Rozdział 45: opowiedz mi o swoich fantazjach
— Zasnę zaraz — westchnął Marek, gdy wsiedliśmy do auta, po wyjściu od moich rodziców.
— To śpij. Musimy jechać na drugim koniec miasta. To trochę potrwa — wzruszyłem ramionami.
— Dobrze, że ją naprawiłeś — przesunął dłonią po desce rozdzielczej mojej Audi.
— To było oczywiste — wyjechałem z podjazdu rodziców. — Kocham to auto.
— Ja też... Wiele się tu wydarzyło... — zauważył. Miał na myśli to, że wiele razy uprawialiśmy w niej seks.
— Będę brał cię tu w S-line — wymruczałem, a Marek się roześmiał.
— W czy na?
— Najpierw na potem w... Jak sobie życzysz.
— Kochaliśmy się już w aucie — przypomniał mi. — I to nie raz.
— Mogę cię wziąć na masce nawet teraz — zerknąłem na niego.
— W centrum miasta? Ludzie by widzieli — szturchnął mnie łokciem.
— Może by się czegoś nauczyli — wzruszyłem ramionami.
— Łukasz! — roześmiał się głośno. — Zrobiłbyś to? W miejscu publicznym?
— Nie... Nie chcę żeby ktoś widział, jak dochodzisz — zatrzymałem się na skrzyżowaniu i rozejrzałem, ale musiałem poczekać, bo jechały auta. — To widok tylko dla mnie, skarbie.
— To działa w obie strony, Łukiś — wyciągnął rękę, przeczesując moje włosy na potylicy.
— Już nie chce ci się spać? — wyjechałem na drogę nadrzędną i przyspieszyłem szybko, bo trochę wymusiłem pierwszeństwo.
— Nie. Temat seksu jest ciekawszy.
— To może mi opowiesz o swoich fantazjach? — zaproponowałem i zerknąłem na niego. Marek zrobił się czerwony na twarzy. — Naprawdę? Maruś... — roześmiałem się. — Po tylu latach? Wstydzisz się?
— Bo ty zawsze powiesz to takim tonem!
— Jakim tonem? Normalnie zapytałem — śmiałem się.
— Nienawidzę cię — mruknął, a ja się roześmiałem.
— Kochanie — położyłem mu dłoń na udzie. — Ja naprawdę chętnie posłucham czego byś chciał spróbować w łóżku.
— Nudzi ci się ze mną w łóżku? — zapytał.
— Nie o to mi chodzi — pokręciłem głową. — Z tobą to ja mogę do końca życia uprawiać seks w jednej i tej samej pozycji i nie się nie znudzi.
— Chciałbym... Ale zgodzisz się? — zapytał.
— Dopóki nie wpadniesz na pomysł pejcza w sypialni, to raczej na pewno się zgodzę... Co ty takiego wymyśliłeś? — nie miałem pojęcia co mógł wymyślić.
— Ufasz mi? — zapytał.
— Najbardziej na świecie — odparłem.
— To dobrze... Musimy zajechać do sklepu — oznajmił.
— Po co?
— Dowiesz się w domu.
Byłem, cholernie, ciekawy co on znowu wymyślił. Domyślam się, że to nie będzie nic grzecznego. I ta myśl mnie bardzo cieszyła i wręcz podniecała.
Zjechałem na parking jakiegoś marketu. Marek szybko wyskoczyły z auta i kazał mi poczekać. Zaparkowałem i nie gasząc silnika, czekałem na niego.
Chłopak wrócił po kwadransie. Niósł ze sobą wielką, papierową torbę i uśmiechał się szeroko.
— Co kupiłeś? — zapytałem, gdy wsiadł do auta.
— Wino — wyjął butelkę i mi ją pokazał. Widziałem, że kupił coś jeszcze, ale nie pytałem. I tak by mi nie powiedział.
Pojechaliśmy do domu, gdzie jak tylko weszliśmy do środka, Marek kazał mi poczekać w salonie. Wzruszyłem tylko ramionami i poszedłem usiąść na kanapie.
