Rozdział 33: jestem opanowany

— Jedziemy gdzieś? — zapytał Marek, kiedy zadzwoniłem do niego, że czekam pod jego klatką. Kazał mi wejść na górę, ale nie chciałem.

— Tak. Chodź.

— Już idę — rozłączył się, a po chwili wyszedł z budynku. Wsiadł do Audi i pocałował mnie lekko. — Cześć, kochanie.

— Hej, słodziaku — uśmiechnąłem się do niego. — Porywam cię na cały dzień — oznajmiłem.

— Jest 18-sta, Łukasz — roześmiał się.

— Nie czepiaj się szczegółów — śmiałem się. Wyjechałem z miejsca parkingowego.

— No dobrze — pocałował mnie w policzek i zapiął pasy. — Co dziś robiłeś?

— Byłem na drążkach z Kubą i na rowerach — odparłem.

— A kolano? — westchnął.

— Nie boli mnie. Nic mi nie będzie, spokojnie... Ale skoro nie mogę trenować już boksu to się przerzucę na drążki i codziennie będę tam chodził. Nie chcesz ze mną?

— Łukasz... Ja się nawet nie podciągnę na drążku — roześmiał się głośno, a ja przewróciłem oczami.

— A kto ci się każe podciągać czy ćwiczyć. Ja cię pytam, czy nie chcesz tam ze mną chodzić - zaśmiałem się.

— Popatrzeć na ciebie to bardzo chętnie — położył mi rękę na udzie. Uśmiechnąłem się do niego. — Gdzie jedziemy?

— Nie wiem. Przed siebie — wzruszyłem ramionami.

— Nie mogliśmy zostać u mnie? — pogłaskał mnie po włosach na potylicy.

— Nie. Chciałem zostać z tobą sam na sam — zatrzymałem się na światłach.

— No dobrze — pochylił się w moją stronę. Złączył nasze usta w pocałunku. Pogłębiłem pieszczotę i przygryzłem mu dolną wargę. — Nie gryź — zaśmiał się. — A jak będę miał siniaka teraz? — spojrzał w lusterko.

— Wybacz. Zapomniałem, jak łatwo u ciebie o krwiaki — ruszyłem, bo zmieniło się światło.

U Marka naprawdę nie trzeba było dużo, aby zrobił mu się krwiak. Ostatnio złapałem go mocniej za nadgarstek, bo spadłby ze schodów i zrobiłem mu sianka, chociaż wcale nie użyłem jakoś bardzo dużo siły.

No i bardzo długo mu się one utrzymywały. Tak samo malinki. U mnie były maksymalnie tydzień, a u Marka po 2-3 tygodnie. Dlatego staram mu się teraz ich nie robić, a jeśli już to delikatne.

— Może się nie zrobi — westchnął.

Zerknąłem na niego i się uśmiechnąłem. Marek usiadł wygodnie i znowu położył mi dłoń na udzie. Przekręcił głowę w moją stronę i przyglądał mi się w ciszy. Nie komentowałem tego. Wiem, że lubi na mnie patrzeć i mnie dotykać.

I cieszę się z tego, że nie obawia się tego zrobić. W ogóle ostatnio cały czas mnie zaskakuje.

Jak pomyślę o jego zachowaniu wtedy, jak się poznaliśmy i teraz... To jest przepaść. Wtedy nawet na mnie nie patrzył. A obecnie potrafi z zaskoczenia złapać mnie za krocze, czy włożyć mi rękę w spodnie.

— Łukasz — szepnął.

— Mmm...?

— Jak bardzo jesteś opanowany? — zapytał.

— Wydaje mi się, że dość bardzo — zerknąłem na niego zaskoczony. — Czemu pytasz?

— Patrz na drogę — zaśmiał się lekko, a jego dłoń przesunęła się w górę mojego uda.

Więc dlatego pytał.

Uśmiechnąłem się tylko, ale nie miałem zamiaru go powstrzymywać.

Marek rozpiął guzik moich szortów i wsunął rękę w moje bokserki. Westchnąłem, kiedy wyjął mój członek i przejechał dłonią po całej jego długości kilka razy.

Na całe szczęście wyjeżdżaliśmy już za miasto na drogę szybkiego ruchu.

Marek odpiął swój pas i ukląkł na fotelu. Pochylił się i wziął główkę mojego penisa do ust. Nabrałem gwałtownie powietrza.

Położyłem obie ręce na kierownicy. Nie sądziłem, że tak ciężko będzie mi się skupić na prowadzeniu, gdy Marek będzie miał mojego kutasa w ustach.

Z moich ust, co chwilę uciekały westchnienia. Gdybym mógł to najchętniej odchyliłbym głowę do tyłu, ale musiałem cały czas patrzeć na drogę.

— Boże — wyrwało mi się. Marek wypuścił członek z ust i pieścił go przez chwilę dłonią. Skupiał się na główce, przesuwając po niej kciukiem.

