Rozdział 10: sam na sam

- Robimy coś dziś? - zapytałem Marka, kiedy siedzieliśmy na ławce przed szkołą w czasie przerwy. Chłopak przytulił się do mnie i pocałował mnie w policzek.

- Nie masz dziś treningu? - zdziwił się.

- Nie, trener odwołał, bo jego córka jest w szpitalu - przeczesałem mu włosy palcami. - Więc wieczorem możesz do mnie wpaść - zaproponowałem. - Nawet coś ugotuję, bo sam dziś będę - uśmiechnąłem się. - Rodzicie pojechali na weekend do Włoch - przypomniałem mu. - Na jutro się już chłopaki wprosili.

- No dobra... To co ugotujemy? - zapytał z uśmiechem.

- Co lubisz najbardziej? - chciałem wiedzieć.

- Wiesz co bym zjadł? - odsunął się ode mnie gwałtownie i spojrzał mi w oczy. - Takiego burgera, jak jedliśmy w zeszłym tygodniu - uśmiechnął się.

- Myślałem, że coś do wina zjemy - roześmiałem się.

- A tego nie możemy zjeść do wina?

- Możemy i zjemy - dałem mu buziaka.

- Szukałem was - usłyszeliśmy Błażeja. Rozejrzałem się i zobaczyłem blondyna idącego w naszą stronę. - Sprawa jest Marek - wepchnął się między nas na ławkę.

- Ej! - podniosłem głos. Błażej się roześmiał, a Marek wstał i usiadł mi na kolanach. Uśmiechnąłem się i objąłem chłopaka w pasie. - Idealnie.

- Co chciałeś? - Maruś zwrócił się do naszego kumpla.

- Załatwiłem nam test z niemca - oznajmił, a ja się roześmiałem, bo to znaczy, że Tomek znowu podpierdolił test nauczycielce. - No i wiesz... Jesteś dobry z języków... Więc może byś go rozwiązał?

- Olej znowu zostawił zegarek w sali? - zażartowałem.

- Nie, teraz bajerował Madzię - tak nazywa się germanistka, która nas uczy - a Kuba zajebał kartkę... To rozwiążesz? - zwrócił się do mojego chłopaka.

- Rozwiążesz? - spojrzał na mnie.

- Ja?! - zdziwiłem się.

- No tak - położył mi dłonie na szyi. - Proszę... - szepnął.

- Zastanowię się - oznajmiłem. Niech się trochę postara. Chociaż te jego śliczne oczy są w stanie mnie przekonać do wszystkiego.

- No Łuki - westchnął. - Kochanie... Zrób to dla mnie... - zrobił smutną minkę.

- Dobrze - westchnąłem.

Błażej się zaśmiał i poczochrał mnie po włosach, za co normalnie by dostał po łapach, ale nie chciałem zrzucić Marka ze swoich kolan. Chłopak zostawił nas samych i wrócił do szkoły.

- Więc wieczorem burgery i wino? - upewniłem się.

- Albo pizza - zszedł z moich kolan i usiadł na ławce.

- No dobra... To zastanów się co byś chciał - dałem mu buziaka.

Wstałem i podałem mu rękę. Wróciliśmy do szkoły akurat, gdy zadzwonił dzwonek. Odprowadziłem Marka pod salę, gdzie miał ostatnią lekcję i poszedłem na swoje zajęcia.

Umówiłem się z Markiem na 20. Chciałem po niego jechać, ale powiedział, że dogada się z mamą i ona go przywiezie. Chłopak miał też zostać u mnie na noc, bo planowaliśmy wypić do tego wino, więc nie będę mógł go odwieźć.

Marek zjawił się w moim domu kilka minut po 20. Od razu się do mnie przytulił. Słodziak.

- To najpierw film, czy jemy?

- To zmówmy i zacznijmy oglądać - zaproponował. Pokiwałem głową. Chwilę ustalaliśmy, co chcemy zjeść i zadzwoniłem, aby zmówić dużą pizzę. Marek mówił, że nie damy rady jej zjeść, ale jeszcze nie znał moich możliwości.

Później siedzieliśmy na kanapie, jedząc pizzę, popijając wino i oglądając jakąś komedię romantyczną, na którą uparł się Marek.

Chłopak przytulał się do mnie, trzymając głowę na mojej piersi, a jego talerz stał na moim brzuchu. Muskałem palcami jego plecy, które były teraz lekko odsłonięte, bo koszulka podciągnęła mu się do góry.

- Nudny jest ten film - stwierdził i podniósł się ze mnie, aby odstawić talerz na stolik i napić się trochę wina. Pokręciłem głową z uśmiechem, ale nic nie powiedziałem. - No co, grubasie? - znowu się do mnie przytulił.

- Nie jestem gruby - oburzyłem się.

- Zjadłeś trzy czwarte tej pizzy - zaśmiał się i zadarł głowę do góry, aby spojrzeć mi w oczy.

