Rozdział 4.

Suddenly the world seems such a perfect place,
Suddenly it moves with such a perfect grace.

Udawanie, że jesteś dla mnie tylko przyjacielem okazało się dużo trudniejsze niż początkowo sądziłem. Tak zresztą jest we wszystkim. Ale w twojej obecności nie myślałem logicznie. Nie wtedy, kiedy przytulałeś mnie, gratulując podium albo kiedy siadałeś obok mnie w autokarze – na początku trochę mnie dziwiło, dlaczego nikt z mojej kadry nie siada ze mną, ale oni chyba ogarnęli szybciej ode mnie, że trzeba ci zostawić wolne miejsce – lub kiedy siedzieliśmy razem wieczorami po konkursach w pokoju hotelowym, oglądając film lub po prostu rozmawiając.

Parokrotnie zdarzyło mi się przysnąć podczas takich momentów, szczególnie kiedy konkursy były odwołane i cały dzień byliśmy na nogach. A kiedy w końcu się budziłem, często już przy wyłączonym telewizorze i zgaszonych światłach, na twoim łóżku, otulony po uszy kocem zaczynałem panikować, czy czasem nie powiedziałem czegoś głupiego przez sen. Zwłaszcza, że najczęściej siedziałeś wtedy obok mnie, czasem coś czytając albo bawiąc się telefonem. I chociaż wiem, że to głupie, to zdarzało mi się udawać, że nadal śpię, żeby po prostu poleżeć tuż przy tobie i móc się obserwować. Już samo patrzenie na ciebie zawsze mnie uspokajało, a mogłem to robić godzinami.

Ponad rok walczyłem z samym sobą czy powinienem coś ci powiedzieć. Albo przynajmniej dać jakiś znak. Na początku byłem do szpiku kości przekonany, że nigdy tego nie zrobię. Bo po co? Nie chciałem tracić cię ze swojego życia. A to na pewno by się stało. Nie zacząłbyś na mnie krzyczeć, ani robić afery – nie byłeś tego typu osobą. Ale byłem przekonany, że odsuwałbyś się do mnie stopniowo, albo grzecznie, ale stanowczo powiedział, że to bez sensu i inne tego typu pierdoły. Ale już nigdy nie byłoby tak samo. A ja nie wyobrażałem sobie braku ciebie, nawet braku zwykłej rozmowy, paru esemesów, nie mówiąc już o uściskach albo zasypianiu obok ciebie, co się, jak już wspomniałem, zdarzało. Nie potrafiłem sobie wyobrazić mojego życia bez twojej osoby i byłem cholernie przerażony wizją utraty ciebie.

I szczerze mówiąc, nadal nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.

Zwłaszcza, że teraz wiem, jak bardzo boli fakt, że cię straciłem.

Później jednak okazało się jak mocno musiałem się hamować, aby ci tego nie powiedzieć. Momentami te słowa same rwały mi się na usta, tak, że musiałem mocno gryźć się w język albo zaciskać wargi aby przypadkiem się nie pogrążyć. Czasami już nawet otwierałem usta, albo zacinałem się w połowie zdania, przez co patrzyłeś na mnie skonsternowany, a ja rumieniłem się jak idiota i próbowałem zmienić temat albo się jakoś wytłumaczyć. Nienawidziłem tego, jak łatwo się rumieniłem, szczególnie przy tobie. A ty nie pomagałeś mi wtedy, patrząc prosto na mnie swoimi dużymi oczami. Miałem wrażenie, że przeszywasz mnie nimi na wylot i czytasz mi w myślach.

Potem coraz częściej chodziła mi po głowie myśl, czy by ci o tym nie powiedzieć. Nie robiłem sobie żadnej nadziei, nie zakładałem, że to odwzajemnisz... chociaż nie będę udawał, że wizualizacje naszych wspólnych chwil, czy twoich pocałunków były częstym gościem w mojej głowie. Ale czułem jakąś dziwną potrzebę powiedzenia ci tego. Sam nawet nie wiedziałem dokładnie po co i dlaczego. Dopiero co pogodziłem się z faktem, że nic z tego nie będzie, to moja podświadomość musiała płatać mi figle.

Odpychałem to pragnienie od siebie przez kilka dobrych tygodni, jednak w końcu, po cotygodniowym spotykaniem się z tobą i codziennym kontakcie, nie miałem już siły uciekać od tego. Nigdy nie uwierzyłbym, że to będzie aż tak męczące. W efekcie ta głupia myśl czy powiedzieć ci, co do ciebie czuję zmieniła się w jaki moment będzie najlepszy, żeby powiedzieć ci, co do ciebie czuję.

