Rozdział 41 Szczerość

-Chyba sobie żartujesz? Nigdzie z nim nie pójdę! Mamo to jest totalnie obcy mi człowiek!

-Nie jest obcy, to twój narzeczony.

-Aghh! Co z tego, skoro ja go nie pamiętam!?

-Twój umysł nie, ale jestem pewna że twoje serce doskonale wie kim jest- pomasowałam swoje skronie i zamknęłam bezużyteczne oczy.

-Dobrze, załóżmy taką hipotezę, że jest moim.. narzeczonym. Co to zmienia? Przecież to jeszcze nie upoważnia nas do zamieszkania razem.

-Uwierz mi skarbie, że wyjdzie ci to na dobre. Szybciej wyzdrowiejesz.

-Niby z jakiej paki?! Mamo! Nie rozumiesz że zatrzymałam się na etapie siedemnastolatki!?

-Zmienimy to- zadrżałam gdy usłyszałam ten głos. To on.

-Psychol?- zapytałam, mimo swojej pewności. Od kiedy chwilowo straciłam wzrok, inne zmysły dużo bardziej się wyostrzyły.

-Owszem.

-Katherine! Jak ty do niego mówisz!?

-W porządku Elizabeth, pozwoliłem jej. To pomocne przy przywracaniu wspomnień- moja mama westchnęła ciężko, ale nic więcej nie powiedziała- spakowana? Od dziś jesteś wolna- pod skórą czułam że się uśmiecha.

-Raczej uwięziona ponownie- mruknęłam pod nosem- doprawdy niesamowite jak dobrze, rozumiem teraz powiedzenie wpaść z deszczu pod rynnę- powiedziałam z sarkazmem.

-Histeryzujesz- rzucił podchodząc coraz bliżej. Mogłam to wyczuć po jego krokach, które dudniły mi w uszach.

-Ja? Ja histeryzuje? Mój drogi- ironicznie zaakcentowałam- straciłam wzrok..

-Chwilowo.

-Cicho! Nie skończyłam, straciłam wzrok, część pamięci..

-Również chwilowo.

-Agrr, zamknij się ty Psycholu! Straciłam pamięć, wzrok, moja noga jest w gipsie do połowy uda, a nadgarstek zwichnięty i nie mogę nim ruszyć w żadną stronę, nie wspominając już o szwach na 40% mojego ciała!

-Już myślałem że o tym nie wspomnisz- sarknął- zapomniałaś tylko dodać, że masz też wygolone pół głowy- co?! To chyba jakieś żarty? Jak oparzona podniosłam sprawną rękę i zaczęłam nią dotykać moich włosów, którym raczej niczego nie brakowało. Pisnęłam głośno, gdy poczułam duże dłonie oplatające moją talię i podnoszące mnie do góry.

-Co ty robisz?!- po sekundzie wszystko było jasne, wylądowałam na wózku, a żeby tego było mało, ten nachalny facet przypiął mnie do niego pasami. Bez wzroku, nie mogłam zlokalizować miejsca ich zapięcia- ty Psycholu! Oszukałeś mnie!

-Odwróciłem uwagę, a to różnica.

-Niby jaka?!

-Taka, że zrobiłem to w słusznej sprawie i błagam cię, przestań krzyczeć. Zedrzesz sobie gardło i wtedy całkowicie dopełnisz wizerunku kaleki- prychnęłam pod nosem, równocześnie czując jak ruszamy z miejsca.

-Przyznaj się, tobie to na rękę. Ślepa, przykuta do wózka i jeszcze w dodatku milcząca. Nie dość że będziesz mógł zrobić ze mną wszystko co chcesz, to jeszcze nie będę mogła na ciebie nawrzucać!

-Doprawdy, kuszące, ale jednak wolę kiedy się ze mną kłócisz.

-Chory jesteś? Jak można to lubić?

-Pomyśl Kath, gdy się kłócimy, wzbudzam w tobie silne emocje, nie jestem ci obojętny, a o to mi właśnie chodzi.

-Gratuluję, wzbudzania we mnie czystej nienawiści.

-Między nienawiścią, a miłością jest cienka granica.

-Boże, jakie to było tandetne, zdajesz sobie z tego sprawę?- zaśmiał się dzwięcznie, a ja poczułam że wyjechaliśmy na zewnątrz- gdzie ty mnie zabierasz? Hej!- krzyknęłam, gdy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi- nie ignoruj mnie!- drgnęłam kiedy poczułam ciepłe dłonie na swoich kolanach. Hunter kucnął przede mną i chociaż tego nie widziałam, musiał wywierać we mnie dziurę swoim spojrzeniem.

