Rozdział 16.
But if you send for me, you know I'll come
And if you call for me, you know I'll run
Czasami dochodzisz do miejsca w którym wydaje ci się, że nie ma już odwrotu. Uciekasz próbujesz zapomnieć, a nieświadomie ciągle trafiasz w to samo miejsce. Tak jak ja już od praktycznie bardzo wczesnej młodości trafiałem do Słowenii. Najpierw na obozy i zgrupowania, potem na pierwsze konkursy niższej rangi, później na te międzynarodowe, o skali światowej, a potem do ciebie. Do miejsca, które nawet jeśli opuściłem je na trochę i jeśli jednak byś zdecydował że tu nie pasuję zawsze będzie dla mnie domem. Gdzie choćby zmieniło się wszystko, to uczucie zawsze będzie takie same. Gdzie choćbym nie wiem, jak się zgubił, jak pokrętnymi ścieżkami bym chodził, to i tak zawsze trafię.
I tak jak kiedyś nieustannie trafiałem na ciebie na swojej drodze, na konkursach, treningach, zgrupowaniach czy choćby na korytarzu, tak teraz, podczas tych tygodni, gdzie niby nie powinno cię być, i tak na ciebie trafiałem. I nie mam na myśli artykułów w internecie czy instagrama.
Mam za dużo piosenek które mi się z tobą kojarzą. I zarówno kilka dni temu, ba, kilka godzin temu, kiedy chciałem o tobie bezpowrotnie zapomnieć, jak i nawet w tym samolocie, kiedy chociaż na chwilę chciałem wyłączyć myśli i po prostu odpocząć to żadna z piosenek lecących w moich słuchawkach mi na to nie pozwoliła.
Znałem praktycznie na pamięć każdą twoją ulubioną piosenkę, jak i chcąc nie chcąc, kilkanaście różnych utworów w twoim języku – nawet to cholerne słoweńskie disco-polo z akordeonem w tle (swoją drogą nigdy nie zapomnę kiedy popatrzyłeś na mnie jak na debila, gdy zobaczyłeś że tego słucham) – i oczywiście te, które Słoweńcy stworzyli specjalnie na twoją cześć.
Nie mogłem zmusić się do skasowania czy chociażby zaprzestania słuchania tych wszystkich naszych – jak je w myślach nazywałem – piosenek. Tych, które oboje lubiliśmy, lub które leciały w jakiś szczególnych momentach. Czy nawet tych, które tekstem, muzyką, przywodziły mi na myśl ciebie. I niby jak miałem się od ciebie uwolnić?
Wiesz za czym jeszcze tęsknię? Oczywiście wymieniłem tutaj już jakieś kilkadziesiąt rzeczy, których mi brakuje, ale nie wspomniałem o tym, o czym jak się okazuje ty też pamiętałeś. Po raz kolejny odejdę od tematu, robiąc już chyba milionową dygresję, ale do tej pory nawet nie wiedziałem na ile rzeczy zwracałeś uwagę. Owszem, napisałem już jak bardzo uwielbiam w tobie to, że przywiązujesz wagę do szczegółów, takich, których nikt inny by nawet nie zauważył, ale to było dla mnie w jakiś sposób szczególne. I po raz kolejny wychodzi na jaw, że nie znałem cię aż tak dobrze jak myślałem.
Ale wracając do tematu... to zabrzmi banalnie, tak kiczowato, że aż sam ganię się w myślach, za aż taką ckliwość, ale serio brakuje mi naszych wspólnych przejażdżek samochodem. Tych po konkursach, kiedy chcieliśmy się urwać od trenerów, kibiców czy nawet innych zawodników, tych krótkich, często na zasadzie przejazdu do sklepu, rodziny, tych o wiele dłuższych, które musieliśmy bądź chcieliśmy odbyć... Od zawsze uwielbiałem jeździć wszelakimi rodzajami transportu, ale z tobą było jeszcze lepiej. I mimo że podróże w naszym zawodzie są często obowiązkiem i dodatkowym utrudnieniem, to z tobą było wręcz czymś relaksującym.
