Rozdział 47: w drogę
— Ostatni raz byliśmy na takiej imprezie — mruknął Marek, wsiadając za kierownicę auta.
Wyszliśmy właśnie z imprezy firmowej. Nie miałem ochoty tam iść i Marek też, ale musiałem się tam pojawić. A że sam nie chciałem, to zmusiłem mojego narzeczonego, aby poszedł ze mną. Marek był na mnie zły za to. Ale jeszcze bardziej był zły, gdy powiedziałem, że w sumie, jak pójdę sam to taka Wiki znowu będzie mnie podrywać.
— No właśnie myślę, że jeszcze kilka takich będzie — poluzowałem krawat.
— To będziesz na nie sam chodził — wyjechał z miejsca parkingowego i włączył się do ruchu. — Albo nie... Nie puszczę cię samego na żadną imprezę... Obrączka działa, jak magnes — mruknął.
— Kochanie, nie martw się — położyłem mi dłoń na udzie. — Będę zdejmował obrączkę przed wejściem na imprezę.
— No chyba cię coś boli! — krzyknął na mnie, a ja się roześmiałem.
Marek całą drogę robił mi wykład o tym, co mi zrobi jeśli kiedykolwiek zdejmę tą obrączkę.
Nic przyjemnego.
Po dotarciu do domu, wjechał na podjazd i zatrzymał się.
— Pamiętasz ten mem... Że do domu prowadzi trzeźwa żona, a do garażu wjeżdża pijany mąż? — zapytał.
— No, pamiętam.
— Ty wjedź do garażu — wyłączył bieg i zaciągnął ręczny. Roześmiałem się, ale wysiadłem, aby wsiąść za kierownicę i wjechać autem do garażu.
Byłem lekko pijany, więc zapewne nie powinienem tego robić, ale wprowadziłem Audi do garażu. Gdy wysiadłem, zatoczyłem się lekko i zobaczyłem, że Marek mnie nagrał.
— I tak właśnie stereotyp się potwierdza — zaśmiał się, gdy szedłem w jego stronę.
— Co robisz?
— Nagrałem snapa — wyjaśnił i schował telefon. Objął mnie w pasie, a ja dałem mu buziaka.
— Idziemy do domu — pociągnąłem go w stronę drzwi.
Weszliśmy do domu, gdzie od razu zdjąłem buty i marynarkę, którą powiesiłem na poręczy schodów. Marek szedł za mną i śmiał się, kiedy ściągnąłem z siebie krawat i powiesiłem razem z marynarką. Zostawiłem to tak i poszedłem na górę.
Marek nic nie powiedział, ale wziął moje rzeczy i poszedł za mną. Wszedłem do sypialni i wyciągnąłem koszulę ze spodni. Zacząłem rozpinać guziki, a blondyn obserwował mnie uważnie.
— Seksi teraz wyglądasz — szepnął, gdy rozpiąłem mankiety.
— Ja zawsze wyglądam seksi — zdjąłem koszulę. — Chcę zrobić tatuaż — odłożyłem materiał na wiszący fotel, który stał w rogu pokoju.
— Jaki? I gdzie? — zdziwił się.
— Cały rękaw chcę. Biomechaniczny — rozpiąłem pasek i zdjąłem go, podchodząc do Marka. Przerzuciłem pasek za jego plecy i przyciągnąłem go bliżej w ten sposób. — Daj buziaka.
— Nie, bo piłeś i paliłeś — cofnął głowę.
— Oj kochanie... Tylko buziaka — jęknąłem, łapiąc go za tyłek.
Westchnął i stanął na palcach, aby musnąć ustami moje wargi.
— Teraz do łazienki. I spać. Musimy wcześnie wyjechać jutro — przypomniałem.
— Pamiętam, kochanie — dałem mu jeszcze buziaka i odsunąłem się.
Poszedłem do łazienki, gdzie rozebrałem się do końca i wszedłem do kabiny prysznicowej. Stanąłem pod strumieniem gorącej wody, która płynęła kaskadą po moim ciele. Dopiero po kilku minutach umyłem swoje ciało i włosy.
Zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny. Marek stał przy umywalce i mył zęby. Zerknął na mnie i wypłukał usta.