Byłem cholernie ciekawy, co wymyślił, więc tylko zerknąłem w stronę schodów, bo Marek wszedł na górę.
Wrócił do mnie po kilku minutach i z uśmiechem usiadł mi na kolanach.
— Jak bardzo mi ufasz? — ułożył dłonie na mojej szyi.
— W 100%. Jak nikomu innemu, kochanie — przesunąłem dłońmi po jego udach. Marek sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów i wyjął z niej mój granatowy krawat.
— To zamknij oczy — szepnął, a ja zrobiłem to bez wahania.
Marek przyłożył delikatny materiał do moich oczu i zawiązał krawat, tak abym nic nie widział.
— Nie za mocno? — zapytał.
— Jest w porządku — odparłem, a on pocałował mnie lekko. Chciał się odsunąć, ale mu nie pozwoliłem. Zaśmiał się lekko, ale pogłębił nasz pocałunek. Objąłem go mocno ramionami, ale Marek przerwał pieszczotę.
— Daj mi chwilę. Zaraz do ciebie wrócę — wstał z moich kolan.
— Nie spiesz się — rzuciłem. Marek wyszedł do kuchni, bo słyszałem, jak otwierały szafki. Domyślałem się, co chce zrobić, ale nie miałem pewności.
Czekałem aż blondyn do mnie wróci, a stało się to dość szybko. Postawił coś na stoliku i usiadł mi na kolanach. Przycisnął usta do moich warg. Pogłębiłem pocałunek, obejmując go ramionami w pasie.
Smakował jakoś inaczej. Winem i czymś jeszcze.
— Co zjadłeś?
— Czekoladkę — dał mi buziaka.
— Tą ze śliwką? — zgadywałem.
— Tak — pocałowałem mnie jeszcze raz i sięgnął po coś.
— Uważaj — szepnąłem. — Zaraz spadniesz.
— Trzymasz mnie przecież — usiadł prosto. — Chcesz wina?
— Chcę — odparłem. Po chwili przysunął kieliszek do moich ust. Napiłem się trochę, a Marek zabrał kieliszek. — Co dalej? — sunąłem dłońmi po jego udach.
— Otwórz usta — szepnął.
— Po co? — zapytałem.
— Otwórz — przejechał czymś wilgotnym po mojej dolnej wardze. Rozchyliłem wargi, a on wsunął mi coś do ust. Coś słodkiego. — Masz to zjeść. Na to nie jesteś uczulony — zachichotał. Jestem uczulony na gruszki. Nie mogę ich jeść w ogóle. Zacząłem gryźć i zorientowałem się, co mi dał.
— Melon?
— Mhymmm — wymruczał i dał mi buziaka. Odsunął się i musiał wziąć w prawą rękę kieliszek z winem, bo usłyszałem, jak metal obił się o szkło. — Mam coś jeszcze — szepnął i po chwili przycisnął usta do moich. Rozchyliłem wargi, chcąc pogłębić pieszczotę, a kiedy on to zrobił do moich ust wlało się wino. Uśmiechnąłem się w jego usta.
— Lepsze niż poprzednio — oblizałem wargi, a Marek się zaśmiał.
— Otwórz usta — przyłożył coś do moich warg. Rozchyliłem je, a on wsunął mi co ust kawałek owocu. Kiwi.
— Nie wiem czemu nie wpadłem od razu na to, po co chciałeś do sklepu — powiedziałem, gryząc kawałek owocu. — Chyba miałem cię za grzecznego chłopca.
— Grzeczny to ja przestałem być, kiedy położyłeś na mnie łapy — zaśmiał się, a ja złapałem go za tyłek.
— Przecież nie żałujesz.
— No nie — przesunął dłońmi po moich ramionach i zatrzymał się na barkach. Muskał palcami moje ciało przez materiał koszuli. Zsunął ręce niżej na moją pierś i rozpiął dwa guziki. Zacisnąłem lekko palce na jego pośladkach, a on pochylił głowę i przycisnął usta do mojej szyi. Złożył na niej kilka pocałunków i odsłonił mój obojczyk, aby zarobić mi na nim malinkę.
