałeś? — dałem mu buziaka.

Pamiętasz, jak podszedłeś do mnie i chłopaków z Błażejem? — zapytał, a ja pokiwałem głową. — Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku... Nie wiem dlaczego, nie wiem co mnie tak do ciebie ciągnęło, ale wtedy już sobie postanowiłem, że muszę poznać cię bliżej... Cały czas o tobie myślałem... Non stop.

To słodkie — uśmiechnąłem się i przejechałem nosem po jego brodzie.

Mogę ci nawet powiedzieć, co miałeś wtedy na sobie — przyciągnął mnie bliżej. — Te czarne dżinsy, które tak lubiłeś, a które rozdarłeś...

To ty je rozdarłeś — zaśmiałem się.

I taką ciemną bluzę, ale więcej jej nie widziałem. Już wtedy uznałem, że jesteś uroczy. I chciałem żebyś był mój.

Wiesz co? — uniosłem się na łokciu. — Dziwiło mnie to, jaki ty jesteś cierpliwy — patrzyłem mu w oczy.

A co w tym dziwnego? — zmarszczył brwi.

Po prostu się tego nie spodziewałem — wtuliłem się w niego. — Nie zasnę dopóki ty nie zaśniesz.

Dobrze, kochanie — pocałował mnie w głowę.

Dlaczego teraz mówisz do mnie głównie "kochanie"? — chciałem wiedzieć.

Nie podoba ci się to?

Nie, nie o to chodzi. Podoba. Tylko tak się zastanawiam. Wcześniej mówiłeś różnie "kochanie", "kotku", "skarbie", "słoneczko".

Bo to moje ulubione — odparł, coś kręcił. — Ale mogę mówić inaczej, jeśli chcesz.

Nie. Byłem tylko ciekawy — muskałem ustami jego szyję.

Wiesz co — Łukasz podniósł się i zawisł nade mną, opierając się na przedramionach. - Chyba wiem, jak sprawić, że nie będziesz miał koszmarów — pochylił głowę i przycisnął usta do mojej szyi.

Co mi zrobisz? — wplątałem palce w jego włosy. Łukasz zadarł moją koszulkę do góry i złożył pocałunek na mojej klatce.

Loda — oznajmił, całując moje ciało. Zagryzłem dolną wargę i pociągnąłem go za włosy żeby na mnie spojrzał. — Nie chcesz?

Chcę, ale najpierw mnie pocałuj — uśmiechnąłem się, a Łukasz złączył nasze usta.

❤️ ❤️ ❤️

Łukasz przed zakupami podrzucił mnie do ciotki. Powiedziałem mu, że wrócę piechotą, bo to nie daleko. Nie był z tego zadowolony, ale widziałem, że nie chce się ze mną kłócić.

Przekonałem go, że nic mi nie będzie i sobie poradzę.

Wyszedłem z domu cioci i ruszyłem z powrotem do babci. Cały czas pisałem z Łukaszem, który mówił, że nie powinienem tak wracać. No, ale co mi się może stać? Nie popadajmy w paranoję.

Gdy byłem w połowie drogi, jakiś samochód za mną zwolnił. Odwróciłem się i gdy zobaczyłem Audi sadziłem, że to Łukasz, ale zauważyłem, że nie zgadza się rejestracja... No i kierowca.

Za kierownicą siedział Wojtek. Zatrzymał auto i wysiadł, a ja ruszyłem przed siebie.

— Poczekaj — zaszedł mi drogę i złapał za ramiona. Cofnąłem się.

— Czego ty ode mnie chcesz? — cały czas się cofałem, bo mężczyzna do mnie podchodził. Może nie powinienem się obawiać, ale coś mi mówiło, że mam spierdalać, bo on jest ode mnie silniejszy.

— Chciałem się złapać bez tego gówniarza...

— Nie mów tak o nim — przerwałem mu. — Nawet się o nim nie wypowiadaj. Nie chcę z tobą rozmawiać — cofnąłem się.