-Nie ignoruje cię Kath, nie mógłbym- delikatnie odpiął pasy bezpieczeństwa, a mi zrobiło się głupio, że nie mogę zrobić tego sama.

-Ale to właśnie robisz nie odpowiadając na moje pytania- westchnął i położył dłoń na moim policzku, nie spodziewałam się tego więc gwałtownie złapałam jego nadgarstek. Zdawał się nie zdawać z tego sprawy.

-Nie zawsze odpowiedzi są potrzebne, ale skoro tak bardzo chcesz wiedzieć. Zabieram cię do domu, Kath- powiedział miękko i pocałował mnie w czoło. Byłam niemal pewna, że policzki pokryły mi się czerwienią co tylko dodatkowo doprowadzało mnie do szału. Fakt że nie potrafię kontrolować własnych uczuć, dobijał mnie- jesteś urocza- mruknął i ostrożnie wsadził mnie do samochodu. Swoją drogą, czy on chce abym dostała zawału? Takie teksty są zdecydowanie nie na miejscu, kiedy moje serce już i tak bije w zawrotnym tempie.

-Przestań opowiadać bzdury- po raz kolejny zapiął pasy będąc zdecydowanie zbyt blisko.

-To nie są bzdury, naprawdę jesteś urocza, ale błagam cię, przestań już męczyć swoją wargę i nie przegryzaj jej tak, bo jeszcze chwila, a moja samokontrola odejdzie w niepamięć- nieświadoma że to robię, zamknęłam usta i odwróciłam się w drugą stronę, gdybym tylko wiedziała gdzie dokładnie znajduje się Hunter, w życiu nie uderzyła bym go moją pustą głową w twarz. Dogłębnie zawstydzona nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
 
-Przepraszam.. ja..- plątałam się w słowach, chcąc po prostu zniknąć. Mężczyzna oparł się swoim czołem o moje, a ja poczułam jak coś miękkiego łaskocze mnie po policzkach. Pchana zgubną ciekawością wyciągnęłam zdrową dłoń i odnalazłam jego lekko drapiący policzek. Miał lekki zarost, ale to co mnie bardziej interesowało to jego włosy. Bingo. To one drażniły moją skórę. Miękkie włosy sięgały mu do ramion i zdziwiłam się jaką radość sprawiało mi wplątywanie w nie dłoni. 

-Cieszę się, że dobrze się bawisz, ale jakby nie patrzeć, stoimy teraz przy samym wejściu do szpitala i nie tylko wszyscy się na nas gapią, ale też blokujemy przejazd innym samochodom i ambulansom- momentalnie go puściłam i schowałam twarz w rękawach za dużej bluzy. W odpowiedzi otrzymałam tylko radosny śmiech i trzask zamykanych drzwi. Co za wstyd. Nie ma co, Katherino Hope staczasz się, jak uroczy bałwanek, któremu właśnie urwano głowę i zrzucono w dół kanionu. Nie dość że zaliczysz bolesny upadek, to jeszcze w trakcie będziesz topić się pod naporem spojrzeń, których nawet nie zobaczysz. 

***

Droga okropnie mi się dłużyła i powoli zaczynałam wariować od tej ciszy.

-Daleko jeszcze? Która jest w ogóle godzina?- zajęczałam niczym małe dziecko.
 
-Pytałaś 10 minut temu, a skoro wtedy była 12:25 teraz jest 12:35, czyli jeszcze pół godziny do celu.

-Dziwisz mi się? Nic nie widzę, więc nie mogę spojrzeć za okno, czy sama sprawdzić godziny, a ty nawet nie raczysz włączyć radia- fuknęłam, zła że musiałam mu to w ogóle tłumaczyć. Jak na zawołanie w samochodzie rozbrzmiała muzyka, a ja poczułam się nieco pewniej. 

-Może zagramy w pytania?- podniosłam brwi do góry, bo za cholerę nie umiałam tego zrobić tylko z jedną. Nie mam pojęcia, jak niektórzy opanowali tą umiejętność. 

-To znaczy? Coś jak prawda czy wyzwanie, ale bez wyzwań?- wiem, zabrzmiało to mega inteligentnie, ale taka właśnie byłam, prosta. 

-Mniej więcej, pytanie za pytanie. 

-To dziecinada. Sam wymyśliłeś coś tak głupiego?- chciałam go zranić, odstraszyć, ale jak zwykle uzyskałam przeciwny efekt. Zaśmiał się pod nosem. 

-To ciekawe, biorąc pod uwagę, że to ty, to wymyśliłaś- nie sądziłam że coś może mnie przybić jeszcze bardziej. Wstyd to chyba będzie jedyne uczucie, które będę przy nim odczuwać. 