— Wszystko w porządku? — zapytał, odkładając szczoteczkę.
— Tak, po prostu chce mi się spać — uśmiechnąłem się lekko. Blondyn podszedł do mnie i pocałował mnie lekko.
— Kocham cię — szepnął w moje usta.
— Ja ciebie też, Maruś — objąłem go mocno ramionami. Chłopak zaśmiał się lekko i wtulił się we mnie. Pocałowałem go w głowę i wypuściłem z ramion. Blondyn pogłaskał mnie po policzku, a potem się odsunął.
Umyłem zęby, założyłem spodnie od piżamy i poszedłem do sypialni. Ściągnąłem pled z łóżka i go złożyłem, a potem odłożyłem na komodę. Położyłem się na plecach i założyłem ręce za głowę. Czekałem na Marka, który przyszedł chwilę później. Położył się przy mnie i wtulił. Objąłem go ramionami i pocałowałem w czoło.
Rano obudziłem się przytulony do pleców mojego narzeczonego. Sięgnąłem ręką i wyłączyłem budzik w moim telefonie.
— Marek — powiedziałem, przytulając się do niego znowu. — Maruś — pocałowałem jego bark.
— Już wstaję — szepnął.
— Ok... Masz jeszcze chwilę — przycisnąłem usta do jego szyi, a on się odsunął.
— Drapiesz — zachichotał, a ja przejechałem brodą po jego szyi, więc chciał się odsunąć. — Łukiś! — śmiał się i chciał się odsunąć. Obrócił się w moich ramionach i położył mi dłonie na policzkach. — Nie... Podrapiesz mnie.
— Czyli nie mogę zapuścić brody? — zażartowałem.
— Nie ma nawet takiej opcji! — podniósł głos. — Tylko spróbuj... Będziesz spał osobno i nawet nie myśl, że będziesz mnie wtedy całował.
— No dobrze — dałem mu buziaka. — To idę się ogolić — zaśmiałem się i wstałem z łóżka.
— Nie spiesz się! — krzyknął za mną. Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Wszedłem do łazienki, umyłem twarz i z szafki wyjąłem maszynkę elektryczną. Włączyłem ją i przyłożyłem do skóry, aby pozbyć się zarostu, który pojawił się na mojej twarzy.
Gdy już kończyłem, do łazienki wpadł Marek, oderwałem maszynkę od swojej brody i spojrzałem na niego.
— Siku muszę — powiedział, a ja się zaśmiałem i dokończyłem się golić.
Wyłączyłem maszynkę i już sięgałem po balsam, kiedy Marek mnie przepchnąć żeby stanąć przy umywalce.
— Zaraz ci coś zrobię — westchnąłem.
— Co? — mył ręce, a ja posmarowałem twarz balsamem.
— Na pewno nie loda — klepnąłem go w tyłek, a Marek się zaśmiał. Odwrócił się i stanął na palcach, łącząc nasze usta w pocałunku. Już po chwili odsunął się ode mnie, krzywiąc się.
— Znowu się wysmarowałeś — jęknął i wytarł usta. — Ale to niedobre.
— Nie jest do jedzenia — śmiałem się.
Marek miał ten luksus, że praktycznie nie miał zarostu na twarzy. Więc golił się naprawdę rzadko, bo po pierwsze miał go tylko na szczęce i brodzie, a po drugie bardzo wolno odrastał i był delikatny.
Umyliśmy zęby na szybkości i nawet nie zjedliśmy śniadania, tylko się ubraliśmy, wzięliśmy nasze walizki i zapakowaliśmy się do Audi.
Marek pokłócił się ze mną o prowadzenie auta, uważał, że nie powinienem siadać za kierownicę, bo wczoraj piłem, ale nie dałem za wygraną i ja kierowałem do Szczecina. Chciałem żeby jeszcze się przespał w aucie.
Większość drogi Marek rozmawiał ze mną, nawet żartował, że mamy okazję powtórzyć loda w aucie, ale pod koniec umilkł. Zerkałem na niego, czekając czy coś powie, ale on tylko przyciągnął nogi do klatki piersiowej i objął je ramionami.
— Maruś — ściszyłem radio. — Kochanie — położyłem rękę na jego dłoni, a on splótł nasze palce. — Co się dzieje?