Odsunął się ode mnie trochę, aby ponownie musnąć moje usta swoimi.
To mega podniecające tylko go czuć, ale nie móc zobaczyć.
— Chcesz jeszcze? — szepnął.
— Zależy, co masz na myśli. Ciebie zawsze chcę więcej — odparłem, a on się cicho zaśmiał.
— Otwórz buzię — rzucił, a ja to zrobiłem, aby po chwili mieć w ustach winogrono.
Marek otarł się biodrami o moje krocze, a ja westchnąłem cicho. Chłopak powtórzył gest, a ja zacisnąłem palce na jego udach, kiedy przysunąłem na nie ręce.
— Jeszcze kawałek — podsunął mi coś do ust.
— Już... — zacząłem, a Marek wepchnął mi kawałek banana. Zaśmiałem się i zjadłem owoc. — Nie chcę już — szepnąłem, kiedy chciał mi podać jeszcze jakiś kawałek. — Daj mi wina — powiedziałem. Czułem, jak Marek poruszył się na moich nogach, a już po chwili pocałował mnie, przelewając wino ze swoich ust do moich. Przełknąłem, a Marek mnie pocałował. Uśmiechnąłem się w jego usta, przyciągając go mocniej do siebie. Objął ramionami moją szyję i pogłębił pieszczotę, jednocześnie napierających biodrami na moje krocze, wywołując mój jęk. Nagle oderwał się ode mnie. Zsunął dłonie po moim ciele i rozpiął do końca moją koszulę, którą powoli zsunął z moich ramion. Rozebrał mnie z niej i materiał prawdopodobnie wyładował na podłodze.
Marek podniósł się z moich kolan.
— Wstań — szepnął, łapiąc mnie za rękę. Podniosłem się, a on objął mnie w pasie i pociągnął na siebie. — Idziemy na górę — dodał i obrócił się w moich ramionach.
— Zwalimy się obaj z tych schodów — oznajmiłem, trzymając dłonie na jego biodrach.
— Nie. Wyluzuj — zaśmiał się cicho. — Jesteśmy przy schodach — powiedział i wszedł na stopień, bo przesunął się w górę. Powoli wszedłem za nim. — Nie jest tak źle — zauważył po chwili, a ja się potknąłem i poleciałem na niego, w ostatniej chwili łapiący się barierki, więc nas nie przewróciłem. Marek roześmiał się głośno.
— Masz coś do powiedzenia? — uśmiechnąłem się i wyprostowałem.
— Masz świetny refleks — śmiał się.
— Mogę to zdjąć na schodach? — sięgnąłem ręką do krawata, który zasłaniałem mi oczy.
— Nie — Marek uderzył mnie w dłoń. — Zostaw.
— Jak spadnę ze schodów i skręcę kark to wiedz, że dom jest twój — powiedziałem. Marek roześmiał się głośno.
— Głupek — dał mi buziaka. — Daj mi jedną rękę, a drugą trzymaj się barierki i chodź, głuptasie — rzucił, a ja wyciągnąłem rękę w, jak myślałem, stronę jego ręki i złapałem go za krocze.
— Możemy iść — powiedziałem, a Marek znowu się zaśmiał. Złapał mój nadgarstek i odsunął dłoń od swojego krocza. Ruszyliśmy powoli na górę. Jak się okazało dzieliło nas od piętra dosłownie cztery stopnie.
— Przeżyłeś — Marek objął mnie w pasie, więc złapałem go za tyłek.
— Jesteś lekko zawiedziony, czy mi się wydaje?
— Troszeczkę... Ten dom brzmiał fajnie — stanął na palcach i dał mi buziaka. — Chodź — zrobił krok w tył, a ja poszedłem za nim. Po kilku krokach się zatrzymał i otworzył drzwi sypialni i weszliśmy do środka. Skrzynęła deska, która była przy drzwiach. Miałem to zrobić, ale nie miałem czasu. — Stój — powiedział. — Krok w tył, masz łóżko za sobą... Usiądź — dodał, kiedy się cofnąłem. — Poczekaj chwilę — zabrał dłonie z mojego ciała.