-Naprawdę? Nie przypominam sobie- wypaliłam, modląc się, aby odczytał tą nutkę ironii, którą zawarłam w tej wypowiedzi. Na szczęście zaśmiał się. Boże, jak on cudownie musi wyglądać z uśmiechem. Co ty wygadujesz? Zaczynasz wariować. 

-,,Twoja szczerość za moją". To są dokładnie słowa, którymi się do mnie zwróciłaś. 

-Pamiętasz każdą naszą rozmowę? To trochę straszne, byłeś moim stalkerem?! 

-Głupia. Oczywiście że nie, byłem twoim porywaczem- dlaczego to ostatnie wypowiedział tak poważnie?- żartuję, dzieciaku- dzieciaku? Trochę mało pociągająco, jak na fakt że mieliśmy zostać małżeństwem- wchodzisz w to? 

-Co?! Że co!?- czy on pyta mnie o małżeństwo?  

-Zagramy?- wypuściłam powietrze z płuc. Czyli to o wyjściu za mąż, było tylko w mojej głowie. Na szczęście. 

-Pewnie, skoro to mój pomysł musiał być świetny- powiedziałam zaprzeczając samej sobie z przed 5 minut- po za tym czas szybciej zleci, więc czemu nie. Ty to zaproponowałeś, więc zacznij- po chwili, w końcu się odezwał. 

-Czy jesteś na coś chora?- spięłam się, pierwsze pytanie, a on już zrzucił na mnie bombę. 

-Nie- odpowiedziałam mechanicznie, mama zabroniła mi o tym mówić i on nie był wyjątkiem.. chociaż chwila..- podobno jesteś moim narzeczonym i nie wiesz o mnie podstawowych rzeczy? 

-Oczywiście że wiem Kath, chciałem sprawdzić czy mi ufasz- zacisnęłam zęby. 

-I jak wypadłam?- burknęłam wkurzona że mnie sprawdzał.  

-Dobrze, spokojnie. Od teraz będę zadawał tylko pytania na które nie znam odpowiedzi. 

-A są takie stalkerze? Nieważne. Moje pytanie brzmi, jak się poznaliśmy?- powiedziałam cicho, będąc prawdziwie ciekawa. 

-Nie sądziłem że o to zapytasz- ja też- po raz pierwszy zobaczyłem cię, gdy wracałaś z treningu. Byłem z moimi znajomymi. 

-A co ja tam robiłam? 

-Rozmawiałaś z Evie, ona też tam była. 

-Jako twoja znajoma?- ciężko mi było w to uwierzyć. 

-Mniej więcej. 

-Szczerze? Mało romantyczne to nasze pierwsze spotkanie- nie wiem czego oczekiwałam, kwiatów? Fajerwerków? Tęczy? Rzygających jednorożców? 

-Za to drugie było spektakularne. 

-Zamieniam się w słuch. 

-To będzie kolejne pytanie. 

-Nieprawda, żadnego nie zadałam, to ty powiedziałeś A, więc musisz powiedzieć i B. 

-Zgoda, szczwana lisico. Na naszym drugim spotkaniu spadłaś z wiaduktu, a ja cię uratowałem. 

-Najpierw mnie tam wrzucając?- zażartowałam. 

-To nie było zabawne Kath, nigdy bym cię nie skrzywdził- zmieszałam się lekko, czemu potraktował to tak poważnie. 

-Przecież wiem- nic nie powiedział- jesteś zły? 

-Na ciebie? Nigdy.  

-Właśnie widzę. 

-Naprawdę Kath- złapał mnie za dłoń leżącą na moim kolanie i splótł ją ze swoją. To raczej nie było bezpieczne, biorąc pod uwagę że prowadził- po prostu nienawidzę myśleć, o tym że może stać ci się krzywda- zadrżałam gdy przyłożył moją dłoń do swoich ust i delikatnie ją pocałował.  

-To jest życie, takie rzeczy się dzieją, codziennie- poczułam na swojej ręce jak spiął mięśnie. 

-Nie tobie, nie, gdy jesteś przy mnie. Już nie- powtarzał niespokojnie. Nie wiedziałam o czym myślał, ale na pewno było to coś strasznego. Chcąc go uspokoić, oddałam jego uścisk, ściskając napiętą, silną dłoń. Dłoń która obroniłaby mnie przed tym światem. Dłoń dzięki której czułam się bezpieczna. To głupie, a ja pewnie upiłam się tym soczkiem gazowanym za 3,60, który piłam rano, ale kogo to obchodzi? Na pewno nie mnie, nie teraz.