Przez całe przygotowania do Soczi chodziłem zamyślony i zestresowany. Nie tylko igrzyskami, gdzie w końcu miałem szansę zostać nazywany „godnym następcą Małysza", ale też właśnie tym, kiedy i w jaki sposób poinformować cię o swoich uczuciach. Jak na złość żaden dobry pomysł nie przychodził mi do głowy. Nawet lecąc już do Rosji nie miałem żadnego planu. Dodatkowo nie miałem chwili aby się nad tym spokojnie zastanowić, bo już na lotnisku Dawid i Robert Kranjec stwierdzili że usiądą razem, żeby w trakcie lotu nie musieć zmieniać miejsc, bo ja i ty pewnie znowu wylądujemy razem. Dawid już wtedy musiał sporo wiedzieć, mimo że tak naprawdę nigdy nie powiedziałem mu nic wprost. Ale wiedział więcej niż mi się wydawało.

Podczas lotu ta myśl nadal nie dawała mi spokoju, nawet kiedy cały czas ze mną rozmawiałeś. Dopiero kiedy zasnąłeś już na moim ramieniu, mimo protestów, że w c a l e nie chce ci się spać – miałem chwilę do namysłu. Nie próbowałem spać – po pierwsze nie chciało mi się, a po drugie ktoś musiał pilnować, żeby obudzić resztę mojej kadry i przede wszystkim ciebie. A kolejnym argumentem był fakt, że rzadko kiedy miałem okazję oglądać kiedy śpisz. A był to widok warty wszystkiego. Mimo 22 lat wyglądałeś na jakieś 15, a twoje rzęsy lekko trzepotały jakbyś o czymś śnił. Oddychałeś przez lekko uchylone usta, a ja, korzystając z tego, że nie kontaktujesz, wsunąłem palce w twoje włosy, przeczesując je delikatnie, tak aby cię nie obudzić.

Ale nawet ta chwila ciszy i świętego spokoju nie pomogła mi w niczym. Godziny mijały, a ja w końcu zdenerwowany na samego siebie, stwierdziłem, że niech się dzieje co chce.

I prawie wygadałem się w momencie kiedy w końcu otworzyłeś oczy, po tym jak przez kilka ostatnich minut niechętnie próbowałem cię obudzić. A jak finalnie mi się to udało i popatrzyłeś na mnie rozespanym, zamglonym wzrokiem, po raz nie wiem który, musiałem powstrzymać się żeby cię nie pocałować. Może zaryzykowałbym, gdyby nie to, że wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia, a Piotrek prawie zrzucił mi na głowę swoją walizkę.

Wiedziałem, że muszę odrzucić chociaż na jakiś czas myśli o tobie, a skupić się na igrzyskach. Ale było to cholernie trudne, biorąc pod uwagę, że prawie cały czas byłeś gdzieś obok, zwłaszcza, że skakaliśmy tuż po sobie. A naprawdę nie chciałem tego spieprzyć. Nie chciałem zawieść kibiców, trenera, kadry, samego siebie a na dodatek liczyłem na to, że w jakiś sposób ci zaimponuje, że spojrzysz na mnie z podziwem. I chciałem być obok ciebie na podium, bo wiedziałem, że ty na pewno na nim będziesz.

Po części rozumiałem twój stres i strach, ale wydawał mi się nie uzasadniony. Byłeś w genialnej formie, nigdy nie zawodziłeś oczekiwań innych, byłeś skupiony na pracy i opanowany – chociaż to było pewnego rodzaju maską, o której jako jeden z nielicznych wiedziałem – a nawet, gdybyś jakimś cudem wypadł poza pierwszą trójkę, to i tak nikt nie byłby na ciebie zły ani rozczarowany. Cała Słowenia już wtedy cię kochała. No i nie tylko Słowenia. Z drugiej strony ja wewnętrznie też panikowałem.

Ale zrobiliśmy to. Już pierwszego dnia.

Nie wiem, czy bardziej cieszyłem się z mojego złota czy z tego, że ty stałeś obok mnie i byłeś naprawdę szczęśliwy i spokojny. Nie mogłem doczekać się, aby w końcu przytulić cię i porozmawiać z tobą z dala od tego ogłuszającego pisku. Aczkolwiek nadzieja matką głupich i jedyne co mogliśmy zrobić w tym szalonym pędzie, to tylko uściskać się i krótko pogratulować. Następnie od razu rozpoczęły się wywiady, zdjęcia, pogadanki z trenerami i kolejny trening, bo w końcu to dopiero początek.

