Rozdział 52 Prawda

Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, jak dużo nie wiem o Hunterze, jednak zawsze myślałam o tym w ciemnych barwach. Zastanawiałam się ile okropnych rzeczy zrobił, ile osób pobił, ile kłamał, ile złamał przepisów czy kobiecych serc. Te przerażające myśli nie raz przecinały moją głowę, jednak dlaczego nigdy nie poszły w drugą stronę? Przecież on także mógł cierpieć, mógł być zraniony, niepewny, zagubiony. Nikt nie jest ze stali, a ta sytuacja dosadnie mi to pokazała. Bez żadnego namysłu, ze swoją słynną, nagłą odwagą podeszłam do Huntera, złapałam go za ramię i gdy lekko odsunęłam jego drżące ciało od Iana, moja ręka prześlizgnęła się w dół znajdując dużą, ciepłą dłoń.

-Chodź ze mną- odetchnęłam z ulgą, kiedy nie doczekałam się żadnego protestu. Wykorzystując jego uległość, wyprowadziłam nas z posiadłości zatrzymując się dopiero na granicy lasu. Atakowana przez jasne smugi promieni słonecznych, musiałam znacznie zmrużyć oczy, by móc na niego spojrzeć.

-Muszę wracać, mam dużo do zrobie..

-Hunter?- przerwałam mu szybko, nie chcąc by znów przybrał swoją maskę obojętności- jak dobrze mnie widzisz?

-To znaczy?

-Po prostu odpowiedz na pytanie, teraz i tutaj, jak dobrze mnie widzisz?

-Jestem wilkołakiem Kath, zawsze widzę cię dobrze- uśmiechnęłam się lekko. 

-W takim razie mogę cię o coś prosić? Zawsze patrz na mnie, szczególnie wtedy, gdy ja nie będę mogła cię zobaczyć- postawiłam jeden krok do przodu, znajdując się w cieniu ciała Huntera, dzięki czemu uciekłam przed rażącym słońcem- Obiecuję, że być może kiedy przyjdzie taki dzień, kiedy ty nie będziesz mógł mnie dostrzec, będę patrzeć na ciebie. 
 
-Wiesz że jesteś nieobliczalna? Nigdy nie wiem co możesz powiedzieć lub zrobić. Zawsze wydawało mi się, że każdy wilk doskonale zna swoją mate. Z tobą jest inaczej, codziennie czegoś mnie uczysz i stawiasz nowe wyzwania.

-Męczy cię to?

-Wprost przeciwnie, jesteś kimś, kto choć na chwilę pozwala mi odetchnąć, zapomnieć o roli jaką mam do spełnienia. Jesteś moim powietrzem, wytchnieniem. Od niedawna jestem strasznie przewrażliwiony, dosłownie wszystko zaczęło wyprowadzać mnie z równowagi, wiesz dlaczego? Bo zacząłem sobie uświadamiać, że teraz jestem jeszcze bardziej od ciebie uzależniony, niż byłem. Gdybyś nagle zniknęła, nie podniósł bym się po kolejnym upadku.

-Nie pozwolę ci upaść- spojrzałam na niego poważnie, lecz po chwili gdy poczułam zbierające się pod powiekami łzy, zaśmiałam się nerwowo i lekko odsunęłam- wystarczy mojego nieskładnego gadania. Co powiesz na to by..

-Nie spytasz o moją przeszłość? Czemu nie powiedziałem ci o Ianie?- zamknęłam swoje lekko otwarte usta i uśmiechnęłam się delikatnie.

-Jeśli tylko chciałbyś mi o tym powiedzieć, zrobiłbyś to. Nie musisz się do niczego zmuszać, Hunter. Nawet nie wiem dokładnie kiedy, ale zrozumiałam że to ja mam być tą osobą, przy której masz się czuć pewnie, bez strachu o to co pomyślę, bez niepewności że mogę odejść, bez poczucia obowiązku, że musisz mi mówić o wszystkim. Chciałabym stać się kimś, przy kim będziesz całkowicie szczęśliwy i rozluźniony. Wiem jak trudno jest zwierzyć się ze swoich starych, niezaleczonych dobrze ran. Pamiętasz jak wybuchłam gdy powiedziałam ci o swojej chorobie? Czułam się paskudnie, nie chcę byś przechodził przez to samo, jestem gotowa zaczekać tak długo, aż w pełni mi zaufasz i postanowisz zrzucić trochę ciężaru ze swoich barków, wtedy na pewno pomogę ci je nieść- znów tony wzruszenia weszły na nieodpowiednie miejsce, więc aby je powstrzymać odwróciłam się w stronę lasu, patrząc na uspokajającą zieleń drzew.