*** 

-Jesteśmy- zgasiłem silnik i spojrzałem na moją, małą Kath. Zasnęła. Wyciągnąłem dłoń i delikatnie, żeby jej nie zbudzić, przejechałem nią po jej policzku. Była taka krucha, ale żyła, oddychała i siedziała obok mnie. Byłbym głupcem, gdybym tylko cieszył się z jej obecności, ja się bałem. Byłem cholernie przerażony, że coś ponownie może jej się stać. Wystarczająco już wycierpiała, nie mogłem jej znów nakładać tego ciężaru na ramiona. Zdawałem sobie sprawę, jak ciężko miało być, trwała wojna między dwoma potężnymi, magicznymi światami, ale mimo to, miałem zamiar zapewnić jej bezpieczeństwo. Zasłużyła na to. Te kilka tygodni, dogłębnie uświadomiło mi że dosłownie wszędzie Kath może być narażona na niebezpieczeństwo, nieważne czy w swoim czy w moim świecie. Wiedziałem jedno, moja mała blondynka, którą trzymałem w ramionach niosąc do domu, była moją mate i za wszelką cenę zamierzałem ją chronić. Sprawię, że przypomni sobie o mnie, wybaczy i w końcu będziemy szczęśliwi. 

-Katherine! 

-Shh śpi- powiedziałem cicho do Grace, która wybiegła z domu jak oparzona. 

-Hunter! 

-Mamo, proszę cię. Ona śpi. 

-Oh przepraszam- szepnęła mama, spoglądając z czułością na moją kruszynę. Przysiągłem, że jeśli jeszcze ktoś wybiegnie z tego domu z krzykiem, to nie ręczę za.. 

-Wariatka i Psychol!!!- nie wierzyłem, a jednak. 

-Zamknij się Keith, ty idioto- Cheryl wyręczyła mnie i uciszyła tego kundla swoją pięścią wycelowaną prosto w jego wygadaną twarz. 

-Czemu tak agresywnie?- jęknął. 

-Bo inaczej do ciebie nie dotrze. 

-Dobrze, dość tego kochani, przecież Hunter nie będzie z nią stał tyle czasu- właściwie mogłem, Katherine zawsze była lekka, ale teraz przez wypadek i szpital schudła jeszcze bardziej. Musiałem się tym poważnie zająć, moja mate, musi być zdrowa i silna. 

-Zaniosę ją do pokoju. Keith za 10 minut w moim gabinecie, zdasz mi raport z tego co działo się gdy mnie nie było. 

-Myślę że będziesz potrzebował więcej czasu, synku. Mamy dla ciebie niespodziankę- nie lubiłem tego słowa, z tego zawsze były kłopoty- Grace zaprowadź go, im mniej nas będzie tym lepiej. 

-Czyli nie mogę iść? 

-Nie Keith, i nie wyj- powiedziała Cheryl trzymając go za kaptur od bluzy. 

-Może najpierw położę Kath. 

-Nie, właśnie ona jest tam najważniejsza- co oni wykombinowali? Po kilku minutach już wiedziałem. 

-Każdy wie w jakim stanie jest Katherine, ona potrzebuje teraz ciszy, spokoju i ciebie- to, to się nie wyklucza?- a nie rozbrykanych wilkołaków. Pomyśleliśmy że powinniście mieć kąt dla siebie. Dlatego odnowiliśmy stary domek naszych rodziców. Nie był używany od ponad stu lat, ale po kilku tygodniach ciężkiej pracy, doprowadziliśmy go do ładu- byłem w szoku, drewniany, mały domek przed którym stałem, był swoistą historią naszej watahy- jest do waszej dyspozycji. Dodatkowo zadbaliśmy też o zabezpieczenia, nie mogliśmy objąć ochroną całej posiadłości, ale to miejsce jest na tyle małe, że członkowie stada Iana spokojnie stworzyli magiczną barierę. Kath będzie całkowicie bezpieczna, przed istotami nadnaturalnymi. To miejsce maskuje też zapach- byłem w szoku. 

-Ja.. 

-Po prostu podziękuj i idź odpocznij. Należy wam się, po takim czasie zasłużyliście na bycie szczęśliwym, i postaraj się aby szybko sobie o nas przypomniała, tęsknimy. 

-Jasne i dzięki Grace, to naprawdę niesamowite- uśmiechnęła się do mnie i zostawiła nas samych, w naszym azylu, miejscu gdzie Kath nareszcie będzie bezpieczna i tylko moja. 

 *** 

Oj długa przerwa :) ale strasznie dużo się działo :) Oceny, urodziny, prawo jazdy, wyjazdy, byłam i w sumie nadal jestem, okropnie zmęczona, ale rozdziału nie mogłam sobie odpuścić :) Dzięki że jesteście ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top