— A jak na niego wpadniemy? — przekręcił głowę i popatrzył na mnie.
— No to wpadniemy... Jak na ciebie choćby spojrzy, to dostanie w gębę i po sprawie... Nie dam cię skrzywdzić, Maruś.
— Dam radę się do ciebie przytulić? — szepnął.
Przesunąłem się na fotelu, nie odrywający wzroku od drogi i Marek się do mnie przytulił, wcześniej odpinając pasy. Objąłem go prawym ramieniem i jechaliśmy tak chwilę.
— Kocham cię, Maruś — szepnąłem.
— Ja ciebie też, Łukiś.
Siedzieliśmy tak chwilę przytuleni, a Marek pocałował kilka razy moją szyję i wsunął mi rękę pod koszulkę.
— To co? — szepnął. — Mamy jeszcze godzinę jechać autostradą...
— Owszem — uśmiechnąłem się, bo wiedziałem do czego zmierza. — Robimy powtórkę?
— Możemy spróbować — odsunął się, a ja zabrałem rękę. Maruś położył dłoń na moim kroczu, przesuwając po nim kilka razy dłonią. Zaciskał, co chwilę palce. Pieścił mnie tak dłuższą chwilę, dopóki nie zacząłem się robić twardy. Wtedy rozpiął guzik moich spodni i wsunął dłoń w moją bieliznę, aby wziąć mojego penisa do ręki i zacisnąć na nim palce. Jęknąłem cicho, gdy go wyjął i przesunął dłonią po całej długości.
Ukląkł na fotelu pasażera i pochylił się, aby wziąć mojego penisa do ust. Jęknąłem, kiedy zacisnął usta i zaczął mocno ssać i pieścić trzon penisa ręką.
Wczepiłem palce prawej ręki w jego włosy i zacisnąłem palce.
— Uwielbiam, jak to robisz — westchnąłem. Przesunąłem rękę na plecy blondyna. Sunąłem dłonią po jego ciele i zatrzymałem ją przy pasku jego spodni. Zerknąłem na niego, odrywając wzrok od drogi i dałem mu klapsa, a Marek coś wymruczał, a po chwili podniósł głowę.
— Nie pozwalaj sobie... Patrz na drogę, a nie na mój tyłek — powiedział i znowu zaczął mi obciągać.
— A może wiesz... Zjedziemy gdzieś na szybki numerek? — zapytałem.
— Ale gdzie? — podniósł się. — Poza tym... Jest środek dnia.
— Hmm... Nie wiem... Nie znam tych okolic... To twoje tereny.
— Ale ja nie jeździłem na seks w aucie, gdy tu mieszkałem — przypomniał.
— No dobrze — jęknąłem, bo Marek znowu zaczął mi obciągać.
Ssał mocno mój członek i pieścił go językiem. Z moich ust, co chwilę uciekały jęki, a Marek brał coraz więcej mojego penisa do ust.
— Głębokie gardło, słonko? — zażartowałem, bo tego Marek nigdy mi nie robił. I nie chciał, a ja go nie namawiałem.
Chłopak coś mruknął, a to wywołało niesamowite wibracje, od których przeszedł mnie dreszcz.
Zacisnąłem obie dłonie na kierownicy, bo coraz trudniej było mi się skupić na drodze.
Blondyn przyspieszył ruchy swojej głowy i języka na moim kutasie, co sprawiało mi coraz większą przyjemność. Byłem już blisko orgazmu, więc byłem naprawdę rozkojarzony. Miałem ochotę odchylić głowę go tyłu i po prostu poddać się przyjemności, ale nie mogłem, bo prowadziłem.
Doszedłem chwilę później, spuszczając się do gardła Marka, który przełknął wszystko i podniósł się.
— To było zajebiste, skarbie — szepnąłem, a on przysunął się do mnie. Daliśmy sobie buziaka i Marek się odsunął. — Trzymaj fajerę — powiedziałem, a Maruś złapał kierownicę, utrzymując auto na lewym pasie ruchu, a ja poprawiłem swoje spodnie i bieliznę.
Potem skupiałem się na drodze i położyłem dłoń na udzie mojego narzeczonego.
— Kocham cię, Marek.
— Wiem, Łukiś. Ja ciebie też kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top