-Moja Kath- westchnął lekko i delikatnie objął mnie ramionami od tyłu, opierając swój podbródek o czubek mojej głowy- moja mate, jest taka mądra- pocałował mnie we włosy- ciepła- tym razem jego usta trafiły na skroń- dobra- następnie rozgrzany policzek- piękna..

-Zwolnij trochę, bo niedługo wpadnę w samozachwyt, a tego nie chcesz.

-Ufam ci na słowo. 

-A teraz korzystając z naszego wspólnego czasu, chciałabym go trochę oddać twojemu wilkowi.

-Co?

-Zapamiętałam już to, co tak cały czas mi powtarzasz, jesteś wilkołakiem Hunter. Wiem że ta twoja strona, też ma swoje potrzeby, których ostatnimi czasy wcale nie spełniasz, będąc cały czas przy mnie. Daj sobie trochę swobody i wyszalej się- popatrzył na mnie lekko sceptycznie, ale kiedy uśmiechnęłam się zachęcająco podszedł bliżej i dotknął swoją dłonią jednego z guzików koszuli. 

-Jesteś pewna?- rozpiął pierwsze dwa. 

-W stu procentach- uśmiechnął się zadziornie szybko pozbywając się swojego górnego odzienia, by zrobić to samo ze spodniami- Hunter!- krzyknęłam gdy jego bokserki zjechały delikatnie z bioder. 

-Chcesz żebym później chodził nago po domu? 

-Tak! Nie! Znaczy..?- nim zdążyłam jakkolwiek zaprotestować jego bielizna znalazła się na trawie obok spodni. W pierwszym odruchu zacisnęłam mocno oczy, dodatkowo zakrywając je dłońmi i odwracając się na pięcie. Usłyszałam za sobą donośny śmiech, a po chwili poczułam ciepłe dłonie na ramionach i spokojny oddech przy uchu.  

-Przecież i tak już wszystko widziałaś. 

-To.. teraz to co innego- nie potrafiłam ukryć jak bardzo mnie speszył. 

-Kolejna rzecz, której nigdy nie zrozumiem u ludzi, dlaczego tak bardzo wstydzicie się swojego ciała? My mamy dwa i żadne nie jest nam obce. 

-Cóż, może dlatego że nie paradujemy codziennie z włochatym tyłkiem na wierzchu! Zresztą co to w ogóle za temat!?- odwróciłam się gwałtownie, jednak zamiast Huntera zobaczyłam ogromnego, majestatycznego wilka. Z wrażenia mało nie przywaliłam szczęką o ziemię, tak dawno nie widziałam go w jego naturalnej postaci. Co ciekawe, moje serce od razu wyrwało się w tą stronę. Z lekkim zawahaniem wyciągnęłam swoją dłoń i jak tylko schylił łeb, pogłaskałam go po miękkiej sierści- dalej Alfo, idź się wyszaleć- spojrzał na mnie swoimi wielkimi szarymi ślepiami i polizał moją rękę- spokojnie, poczekam tu na ciebie. Nigdzie się nie wybieram, leć- dla potwierdzenia swoich słów, usiadłam pod rozłożystym dębem i obserwowałam jak chwilę później szaleńczo biegnąc, znika w gęstwinie drzew. Korzystając z okazji przymknęłam zmęczone oczy, które szybko całkowicie opadły. 

*** 

Sam nie byłem świadom, jak bardzo mój wilk potrzebował tego czasu. Wdzięczny i uwolniony od części duszącego mnie stresu wróciłem do miejsca gdzie zostawiłem moją mate. Mruknąłem zadowolony gdy dostrzegłem ją opierającą się o pień drzewa. Opatulona moją koszulą spokojnie zasnęła z lekkim uśmiechem na twarzy. Chciałem zrobić to samo, jednak widok jej fioletowiejącego policzka skutecznie mi to uniemożliwił. Zmieniłem swoją postać, ubrałem się a następnie kucnąłem przy Kath i odgarnąłem parę zagubionych kosmyków z jej twarzy. 

-Dziękuję- pocałowałem jej ciepłe czoło i jak najdelikatniej wziąłem na ręce by móc zanieść do naszego pokoju. Uważając aby jej nie zbudzić położyłem ją na pościeli i okryłem miękkim kocem. Chwilę później przyniosłem też maść na obrzęki i siniaki, z grymasem niezadowolenia na twarzy posmarowałem opuchnięty policzek. Samo miejsce uderzenia musiało jej dokuczać, bo krzywiła się za każdym razem gdy je dotykałem. Kiedy skończyłem, powoli otworzyła oczy- obudziłem cię? Wybacz. 

