Rozdział 15: za dużo i za szybko
Coś było nie tak.
Nie wiem jeszcze co, ale wiem, że coś jest nie tak.
Marek na razie nic mi nie mówił, ale widziałem jaki niewyspany był od kilku dni. No i znowu zaczął być mniej pewny siebie. Wycofał się trochę.
Pytałem go kilka razy, czy coś się stało, ale za każdym razem mówił, że wszystko jest w porządku.
Ale dziś postanowiłem, że mu nie odpuszczę i muszę się dowiedzieć, o co chodzi. Dlatego jak odwiozłem go do domu, to zanim wysiadł z auta, zamknąłem nas od środka z centralnego zamka i nie chciałem go wypuścić dopóki mi nie powie.
- No dobra - westchnął zrezygnowany. - Ale chodź na górę - poprosił.
- Dobrze - otworzyłem auto i wysiedliśmy.
Po wejściu do mieszkania, poszliśmy do jego pokoju. Byliśmy sami, jak zazwyczaj, ale zawsze byliśmy w jego pokoju.
Usiadłem na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Marek usiadł twarzą do mnie, ale nie patrzył mi w oczy. Milczał długą chwilę.
- Po prostu - przesunął dłońmi po twarzy. - Znowu mam koszmary dotyczące tego wszystkiego... I ataki paniki... Dlatego nie chciałem zostać ostatnio na noc - poniósł na mnie wzrok.
- Dlaczego nie chciałeś powiedzieć mi wcześniej? - pogłaskałem go po policzku. Wzruszył tylko ramionami. - Kotku...
- Mogę się przytulić? - zagryzł dolną wargę.
- Chodź - wyciągnąłem do niego ręce. Marek wpakował mi się na kolana i objął ramionami moją szyję. Przytuliłem go do siebie mocno. - Rozmawiałeś o tym z panią psycholog?
- Tak - wyszeptał w moją szyję.
- Co powiedziała? - przesunąłem rękami.
- Że po części sam jestem temu winny - odsunął się i popatrzył mi w oczy. - Bo... Chcę za dużo i za szybko na raz... Że cała nasza relacja rozwija się trochę za szybko... W sensie... - zawahał się. - Że powinniśmy trochę zwolnić.
- Dobrze - pokiwałem głową. Całkowicie rozumiałem, że nie powinniśmy się z niczym spieszyć. Całe życie mamy przez sobą, więc mamy czas żeby wszystko robić małymi kroczkami. - Nie musimy się z niczym spieszyć, kochanie - przytuliłem go trochę mocniej.
- Kocham cię - wyszeptał, wtulając się we mnie.
- Masz mi mówić o takich rzeczach, ok? Musisz być ze mną szczery, Marek. Wiesz jak się o ciebie martwię? I jeszcze mi nie chciałeś powiedzieć, o co chodzi... Już myślałem, że ja ci coś zrobiłem i...
- Nic mi nie zrobiłeś. I będę ci już mówił o wszystkim - obiecał. Podniósł się na kolanach i objął ramionami moją szyję. Wtuliłem się w jego klatkę piersiową i objąłem go mocno w pasie.
Trwaliśmy dłuższą chwilę w takim uścisku aż w końcu Marek się odsunął trochę.
- Zrobisz coś dla mnie? - szepnął.
- Co tylko zechcesz, skarbie - pocałowałem go lekko.
- Zostaniesz dziś u mnie na noc? Bo rodziców nie ma teraz przez kilka dni i nie chcę być sam - wyszeptał.
- Dobrze, tylko będę musiał jechać do siebie po rzeczy - oznajmiłem.
I jak obiecałem, tak zrobiłem. Marek chyba trochę bał się, że będzie znowu miał koszmar, więc tulił się do mnie mocno, zanim poszliśmy spać.
Oglądaliśmy jakiś serial, a Marek dosłownie na mnie leżał. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Przytulałem go mocno siebie.
- Obudzisz mnie, jeśli będę miał koszmar? - zapytał cichutko.
