Rozdział 43 Szare, jak Twoje
Zapinając mankiety czarnej koszuli intensywnie wpatrywałem się w lustro wiszące nad hebanową komodą, bez skrępowania mogłem obserwować moją kobietę, która przepięknie ubrana niespokojnie dotykała złotego pierścionka zaręczynowego. Po spojrzeniu na zegar wiszący nad drzwiami, stwierdziłem że nie mam więcej czasu na przyglądanie się ślicznej blondynce.
-Już czas- powiedziałem chcąc ją w jakiś sposób uprzedzić, nim poczuje mój dotyk.
-Kiedy zamierzasz powiedzieć gdzie idziemy?- zmarszczyła śmiesznie nosek w który miałem nieodpartą ochotę ją pocałować. Musiałem wziąć się w garść.
-Niespodzianka.
-Nie lubię niespodzianek.
-Ta ci się spodoba- powiedziałem będąc blisko jej ucha. Bez zbędnych ceregieli wziąłem ją na ręce i sprawnie opuściłem nasz dom.
-Zamierzasz mnie nieść całą drogę?
-To niedaleko- nie odezwała się więcej, co lekko mnie zaniepokoiło, czy to co zrobiłem kilka minut temu aż tak ją speszyło. Będąc już przed odpowiednimi drzwiami, zatrzymałem się i spojrzałem na moją mate. Jej policzki były zaróżowione, a sama raz za razem atakowała zębami swoją biedną wargę, która ciągle była przegryzana. Delikatnie postawiłem ją na ziemi, ciągle przytrzymując ją ramieniem w talii-boisz się mnie?- nie był to najlepszy moment na takie rozmowy, ale musiałem wiedzieć co ona czuje.
-Nie- jej głos lekko zadrżał i już wiedziałem że kłamie. Z cichym westchnięciem oplotłem ją ramionami i oparłem swój podbródek o czubek jej głowy.
-Kath, obiecuję że nigdy nie zrobię nic, co mogłoby cię zranić, ale musisz mi trochę pomóc i pozwolić się do siebie zbliżyć.
-To nie jest proste.
-Wiem skarbie, ale musisz wiedzieć że nie tylko ja podjąłem tą decyzję- ująłem jej dłoń i pogładziłem pierścionek zaręczynowy- nie zmusiłem cię do tego, a więc kiedyś musiałaś także mnie kochać, dlatego zrobię wszystko, abyś przypomniała sobie o tym co do mnie czułaś.
-Nie poddasz się, co?
-Nigdy- ucałowałem ją w czubek głowy i chwyciłem za pozłacaną klamkę- a teraz baw się dobrze- gdy tylko przekroczyliśmy próg pomieszczenia rozległ się głośny pisk, a zaraz potem mała brązowowłosa dziewczynka znalazła się przy nas i przytuliła się do zszokowanej Katherine. Niestety nie mogła zobaczyć kto obecnie tak mocno się w nią wtula, ale byłem pewien że to nie potrwa długo.
-Katie!- ten radosny okrzyk od razu rozluźnił Kath, która będąc całkowicie nieświadomą cały czas kurczowo trzymała się mojej dłoni.
-Puchatku- uśmiechnęła się i pogłaskała dziecko po głowie.
-Katie! Mam już jedenaście lat!
-Ah.. no tak, wybacz zapomniałam- delikatnie pogłaskałem moją kruszynę po plecach, chcąc dodać jej otuchy. Wiedziałem że strata pamięci także nie była dla niej łatwa.
-Ale tobie pozwalam tak do mnie mówić, w końcu jesteś moją dużą siostrą- nim mała zdążyła wtulić się w Kath, zauważyłem że w jej oczkach zalśniły łzy- tęskniłam, nie zostawiaj nas więcej na tak długo.
-Nie obiecuje Puchatku, ale postaram się- szybko do naszego grona dołączyła pani Hope.
-Kochanie, jak się czujesz?- nadal nie ufałem tej kobiecie, ale niestety potrzebowałem jej pomocy i musiałem grać jak najbardziej potulnego.
-W porządku mamo, tak się cieszę że tu jesteście- Elizabeth przytuliła mocno Kath.
-To my się cieszymy że wyszłaś z tego wypadku cało- powiedział pan Hope, zbliżając się do nas.
-Prawie- mruknęła Katherine, jednak na tyle cicho że tylko wilcze ucho było w stanie to usłyszeć.
-Katherine! Jak dobrze cię widzieć!- dopiero teraz zwróciłem uwagę na brązowowłosą, niską dziewczynę, która wyłoniła się zza pleców matki Kath. To ona była moim dzisiejszym głównym celem.