— Nie musisz ze mną rozmawiać. Po prostu wysłuchaj, co mam do powiedzenia — poprosił, a mi stopa zsunęła się z krawężnika, i gdyby nie auto to bym się przewrócił.

— Dobrze, ale nie podchodź — powiedziałem, a w myślach modliłem się żeby Łukasz tędy wracał do babci.

— To, co się między nami wydarzyło... Nigdy nie powinno mieć miejsca — powiedział cicho, patrząc na swoje ręce. — Wiem, że nieważne, co zrobię to nie cofnie tego, co ci zrobiłem, ale... Żałuję tego. Naprawdę tego żałuję, Marek — spojrzał mi w oczy. — I... Wiem, że mi tego nie wybaczysz. Nie oczekuję tego. Chcę po prostu żebyś wiedział, że tego żałuję. Nie musisz szczuć mnie swoim przyjacielem, nie zrobię ci więcej krzywdy.

— To nie jest mój przyjaciel — palnąłem niewiele myśląc. Nie wiem, czemu to powiedziałem. Ale widziałem zdziwiony wyraz twarzy Wojtka, kiedy zrozumiał kim jest Łukasz.

— No to swoim chłopakiem — poprawił się. Powiedział to jakoś dziwnie. Jakby... Nie wiem, jak to określić. Ale przestraszyłem się lekko.

Teraz byłem trochę zawiedziony, że babcia mieszka w takiej spokojniej okolicy, gdzie mało kto się kręci po ulicach.

Bo może gdyby było tu więcej ludzi nie stałoby się to, co się stało.

Chciałem go minąć i odejść, ale złapał mnie za łokieć. Próbowałem wyrwać rękę, ale nie miałem na tyle siły. Szarpałem się z nim dłuższą chwilę, a ten popchnął mnie na karoserię samochodu.

— Puszczaj mnie, kurwa! — chciałem się uwolnić. Mężczyzna tylko się zaśmiał.

— Nadal jesteś naiwny, jak dziecko, Mareczku — zakpił i próbował wpakować mnie do bagażnika auta. Kopnąłem go w brzuch kolanem, ale nie dało to nic oprócz tego, że dostałem w twarz.

— Zabieraj łapy, oblechu — znowu go kopnąłem i po razu drugi dostałem w twarz.

Łukasz, gdzie jesteś?! — przemknęło mi przez myśl.

— Co się tu dzieje?! — usłyszałem jakiś damski głos. Wojtek na nią zerknął, ale nadal mocno mnie trzymał. — Wezwałam policję! — krzyknęła, a ja znowu zacząłem się szarpać

Usłyszałem jakiś szum, Wojtek odwrócił się i zobaczyłem auto Łukasza, który wyskoczył z niego jak poparzony. Odciągnął ode mnie Wojtka i chyba chciał go uderzyć, ale złapałem go za rękę.

— Policja tu jedzie. Zostaw, Łukasz — próbowałem go odciągnąć.

— Puść — powiedział. Po chwili wahania zrobiłem to, a on złapał mężczyznę za koszulkę i pchnął na samochód. A dokładniej na otwarty bagażnik, do którego go wpakował.

— Nawet, kurwa, nie próbuj się ruszać — warknął do niego. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. — Nic ci nie jest? — wziął moją twarz w dłonie.

— Wszystko w porządku — wyszeptałem, ale czułem jak cały się trzęsę. Łukasz przytulił mnie do siebie i spojrzał na kobietę, która do nas podeszła.

Wyjaśniła Łukaszowi, że wezwała policję i czekała z nami do ich przyjazdu.

W jedynym Wojtek miał rację. Jestem zbyt naiwny i łatwowierny. Ale cóż... Teraz się to zmieni. Mało komu będę ufał. A tak całkowicie to tylko Łukaszowi.

Najgorsze jest to, że to wszystko znowu zaczęło się dziać. Ten człowiek znowu namieszał w moim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top