Rozdział 20: uważaj na niego
Wyszedłem z korytarza przy sali gimnastycznej, rozmawiając z Kubą. Ale jak tylko wyszliśmy na główny korytarz, Ola odbiła Flasa i zabrała go gdzieś. Rozejrzałem się za Markiem, bo nie było go w miejscu, gdzie zawsze na mnie czekał. Gdy namierzyłem go wzrokiem, zobaczyłem, że rozmawia z Damianem Malickim. Od razu się we mnie zagotowało i ruszyłem w ich stronę. Brunet mnie nie widział, chociaż stał przodem do mnie.
Już byłem zły, ale kiedy zobaczyłem, że położył rękę na ramieniu Marka, miałem ochotę go rozszarpać. Blondyn od razu odepchnął jego dłoń, i to w momencie, gdy do nich podszedłem. Odepchnąłem bruneta od mojego chłopaka.
- Nigdy więcej go, kurwa, nie dotykaj - oznajmiłem, obejmując Marka ramieniem w pasie, a on się we mnie wtulił.
- Wyluzuj, stary - zaśmiał się Damian. - Przecież nic mu nie zrobiłem.
- Powiedziałem żebyś się do niego nie zbliżał - ponownie pchnąłem go jedną ręką, a drugą ręką nadal obejmowałem Marka.
- Kochanie, spokojnie - blondyn złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie za rękę, abym nią też go objął. - Nie warto przez niego robić sobie kłopotów. Jesteśmy w szkole - zauważył.
- Masz rację - zgodziłem się, zerkając na niego, ale ponownie spojrzałem na Malickiego. - Wypierdalaj.
- Weź, przecież...
- Wypierdalaj! - krzyknąłem, a Marek drgnął w moich ramionach. Chyba się lekko przestraszył. Na pewno przestraszył się Damian, bo cofnął się i odszedł.
- Nie wiedziałem, że umiesz tak krzyknąć - chłopak stanął na palcach i objął ramionami moją szyję. - Mam nadzieję, że na mnie nigdy głosu nie podniesiesz w ten sposób.
- Nie podniosę... Nawet jeśli się na ciebie denerwuję, to nie umiem być na ciebie wściekły, skarbie... Czego on chciał?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Podszedł, jak na ciebie czekałem. Zapytał, co słychać, jak mi się podoba szkoła... Jak długo jestem z tobą...
- On niedługo znowu ode mnie dostanie... I to porządnie...
- Daj spokój - pocałował mnie lekko. - Jeszcze nic nie zrobił. Może to się nie zmieni.
- Zrobił. Kazałem mu się do ciebie nie zbliżać... Nie posłuchał i...
- Kochanie - westchnął Marek. - Nic mi nie zrobił. Nie podobało mi się, że mnie dotknął, ale spokojnie, ok?
- Ok - mruknąłem. - Ale uważaj na niego, Maruś.
Nie byłem z tego zadowolony. Wolałbym załatwić to ręcznie, ale Marek nie pochwalał takiego zachowania. Więc nie mogłem zrobić tego, tak jakbym chciał. Wolałem się nie kłócić z blondynem.
Przez resztę dnia pilnowałem Marka, a po lekcjach siedzieliśmy u niego w domu. Cały dzień byłem lekko podkurwiony tą sytuacją w szkole. I Marek to widział. Próbował mnie uspokoić, a potem poprawić jakoś humor.
- Łuki - szepnął mi do ucha, przytulając się do mnie.
- Słucham?
- Gdzie masz łaskotki? - zapytał.
- Nie powiem. Sam znajdź - uśmiechnąłem się lekko. Marek podniósł się i usiadł na moich biodrach.
- Mogę? - zapytał.
- Możesz... Nie musisz mnie pytać, czy możesz mnie dotykać, skarbie. Możesz to robić, kiedy tylko zechcesz - ułożyłem dłonie na jego udach.
- Tak? - wyszeptał.
- Tak.
Marek pochylił się i złączył nasze usta, a jego dłonie przesunęły się lekko po mojej szyi na piersi. Nie miałem zamiaru mówić mu, że nie mam łaskotek. Niech sam do tego dojdzie. Na razie niech mnie podotyka, szukając odpowiedniego miejsca. Uśmiechałem się do niego cały czas, podczas gdy Marek wsunął dłonie pod moją koszulę i muskał palcami moje żebra i brzuch.
- Podpowiedz mi trochę - rzucił. - Jestem chociaż blisko?
- Nie - odparłem ze śmiechem. Marek przesunął się niżej i ułożył ręce na przedniej powierzchni moich ud, po których przesunął delikatnie dłońmi.
- Na stopach? - szepnął, sunąc dłońmi w górę moich ud po ich wewnętrznej stronie.
Boże, on nie ma pojęcia, co jego dotyk ze mną wyprawia.
- Nie - roześmiałem się, bo Marek zorientował się, że go wkręciłem.
- Oszust - uderzył mnie w udo i chciał ze mnie zejść, ale go przytrzymałem. Marek się roześmiał i próbował mnie odepchnąć, więc szamotaliśmy się chwilę, aż w końcu zsunąłem się z łóżka, a Marek razem ze mną, upadając na moją nogę. Usłyszałem chrzęst, jakby coś pękło. - Dobrze ci tak - rzucił, kiedy jęknąłem z bólu. Wstał i wyciągnął do mnie rękę.
- Nie podniesiesz mnie, skarbie - oznajmiłem i sam wstałem. Kolano mnie bolało i trochę uciekało, bo noga wykręciła mi się nienaturalnie i Marek na nią upadł.