-Tak... ciebie też- szybko wyłapałem że moja dziewczyna kompletnie nie zdaje sobie sprawy z kim ma do czynienia.
-Hunter Bloodyworth miło mi cię poznać- wyciągnąłem rękę do brązowowłosej.
-Nicole, mi także jest niezmiernie miło.
-Widzę że przyszliśmy jako ostatni, w takim razie nie ma na co dłużej czekać. Proszę- wskazałem na długi zastawiony wieloma przystawkami stół. W momencie gdy powstało niewielkie zamieszanie, dyskretnie zbliżyłem się do Kath- to Nicole Reed, twoja kuzynka- powiedziałem nawiązując do naszej wcześniejszej rozmówczyni.
-Oh- zaskoczona, odwróciła się w stronę mojej twarzy i przejechała mi nosem po policzku. Z lekkim uśmiechem poprowadziłem ją do naszych miejsc. Ku niezadowoleniu Elizabeth to ja siedziałem obok ich rodziny, natomiast moją kruszynę posadziłem bliżej moich rodziców i Grace. Wszystko szło dobrze, dopóki nie zorientowałem się że jedno miejsce jest puste, i to w dodatku miejsce obok Nicole. Cholerny kundel. Mógł uprzedzić że nie zamierza pojawić się na tej kolacji. Drgnąłem gwałtownie gdy poczułem na swoim udzie delikatny dotyk, spojrzałem na zawstydzoną blondynkę i kiedy już chciała zabrać dłoń natychmiast ją chwyciłem.
-Nic się nie stało, słońce- podczas patrzenia na jej zaróżowioną twarz, cała moja złość gdzieś wyparowała.
-Przepraszam, ja chciałam ci tylko podziękować..
-Nie musisz, to mój obowiązek aby cię uszczęśliwiać- pocałowałem ją w czoło i zaśmiałem się gdy zobaczyłem jak Vivienne wykrzywia swoją twarz w grymasie. Chwilowe rozluźnienie przerwało wpadnięcie kogoś do sali.
-Dobry wieczór wszystkim, przepraszam za spóźnienie- no tak.. ten..
-Nic nie szkodzi. Moi drodzy to Keith Lightwood, jest dla mnie jak syn, a dla Huntera niczym brat- mój ojciec wyratował go przed moją reakcją, która mogła nie być aż tak dyplomatyczna- usiądź, nim jedzenie całkiem wystygnie- usiadł koło Nicole i miałem nadzieję, że chociaż to zadanie wykona poprawnie. Coś było jednak na rzeczy, zwykle wyluzowany Keith był spięty niczym struna, a każdy jego oddech był płytki. Jako Alfa byłem w stanie wyczuć także jego wilka, który wręcz pchał się na zewnątrz. Próbowałem nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale uparcie wpatrywał się w swój talerz.
-Keith!- dopiero gdy mentalnie go zawołałem, raczył podnieść głowę. Kiedy to zrobił wiele się wydarzyło. Jego oczy zmieniły barwę, mięśnie się napięły a desperackie próby opanowania skończyły na tym, że jego pusty talerz szybko znalazł się na ziemi, razem z kawałkiem obrusu. W ostatnim momencie siedząca obok niego Nicole chwyciła materiał, nie pozwalając aby wszystko co było na stole również wylądowało u naszych stóp. Po aurze jaką wytwarzał, już wiedziałem co się wydarzyło. Wstałem gwałtownie i podszedłem do bladego przyjaciela.
-Wszystko w porządku?- brązowowłosa dotknęła ramienia Lightwooda, na co drgnął nieznacznie. Czy to możliwe aby ona..?
***
-Czekaj, pomogę ci- Cheryl stanęła przede mną i chwyciła za muchę, którą nieudolnie próbowałem zawiązać.
-Dam sobie radę- warknąłem nieco zbyt agresywnie. Nie wiedziałem co się ze mną działo, od paru godzin chodziłem podenerwowany, a mój wilk szarpał się jak oszalały.
-Na pewno, może jeszcze chcesz się ze mną pobić tymi drżącymi rękoma?- spojrzałem na swoje dłonie, które rzeczywiście całe się trzęsły- Keith, co się dzieje?- spytała miękko.
-Nic.
-Braciszku!- powiedziała tym swoim twardym tonem- nie próbuj mnie oszukiwać, bo i tak ci to nie wyjdzie.
-Nie oszukuję cię, nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, więc co mam ci powiedzieć!- niepotrzebnie się denerwowałem, przecież nie zrobiła nic złego.
-W takim razie powiedz mi jak się czujesz. Boli cię coś?
-Tak kurwa! Drapie mnie całe ciało, drżę od środka i nie mogę zapanować nad własnym wilkiem! To czuję!- nie tylko ją zaskoczyłem swoimi słowami, ale też siebie.