-Nie, w porządku- rozejrzała się powoli- kiedy my..? 

-Przyniosłem cię. 

-Trzeba było mnie obudzić. 

-Kiedy tak słodko pochrapywałaś?- taki niewinny żart, a przyniósł mi tyle przyjemności gdy zobaczyłem jej zmarszczony nosek. 

-Tym bardziej powinieneś to zrobić! Nie jesteśmy jeszcze na takim etapie żebym mogła przy tobie chrapać, pocić się, bekać czy dłubać w nosie.  

-Nie jesteśmy? 

-Wątpię, żeby to kiedykolwiek nastąpiło- mruknęła pod nosem, czym rozbawiła mnie do żywego. 

-Dlaczego?! 

-Naprawdę nie wiesz? Onieśmielasz mnie! 

-Niby w jaki sposób? 

-Jesteś.. jakby nie patrzeć, dość przystojny, dodatkowo obiektywnie rzecz biorąc, również dobrze zbudowany. Twój sposób bycia także wprawia mnie w zakłopotanie, gdy coś mówisz tym wkurzająco obniżonym głosem, albo twój dotyk, on jest podwójnie rozpraszający. Boże, czemu ja ci to mówię, po prostu jesteś sobą. Jesteś niesamowicie irytująco onieśmielającym Hunterem Bloodyworthem- zaśmiałem się pod naporem jej słów.

-Dobrze, w porządku, chyba już zrozumiałem.

-Nie wydaje mi się- mruknęła, i pokręciła kilka razy głową.

-Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?- jej zdenerwowana postawa ewidentnie to pokazywała.

-Jakbyś mógł to.. tutaj no.. po prostu chodź tu!- położyła dłoń na miejscu obok siebie i mało co nie wyzionęła ducha przez tą małą prośbę. Nie chcąc jej znowu niepotrzebnie zawstydzić, ułożyłem się obok i mocno przytuliłem do siebie. Leżeliśmy tak chwilę, kiedy nagle pomyślałem że mógłbym jej wszystko powiedzieć, wyrzucić z siebie to co dusiło mnie od tylu lat. Poczuć prawdziwą ulgę.

-Kath?

-Mhm?

-Chciałabyś usłyszeć coś, czego sam nie chcę pamiętać?- nie podniosła głowy z mojej klatki piersiowej, ale delikatnie znalazła moją dłoń i złączyła ją ze swoją.

-Nie ma rzeczy której bym nie zniosła, kiedy tu jesteś- ciepło które rozlało się wokół mojego serca było jak najbardziej nie kontrolowane.

-Ile bym dał, żeby wiedzieć o tym piętnaście lat temu- pocałowałem ją w czubek głowy, chcąc dodać sobie odwagi- moja rodzina wyglądała kiedyś zupełnie inaczej, normalniej, szczęśliwiej. Zasady w stadzie nie były tak surowe, a hierarchia aż tak przestrzegana. Cheryl nie była tak zimna, a Keith pałający nienawiścią i agresją do Iana. Wszystko było spokojniejsze i przede wszystkim Ian był moim najlepszym starszym bratem. Podziwiałem go, zawsze chciałem mu zaimponować, a i tak moje wszystkie próby kończyły się fiaskiem. To on motywował mnie, aby pracować nad sobą coraz ciężej. Gdyby nie jego przykład, na pewno nie byłbym dziś w tym miejscu i nie panowałbym aż tak nad swoim porywczym wilkiem. Tylko ty jesteś świadkiem tego, jak tracę nad nim kontrolę kiedy on chce być blisko ciebie. W każdym razie, kiedyś była nas czwórka, ja, Keith, Blake i Ian. W zasadzie to my chodziliśmy za nim, jednak nigdy na to nie narzekał. Nigdy też nie dał po sobie poznać, że coś się zmieniło, że zaczął chcieć czegoś więcej, że poczuł zazdrość. Zawsze był inteligentny i bardzo ambitny. Szczerze mówiąc, za szczeniaka nie interesowały mnie takie tematy jak władza, bycie alfą czy obronność stada, jego wręcz przeciwnie od małego chciał przejąć rządy od naszego ojca. Zresztą prawie mu się to udało do osiemnastego roku życia był jego prawą ręką, wiedział o wszystkim. Ojciec niczego przed nim nie ukrywał, nie sądził że okaże się to błędem. Myślał że nasze więzi rodzinne są silniejsze. Kilka dni przed moją pierwszą pełnią, powiedział mu że czuje jakim wilkiem się stanę. Zdradził że będę potężniejszy niż jakikolwiek wilk w naszym stadzie, cieszył się że mogę stać się kolejnym alfą. Ian nie był takiego samego zdania, nagle coś na co pracował całe życie zaczęło mu uciekać.

