Rozdział 38: dzień dobry, armagedonie

Siedziałem na łóżku, opierając się o ścianę, a nogi trzymałem na udach Damiana. Chłopak, co chwilę mnie zaczepiał, łapiąc mnie za duży palec u stopy i lekko łaskotał.

Robiłem właśnie prezentację na zajęcia w ramach zaliczenia nieobecności na jednym seminarium. Byłem wtedy z Damianem na randce.

— Damian, przestań — poprosiłem, poprawiając laptopa na moich udach. Brunet w ogóle nie przejął się moimi słowami i złapał mnie za stopę. — Kotku — westchnąłem.

— Tak? — zaśmiał się i podniósł. Złapał mnie za rękę i oderwał ją od klawiatury laptopa i przytulił się do mnie, kładąc głowę na moim brzuchu. Przeczesałem palcami jego włosy.

Nie są tak delikatne, jak te Marka.

Od razu skarciłem się za takie myślenie. Nie mogę tak robić. Porównywać ich. Bo moja relacja z Damianem rozpadnie się zanim się zaczęła.

To znaczy i tak się rozpadnie, bo ja nigdy nie zaangażuję się w to tak jak on, ale... W pewnym sensie mi na nim zależy. Lubię z nim przebywać, spotykać się. Całować go, czy dotykać jego ciała. Chciałbym żeby to wyszło, ale wiem, że tak nie będzie, bo ja nigdy go nie pokocham, bo w głowie nadal mam Marka. I to jego kocham nad życie. Ale skoro nie mogę z nim być to... Próbuję go jakoś zastąpić.

— Zrób sobie przerwę — zadarł głowę do góry. Pochyliłem głowę i dałem mu buziaka.

— Pięć minut, bo muszę to dziś skończyć — powiedziałem, a chłopak wyciągnął się na łóżku i odstawił mojego laptopa na biurko. Wykorzystałem moment i zmieniłem pozycję, aby go pocałować.

Damian zaśmiał się w moje usta i odwzajemnił pieszczotę, przyciągając mnie mocniej do siebie. Przesunąłem ręką po boku jego ciała i zatrzymałem ją na jego udzie, które założyłem sobie na biodro.

Brunet westchnął, kiedy zjechałem z pocałunkami na jego szyję. Wplątał palce w moje włosy i pociągnął mnie za nie lekko, bo zrobiłem mu malinkę.

Markowi powiedziałbym teraz, że jest mój, ale Damianowi nie mogę tak powiedzieć, bo... Bo nie chcę. Bo tak naprawdę to nie on jest dla mnie, ale Marek. Damian niby jest mój, ale nie chcę żeby wszyscy o tym wiedzieli. Zwłaszcza Tomek i Błażej, bo by mnie zabili.

Mimo, że Marek kazał mi o sobie zapomnieć, ja... Nie potrafię. I nie potrafię przestać za nim tęsknić. Czasami nie sypiam po nocach tylko o nim myślę i kilka razy już miałem wybrany jego numer, ale nigdy nie zdzwoniłem. Bałem się. Bałem się, że Marek każe mi się od siebie odwalić.

Damian ściągnął ze mnie t-shirt i rzucił go na podłogę. Przesunął dłońmi po moich plecach, podczas gdy ja całowałem jego obojczyk.

— Łukasz — szepnął.

— Mmm... — wymruczałem, wsuwając dłonie pod koszulkę chłopaka i zdejmując ją z niego.

— Ktoś pukał do drzwi — oznajmił. Oderwałem się od jego ciała i spojrzałem na drzwi od pokoju. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi wejściowych i walenie w nie. Dziwne, bo nikogo nie oczekiwałem.

— Spodziewasz się kogoś? —spojrzałem w ciemne oczy mojego chłopaka.

— Ja? To twój dom — roześmiał się.

— Pójdę zobaczyć — przygryzłem skórę na jego ramieniu i wstałem z łóżka. Zszedłem na dół i skierowałem się do drzwi wejściowych, w które ciągle ktoś walił. — Wojna idzie? — zażartowałem, otwierając drewnianą konstrukcje. Spodziewałem się każdego.

Naprawdę każdego, ale nie jego.

Blondyn patrzył na mnie wrogo i wepchnął się do domu. Zlustrował mnie, ale nie skomentował, że nie mam na sobie koszulki.