-Nie tylko nad wilkiem- jeszcze jego tu brakowało- Cheryl wyjdź, musimy sobie po męsku porozmawiać.
-Ian to nie jest najlepszy..
-Spokojnie, nie pobijemy się.
-Mów za siebie- warknąłem. Ten idiota uśmiechnął się tylko niewinnie do mojej siostry i lekko popchnął w stronę drzwi.
-Nic się nie stanie, obiecuję- w ten oto sposób zostałem sam na sam z moim największym wrogiem.
-Chyba nie przemyślałeś tego co właśnie zrobiłeś- powiedziałem z wymalowaną chęcią mordu na twarzy.
-Uspokój się szczeniaku- miałem gdzieś konsekwencje, w jednym ruchu przycisnąłem go do ściany i kiedy miałem oddać pierwszy cios, zatrzymał mnie swoimi słowami- twój wilk ciągle do ciebie krzyczy, prawda? Chce się uwolnić i do niej pobiec. Wiem co ci jest i mówię ci że nie musisz się tego bać. Na każdego kiedyś przychodzi pora.
-Co? Co ty pieprzysz?! Żartujesz sobie ze mnie!- moja pięść uderzyła w ścianę koło jego głowy.
-Nie i dobrze o tym wiesz! Jest tylko jeden sposób żeby to uspokoić. Idź i znajdź ją- puściłem go i spojrzałem na zegarek.
-Cholera! Już jestem spóźniony! Hunter mnie zabije- chwyciłem za marynarkę, jednak nim zdążyłem opuścić pomieszczenie ten idiota złapał mnie za ramię.
-Radzę ci najpierw zająć się sobą, albo komuś dzisiaj stanie się krzywda- wyszarpałem się i ostatni raz na niego spojrzałem.
-Co poniektórzy wiedzą co oznaczają obietnice, a ja nie zamierzam stracić zaufania, osób na których mi zależy- wyszedłem nie zważając na jego krzyki.
-Keith!- bieg nieco ostudził mojego wilka, ale nadal nie było najlepiej. Właściwie czułem, że im bliżej sali bankietowej byłem, tym bardziej czułem się niespokojny. Przed drzwiami wziąłem głęboki oddech.
-Dasz radę Keith- wszedłem do środka i od razu poczułem jakbym miał się udusić. Zewsząd uderzał mnie zapach tak obezwładniający, że moje ciało nie chciało mnie słuchać. Niczym robot usiadłem na swoim miejscu i chociaż wiedziałem jakie było moje zadanie, nie mogłem się zmusić aby choćby podnieść głowę, a co dopiero rozmawiać z dziewczyną siedzącą obok mnie.
-Keith!- cholera! Czy ty musisz akurat teraz?! Mimo swojej złości podniosłem głowę i wtedy właśnie moje całe dotychczasowe życie, przewróciło się o 180 stopni. Z perspektywy czasu, myślę że gdybym miał wybór, wolałbym nigdy w życiu nie spojrzeć. Moja mate, jest tutaj. To ona, ale czemu? Dlaczego do cholery musi być właśnie nią!? Nie wolno mi, nigdy nie będzie mi wolno. To szaleństwo.
-Wszystko w porządku?- dopiero gdy brązowowłosa dotknęła mojego ramienia, zorientowałem się co zrobiłem.
-Tak, ja.. przepraszam. Zaczepiłem spinką o obrus- dla podkreślenia swoich słów, dotknąłem lewej spinki od mankietów dyskretnie ją rozpinając.
-Na pewno?- odwróciłem się do Huntera i uśmiechnąłem swoim dawnym, głupkowatym uśmiechem, to miało go uspokoić, ale też pomóc mi w opanowaniu się. To co właśnie odkryłem było strasznie, potwornie niewłaściwe i najlepiej będzie jak zduszę to jak najwcześniej. Nie mogłem dopuścić do tego żeby ktokolwiek się dowiedział.
-To dobrze martwiłam się, jestem Nicole- spojrzałem na jej wyciągniętą rękę i z lekką rezerwą uścisnąłem ją posyłając jej mój dobrze wyćwiczony uśmiech.
-Mnie już raczej znasz- mruknąłem.
-I zapamiętam- odwzajemniła uśmiech. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby tylko nie to, że przez cały wieczór nie mogłem oderwać swojego grzesznego wzroku od małej brunetki, która nigdy nie miała być moją.
***
-Nie wierzę że zgodziłeś się na to- powiedziałam rozbawiona gdy posadził mnie na łóżku.
-Niby czemu miałem się nie zgodzić? Twoja siostra osobiście spytała mnie, czy nie mogłaby spędzić z tobą kilku dni.