- Głodny byłem - odparłem, a on znowu się zaśmiał.

Pocałowałem go mocno, prawie od razu pogłębiając pieszczotę. Marek zaśmiał się lekko w moje usta i odwzajemnił pocałunek. Chłopak wplątał palce w moje włosy. Zmieniłem lekko naszą pozycję i położyłem Marka na kanapie, a sam znalazłem się nad nim. Nasze nogi trochę się splątały i moje udo otarło się o jego krocze.

Blondyn nie spodziewał się, że położę go na kanapie, więc oderwał się od moich ust.

- Co robisz? - zapytał cicho.

- Będzie nam wygodniej - przesunąłem nogę tak, aby nie leżała między jego kończynami.

Marek pokiwał głową i ponownie złączył nasze usta. Pogłębiłem pocałunek, sunąc dłonią po boku jego ciała. Zatrzymałem ją dopiero na jego biodrze, aby wsunąć dłoń pod jego koszulkę. Muskałem delikatnie palcami skórę przy jego kości biodrowej, a Marek westchnął delikatnie w moje usta.

Nie powstrzymywał mnie, nie kazał przestać, więc przesunąłem rękę wyżej, zadzierając jego koszulkę do góry. Nadal mnie nie powstrzymywał, więc oderwałem się od jego ust i musnąłem wargami jego klatkę piersiową, a moja dłoń zsunęła się na jego udo.

- Łukasz - szepnął. - Przestań - poprosił, a ja natychmiast podniosłem głowę i zabrałem rękę. Zobaczyłem, że Marek ma łzy w oczach.

- Co się dzieje? - zapytałem cicho i usiadłem. Marek poprawił swój t-shirt i przytulił się do mnie. Objąłem go mocno ramionami.

- Przepraszam - wyszeptał, a jego głos się lekko załamał.

- Za co, skarbie? - pocałowałem go w czoło. - To ja powinienem cię przepraszać - pogłaskałem go po plecach. - Znowu się zapędziłem.

- Nie, bo... Ja chciałem... Chcę... Tylko... - zawahał się. Nie odezwałem się. Czekałem na to, co jeszcze ma do dodania. - Muszę ci coś powiedzieć - dodał po dłuższej chwili.

- Słucham, skarbie - przeczesałem palcami jego włosy.

- Nie wiem od czego zacząć - oznajmił i odsunął się ode mnie. Usiadł po turecku obok i patrzył na swoje dłonie. Wyłamywał niespokojnie palce. Położyłem rękę na tych jego, a on podniósł na mnie wzrok.

- Kocham cię - powiedziałem. Nie myślałem nad tym. Nie zastanawiałem się. Po prostu wiedziałem, że to moment, w którym powinien to usłyszeć. - I to, co powiesz tego nie zmieni.

- Naprawdę mnie kochasz? - wymamrotał.

- Naprawdę. Pierwszy raz kogoś kocham w ten sposób - usiadłem tak jak on i pogłaskałem go wolną ręką po policzku. Uśmiechnął się lekko i złapał mnie za nadgarstek.

- Ja ciebie też - powiedział ledwo słyszalnie. Uśmiechnąłem się i oparłem czoło o te jego.

- Słodziaku - szepnąłem, a Marek pokręcił lekko głową.

- Zmieniłeś temat - westchnął.

- Ale na fajny - zauważyłem.

- I to bardzo... Ale muszę ci coś powiedzieć - wrócił do tematu. Ale miał już trochę lepszy humor.

- Słucham cię uważnie - odsunąłem się trochę, ale nadal trzymałem go za rękę.

- To było dziesięć lat temu - zaczął. - W Szczecinie, moi rodzice mają tam duży dom. Teraz go wynajmują... W każdym razie nie o tym... No i jak miałem osiem lat zza granicy wrócił brat taty. Razem ze swoją żoną i synem. Jego syn jest od nas pięć lat starszy - mówił. Nie miałem pojęcia do czego on zmierza. - No i ja zawsze uwielbiałem brata ojca. Zawsze był moim ulubionym wujkiem... No i zawsze się mną opiekował, kiedy rodzice musieli gdzieś wyjść wieczorem. Grał ze mną w gry i czytał bajki... - przerwał na chwilę. Czułem jak jego ręce zaczynają się trząść, więc chwyciłem obie jego dłonie w dwie moje i uniosłem je, aby pocałować jego place. Ale nic nie mówiłem. - No i... - urwał. Siedział dłuższą chwilę, patrząc na nasze ręce. - Pewnego wieczoru znowu z nim zostałem. Jak zawsze graliśmy w planszówki, nauczył mnie sztuczki z kartami i poszedłem spać. Nie mogłem zasnąć, więc poprosiłem go żeby mi coś poczytał - po jego policzku spłynęła łza. Uniosłem dłoń i starłem ją kciukiem. - Zgodził się i poszliśmy do mojego pokoju... Powiedział, że... Że jest inny sposób żebym zasnął - wyszeptał, a we mnie się, kurwa, zagotowało. Marek płakał już nie próbując być spokojnym. Przyciągnąłem go do siebie i przytuliłem mocno. Wtulił się we mnie i płakał, wręcz histerycznie.