— Co robisz? — zapytałem, słysząc, że szuka czegoś w komodzie.
— Szukam... Mam już — odparł i po chwili stanął przede mną. — Po twojej lewej jest poduszka, połóż się na plecach — oznajmił, a ja to zrobiłem, a Marek usiadł na moich biodrach.
Złączył nasze usta w kolejnym tego wieczora długim pocałunku, jednocześnie rozpinając moje spodnie. Wyjął pasek ze szlufek i rzucił go na podłogę. Oderwał się od moich ust i zaczął całować moją szyję.
— Ufasz mi, tak? — zapytał po raz kolejny tego wieczora.
— Tak. Możesz ze mną zrobić, co zechcesz — westchnąłem, bo dłoń Marka masowała moje krocze. — Jestem cały twój.
— Ręce nad głowę — powiedział. Uniosłem ręce, a Marek sięgnął po coś na szafkę nocną, a potem związał mi coś na nadgarstku.
— Podobają mi się twoje pomysły, kochanie — uniosłem głowę, chcąc przycisnąć usta do jego ciała. Akurat trafiłem na szyję, więc zrobiłem mu malinkę. Marek tylko się zaśmiał i zawiązał coś na moim drugim nadgarstku.
— Nie szarp, bo przywiązałem do ramy łóżka... Poocierasz sobie skórę — oznajmił, gdy pociągnąłem lekko.
— Naprawdę podobają mi się twoje pomysły — wyszeptałem, a Marek przycisnął usta do mojej klatki piersiowej.
Składał drobne pocałunki na moim ciele, gdzieniegdzie przygryzając mi skórę i robiąc malinki. Z moich ust, co chwilę uciekały westchnienia, bo Marek napierał ciałem na moje krocze.
W końcu dotarł z pocałunkami do zapięcia moich spodni. Odpiął je i powoli, wręcz mozolnie zsunął je ze mnie. Ponownie poczułem jego usta na moim brzuchu, a moje mięśnie napięły się pod wpływem jego dotyku.
Zdarł ze mnie bokserki i je także prawdopodobnie rzucił na dywan. Przesunął dłońmi po moich udach i biodrach w górę, na brzuch i klatkę piersiową, gdzie zatrzymał je na chwilę, aby zsunąć je w dół mojego ciała.
Potem poczułem, jak oparł dłonie o materac po obu stronach mojego ciała na wysokości klatki piersiowej. Pocałował mnie lekko, a ja uśmiechnąłem się w jego usta.
— Zostawiam cię na chwilę, kotku — pocałował mnie. — Muszę coś przynieść — kolejny buziak. — Zaraz wracam — wstał ze mnie i słyszałem jego oddalające się kroki.
Mój oddech był bardzo przyspieszony. Marek nakręcał mnie, cholernie, mocno. Byłem już na maksa podniecony, a on jeszcze nie skończył się mną bawić.
Nasłuchiwałem kroków Marka, który wrócił do sypialni dosłownie po chwili.
— Już zaczynałem tęsknić — powiedziałem, a on się roześmiał i postawił coś na szafkę przy łóżku.
— Bardzo? — zapytał.
— Bardzo... Rozgrzałeś mnie i zostawiłeś — oznajmiłem, a on wszedł na łóżko i usiadł na moich udach. Nie miał na sobie spodni, czułem skórę na skórze.
— Już się tobą zajmuję — wymruczał i pocałował mnie lekko.
Nagle przyłożył coś zimnego do mojego ciała, a ja drgnąłem pod nim niespokojne, na co blondyn się zaśmiał.
— Co to? — wciągnąłem gwałtownie powietrze, bo przejechał po moim sutku.
— Zgadnij — szepnął i tą samą trasę po moimi ciele pokonał ustami i językiem.
— Lód — wymamrotałem, kiedy usta Marka skupiły się na moim sutku.
— Blisko... Otwórz buzię — powiedział, a ja to zrobiłem. Włożył mi w usta łyżeczkę z lodami truskawkowymi. — Dobre? — zapytał.
