Rozdział 27 Szalona

-Musimy rozwiązać to w miarę możliwości bez przelewu krwi- powiedziałem pochylając się nad mapą stanu Michigan.

-Jeśli będzie to możliwe, w co szczerze wątpię- rzucił Keith, będąc śmiertelnie poważnym. Trzeba mu było oddać, że na co dzień podchodził do wszystkiego z dystansem, ale kiedy chodziło o bezpieczeństwo stada, zmieniał się diametralnie, to był jego priorytet. Dlatego też mimo iż każdy znał go jako szalonego przyjaciela, nikt nie chciał się z nim zmierzyć w walce.

-To prawda, to co chce Levande, to nie przymierze, a ofiary- trudno było mi się z nimi nie zgodzić, podświadomie wiedziałem, że bez walki się nie obędzie.

-W pojedynku fizycznym są słabi, wystarczy..

-W tym może są Keith, ale nie zapominaj, że to nie tutaj kryje się ich siła- powiedziałem przypominając im o ostatniej bitwie jaką z nimi stoczyliśmy.

-W takim razie my też potrzebujemy mentalnie uzdolnionych istot po naszej stronie- zaproponował Blake.

-Tak to świetny pomysł! Tylko skąd wytrzaśniesz teraz cały batalion czarownic, medium i może jeszcze banshee na dokładkę?- zironizował Keith, nie komentowałem tego, wiedziałem że nienawidził wszystkiego, co miało w sobie choć odrobinę magii. Nie mogłem jednak stawiać jego traumy ponad całe stado.

-Ian- rzuciłem czekając aż rozpęta się burza.

-Hunter! Czyś ty do reszty zwariował?! Przymknąłem na to oko ostatnim razem, bo w grę wchodziło życie twojej mate, a naszej Luny, ale to był tylko jeden raz! Czy ty naprawdę zapomniałeś już co zrobił? Ot tak mu wybaczyłeś?!

-Keith, nie czas teraz na wyciąganie przeszłości.

-Czyżby? Skąd wiesz że w czasie tej wojny, nie wbije ci noża w plecy? Już raz to zrobił, czemu miałby tego nie powtórzyć- mruknął pod nosem, zaciskając pięści.

-To było 10 lat temu, byliśmy tylko głupimi szczeniakami rządnymi władzy.

-I według ciebie to go usprawiedliwia? Wiesz co? Patrząc na ciebie, jaką zrobiłeś się miękką kupą gówna, chyba nie chcę żeby wpojenie mnie dosięgło- nie wytrzymałem, złapałem go za koszulę i walnąłem o ścianę przytrzymując go na niej.

-Jeszcze masz coś do powiedzenia?- wycedziłem przez zaciśnięte zęby.

-Owszem, zastanów się dobrze co jest ważniejsze, lojalność, czy brudne więzy krwi, które skłoniły cię do wybaczenia temu skurwielowi- moja pięść sama wycelowała i przyłożyła chłopakowi, który mimo że był moim przyjacielem, poruszał coś czego nie powinien.

-Dobra, dość. Nie ma teraz czasu, na nierozwiązane żale z przeszłości- rozdzielił nas Blake, kiedy zauważył że jesteśmy zaledwie sekundy od przemiany.

-Blake, znajdź jak najwięcej miejsc stacjonowania osób ze zdolnościami mentalnymi, trzeba zwerbować ich tak dużo jak tylko się da. Ty- spojrzałem na Lightwooda- wulkanie popierdolenia zajmij się jak najlepszą ochroną podczas Nocy Duchów, w ten jeden wieczór nic nie może się nikomu stać.

-Powiedz od razu że to Kath ma się nic nie stać- warknął poprawiając kołnierzyk.

-Tak, masz rację- powiedziałem władczo- Kath ma być bezpieczna, tak samo jak Cheryl, Grace, moi rodzice, Blake.. i ty idioto, więc przestań na siłę starać się zrobić ze mnie tego złego żebyś mógł spokojnie mnie nienawidzić, bo to ci się nigdy nie uda. Straciłem już jednego brata, i nie pozwolę aby to stało się ponownie- powiedziałem, po czym złapałem kurtkę i wyszedłem z Exodusa. Kiedy nakładałem mój kask usłyszałem krzyk.