Nie mówiłem nic. Bo nic co bym powiedział, nie uspokoiłoby go, więc po prostu mocno go przytulałem i głaskałem po włosach.

Teraz już rozumiałem skąd ten strach przed dotykiem i bliskością. Skąd nieśmiałość i zamknięcie w sobie.

- Nie wiedziałem co miał na myśli... - szepnął w moją szyję. - Miałem osiem lat, byłem dzieckiem... I to ciekawskim dzieckiem, więc zapytałem go, co to za sposób - uspokoił się już trochę, ale nie odsunął ode mnie nawet o milimetr. - Kazał mi się położyć do łóżka, więc to zrobiłem, nie wiedziałem... - przerwał na chwilę.

Na zewnątrz prawdopodobnie wydawałem się oazą spokoju, ale w środku cały się gotowałem z wściekłości.

Jak ktoś mógł skrzywdzić dziecko w ten sposób?!

Gdybym mógł to bym rozszarpał tego człowieka!!!

- Położył się do mnie i powiedział, że to musi zostać między nami. Że to będzie nasza tajemnica... A jako dziecko nawet nie pomyślałem, że on chce mi zrobić coś złego... W końcu to była moja rodzina, nawet przez myśli mi nie przeszło, że mógłby mnie skrzywdzić... - znowu przerwał na chwilę. - Nie zgwałcił mnie - szepnął. - Wiem, że o tym pomyślałeś - pogłaskałeś mnie po policzku. - Ale dotykał... I... Moimi rękami dotykał siebie... Zwalił sobie moimi rękami i... To nie była jedyna taka sytuacja... To trwało dosyć długo... Powiedziałem o wszystkim rodzicom dopiero, gdy... - wziął głęboki oddech. - Kiedyś jak znowu ze mną został, znowu kazał mi się położyć i tym razem rozebrać. Ale nie za bardzo chciałem, wstydziłem się, ale i tak ściągnął mi spodnie od piżamy - jego głos znowu się załamał. - Nie wiem dokładnie, co chciał wtedy zrobić... Mogę się tylko domyślać, ale... Znowu mnie dotykał - szepnął i zadrżał w moich ramionach. - Włożył we mnie palec - wymamrotał. - Tylko jeden, ale bolało tak bardzo - znowu się rozpłakał.

Nie wiedziałem, jak mam go uspokoić. Co powiedzieć. Nie miałem pojęcia, jak mam się zachować. Więc tylko tuliłem go do siebie.

Marek długo nie mógł się uspokoić na tyle, aby móc się odezwać. A ja naprawdę chciałem mu jakoś pomóc, ale nie wiedziałem jak. Nigdy nie wiedziałem, jak się zachować, gdy ktoś płacze.

- Nie potrafię o tym zapomnieć - wyszeptał w końcu. - Sądziłem, że jakoś już sobie z tym poradziłem, bo... Uwielbiam gdy jesteś blisko - oparł czoło o moje. - Jak mnie przytulasz i całujesz - pogłaskał mnie po policzku. - I chciałbym więcej i więcej, ale... Nie potrafię na razie - zakończył. - Przepraszam, nie potrafię i...

- Marek, Maruś - przerwałem mu, biorąc jego twarz w dłonie. - Nie przepraszaj mnie, skarbie - pocałowałem go w czoło. - Nie jestem zły, ani nic takiego - pogłaskałem go po policzkach. - Kocham cię... I będę czekać tyle, ile mi każesz - przytuliłem go mocno. Marek wtulił się we mnie i zacisnął palce prawej ręki w moich włosach.

- Cieszę się, że jesteś - szepnął, a ja się lekko uśmiechnąłem i pocałowałem go w skroń. - Że cię poznałem... I że cię mam.

- Masz mnie, Maruś - wymruczałem. - Trzymasz mnie w garści i to tak na amen.

- Tak? - podniósł głowę z mojego ramienia.

- Tak. Owinąłeś mnie sobie wokół palca - powiedziałem.

- Żebyś mi nie uciekł.

- Nie uciekam. Chcę cię już na stałe - uśmiechnąłem się lekko.

- Tak na zawsze? Jak już zrobiłem ten coming out i wiesz wszystko?

- Tak, skarbie - dałem mu buziaka.

- To nalej mi jeszcze wina - odsunął się ode mnie. Zaśmiałem się lekko i zrobiłem to, o co prosił, i podałem mu kieliszek. Wziąłem swój oraz spojrzałem na niego.

- Za mojego cudownego, mega silnego chłopaka - uniosłem szło, a Marek posłał mi delikatny uśmiech i powtórzył mój gest.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top