— Bardzo... Chyba naczytałeś się za dużo...
— Nie kończ — przerwał mi ze śmiechem i pocałował mnie lekko. Kiedy się odsunął ściągnął mi krawat z oczu. — Chcesz jeszcze lodów? — zapytał, rzucając krawat na łóżko.
— Chcę — odparłem, a on sięgnął łyżeczką do pudełka, które stało na szafce nocnej. Przysunął porcję do moich ust, a kiedy je otworzyłem zabrał łyżeczkę i sam zjadł lody. — Ej!
Marek pochylił się i złączył nasze usta, od razu pogłębiając pieszczotę. Odłożył łyżeczkę na bok i chyba spadła na podłogę. Maruś całował mnie zachłannie, a ja odruchowo chciałem położyć ręce na jego ciele, więc szarpnąłem za krawat, którym byłem związany i wpił się on w moją skórę.
— Nie szarp — wyszeptał w moje usta. — Pozdzierasz sobie nadgarstki.
— Zrobiłem to nieświadomie — szepnąłem. — Chciałem cię rozebrać do końca — dodałem, a on się tylko uśmiechnął.
Wstał i zdjął z siebie bieliznę, a potem wrócił do mnie.
— Chodź bliżej — szepnąłem, a on przesunął się na wysokość moich bioder. — Jeszcze — powiedziałem, a on chyba zrozumiał, o co chodzi, bo klęczał na łóżku na wysokości mojej klatki. Rozchyliłem usta, a on wsunął w nie swojego penisa. Poruszył delikatnie biodrami wysuwając się z moich ust i wsuwając się ponowienie. Jedną rękę opierał o zagłówek łóżka, a drugą trzymał w moich włosach. Spojrzałem na jego twarz i nasze oczy się spotkały. Zassałem mocniej jego członek, a on jęknął cicho.
Jeszcze w takiej pozycji mu nie obciągałem. I Marek mi też nie. W ogóle ta sytuacja była dla nas nowa, ale chyba będę musiał oddawać kontrolę Markowi częściej, bo cholernie mi się to podoba i mnie podnieca.
Marek odchylił głowę do tyłu i wsuwał się w moje usta coraz pewniej i coraz mniej delikatnie, a pięść w moich włosach zaciskała się już naprawdę mocno.
— O Boże — wymamrotał. — Łukasz...
Zacząłem bardziej pracować językiem, aby doprowadzić go do orgazmu.
Marek wydawał z siebie jęki i pomruki zadowolenia, a ja czułem, że jego członek jest coraz twardszy i pełniejszy, dlatego byłem przygotowany, że zaraz dojdzie. I tak się właśnie stało. Spuścił się w moje usta, a ja przełknąłem wszystko.
Maruś wysunął swój członek z moich ust i zsunął się niżej, aby mnie pocałować.
— Jak wolisz — wymamrotał w moje wargi. — Żebym ci obciągnął, czy żebym cię ujeżdżał? — zapytał.
— Nie rozciągnę cię teraz, skarbie — szepnąłem.
— Możemy spróbować bez — otarł się pośladkami o moje biodra.
— Nie chcę żeby cię zabolało — rzuciłem, a on naparł pośladkami na moje krocze. — Chcę być w tobie — jęknąłem, kiedy przejechał po całej długości mojego penisa swoimi pośladkami.
— Dobra decyzja — oznajmił i sięgnął po lubrykant, który był w szufladzie w szafce nocnej. Wycisnął żel na swoje palce, a już po chwili rozprowadzał go po moim członku. Perfidnie robił to powoli, patrząc mi prosto w oczy. Kiedy skończył, przesunął się do przodu i nakierował penisa na swoją dziurkę. Opuścił się trochę na kolanach i wsunął mnie w siebie odrobinę.
— Jeżeli coś cię zaboli, to masz przestać — szepnąłem.
— Nie panikuj — dał mi buziaka i wziął mnie w siebie jeszcze trochę.
