Rozdział VI
Newt przyglądał się czarownikowi pod ścianą, który machał rękoma jak opętany. Nie wierzył własnym oczom, gdy powietrze zaczęło migotać, a potem marszczyć się zupełnie jak tafla wody, gdy rzuci się kamieniem. Nagle na ścianie dało się dostrzec pustynie, jak gdyby była malowidłem zdobiącym salon Magnusa.
Alex stanęła sztywno naprzeciw portalu, łapiąc Jona za rękaw skórzanej kurtki i spojrzała na Newta, który stał tuż za nią.
– Złap mnie za rękę – odezwała się łagodnie, ale dało się w jej głosie słyszeć niepewność i napięcie. – Pomyśl o miejscu, w którym znajdują się twoi przyjaciele. To bardzo ważne, bo inaczej przeniesie nas zupełnie w inne miejsce i wtedy szukaj wiatru w polu.
Newt bez słowa podał jej dłoń i poprawił miecz, a raczej serafickie ostrze, które spoczywało na jego plecach. To nie była jedyna broń, jaką posiadał. Jon podarował mu skórzany pas z dwoma krótkimi ostrzami i kilkoma zwykłymi motylkowymi nożami.
W głowie wciąż miał mętlik, ale na rozterki będzie czas później. Teraz musiał uratować Tommy'ego, a razem z nim kogo tylko się da.
– Gotowi? – zapytał Magnus, zerkając na ich trójkę.
Newt nie potrafił rozczytać jego spojrzenia, w którym coś się kryło, ale za nic w świecie nie wiedział co.
– Tak – pokiwał twierdząco blondyn.
Alex skinęła głową, a Jon tylko prychnął i pociągną ich w stronę portalu.
– Ja zostanę tutaj i będę utrzymywał bramę, abyście mogli bezpiecznie wrócić. – Powiedział, gdy wkroczyli w sam środek portalu. – Tylko wróćcie – dodał po chwili.
Newt runął jak długi, podczas gdy Alex i Jon wylądowali swoimi ciężkimi butami na gorącym piasku skąpani w słońcu niczym anioły z gangu motocyklowego - jeden złotowłosy, a drugi wyglądający jak anioł śmierci.
Dźwignął się na rękach, dokładnie obserwując czy któryś z jego noży nie wbił mu się w brzuch. Nie był pewien czy gdyby zginął tym razem, to wróciłby na ziemię cały i zdrowy.
Gdy podniósł się do pionu i utwierdził w przekonaniu, że jest cały, zakręciło mu się w głowie, a jego żołądek zrobił fikołka. Ponownie runął na ziemię, tym razem na kolana i zwrócił posiłek, który wsunął tuż przed ich wyprawą.
– Wszystko okey? – zapytała Alex, mimo że pamiętała dokładnie, jak to jest po raz pierwszy przechodzić przez portal.
– Chyba mój żołądek zamienił się miejscem z płucami – wychrypiał, próbując uspokoić swój oddech.
Jon sięgnął do swojego plecaka i podał Newtowi butelkę z wodą, za którą blondyn był mu niezmiernie wdzięczny. Zrobił duży haust zimnej wody i poczuł, jak lodowaty płyn rozchodzi się po jego ciele.
– Dzięki – powiedział, oddając butelkę Jonowi, który tylko wzruszył ramionami i schował ją z powrotem.
– Idziemy – odezwała się Alex, robiąc dłonią daszek nad oczami i rozglądając się dookoła. – Na Anioła! Co za skwar.
– Prawie tak gorący ten wymiar jak ja! – rzucił John, poprawiając swoją skórzaną kurtkę, w której już było mu gorąco.
Alex zaśmiała się krótko raczej z przymusu niż rozbawienie i ruszyła przed siebie nie do końca wiedząc gdzie iść. Portal miał zabrać ich do przyjaciół Newta, a nie na jakieś pustkowie!
– Newt, czy na pewno to dobre miejsce? Czy to tu mieliśmy się znaleźć? – zwróciła się do blondyna, który dokładnie przyglądał się otoczeniu.
– Tak, chyba tak. Tu niedaleko powinno być Denver, ale... – przerwał, przystając nagle w miejscu.
– Ale co? – zapytał Jon, zbliżając się do niego niebezpiecznie blisko. Może i w innych okolicznościach Newtowi by to nie przeszkadzało, może gdyby nie znajdował się tu i gdyby nie... Odpędził od siebie obraz Thomasa i skupił się na Jonathanie.
– Ale nie wiem, czy jeszcze tam są.
– Cholera – przeklął Nocny Łowca i odsunął się, kopiąc grudkę ziemi.
– No nic, to idziemy! – Zawołała Alex i sprężystym krokiem ruszyła do przodu, a za nią Jon i Newt.
***
Szli już tak dobrą godzinę, gdy ich oczom ukazały się zniszczone budynki wyglądające na opuszczone. Newt jak gdyby doładowały mu się baterie, wyprzedził, jak dotąd prowadzącą ich, Alex i ruszył przodem w kierunku pustostanów popadających w ruinę.
– No, ładnie tu! – zawołał z przekąsem Jon.
Newt nawet nie zwrócił na niego uwagi, a Alex kopnęła kamień, który poleciał prosto pod nogi Jona i posłała mu spojrzenie w stylu "co ty powiesz?". Ten jednak wzruszył tylko ramionami i dogonił blondyna.
– Gdzie ten twój chłopak? – zagaił, szatyn.
Newt spojrzał na niego zaskoczony. Do cholery skąd oni wiedzieli, że chciał wrócić po Tommy'ego, a teraz jeszcze Jon nazwał go jego chłopakiem. Tommy nie był jego chłopakiem, a przynajmniej nigdy nie został tak nazwany.
Już miał odpowiedzieć Nocnemu Łowcy, że nie ma żadnego chłopaka, gdy między budynkami dostrzegł jakiś ruch.
– Ktoś tam jest – powiedziała Alex i wysunęła się na przód, zmierzając biegiem w tamtą stronę.
– Alex, stój! – warkną Jon, ale ona wciąż biegła – Na anioła co za durna dziewucha! – wymamrotał i puścił się biegiem za dziewczyną.
Newt, nie zastanawiając się ani chwili pognał prosto za swoimi nowymi znajomymi w nadziei, że między budynkami znajdują się dawni streferzy, a nie Poparzeńcy.
____________________________________
No i mamy rozdział szósty! :)
Ogólnie chciałabym wam podziękować, za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia 💕
Uwielbiam Was i do następnego! 💙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top