Dopiero po kilku dniach mogliśmy normalnie porozmawiać, a nie tylko wymieniając jakieś słowa mijając się. Tym razem to ja bardziej się denerwowałem, ty siedziałeś zaś kompletnie rozluźniony i spokojny.

I znowu się udało. Nie wiem, czy była to kwestia szczęścia, losu, warunków, wiatru czy może twojej obecności, ale i tu udało mi się zgarnąć złoto. Już w momencie twojego skoku trzymałem za ciebie kciuki i wiedziałem że będziesz na podium. Co prawda było mi nieco szkoda, że tym razem przegrałeś o włos z Kasaim, ale ty raczej nie wyglądałeś na przygnębionego. Przeciwnie.

Tym razem na szczęście wiedziałem gdzie cię szukać po konkursie. Już w momencie kiedy zapraszano nas na imprezę, widziałem twój wzrok, kiedy kiwałeś głową i mówiłeś „tak, wpadnę na chwilę". Dlatego ledwo co przebrałem się w swoje normalne ubrania i ruszyłem do ciebie do pokoju.

Nie zastanawiałem się specjalnie nad tym co ci powiem; po prostu tak, jak zawsze chciałem ci pogratulować i porozmawiać. Zarumieniłeś się wtedy, chociaż nie jestem pewien czy nie była to kwestia mrozu, gdyż z twojego wyglądu wywnioskowałem że dopiero zdążyłeś przyjść i się przebrać.

A kiedy uściskałem się i zapadła miedzy nami cisza, wpadło mi do głowy, że powinienem zaryzykować. Od samego początku wyjazdu miałem ogromne szczęście, może więc teraz też by mi sprzyjało?

Usiadłem więc na twoim łóżku i na wdechu, bez żadnego wstępu, bez przygotowania powiedziałem ci, że cię kocham.

Twoje oczy stały się jeszcze większe niż normalnie, ale nie powiedziałeś nic. Po prostu stałeś na wprost mnie, wpatrując się we mnie bez mrugnięcia okiem. I chociaż pewnie wyglądałem na spokojnego, to w środku byłem kłębkiem nerwów. Wyrzucałem sobie, że w ogóle taki pomysł przyszedł mi do głowy i po co w ogóle ci to mówiłem, skoro tak naprawdę to bezużyteczne.

W końcu chyba ochłonąłeś, bo podszedłeś do mnie, usiadłeś na drugim łóżku i chyba chciałeś coś powiedzieć, ale ciągle byłeś mocno zaskoczony. Mogłem albo wyjść, albo zacząć się tłumaczyć. Złapałem twoje obie dłonie i zadziwiająco spokojnym głosem zacząłem wygadywać jakieś brednie, że niczego nie oczekuję, i tak dalej. I pewnie gadałbym tak w nieskończoność, gdybyś nie przerwał mi w połowie zdania.

- Kocham Cię Kamil. – to było jedyne chyba, co sprawiło, że na chwilę zapomniałem co chciałem powiedzieć. Nie byłem nawet pewien, czy to się dzieje naprawdę, dlatego przyciągnąłem cię do siebie tak, że siedziałeś na moich kolanach. I posiadanie ciebie tak blisko, było tak obezwładniające, że sam nie wiedziałem co z sobą zrobić.

Całowanie ciebie stało się moją ulubioną rzeczą już od pierwszych sekund. Nie wiem jak to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało zbyt żałośnie – chociaż już tak brzmi – ale to było tak naturalne, tak d o b r e, że usunęło w cień wszystkie moje poprzednie pocałunki. Nawet jeśli to był pierwszy raz i trwał może z minutę.

Nie mogłem się nie uśmiechać, widząc potem twoje rumieńce. Nadal wyglądałeś na lekko zaskoczonego, ale teraz już się nie denerwowałem.

I jeśli zarzekałem się, że nie chcę zabrzmieć żałośnie to cofam te słowa, bo zdaję sobie sprawę, jak żałośnie musi to wyglądać, że żeby zasnąć, muszę wyobrażać sobie, że przytulam cię tak jak wtedy.

_______________________

Mam nadzieję, że Wam się podoba i wytrzymacie jeszcze trochę do rozwinięcia akcji.... ;)

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Do zobaczenia,

Ola

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top