— Mamy problem — oznajmił Błażej. — Nie wiem kogo sobie sprowadziłeś, ale go wywal, bo musimy pogadać.

— Coś się stało? — odwróciłem się i zobaczyłem Damiana, który do nas zszedł. Na szczęście się ubrał.

No to zaczynamy show.

— A ten co tu, kurwa, robi? — warknął Błażej. — Popierdoliło cię?!

— Uspokój się. Jestem dorosły i...

— No właśnie widzę! Dopiero co mi płakałeś, że rozstałeś się z Markiem, że go kochasz, a teraz co robisz?! — popchnął mnie.

— Żyję!!! Nie mogę cięgle tkwić w miejscu i płakać za chłopakiem, który mnie nie chce!!! — wydarłem się. — Powiedział, że mam o nim zapomnieć, więc to właśnie robię... — oznajmiłem. — Jeśli coś ci się nie podoba to wyjdź.

— Będziesz tego żałował, Łukasz... Marek ci zrobi za to armagedon.

— Marek mnie już nie interesuje — skłamałem. Boże, nie wiem co bym zrobił gdyby to Marek się tu pojawił. Spaliłbym się ze wstydu chyba, bo Damian tu jest.

— Powiedziałem Markowi, że się z kimś spotykasz... On dostanie zawału — pokręcił głową.

O kurwa, ja pierdolę. Dzień dobry, armagedonie!

— Chcesz coś, czy przyszedłeś nas obrażać?

— Chcę — podszedł i pchnął mnie na ścianę za moimi plecami. Widziałem, jak Damian zrobił krok w naszą stronę, ale pokręciłem tylko głową, żeby nic nie robił. — Będziesz tego żałował. Bo on — wskazał na Damian — nigdy nie zastąpi ci Marka. A obaj wiemy, że tylko po to się z nim spotykasz. Bo nie chcesz być sam. Ale to wam nie wyjdzie i tylko go zranisz... Ogarnij się. Bo kiedy Damian stwierdzi, że tak naprawdę go nie kochasz, to odejdzie, a ty zostaniesz sam, bo Marek będzie już poza twoim zasięgiem... A teraz jeszcze możesz to naprawić.

— Marek powiedział, że jak wyjdę z mieszkania, to mam zapomnieć że kiedykolwiek go znałem — oznajmiłem. Widziałem, jak Damian się zdziwił, nie słyszał tego jeszcze. — A ty oczekujesz, że ja pójdę do niego i co? Będę skomlał o drugą szansę? Ja chciałem tylko żebyśmy zrobili sobie przerwę. To on powiedział, że to nie przerwa ale zerwanie... Więc ja go o nic prosił nie będę...

— To się źle skończy — odsunął się ode mnie. — Zobaczysz... — wyszedł z domu, zostawiający mnie z Damianem. Chłopak podszedł do mnie i objął ramionami. Wtuliłem się w niego.

Wiem, że będę żałował. Już żałuję, że pozwoliłem na to wszystko. Że pozwoliłem żeby zamiast przerwy wynikło z tego rozstanie, ale...

Kurwa...

Odsunąłem się od Damiana i spojrzałem mu w oczy.

— Zostawić cię samego? — domyślił się. Pokiwałem głową. Chłopak ubrał buty i kurtkę.

— Przepraszam — szepnąłem.

— Nie jestem zły — wziął moją twarz w dłonie i pocałował mnie lekko. — Kocham cię... Zawsze możesz na mnie liczyć, Łuki — oparł czoło o moje.

— Dziękuję - uśmiechnąłem się lekko i dałem mu buziaka.

— Jakby coś się działo to dzwoń — pogłaskał mnie po policzku.

— Ok. Będę się odzywał.

— Pa — złączył lekko nasze usta i wyszedł.

Zamknąłem za nim drzwi i poszedłem na górę, gdzie padłem na łóżko.

Dom, w którym teraz mieszkałem, rodzice kupili już dawno. Wynajmowali go do tej pory, a teraz uznali, że mogę ja w nim mieszkać, jeśli chcę. Chciałem. Ale wiedziałem, że sam go nie utrzymam z tego co zarabiałem w tym sklepie, więc poszedłem na wcześniejszą propozycję ojca o pracy w jego firmie.