-Hunter! Czekaj!- Keith podszedł do mnie i odetchnął głośno- przepraszam- wiedziałem że ledwo mu to przeszło przez gardło, Lightwoodowie rzadko kiedy przyznają się do błędu, to po prostu rani ich dumę- wiem, że zachowałem się jak skończony kretyn.

-W porządku stary, nie jestem na ciebie zły, sam często mam takie myśli, jednak teraz kiedy poznałem Katherine wszystko się pozmieniało. Nie ja jestem na pierwszym miejscu, a ona. Kiedyś to zrozumiesz- powiedziałem, założyłem kask i odjechałem kierując się do posiadłości gdzie zostawiłem mój powód rozmyślań. Z pewnego rodzaju ekscytacją wjechałem na teren posesji. Gdy znalazłem się na korytarzu uaktywniłem swoje wilcze zdolności chcąc jak najszybciej znaleźć Kath. Blake i Keith właśnie wjechali do garażu kiedy z rosnącym zdenerwowaniem nie mogłem usłyszeć bicia serca blondynki.

-Hunter co się stało? Stąd czuję jak tryska od ciebie gniew- powiedział Blake schodząc ze swojego motoru.

-Możesz wyczuć Grace? Bo ja niekoniecznie, co ta cholera znów wymyśliła!- chłopak syknął na moje słowa.

-Pamiętaj że Grace jest nie tylko twoją siostrą, ale też moją mate, więc wstrzymuj się bo skopię ci tyłek- zignorowałem jego groźby i zaciągnąłem się powietrzem szukając zapachu Hope, przy okazji dając jej znak, po przez moje oznaczenie, marne było prawdopodobieństwo że zrozumie o co chodzi, ale zawsze można było spróbować- są w..

-W hali- syknąłem z furią odnajdując moją zgubę.

-Hunter spokojnie-powiedział Keith, podchodząc do mnie.

-Wiedziały, każdy wiedział, że zabroniłem zabierania jej gdziekolwiek bez mojej zgody!

-To Cheryl i Grace, daj spokój, Kath z nimi bezpieczna.

-No właśnie Keith! To Cheryl i Grace, są dla mnie rodziną, więc myślałem że kto jak kto, ale one mnie zrozumieją i posłuchają!- warknąłem i swoim wilczym tempem ruszyłem do hali. Już po niecałej minucie byłem na miejscu, czułem za sobą obecność Keitha i Blakea, którzy za pewne chcieli mnie powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego. Wcale im się nie dziwię, Grace jest mate Blakea, a Cheryl siostrą Keitha. Zapominali tylko o jednym dla mnie Grace także jest siostrą, a Cheryl najlepszą przyjaciółką, nigdy nie zrobiłbym im krzywdy, ale nakrzyczeć nikt mi nie zabroni. Wszedłem szybko do ciemnego pomieszczenia i kiedy w końcu wzrokiem znalazłem Kath, moje serce prawie podeszło mi do gardła. Dziewczyna z premedytacją wspinała się po drabinkach i była już prawie na samej górze.

-Kath!- krzyknąłem, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę.

-Cicho!- krzyknęła, i przełożyła swoje nogi przez drabinki. Co za wariatka!- i najważniejsze! Na tym etapie nie możesz się bać!- rzeczywiście, jak chce się popełnić samobójstwo to nie można się bać- kiedy jesteś..już zaczepiona nogami musisz się puścić!- słucham?!

-Katherine nie!- posłuchaj mnie ty wariatko!

-Puszczasz się... i powoli dłońmi... szukasz podłoża! Teraz!- nie zastanawiając się nawet sekundy ruszyłem w jej stronę i tylko dzięki mojemu wilkowi zdążyłem uchronić ją przed upadkiem. Moje serce biło jak oszalałe kiedy trzymałem ją w swoich ramionach. Teraz była bezpieczna, a ja poczułem niewyobrażalną ulgę, uświadamiając sobie, że gdybym przyszedł tylko chwilę później mogłoby to się skończyć zupełnie inaczej.