— Przestać? — zapytał, widząc jak mocno zaciskam palce na kierownicy. — Czy dasz radę prowadzić?

— Dam radę, skarbie — szepnąłem, a on ponownie pochylił głowę i mój penis znalazł się w jego ustach.

Jęknąłem cicho, gdy Marek zaczął ssać mocno mój członek. Zacisnąłem dłonie jeszcze mocniej na kierownicy. Zjechałem na lewy pasy autostrady, bo był na nim mniejszy ruch.

— O Boże, Marek — jęknąłem i poruszyłem niespokojnie biodrami przez co blondyn musiał cofnąć głowę i wypuścić mojego penisa z ust, aby się nie zakrztusić. — Wybacz — szepnąłem.

Po chwili znowu robił mi loda, a ja w życiu nie miałem takiej trudności w skupieniu się na drodze. Usta Marka skutecznie mnie rozpraszały, doprowadzając powoli do orgazmu.

— Maruś — westchnąłem. Puściłem prawą ręką kierownicę i wplątałem palce we włosy mojego chłopaka. — Ooo tak, Mareczku — wymamrotałem i zacisnąłem pięść w jego włosach. Chłopak podniósł głowę, aby się odezwać.

— To odpowiedni czas na lekcję połykania? — zapytał, obciągając mi ręką.

— Jezu... Tak, tak Maruś — westchnąłem, cały czas starający się utrzymać auto na właściwym pasie ruchu.

Chłopak schylił się, aby wziąć mojego penisa do ust. Byłem już blisko orgazmu, co powiedziałem chłopakowi, a on zacząć ssać mój członek jeszcze mocniej. Doszedłem spuszczają się do ust i gardła Marka. Blondyn połknął moją spermę, krzywiąc  się lekko.

— Chyba nie będziesz fanem połykania, co? — patrzyłem cały czas na drogę.

— No nie... Ciężko ci było cię skupić? — zapytał.

— Trzymaj fajerę — powiedziałem. — Poprawię się.

— Ja cię ubiorę, ty prowadź — odparł. Poprawił moją bieliznę i spodnie, a potem usiadł w swoim fotelu i zapiął pasy.

— Nigdy nie prowadziłem auta tak  skupiony na drodze — odpowiedziałem na jego wcześniejsze pytanie. — To było zajebiste, skarbie — uśmiechnąłem się i zerknąłem na niego. Pochylił się i pocałował mnie lekko. — Powiesz mi coś? — zjechałem na prawy pas, aby wjechać na wiadukt i zawrócić.

— Co?

— Jaką ty masz fantazję? - spytałem, wracając na autostradę w kierunku Warszawy.

— Ale nie będziesz się śmiał? — przyciągnął nogi do klatki piersiowej.

— Nie będę. Obiecuję — oznajmiłem.

— Wstydzę się — roześmiał się sam z siebie i zakrył twarz dłońmi. — Ale zrobimy to?

— Najpierw mi powiedz co — zaśmiałem się.

— No bo... O Boże — oparł czoło o kolana i sam z siebie się śmiał. Uśmiechnąłem się.

— Jesteś uroczy, kiedy się tak plączesz — powiedziałem.

— Jak się choćby uśmiechniesz, to będę na ciebie zły — oparł policzek o kolana i patrzył na mnie.

— Zachowam powagę — obiecałem i się roześmiałem.

— Właśnie widzę.

— No bo, Maruś, seks to normalny temat do rozmowy, a ty się zachowujesz jak dziewica, która pierwszy raz usłyszy słowo penis.

— Ale ty jesteś głupi — roześmiał się głośno. Pochylił się i pocałował mnie w policzek. — Głuptok.

— Co? Nie ma takiego słowa! — śmiałem się.

— To już jest... No dobra — westchnął. — Powiem ci — oznajmił. — Ale naprawdę masz się nie śmiać — powiedział, gdy zjechałem w teren zabudowany.

— Dobrze — pokiwałem głową.

— Nie wierzę, że to powiem — wymamrotał, a ja się uśmiechnąłem. — Więc... Chciałbym żebyśmy... Nie wiem, jak mam to ubrać w słowa, ale... — mówił tak cicho, że ledwie go słyszałem. — Chciałbym żebyśmy robili sobie dobrze patrząc na siebie nawzajem — wymamrotał. — W sensie ja sobie, a ty sobie — dodał.

Zerknąłem na niego zaskoczony. W sumie nie wiem, czego się spodziewałem, ale nie tego.

— Czemu nic nie mówisz? — zapytał.

— Musimy to zrobić — oznajmiłem, zatrzymując się na światłach. — To będzie hot, skarbie — wymruczałem. — Już się nie mogę doczekać — uśmiechnąłem się do niego.

Serio, uważam, że musimy to zrobić. Chcę popatrzeć, jak Marek sam sobie robi dobrze. Podniecam się na samą myśl o tym widoku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top