Rozdział 3: lubię cię
Punkt 7:30 zaparkowałem pod klatką Marka. Wziąłem smartfon i wszedłem w rozmowę z blondynem. Napisałem mu wiadomość, że już jestem i czekam. Schowałem telefon do kieszeni, a już po chwili zobaczyłem chłopaka wychodzącego z klatki.
Znałem go już od dwóch tygodni, ale przez ten czas nie zmieniło się między nami nic. Chociaż Marek trochę pewniej się przy mnie czuł. Takie odnosiłem wrażenie. I częściej się przy mnie uśmiechał.
Udało mi się go namówić żeby przyszedł na moje zawody i mi kibicował. Siedział razem z Błażejem, Tomkiem i Kubą, który też przyszli tu dla mnie.
Podszedł do auta i wsiadł do środka.
- Hej - rzucił, odkładając plecak na tylne siedzenie.
- Cześć - uśmiechnąłem się do niego i wyjechałem z miejsca parkingowego. - Wyspałeś się? - zapytałem.
- Nawet tak. A ty? Znowu siedziałeś do późna?
- Trochę tak... Grałem w "wiedźmina". Zajebista ta gra jest.
- Na komputerze, czy PS? - zapytał.
- PS - zerknąłem na niego. - O której kończysz lekcje? Może skoczymy dziś do mnie? Posiedzimy, pogadamy może ze mną w coś zagrasz albo coś obejrzymy - zaproponowałem.
- O 13:20.
- Ja o 14:10... Ale mam matmę ostatnią, więc najwyżej nie pójdę. To co? - znowu na niego zerknąłem. - Pojedziemy do mnie?
- Nie będę ci przeszkadzał? - zapytał cicho.
- Nie. Spokojnie - zapewniłem go. - Nie proponowałbym, gdybyś miał mi przeszkadzać - uśmiechnąłem się.
- No dobrze - odparł.
Dotarliśmy do szkoły, gdzie odprowadziłem Marka pod salę i czekałem tam z nim do dzwonka.
Wpadłem do swojej sali spóźniony i usiadłem obok Kuby.
- I jak? - zapytał. Wiedziałem, że pyta o Marka.
- Powoli do przodu... Zabieram go dziś do siebie.
- Myślisz, że ci da? - spytał.
- Nawet nie będę próbował, bo wiem, że nie. Nie o to mi chodzi.
- To o co? Serio myślisz, że będzie z tego coś poważnego - szepnął.
- No mam nadzieję - rozłożyłem się na oparciu krzesła i przeciągnąłem. - Bo on, cholernie, mi się podoba i...
- Wawrzyniak, czy ja ci przeszkadzam? - zapytała nauczycielka.
- No tak trochę tak. Mogłaby pani mówić pół tonu ciszej. Bo trochę się niewyspałem i drażni mnie dziś pani głos.
- Ty chyba sobie kpisz! - podniosła głos.
- Naprawdę - położyłem dłoń na piersi. - Ma pani strasznie piskliwy głos i...
- Przestań ze mną dyskutować!
- Pani zaczęła. Jakby pani mnie olała to bym się nie odzywał... A że zadała pani pytanie, to kultura osobista nakazała mi odpowiedzieć.
- Boże kochany... Jak ja czekam aż ty skończysz tą szkołę i nigdy więcej cię nie zobaczę - powiedziała, a ja się zaśmiałem.
- Przynajmniej się pani nie nudzi - zauważyłem, opierając łokcie o blat stolika.
- Wykończę się nerwowo - oznajmiła.
- Na coś trzeba się wykończyć - zauważyłem. - Na przykład...
- Zamknij się już i słuchaj tego, co mam do powiedzenia na temat lekcji.
- Ja zawsze pani słucham... Chłonę każde słowo - oparłem brodę na dłoniach i wpatrywałem się w nią.
Blondynka wzięła głęboki oddech i wróciła do tematu lekcji. Język polski nigdy nie był moim ulubionym przedmiotem.
Na przerwie siedziałem między Kubą i Markiem, a po chwili przyszedł do nas Błażej i Tomek.
- Znowu kłóciłeś się z Jastrzębską? - roześmiał się Szczepański.
- Nie kłóciłem się z nią... Ona zaczęła - zauważyłem. - Ja tylko wyraziłem swoje zdanie.
- Co jej powiedziałeś? - chciał wiedzieć Marek. Spojrzałem na niego, a on przyglądał mi się uważnie, obciągając rękawy koszulki na długi rękaw i chowając dłonie między uda.