-Boże Kath, ty wariatko- wyszeptałem wciąż drżąc od emocji. Ona natomiast spojrzała na mnie, a ja dopiero wtedy wyczułem od niej alkohol.

-Hunter?- szepnęła równie cicho i ku mojemu zaskoczeniu położyła dłoń na moim policzku, który mimowolnie przemierzyła jedna łza kiedy uświadomiłem sobie że było tak blisko od stracenia jej.

-Co ci strzeliło do głowy? Aż tak bardzo chcesz się ode mnie uwolnić?- podświadomie wiedziałem że nie o to jej chodziło, sama jednak utwierdziła mnie w tym przekonaniu przyciągając mnie do siebie i całując. Pierwszy raz to zrobiła. Pierwszy raz sama z własnej inicjatywy mnie pocałowała i naprawdę miałem w głębokim poważaniu to że była kompletnie pijana. Zrobiła to, a to oznaczało że musiała, choć w minimalnym stopniu, coś do mnie czuć. Nie zmieniało to jednak faktu iż byłem cholernie wściekły. Chciałem się od niej odsunąć ale i tym razem mnie zaskoczyła przytrzymując mnie przy sobie drugą ręką. Jęknąłem cicho w jej usta czując jak się poddaję. Ta dziewczyna robiła ze mną złe rzeczy. Sama w końcu odsunęła się ode mnie żeby złapać oddech, ludzie są pod tym względem mniej wytrzymali niż my. Uśmiechnęła się szeroko i pogładziła mnie po twarzy zagryzając wargę. Ona nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo musiałem się kontrolować żeby nie rzucić się na nią tu i teraz.

-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś cholernie przystojny?- mimowolnie parsknąłem śmiechem. Jak dużo musiała wypić żeby powiedzieć do mnie coś takiego?

-Zdarzało się- odpowiedziałem i z nadal z nią na rękach odwróciłem się do moich ,,przyjaciół", kiedy spojrzałem na Grace i Cheryl zauważyłem że również są wstawione, ale ich proces trzeźwienia już się rozpoczął, takie życie wilkołaka.

-Hunter, ja.. przepraszam, nie zauważyłam kiedy ona się tam znalazła..- plątała się moja siostra, która chyba dopiero zdała sobie sprawę z powagi sytuacji.

-Oczywiście Grace, bo nigdy nie mówiłem wam żebyście jej tu nie zabierały- podchodziłem do nich coraz bliżej, kiedy to Kath bezceremonialnie kreśliła sobie palcami kółka na mojej szyi i klatce piersiowej. Skupienie przychodziło mi przez to dużo trudniej- wszystko co robię lub mówię ma swój powód.

-Nie możesz zaprzeczyć, że jesteś też stanowczo nadopiekuńczy.

-A jak mam nie być?! Zostawiłem ją z wami, najbardziej zaufanymi osobami i co się stało? Już bezpieczniejsza była z Ianem!

-Nie przesadzaj braciszku, nie musimy tutaj wyciągać takich ciężkich dział. Po za tym wszystko było dobrze, gdyby.. nie te niebezpaczne...niestabline.. cholera! Niebezpieczne drabinki- plątała się we własnych słowach, nadal będą pod wpływem alkoholu.

-Dlatego zabroniłem zabierać ją po za teren posiadłości, a już szczególnie do hali gdzie trenujemy młode! Nadal nie widzisz sensu w moim zakazie!?- miałem już dość tego wszystkiego, dodatkowo Kath która ciągle coś mruczała pod nosem i dotykała mnie to tu to tam, nie ułatwiała mi zadania jakim było myślenie.

-Jesteś taki ciepły- szepnęła i wtuliła się nosem w moją szyję. Ona jest niemożliwa.

-Pogadamy jutro jak wytrzeźwiejecie, teraz sam muszę zając się Katherine którą upiłyście na umór- nie patrzyłem więcej na nikogo, tylko wyszedłem kierując się do swojego pokoju. Po dotarciu na miejsce podszedłem do łóżka i delikatnie ułożyłem na nim Kath, która zasnęła mi w ramionach. Nim zdążyłem ją przykryć jej ręka złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie. Spojrzałem na nią. Jej szare głębokie oczy wywiercały we mnie dziurę. Czyli jednak nie spała. Drgnąłem kiedy ręką przejechała od mojej szyi przez klatkę piersiową swoją drogę kończąc przy moich jeansach- Kath?