-Wydawało mi się, że nie jesteś typem który.. lubi dzieci?- usłyszałam nad sobą jego krótki śmiech, co podpowiedziało mi że pochyla się nade mną.
-Dużo masz jeszcze teorii na mój temat? Po czym tak właściwie to wysnułaś? Przecież nie widziałaś mnie jeszcze.
-Ale sobie wyobrażam- po co to mówiłam? A no tak, ponieważ jestem spowolniona umysłowo.
-Doprawdy? Więc jaki jestem w tej twojej ślicznej głowie?- czułam że mnie podpuszczał, ale sama też nie chciałam tego kończyć.
-Może sprawdzimy jak bardzo mój obraz, różni się od rzeczywistości?
-Ciekawe, jak chcesz to zrobić?
-Kiedyś oglądałam serial, gdzie główna bohaterka była niewidoma, potem czytałam trochę na ten temat. Mogę cię poznać bez wzroku. Zaufasz mi?
-Ja już to robię Kath- nie chciałam się czerwienić, ale co niby miałam powiedzieć mojemu rozemocjonowanemu ciału, aby przestał się tak podniecać?!
-Połóż się.
-Jesteś pewna że niczego nie poplątałaś?- zaśmiałam się z jego insynuacji i sama złapałam go za ramię przewracając go na łóżko.
-Nie, a teraz nie ruszaj się- przybliżyłam się do niego i wyciągając dłoń zaczęłam sprawdzać jego wzrost. Po chwili wydałam z siebie dźwięk niedowierzania- nie zdawałam sobie sprawy, że jesteś tak wysoki- później odmierzyłam szerokość jego klatki piersiowej i kładąc się koło niego sprawdziłam jaka we wzroście jest różnica między nami- ja mam 175 centymetrów, to ty musisz mieć..
-194.
-Wow, jesteś ogromny.
-Wiem i dziękuję- zaśmiał się, a ja dopiero po chwili zorientowałam się co mogło mu chodzić po głowie. Chwyciłam poduszkę i zaczęłam nią go okładać.
-Ty perwersyjna świnio!- chciałam być groźna, ale kiedy zaczął się śmiać jeszcze głośniej, po tym jak zaczęłam go lekko podduszać poduszką, także wybuchłam śmiechem.
-Wybacz, tylko przy tobie tak mam.
-Bez wątpienia jesteś tylko facetem- złapał za poduszkę, która znów miała znaleźć się na jego twarzy i odrzucając ją pociągnął mnie do siebie, sprawnie kładąc na materacu a samemu unosząc się nade mną.
-A ty niezaprzeczalnie seksowną kobietą- nie skłamię, jeśli powiem że krew szybciej zaczęła płynąć w moich żyłach.
-Nie skończyłam moich badań- wypaliłam, chcąc choć na chwilę zapomnieć o swoich rozszalałych uczuciach.
-A co chciałabyś jeszcze zbadać?- mruknął muskając mnie swoim nosem po policzku. Zaczęło się robić niebezpiecznie.
-Właśnie to- odepchnęłam go od siebie i gdy sama się podniosłam, moje dłonie wylądowały na jego klatce piersiowej, sprawnie pnąc się w górę i w górę- masz ostre linie żuchwy, lekki zarost, prosty długi nos- bezceremonialnie jeździłam swoimi dłońmi po jego twarzy, włosach, szyi- włosy do ramion, jaki mają kolor?
-Bardzo ciemny blond.
-Mhm są zadziwiająco miękkie- pod palcami lewej ręki czułam jak jego policzek naprężył się. Uśmiechnął się. Jak zahipnotyzowana przeniosłam dłoń na jego usta i powolutku opuszkami przejechałam po jego dolnej wardze. Czy były tak samo aksamitne jak włosy? Co jeśli..? Przybliżyłam się lekko i jakby bojąc się własnych reakcji, moje wargi delikatnie dotknęły jego, wymieniając między sobą nie tylko jasne iskierki podniecenia, ale też przyśpieszone oddechy i niewypowiedziane słowa. Chcąc wypróbować czegoś nowego, ekscytującego sama z własnej inicjatywy wplątałam dłoń w jego włosy i pogłębiłam pocałunek, który nie powinien mieć miejsca, ale wydarzył się. Stał się i chociaż nie wiedziałam dlaczego sobie na to pozwoliłam, coś w moim sercu podpowiadało mi aby mu zaufać. Dać się poprowadzić i poczekać aż wspomnienia same zaczną napływać, a wzrok pozwoli zobaczyć go takim jakim jest naprawdę. Odsunęłam się nieznacznie i wciąż przy jego ustach powiedziałam- a oczy? Jakie są?
-Wpatrzone w ciebie, przez to są równie chmurne jak twoje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top