- Bardzo boli? - zapytał, gdy usiedliśmy na łóżku.
- Prawie wcale - nie przyznam się, że napierdala, jak cholera.
- A może ci się coś uszkodziło? Jakieś więzadło? - zapytał.
- Nie sądzę - pocałowałem go lekko. - To tylko stłuczenie. Nic mi nie będzie - przytuliłem go mocno do siebie. - Daj buziaka, to od razu przestanie boleć.
Westchnął tylko z uśmiechem i pocałował mnie. Pogłębiłem pieszczotę i przyciągnąłem go bliżej.
Nie spędziłem u Marka całego wieczora. Po wyjściu z jego mieszkania ledwo dałem radę dojść do auta. Lewe kolano bolało mnie do tego stopnia, że nie mogłem na nim stanąć. Dzięki Bogu, że moje auto to automat i nie muszę używać sprzęgła.
Po dotarciu do domu, od razu poszedłem do gabinetu ojca.
- Tato - zacząłem, a on na mnie spojrzał. - Rozwaliłem kolano - oznajmiłem.
- Jak to rozwaliłeś? - wstał od biurka. - Co się stało?
- Musimy jechać na SOR - oznajmiłem. - Tylko się przebiorę.
- Dobra. Nie budź Anki, bo się wścieknie...
- Przyniesiesz mi jakąś koszulkę i dresy? Nie dam rady wejść po schodach - poprosiłem i usiadłem na kanapie w gabinecie.
- Tak. Już idę.
Tata wyszedł z gabinetu i wbiegł na górę. Ja w tym czasie ściągnąłem dżinsy. Trochę to było trudne, bo kolano bardzo spuchło. Ojciec przyniósł mi ubrania, więc się przebrałem. Tata pomógł mi wyjść z domu i wsiąść do auta.
- Dałeś radę tak prowadzić? - zdziwił się, wyjeżdżając na ulicę.
- Automat... Boże... A jak to zerwany ACL? - zapytałem z przerażeniem.
- Co?
- Więzadło krzyżowe przednie - odparłem. - Objawy się zgadzają... Żeby tylko nie to - jęknąłem.
- Jak ty to zrobiłeś?
- Przepychałem się z Markiem i spadłem z łóżka, a on na mnie. Noga mi się wykręciła, on na nią upadł i cała historia - mówiłem.
Po kilku minutach byliśmy w szpitalu. Weszliśmy na SOR, gdzie tata mnie zarejestrował i czekaliśmy na naszą kolej. Na szczęście na dyżurze był kolega taty, więc przyjął nas poza kolejką.
- No dobra... - westchnął, gdy powiedziałem mu co się stało. - I było słychać taki strzał? - pstryknął palcami. - Jakby coś strzeliło?
- Tak.
- Zdejmij spodnie - wskazał na nie. Zrobiłem to, a on w tym czasie, zasłonił nas dookoła. - Tata ma zostać?
- Tak.
- Połóż się na płasko. Kolana ugięte - poinstruował mnie. Opuścił łóżko, a gdy było na odpowiedniej wysokości, zadarł nogę i oparł kolano na mojej lewej stopie. - To zaboli - ostrzegł. - Zagryź zęby, Młody - ułożył ręce na mojej łydce tuż pod dołem kolanowym i szarpnął do przodu, a ja jęknąłem z bólu, czując jak moje podudzie wysuwa się do przodu*. Powtórzył to też na prawej nodze. - Pozytywny. Wskazuje na zerwany ACL - poinformował. - Jeszcze jedno badanie. Jeśli wskaże na to samo, trzeba będzie zrobić rezonans magnetyczny - tłumaczył. Stanął stabilnie przy łóżku. Prawą rękę położył na moim udzie, stabilizując je, lewą objął moje podudzie tuż pod kolanem i szarpnął lekko do przodu**. Powtórzył badanie na drugiej nodze. - Widzisz? - zapytał ojca.
- To nie wygląda dobrze.
- Poszedł ACL... Mam nadzieję, że tylko, ale trzeba zrobić rezonans. Często przy uszkodzeniu tego więzadła jest też uszkodzone więzadło poboczne piszczelowe i łąkotka przyśrodkowa... Ale myślę, że w tym przypadku łąkotka jest cała.
- Będzie potrzebna operacja? - zapytałem przerażony. Miałem nadzieję, że nie.
- To się okaże po rezonansie, ale myślę, że tak. Tak mi się wydaje, ale pewność będę miał po dokładnym badaniu... Już piszę skierowanie, ale badanie musicie zrobić jutro rano. Pójdziecie i powiecie, że jesteście z SORu z nocy. Powiem, że macie wejść bez kolejki.
- Dzięki.
Lekarz wypisał mi skierowanie. Powiedział też żeby potem przejść do niego z wynikami, to powie nam, co dalej, a na razie dał mi receptę na leki przeciwbólowe i kazał okładać kolano lodem.
W drodze do domu napisałem Markowi, że nie będzie mnie jutro w szkole, a jutro rano zadzwonię i wyjaśnię mu czemu.
No, kurwa, zajebiście.
* Test szuflady przedniej
** Test Lachmana
ACL - więzadło krzyżowe przednie
MCL - więzadło poboczne piszczelowe
Sorry za te wystawki, ale chcę wam pokazać jakie to jest fajne i może kogoś zachęcę do medycyny i fizjoterapii 😁
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top