- Że ma piskliwy głos i mnie drażni, bo się niewyspałem, więc powinna mówić pół tonu ciszej - odparłem.
- I żadnych konsekwencji? - zdziwił się. Poczułem ruch obok siebie, więc domyśliłem się, że Kuba wstał.
- Ona mnie lubi... Właśnie dlatego, że tak z nią dyskutuję. Zimno ci? - położyłem mu dłoń na przedramieniu, a on zabrał mi rękę i trochę się odsunął.
Zorientowałem się, że Błażej, Tomek i Kuba się ulotnili, zostawiając nas samych.
- Trochę... Mogłem wziąć jeszcze bluzę - szepnął, a ja zdjąłem z siebie bluzę z kapturem z logo klubu, w którym trenuję i podałem ją chłopakowi. - Teraz tobie będzie zimno... Nie wezmę jej.
- Weź... Mam teraz w-f, rozgrzeję się - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję - wyszeptał i wziął ode mnie bluzę, i założył ją. Wyglądał cholernie uroczo, bo była na niego sporo za duża. Nawet na mnie była, ale nie aż tak jak na Marka. - Oddam ci ją później.
- Na spokojnie - zaśmiałem się lekko. - Nie musisz się spieszyć - rzuciłem. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że już nie odzyskam tej bluzy.
Rozmawialiśmy chwilę aż w końcu poszedłem na w-f, a Marek na język angielski. Graliśmy dziś w koszykówkę, więc naprawdę się rozgrzałem na tej lekcji i było mi, cholernie, gorąco, więc ja i większość chłopaków kończyliśmy mecz bez koszulek.
Marek czekał na mnie przy szatni. Przez te dwa tygodnie nabraliśmy pewnego nawyku. Zawsze ja czekałem na niego pod salą, oprócz tego gdy miałem w-f, wtedy on przychodził po mnie.
Jak tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i widziałem jak jego wzrok zjechał na moją klatkę, a potem brzuch, ale szybko wrócił na moją twarz.
- Dwie minuty - rzuciłem, a on pokiwał głową.
Chyba mu się trochę podobam. To jak obciął mnie teraz wzrokiem było jedynym przejawem jego zainteresowania wobec mnie. Więc w sumie bałem się trochę, że może po prostu woli dziewczyny, a ze mną chce się tylko przyjaźnić, ale Błażej rozwiał moje wątpliwości. Powiedział, że Marek wypytywał go o mnie kilka razy.
Ogarnąłem się szybko i wyszedłem z szatni do Marka. Chłopak stał na przeciwko drzwi i przeglądał coś w telefonie. Podszedłem do niego bardzo blisko, tak że czubki naszych butów się zetknęły, a blondyn się przestraszył i uciekł w bok, prawie upuszczając telefon.
- Pojebało cię? - mruknął i wziął głęboki oddech. Zaśmiałem się tylko i wzruszyłem ramionami.
Lekcje zleciały mi dość szybko, więc wychodząc ze szkoły, byłem mega zadowolony. Marek szedł obok mnie i opowiadał jak Jastrzębska, z którą też miał język polski, była wkurzona u nich na lekcji przeze mnie. Wzruszyłem tylko ramionami i zaśmiałem się.
Gdy byliśmy w połowie drogi do mnie, Marek spojrzał na mnie dziwnie.
- Okłamałeś mnie - powiedział. - Nie mieszkasz niedaleko mnie. Tylko na drugim końcu miasta.
- Jakbyś mieszkał w Radomiu też miałbym po drodze - oznajmiłem.
- Teraz mi głupio, bo jeździsz po mnie przez pół miasta - schował twarz w dłoniach.
- Daj spokój. Nie przeszkadza mi to. Lubię z tobą jeździć. Jak cię widzę od razu poprawia mi się humor - oznajmiłem.
- Naprawdę? - szepnął, zerkając na mnie.
- Jasne... Bardzo cię lubię - skręciłem w moją ulicę.
- Naprawdę? - powtórzył.
- Naprawdę - wjechałem na podjazd i spojrzałem na blondyna.
- Ja też cię lubię - powiedział, patrząc na swoje dłonie i wykręcając palce. Położyłem dłoń na jego, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
- Cieszę się - ścisnąłem lekko jego dłoń, a on to odwzajemnił, więc uśmiechnąłem się szeroko. - Chodźmy - puściłem mu oczko i zabrałem rękę. Zgasiłem silnik auta i wysiedliśmy.