- Tak, kochanie - pocałowałem go w czoło.
- Jeśli będę miał koszmar, to jak się obudzę, będę mieć zapewne atak paniki. Nie dotykaj mnie wtedy, ok?
- Pamiętam - przeczesałem palcami jego włosy.
Znowu schował twarz w mojej szyi. Leżeliśmy w ciszy, a ja skupiłem się na serialu. Nawet nie wiem, co to było, Marek to włączył, ale nawet nie spojrzał na ekran.
- Łuki - szepnął.
- Słucham cię, skarbie - pogłaskałem go po ramieniu.
- Boję się - oznajmił.
- Tego koszmaru? - upewniłem się.
- Tak - potwierdził.
- Chcesz mi powiedzieć, co się dokładnie dzieje w koszmarze? Jest taki sam jak kiedyś? - pytałem.
- Nie. Jest zupełnie inny, bo... W tym koszmarze już nie jestem dzieckiem - westchnął. - Tylko sobą, mam 18 lat i...
- I? - przytuliłem go mocniej.
- Zazwyczaj dotyczą tego, co robił mi brat ojca... Raz miałem taki zupełnie inny, ale to było po wizycie u psychologa... Śniło mi się wtedy, że jechaliśmy gdzieś autem i ktoś w nas wjechał i to z taką siłą, że Audi dachowała i jak już się jako tako ocknąłem, to zobaczyłem, że ty jesteś nieprzytomny i nie mogłem cię ocucić. Szarpałem cię za ramię, ale ty nie chciałeś otworzyć oczu - mówił cicho. - Obudziłem się taki przestraszony i chciałem do ciebie zadzwonić...
- Nie zadzwoniłeś - zauważyłem.
- Nie, bo była czwarta rano. Nie chciałem cię budzić - pogłaskał mnie po policzku.
- Trzeba było dzwonić. Przyjechałabym do ciebie - pocałowałem go w czoło.
- Wiem, dlatego też nie dzwoniłem. Chciałem żebyś się wyspał... - wyszeptał.
- Maruś... Możesz do mnie dzwonić o każdej porze. Zawsze od ciebie odbiorę. Nawet jak jestem na treningu, tak? - przypomniałem mu.
- No tak.
- Następnym razem, jeśli będziesz chciał to zadzwoń, ok?
- Ok - pocałował mnie w policzek. - Cieszę się, że cię mam, wiesz?
- Teraz już wiem - oparłem policzek o jego głowę. - Zaśniesz dziś? Czy będziesz miał problem?
- Możesz mi opowiedzieć, co robiłeś na treningu. Wtedy zasnę bardzo szybko - powiedział, a ja się roześmiałem.
- Wczoraj pracowałem głównie nad kopnięciami okrężnymi golenią i stopą w głowę.
- O Boże - szepnął z autentycznym przerażeniem. - Na kim ćwiczyłeś?
- Na Tomku, zawsze ćwiczymy razem... Mamy sparing w sobotę, przyjdziesz? Pokibicujesz mi?
- Dostanę zawału, patrząc na to - westchnął.
- Błażej razem z tobą.
- Tomek mnie nie obchodzi... On nie jest od ciebie cięższy? - uniósł się na łokciu.
- Jest. My się bijemy w innych wagach. Ale trener chciał mi utrudnić trochę zadanie. Tomek się zgodził i będzie miał obitą gębę.
- Nie bądź taki pewny siebie - pocałował mnie lekko. - Tomek się dobrze bije.
- Maruś... Trenuję z Tomkiem od pięciu lat. Wiem, jak się bije.
- A ile razy walczyliście przeciwko sobie? - zapytał.
- Dwa.
- No właśnie... Więc nie lekceważ go - oznajmił.
- Jak ja mam nie lekceważyć Olejnika? - zaśmiałem się.
- Mówię serio... Nie chcę żeby cię obił - pogłaskał mnie po policzku.
- Nie obije. Obiecuję - pocałowałem wewnętrzną stronę jego nadgarstka.
- No mam nadzieję - uśmiechnął się lekko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top