Nie musieliśmy nawet rozmawiać – po prostu włączałeś radio i ruszaliśmy, tylko w dwoje. Był to dla mnie jakiś swoisty rodzaj intymności. Czasem coś tam próbowaliśmy śpiewać – chociaż to nie jest właściwe słowo – a czasem dyskutowaliśmy o utworach i wykonawcach, ale przeważnie po prostu słuchaliśmy w ciszy. Kiedyś przypadkiem, podczas przeglądania jakiejś książki natknąłem się na cytat Szekspira „If music be the food of love, play on". Już wtedy uderzyło mnie to w jakiś sposób, lecz dopiero teraz zacząłem zastanawiać się nad tym głębiej. I coś w tym jest. Bo muzyka była dla nas swego rodzaju pokarmem, pokarmem dla naszej miłości. Chociażby dlatego, że mieliśmy podobny gust i oboje przywiązywaliśmy do niej naprawdę dużą wagę.
Najbardziej lubiłem z tobą podróżować wieczorami, nocami, wczesnym rankiem.... Właściwie to zawsze. Chociaż w te zimowe, albo deszczowe dni parę razy zdarzyło mi się nieco przysnąć. Szczególnie kiedy włączałeś jakieś spokojne, usypiające piosenki. Ale o dziwo w nocy, prawie nigdy nie usypiałem – było to coś za bardzo magicznego, szczególnie kiedy mijaliśmy góry, albo oświetlone w oddali miasta. Wielokrotnie wtedy czułem się jak w filmach, nawet jeśli głośno bym się do tego nie przyznał.
Któregoś nudnego, zimowego wieczoru, podczas przerwy między konkursami, postanowiłem nagrać wszystkie utwory które w każdy możliwy sposób łączyły się z tobą. Wiesz ile tego wyszło? Prawie 400. I to tylko dlatego, że w pewnym momencie dałem sobie spokój i nagrałem te, które są dla mnie najbardziej szczególne. Resztę ciągle mam zapisaną w komputerze.
Chyba z pespektywy czasu najbardziej zapadła mi w pamięć sierpniowa noc w czasie cyklu konkursów LGP. Cały dzień trułem ci o tym, że rzekomo ma być noc spadających gwiazd, ale z racji tego, że dzień był mocno pochmurny, pewnie nic z tego nie będzie. Dodatkowo, w przeciwieństwie do wielu narciarskich kurortów, tym razem mieliśmy hotel blisko centrum miasta.
Kiedy wieczorem stanąłeś w moich drzwiach, mówiąc że mam się w miarę ciepło i wygodnie ubrać, przez chwilę zastanawiałem się, co ci odbiło. Dopiero kiedy wysiedliśmy z auta jakieś 3-4 kilometry za miastem, oznajmiłeś mi że mam się dobrze pomodlić i dokładnie obserwować niebo, bo nie zamierzasz zarywać nocki tylko po to, aby patrzeć na chmury i przysypiać na ziemi.
I nawet jeśli co chwila patrzyłeś na mnie kręcąc głową z politowaniem, to i tak widziałem te przebłyski rozbawienia i czułości w twoich oczach.
Chyba naprawdę nam się wtedy poszczęściło, bo rzeczywiście nie było wtedy ani jednej chmury. I było dosyć ciepło, szczególnie jak na noc w górach. Chociaż na pewno spory udział miał w tym fakt, że wziąłeś ze sobą aż dwa koce na wszelki wypadek. Rozłożyliśmy się na jakimś polu, tuż obok drogi. Nie musiałem ci nawet nic mówić – sam podszedłeś do samochodu, włączając radio. Nie wiem czy sam zrobiłeś tę składankę, czy to była jakaś płyta, ale wszystko idealnie do siebie pasowało. Nawet to, że specjalnie przygotowałeś mi na tę noc jakieś 2 litry herbaty, coś tam mamrocząc pod nosem że niedługo będę miał herbatę zamiast krwi.
I nawet jeśli w większości przypadków sprawiałeś wrażenie bardzo sceptycznego i krytycznego, to pragnę tylko przypomnieć, że to ty, kiedy zacząłem pokazywać ci pierwszy meteoryt, kazałeś mi być cicho i pomyśleć życzenie.
A trochę ich tej nocy pomyślałem.
Zebraliśmy się dopiero kiedy zacząłem przysypiać z głową na twoim ramieniu, a muzyka zaczęła się sama zapętlać.
I wiesz co? Gdybym tylko umiał, to zaśpiewałbym ci te wszystkie piosenki. Bo wyrażają one więcej niż ja umiałbym ująć w słowa.
_______________________________________
Coraz bliżej końca... jakoś tak zżyłam się z tym opowiadaniem i nie mogę się szczerze mówiąc doczekać, aż zacznę pisać już coś nowego, sooo stay tuned XD
Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!
Do zobaczenia,
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top