-Mogę o coś spytać?- kiwnąłem twierdząco głową- gdzie w tym wszystkim była Cheryl? O ile się nie mylę ona jest jego..

-Mate. Owszem. Właściwie skrycie myślę, że to też jeden z powodów dla których Ian nie był w stanie zostać prawdziwym Alfą. Nikt, dosłownie nikt nie wiedział o jego wpojeniu, no może oprócz jednej osoby, samej Cher. Dopiero po pewnym czasie, zacząłem częściowo rozumieć dlaczego wolał bronić się przed wilczą więzią. Po pierwsze nie chciał by cokolwiek rozpraszało go w dojściu do celu, jednak to co jest bardziej istotne to fakt, że kiedy w wieku szesnastu lat odkrył kto jest jego mate, ja, Cher i Keith mieliśmy zaledwie jedenaście lat. Wyobraź sobie co musiał czuć, kiedy to do niego dotarło, dziewczyna która była dla niego jak młodsza siostra nagle okazała się jego drugą połową. Wstydził się tego, odrzucał. Teraz kiedy o tym myślę, dziękuję za to że nie odkryłem cię wcześniej. Nie mam pojęcia co musiałbym zrobić aby wytrzymać tak długie oczekiwanie. Później kiedy i my osiągnęliśmy odpowiedni wiek, było tylko gorzej. Cher odkryła wpojenie Iana, a on zachował się jak ostatni skurwysyn. Ona w przeciwieństwie do niego, nie była przeciwna ich więzi, od razu oddała mu całe serce, niestety szybko je zmiażdżył i wyrzucił. Groził jej, szantażował a to wszystko po to, by nikt nie dowiedział się o łączącej ich więzi. Doszło do tego, że Cheryl załamała się psychicznie, chciała uciec, i to zrobiła. Oczywiście była tylko młodą wilczycą, szybko została złapana i bardzo surowo ukarana. Nawet kiedy o tym pomyślę przechodzą mnie dreszcze, najgorsze było to że to właśnie Ian wymierzył jej karę. To wtedy dowiedziałem się o ich sekrecie. Keith zaczął czuć do Iana nienawiść, a ja starałem się jak mogłem żeby pomóc Cheryl, którą Ian po czasie zaczął wykorzystywać. Później z każdym rokiem było coraz gorzej, pluję sobie w brodę że wtedy nic nie zrobiłem, nie spodziewałem się też, że mój brat powoli zaczął szykować na mnie pułapkę. Istnieją dwa sposoby aby pokonać dużo silniejszego wilka w starciu o władzę. Pierwszy, zabić swojego przeciwnika nim w ogóle dojdzie do walki. Drugi, trwale okaleczyć, aby całkowicie skreślić go z pozycji Alfy. Wybrał to drugie. Przez pół roku ciągle przydarzały mi się różnego rodzaju wypadki, ale nigdy nie przeszło mi przez myśl że może to być sprawka Iana. Wszystko wydało się dopiero, gdy zmęczył się planowaniem nic nie dających pułapek i postanowił zaatakować bezpośrednio. Sam, bezpośrednio nie był w sanie mnie skrzywdzić, więc zapłacił wilkom z innego stada, aby mnie okaleczyły. Ich zadaniem było sprawić, abym nigdy więcej nie stanął na nogi, byli całkiem nieźli, do tego stopnia że mało mnie nie zabili. To wtedy cały plan Iana spalił na panewce. Obserwował to jak mnie katują i kiedy zorientował się że mogę umrzeć, resztki człowieczeństwa kazały mu mnie uratować. Zrobił to, pomógł mi, jednak wydał też na siebie wyrok. Wiedział co go czeka za to co mi zrobił, dlatego uciekł. Został wyłączony ze stada, a moja matka skreśliła go z rodzinnego drzewa- przerwałem, gdy poczułem na swojej koszulce coś mokrego- Kath?

-Tak?- pociągnęła szybko nosem.

-Kath, spójrz na mnie. Proszę cię- powoli próbując zakryć się włosami, spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. Od razu wziąłem jej twarz w dłonie i delikatnie starłem łzy- nie płacz, jestem tutaj.