Marek opuszczał się na mnie bardzo powoli, co chwilę się zatrzymując. Ale już po chwili tkwiłem w nim po samą nasadę, a chłopak poruszał biodrami. Jego ruchy były powolne, droczył się ze mną. Podobało mu się to do jakiego stanu mnie doprowadzał.
A było mi, kurewsko, dobrze. Ale wiem, że nie będę miał orgazmu, jeśli Marek nie przyspieszy. I on też to wie. Więc znęca się nade mną w ten sposób. Bo jest mi dobrze. Cholernie dobrze i do orgazmu niewiele mi brakuje, ale chłopak przerywa, co chwilę swoje ruchy, aby moje spełnienie się oddaliło, a potem zaczyna swoją torturę od nowa.
— Marek — wyjęczałem, wyginając się pod nim. Blondyn tylko zachichotał i oparł dłonie o moją pierś. — Kochanie... — jęknąłem, a ta mała cholera tylko się uśmiechnęła. Znowu przerwał swoje ruchy, aby mnie pocałować, więc przygryzłem mu lekko dolną wargę. Nie żeby zrobić mu krzywdę, ale żeby go zabolało.
— To nie poprawia twojej sytuacji, skarbie — szepnął z uśmiechem i wyprostował się. Oparł ręce o moje uda, zmieniając kąt swoich ruchów. Nadziewał się na mnie teraz płytko. Tylko na kilka centymetrów, co wywołało kilka moich jęków frustracji i szarpnięcie rękami. Marek tylko uśmiechnął się złośliwie.
— Kochanie... Proszę cię — wyjęczałem, odrzucając głowę do tyłu. — Nie znęcaj się nade mną — dodałem, a on się zaśmiał. Mała wredota.
— Nie podoba ci się? — zapytał, śmiejąc się, ale wziął mnie w siebie po samą nasadę, ale przerwał ruchy bioder.
— Nienawidzę cię — jęknąłem kompletnie sfrustrowany tym, że dał mi dojść.
— Nie masz pojęcia, jak mi się to podoba — przesunął dłońmi po moim ciele.
— Widzę, mały sadysto — odparłem, a on się zaśmiał.
— Kochasz mnie — pocałował mnie lekko i poruszył biodrami, a ja jęknąłem. — Chyba powinienem pozwolić ci dojść, co? — ponownie się na mnie nadział.
— Tak, Maruś — jęknąłem. — Ooo... Tak, kochanie — mamrotałem, gdy Marek dość szybko mnie ujeżdżał. Opierał dłonie na mojej klatce piersiowej, a ruchy jego bioder były coraz gwałtowniejsze. Zagryzłem dolną wargę, aby nie jęknąć, bo Marek zmienił trochę pozycję i kąt bioder.
Oparł dłonie o moje uda i odchylił głowę do tyłu. Jęknął cicho. Walczyłem sam ze sobą, chciałem żeby ten mały sadysta, z którym się kiedyś ożenię miał jeszcze jeden orgazm.
Marek doszedł jęcząc głośno. Już dawno zauważyłem, że on, przeciwieństwie do mnie, lubi być głośno. A mi to w ogóle nie przeszkadzało.
Osiągnąłem orgazm zaraz po nim i to był jeden z najlepszych w moim życiu. Chociaż na razie mu tego nie przyznam.
Chłopak opadł na moją klatkę piersiową i uspokajaiśmy swoje oddechy. Pocałowałem go w czoło, a on sięgnął ręką i rozwiązał węzeł na jednym z nadgarstków, a ja sam rozplątałem drugi.
— Mały sadysta — objąłem narzeczonego ramionami, a on się roześmiał lekko.
— Nie mów, że ci się nie podobało — zadarł głowę.
— Nie powiedziałem — pocałowałem go lekko. — To było świetne — szepnąłem.
— Mi też się podobało.
— Zauważyłem — zaśmiałem się. — Popsułem cię.
— Powtarzałem ci to już tyle razy... — zsunął się ze mnie i wtulił w moje ciało. — Kocham cię najbardziej na świecie — wyszeptał.
— Wiem, kochanie. Ja ciebie też bardzo kocham — pocałowałem go w głowę.
Kocham nad życie tego małego sadystę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top