-Tak?- powiedziała to takim niewinnym głosem, że aż zawarczałem- jesteś wysportowany- stwierdziła- ale przez koszulkę nie widzę wyraźnie- mruknęła niezadowolona i złapała koniec mojego ubioru i pociągnęła do góry. Co ona wyprawiała? Nim jakkolwiek zareagowałem już zdążyła dotknąć mnie swoją ciepłą dłonią, na co zacisnąłem pięści na pierzynie, które podpierały się po bokach jej głowy.

-Kath, przestań- złapałem jej rękę zabierając ją ze swojego ciała i przytrzymałem nad jej głową.

-Dlaczego?- spytała oblizując wargi, które coraz bardziej mnie kusiły.

-Bo jesteś pijana.

-Nie- zaprzeczyła i uniosła się lekko przybliżając swoją twarz do mnie i patrząc na mnie intensywnie- jestem rozpalona. Jest mi tak gorąco że chyba wybuchnę, a powodem dlaczego tak jest, jesteś ty. Ty i twoja trudna, tajemnicza osobowość, ty i twoje dłonie, ty i twoje zachowanie, ty i twoje ciało.

-Jesteś pewna że to nie procenty?- zapytałem żartobliwie i podniosłem się schodząc z mojej uroczej pijanej blondynki. Miałem zamiar iść się umyć, a raczej zmyć z siebie napięcie, które powstało w moim ciele. Kath miała jednak wobec mnie inne plany. Gwałtownie podbiegła do mnie i dosłownie wpadła na mnie obejmując mocno w pasie. Znów zabrakło mi powietrza przez jej nagłą bliskość.

-Nie idź.

-Myślę że powinnaś się przespać- rzuciłem będąc już na granicy wytrzymałości.

-Czemu nie chcesz mnie kochać?- powiedziała cicho i podniosła na mnie swój wzrok, który dzięki wilczym zdolnościom świetnie odczytywałem w półmroku pomieszczenia.

-To nie byłoby kochanie Kath, tylko wykorzystanie.

-Nie, dopóki ja tego chcę- szepnęła i wspinając się na palce po raz kolejny zaburzyła moją samokontrolę całując mnie z taką żarliwością, że nie mogłem więcej jej odpychać. Zaborczo przyciągnąłem ją do siebie i objąłem jedną ręką w pasie, a drugą położyłem na jej gorącej szyi. Pod palcami czułem jej przyśpieszony puls, który pobudzał mnie jeszcze bardziej. Wiedziony dzikim wręcz instynktem złapałem ją za uda i podniosłem do góry sprawiając że oplotła mnie nogami w pasie, a ja mogłem podtrzymywać ją za jej napięte pośladki. Kompletnie zapominając że mam w swoich ramionach człowieka, w nadludzkim tempie obróciłem nas i przycisnąłem ją do zimnej ściany. Jęknęła cicho kiedy przeszedłem z pocałunkami na jej szyję, powoli rysując na jej skórze drogę aż do mojego oznaczenia, które pocałowałem delikatnie wiedząc że nawet najmniejszy dotyk w tym miejscu wywołuje u niej ogromne emocje. Katherine z powrotem przyciągnęła mnie do siebie przegryzając moją dolną wargę co rozpaliło mnie jeszcze bardziej, nie panując nad sobą rzuciłem ją na łóżko i szybko znalazłem się nad nią zatapiając się w jej słodkich ustach. Mruknąłem kiedy jej dłonie znalazły się pod moją koszulką sunąc po moim torsie. Sam nie byłem jej dłużny i z cichym warknięciem rozerwałem jej białą bluzkę uwalniając dwie mleczne półkule ukryte pod czarnym koronkowym stanikiem- Hunter- jęknęła szarooka i dopiero wtedy dotarło do mnie co tak naprawdę robię. Nie dość że formalnie jest jeszcze nieletnia, to w dodatku w sztos pijana. Oderwałem się od niej i złapałem jej ręce, kiedy znów chciała mnie przyciągnąć.