-Przepraszam, nie wiem dlaczego jestem taka słaba, przecież to nawet nie moje przeżycia. Po prostu jest mi tak bardzo przykro, że musiałeś to wszystko sam wycierpieć, a mnie nie było tam żeby cię osłonić, czy zwyczajnie mocno przytulić i powiedzieć że wszystko będzie dobrze.

-Nadal nie jest za późno- starłem jej ostatnią łzę, a później niczym dziecko przyjąłem jej mocny uścisk. Była taka krucha, jej ramiona były takie drobne, a mimo to nigdy nie czułem się tak bezpiecznie, jak w tamtej chwili.

-Hunter? Nadal nie mogę zrozumieć, jak udało ci się mu wybaczyć. Przecież to co zrobił jest niewybaczalne.

-Nie wybaczyłbym mu, gdybym nie dowiedział się co tak naprawdę go do tego popchnęło. Nienawiść do niego zżerała mnie przez trzynaście lat, dopiero po tym czasie odkryłem co tak naprawdę wydarzyło się dwadzieścia lat wcześniej. W wieku pięciu lat byłem zbyt młody by coś pamiętać, jednak Ian był wystarczająco dorosły, by przeżyć swoje osobiste piekło. Był niesamowicie przywiązany do naszej opiekunki Vicky, kiedyś przedstawiła mu chłopca w jego wieku, zaprzyjaźnili się. Wszystko było dobrze, dopóki stado nie dowiedziało się że ten chłopiec jest tak naprawdę synem Vicky. Chłopiec okazał się mieszańcem, był dzieckiem ze związku wilczycy i mentalnie uzdolnionego mężczyzny. Jeszcze nie tak dawno, związki między rasowe były niedopuszczalne i surowo karane. Za ich niewinną miłość, Vicky i jej syn ponieśli największą karę. Zostali straceni, co więcej Ian który jako dziesięciolatek bronił ich jak tylko mógł, został zmuszony aby na to wszystko patrzeć. Nasz wuj, zapatrzony w zasady gnój pilnował każdego ruchu mojego ojca, uważnie obserwował czekając na jego potknięcie, tym razem też tak było, zmusił go aby wyrok zgadzał się z prawem. Ojciec wiedział że uniewinnienie Vicky i jej syna, doprowadzi naszego wuja do władzy, a to skończyłoby się śmiercią nie tylko ich, ale też całej naszej rodziny, gdyż jeżeli Alfa schańbi wilcze prawo, nowy przywódca może go, jego mate oraz potomstwo uśmiercić. Ojciec wybrał nas. Niestety w tamtym czasie Ian nie zdawał sobie z tego sprawy, za swój osobisty cel obrał sobie zostanie Alfą, zabicie naszego wuja przez którego doszło do tej tragedii, oraz zmienienie wilczego prawa. Na drodze do jego wielkiego, poplamionego nienawiścią i chęcią zemsty planu stanąłem mu ja. Chłopak który kilka lat temu, nie miał nic przeciwko mordowaniu osób takich jak Vicky. Czara goryczy przelała się, kiedy urodził się Derek, jego ojciec był z naszego stada, jednak matka pochodziła z rodu... Levande, była siostrą ich przywódcy. Boże Katherine.. Ataki Levande, tylko na nasze stado, ich nienawiść, to wszystko.. było spowodowane..

-Zabójstwem rodziców Dereka? To też w tamtym roku Ian zaplanował atak na ciebie?

-Dokładnie, przez to kolejne morderstwo zupełnie oszalał, myśląc tylko o tym by zmienić prawo. Zresztą udało mu się to. Kiedy uciekł do stanu Ontario, założył własne stado. Stado w którym stare prawo nie obowiązuje, szybko wszyscy wygnańcy oraz uciekinierzy którzy byli mieszańcami dołączyli właśnie do niego. To oni nam pomagają Kath, jego nowe, niesamowite stado. Stado składające się z wszystkich tych, których nikt nie chciał, których inni chcieli zabić, to stado bez którego teraz już dawno byśmy polegli. Ian spłacił swój dług wobec mnie, teraz czas aby wilki zrobiły to samo w jego stronę, aby odpłaciły się za rany które powstały na sercu i psychice mojego brata.

-Myślę że teraz już wiesz jak to zrobić- uśmiechnęła się do mnie i znów przytuliła.

-Wiem dzięki tobie Kath. Gdybym nie powiedział tego wszystkiego, być może nadal błądziłbym we mgle.

-To nie moja zasługa Hunter, to prawda uratuje twoje stado.

-Nasze stado, nasze Luno.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top