Nie chciałem tego, bo wiem, jak ludzie gadają, ale teraz miałem to gdzieś. Nie po to studiuję i uczę się żeby tego nie wykorzystać. Więc jestem zatrudniony jako informatyk w tej firmie. Co prawda mam dopiero inżyniera, a tytuł magistra nie jest konieczny, ale chcę go mieć, bo dopiero wtedy będę mógł być głównym informatykiem. Bo żaden inny nie ma tytułu magistra.

Leżałem chwilę na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Walczyłem ze sobą, aby nie sięgnąć po telefon. I przegrałem. Już po chwili wszedłem na snapa i przeglądałem zapisane zdjęcia. Chodziło mi o te moje i Marka. Przez pięć lat się ich nazbierało. Dokopałem się do tych z liceum i przeglądałem je chronologicznie.

W którym miejscu to przestało działać?

Czy jak mu się oświadczyłem w dniu rozpoczęcia studiów, a on uznał, że to za wcześnie?

Czy później, kiedy zaczęliśmy się o to kłócić?

Nie miałem pojęcia.

Wyłączyłem snapa i wszedłem w kontakty. Nadal nie zmieniałem tego, jak zapisany był Marek. Patrzyłem przez chwilę na serduszka przy jego imieniu.

Chciałem usłyszeć jego głos.

Wyszedłem w kontakt i patrzyłem na zdjęcie. Przejechałem po nim palcem i uśmiechnąłem się lekko. Czułem, jak po moim policzku spłynęła łza.

Zadzwonić?

Pokazać, że nie umiem bez niego?

Pokazać, że jestem słaby?

Pokazać, że tak, kurewsko, za nim tęsknię?

Mój palec wisiał nad ikonką słuchawki telefonu. Naprawdę chciałem do niego zadzwonić, ale...

Nie mogłem.

Nie chciałem pokazać, że jestem słaby.

Nie chciałem... Błagać, aby dał mi drugą szansę, bo... Nie tylko ja jestem winny.

Zablokowałem telefon i rzuciłem go na łóżko.

Może i jestem słaby, ale mu tego nie pokażę.

Po jakimś czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Zszedłem na dół i z dziwnym niepokojem podszedłem do drzwi. Uchyliłem drewnianą konstrukcję i zobaczyłem tam Marka, a za jego plecami dostrzegłem, że Damian dopiero wyjeżdża z mojej posesji.

Zanim zdążyłem się odezwać, chłopak spoliczkował mnie mocno.

— Po to chciałeś tej, pieprzonej, przerwy?! — krzyknął na mnie. —  Żeby na luzie móc się z nim pierdolić?! Po to to wszystko było?! — jego głos się załamał, a ja stałem w szoku patrząc na niego. Nie wiedziałem, co mam zrobić.

— Marek... — złapałem go za nadgarstek, kiedy znowu chciał mnie spoliczkować. Więc uderzył mnie w klatkę. Okładał mnie pięściami, a z jego oczy popłynęło kilka łez.

— Liczyłem, że jeszcze do siebie wrócimy! — zabrał mi ręce. — Chciałem żebyśmy do siebie wrócili, kochałem cię, debilu!!!! — płakał. — Ale... Teraz... Tak, kurewsko, cię nienawidzę... — oznajmił i cofnął się, a po jego policzku spłynęła łza.

— Marek — złapałem go za rękę. — To nie tak, jak wygląda — próbowałem mu wytłumaczyć. — Nie miałem zamiaru spotykać się z Damianem... To nie...

— Nie chcę tego słuchać! — przerwał mi. — Zawiodłem się na tobie, jak nigdy w życiu — odwrócił się i zbiegł po schodach do auta. Ruszyłem oczywiście za nim i zatrzymałem go przy aucie, łapiąc za ręce.

— Nie chciałem się rozstawać, ale...

— Nie dotykaj mnie! — wyrwał mi rękę. — Nie zbliżaj się do mnie! 

— Marek, ale to naprawdę...

— Nie! — przerwał mi. — Nie chcę tego słuchać! — wsiadł do auta, a po chwili odjechał.

Wczepiłem palce we włosy i pociągnąłem za nie lekko.

Zjebałem wszystko na całej linii. Ale to nie była tylko moja wina. Marek nawet nie dał mi się wytłumaczyć! A mogę to wszystko wyjaśnić!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top