-Nie Kath, przestań.

-Dlaczego? Chcesz tego..

-Owszem, ale ty nie. Wydaje ci się że w tej chwili jesteś gotowa, ale to nieprawda. Pamiętaj kochanie- przybliżyłem się do niej- kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy będę się z tobą kochał, ale będziemy wtedy oboje trzeźwi i obiecuję że nie dam ci tego zapomnieć- powiedziałem, po czym przykryłem ją pościelą nie chcąc kusić losu i poszedłem do łazienki zmyć z siebie pożądanie, które powstało przez tą małą kusicielkę.

***

Jęknęłam przeciągle kiedy poczułam niewyobrażalny ból głowy. Otworzyłam oczy i skrzywiłam się protestując przeciwko promieniom słonecznym, które skakały po mojej twarzy. Mimo towarzyszącego mi złego samopoczucia podniosłam się i rozejrzałam po pokoju, nikogo nie było. Może to i lepiej, na pewno wyglądałam tragicznie. Z ociąganiem ruszyłam do toalety, załatwiłam swoje najpilniejsze potrzeby i dopiero wtedy spojrzałam w lustro.

-Cholera- wyrwało mi się kiedy zobaczyłam co w tej chwili sobą reprezentuje. Najistotniejszym elementem chyba było to, że moja bluzka była rozdarta od dekoltu aż do pępka. Dodatkowo przez całą moją szyję ciągnęły się pojedyncze malinki- jak ja to teraz ukryję?- nie wspominałam już o potarganych włosach i podkrążonych oczach, bo u mnie z rana to była norma. Szybko wskoczyłam pod prysznic zmywając z siebie całe zmęczenie. Niestety boląca głowa i suchość w gardle, to nie jest coś co także mogłam załatwić zwykłą wodą.

-Katherine?!- usłyszałam krzyk który niewątpliwie należał tylko do jednej osoby.

-Chwila!- odkrzyknęłam wiedząc że jeśli to zignoruję może to skończyć się wyważeniem drzwi. Ubrana i względnie ogarnięta opuściłam łazienkę konfrontując się z Bloodyworthem, który nie był w najlepszym humorze.

-Jak głowa? Dokucza?- spytał posyłając mi krzywy uśmiech.

-Nie, a czemu?- postanowiłam przez chwilę udawać głupią, z nadzieją że to zadziała.

-Wiesz sam nie wiem, w końcu nie próbowałaś się wczoraj zabić, ani mnie wykorzystać- zatkało mnie.

-Słucham? Wykorzystać ciebie? To ja mam na sobie jawne dowody napastowania!- wyrzuciłam wskazując na swoją szyję.

-Jesteś naprawdę oryginalna Kath, nie wiem czy słyszałaś, ale powiedziałem też że prawie popełniłaś samobójstwo, a jedyne o czym ty myślisz to..

-W końcu gdyby mi się udało, to już byłabym martwa i naprawdę nie obchodziłyby mnie twoje zarzuty napastowania, a tak.. to sam widzisz- zamknęłam z zażenowania oczy, mając nadzieję że wyczuł sarkazm w mojej wypowiedzi.

-Rzeczywiście to całkiem logiczne- parsknął i podszedł do mnie wręczając mi małe białe tabletki- to na ból głowy, weź i popij tym- w drugą rękę dostałam szklankę z jakimś mętnym płynem- to elektrolity. Przyda ci się, po tej nocy wypłukałaś już chyba wszystko co miałaś w żołądku- chwila. to znaczy że ja.. Spojrzałam na łóżko i skrzywiłam się kiedy zobaczyłam niedaleko stojącą miskę.

-Przepraszam- jęknęłam słabo.

-W porządku, nie zamierzam ci dokuczać, twoje powracające wspomnienia, zrobią to za mnie. Idę na trening, wrócę za cztery godziny, Grace się tobą zajmie- zaśmiał się, pocałował mnie w czoło i opuścił pomieszczenie. No to pięknie. Byłam strasznie ciekawa o jakich wspomnieniach mówił, chociaż po jego minie wywnioskowałam że o żadnych pozytywnych.

-W coś ty się wpakowała- jęknęłam- szalona wariatka.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top