Podeszliśmy do drzwi, które otworzyłem i puściłem chłopaka przodem.
- A domu jest tylko mama - szepnąłem, zdejmując buty. - Jestem! - krzyknąłem, kiedy zdjąłem kurtkę.
- Znowu pokłóciłeś się z polonistką?! - zaczęła moja mama, gdy szedłem z Markiem korytarzem. - I jesteś na wagarach! - zeszła z góry i zobaczyła, że nie jestem sam. - Mówiłam ci żebyś dał jej spokój. Przestań się wdawać z nią w dyskusje - westchnęła.
- Widzę, że tęskniłaś za mną cały dzień - zaśmiałem się i podszedłem żeby ją przytulić. - Nie przejmuj się polonistką, mamo... Najważniejsze, że wszyscy jesteśmy zdrowi - powiedziałem, a ona się roześmiała. Odsunąłem się, a ona uderzyła mnie lekko w tył głowy. - To jest Marek
- przestawiłem jej blondyna. - A to moja mama.
- Miło mi - chłopak podał jej dłoń.
- Mi też... Mówi mi po imieniu, ok? Ania.
- Oczywiście - odparł.
Mama uśmiechnęła się, patrząc na Marka, ale nie skomentowała tego, że ma na sobie moją bluzę.
- Na obiad musicie chwilę poczekać, będzie za jakieś 40 minut - powiedziała.
- Jasne - uśmiechnąłem się. - Będziemy u mnie - złapałem Marka za nadgarstek i pociągnąłem go po schodach na górę.
- Masz fajną mamę - oznajmił, gdy byliśmy w moim pokoju. Rozejrzał się po nim, a potem usiadł na dużym narożniku, spełniającym też funkcję łóżka, stojącym na przeciwko dużego telewizora, wiszącego na ścianie.
- Jest najlepsza... To nie jest moja biologiczna matka - oznajmiłem, siadając w fotelu przy biurku. - To żona mojego taty, ale wychowała mnie. Nie znam innej matki.
- Co z twoją biologiczną?
- Nie chciała mnie... Życie, nie? - rzuciłem kpiąco.
- Dobrze na tym wyszedłeś, Ania jest fajna - przyciągnął nogi do klatki piersiowej. - Macie dobre relacje.
- Nie masz dobrych relacji z mamą? - zapytałem.
- Nie do końca... Rzadko jest w domu... Moi rodzice, oboje, ciągle pracują... Nie widuję się z nimi prawie wcale.
- Ja z tatą widuję się tylko na kolacji... Jak wstaję to on już wychodzi... Też dużo pracuje... Chcesz coś do picia? Coś na ciepło?
- Herbatę - poprosił.
- Ok, zaraz wracam... Tam są gry - wskazałem na komodę pod telewizorem. - W górnej szufladzie po prawej, a drugiej są filmy. Wybierz do wolisz... Albo Netflix - mówiłem wychodząc. Zszedłem na dół, do kuchni.
- Ładny ten Marek - powiedziała mama, jak tylko wszedłem.
- Najładniejszy - odparłem, wstawiając wodę. - Dobre wrażenie zrobił?
- Tak... Ale jest nieśmiały, co?
- Bardzo... I zamknięty w sobie - wyjąłem kubki i wrzuciłem torebki z czarną herbatą. - Zawołasz mnie jak się zagotuje? - zapytałem.
- Jasne - uśmiechnęła się.
Popatrzyłem na nią i przytuliłem ją mocno.
- Nigdy ci tego nie mówiłem - szepnąłem. - Ale cieszę się, że to ty mnie wychowałaś i jesteś moją mamą - powiedziałem i odsunąłem się. Zobaczyłem łzy w oczach brunetki. Uśmiechnęła się i otarła łzy, które popłynęły. Pocałowałem ją w policzek i wróciłem na górę.
- Wolisz grać, gdy coś obejrzeć? - zapytał Marek. - Bo z gier wybrałem NFS, a z filmu jeszcze nic - spojrzał na mnie. - Coś się stało?
- Moja mama powiedziała, że jesteś ładny - oznajmiłem, a jego policzki zrobiły się czerwone.
- O Boże - szepnął i przyłożył dłonie do policzków. - Nie mów tak.
- To nie ja, ale ja też tak myślę i...
- Łukasz nie - zrobił krok w tył. - Nie mów tak, skończmy ten temat - powiedział. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Pokiwałem głową, a on dodał. - Gra czy film?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top