Rozdział 2 Mate, nie mate

-Skup się!! Dobrze! Tak, odbij się z prawej nogi, nie zapominaj o tym!- krzyczała Lilian moja trenerka, na pierwszy rzut oka wydawała się sroga, jednak kiedy poznało się ją bliżej, okazywała się całkiem dobrym kompanem do rozmowy, oczywiście jeśli właśnie nie prowadziła treningu. Po kolejnej godzinie, cała spocona, ale zadowolona stanęłam przed nią chcąc wysłuchać tego co ma mi do powiedzenia- brawo, jednak jak chcesz to potrafisz- uśmiechnęłam się, w jej ustach to była gigantyczna pochwała- wypocznij i nie forsuj się, w sobotę jedziemy na małe zawody do Fenton.

-CO? Przecież miały być dopiero za miesiąc?

-Spokojnie, mówiłam że to małe zawody, a tobie przyda się jakaś świeża wygrana tuż przed głównymi zawodami- westchnęłam, a myślałam że w sobotę sobie poleniuchuje. Po ogarnięciu się wyszłam przed budynek, i w tym samym momencie telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałam.

-Katherine spóźnię się 5 minut był wypadek na głównej drodze i muszę pojechać boczną.

-Mamo spokojnie nic mi się nie stanie przez 5 minut- zaśmiałam się, chcąc aby wyluzowała. Odkąd przestałam brać po dwie tabletki zrobiła się jeszcze bardziej opiekuńcza. A to dopiero dwa dni!- Ok to spokojnie, nie śpiesz się. Wole dłużej poczekać, niż potem słuchać taty ile mandatów przychodzi za twoją piracką jazdę- zaśmiała się, uff to dobrze- to do zobaczenia- rozłączyłam się chowając telefon i ręce do kieszeni dużej bluzy. Dobrze, że hala nie leży na głównej ulicy, bo jakby ktoś mnie w takim stanie zobaczył to chyba by zemdlał. Nie ukrywam że moja mama uwielbia porządny wygląd, dlatego też do szkoły zawsze chodzę ubrana w schludne jasne sweterki, jeansy ale takie bez dziur i żadnego najmniejszego obtarcia, a do tego srebrna drobna biżuteria, naszyjnik i kolczyki, a także związane pofalowane blond włosy. Rozpuszczone sięgają mi do obojczyków, ale nie pamiętam kiedy publicznie ostatni raz ich nie spinałam. Niestety, jak się jest gimnastyczką, to prawie cały czas ma się je spięte. Wyciągnęłam słuchawki, jednak nim zdążyłam je odplątać usłyszałam głośne rozmowy, a raczej krzyki. Spojrzałam w stronę ulicy na której znajduje się Exodus. Właśnie stamtąd wychodziło około dziesięciu osób. Paru chłopaków i dziewczyn, zachłysnęłam się powietrzem kiedy zobaczyłam jak jedna z niesamowicie seksownych dziewczyn (trzeba jej to przyznać) zawiesiła się na ramieniu bad boya, którego obserwowałam kilka dni temu, oraz tego (prawdopodobnie) który mknął swoim ścigaczem po autostradzie. Dopiero po kilku sekundach zorientowałam się, że przyglądam im się zbyt długo. Odwróciłam wzrok, jednak po chwili co innego przyciągnęło moją uwagę.

-To nie fair, dlaczego zawsze muszę się was słuchać- znałam ten głos, chwila.

-Bo to ty jesteś tutaj szczeniakiem, ciesz się że w ogóle pozwalamy ci z nami chodzić- rzuciła jakaś dziewczyna. Mnie jednak interesowała ta wcześniejsza, a raczej jej głos. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę.

-Zostaw ją Brittany, nie tego się uczy młode. Nim się obejrzysz, a skoczy ci z pazurami do gardła- to dziewczyna, która obściskuje bad boya.

-Nie jestem młoda Cheryl- wycedził głos, który właśnie poznałam, ale to niemożliwe. Przyjrzałam się dokładnie, drobnej dziewczynie w skórzanej kurtce, która stała na przeciwko tej całej grupki.

-Dobra, w porządku, nie złość się- powiedział głos, przez który całe moje ciało pokryło się gęsią skórką, ten facet, kim on jest?- a teraz idź i zrób to o co cię prosimy.

-Za bardzo się z nią cackasz, nie wiesz że z takimi trzeba krótko- kobieta o imieniu Brittany podeszła do Evie, tej Evie mojej najlepszej przyjaciółki, po czym bezceremonialnie złapała ją za włosy i pociągnęła do siebie- jeśli nie pokaże uległości znowu wywinie nam taki numer jak ostatnio- wycedziła, a raczej warknęła. To była przesada, sama nie wiem kiedy krzyknęłam.

-Evie!!- rzuciłam plecak na ziemię, po czym tak szybko jak to było możliwe podbiegłam do miejsca gdzie stali i patrzyli się na mnie jak na kosmitkę. W sumie nie codziennie jakaś wariatka rzuca rękawicę sześciu napakowanym facetom i czterem groźnie wyglądającym dziewczynom- zostaw ją!- krzyknęłam, i zdziwiłam się kiedy ją puściła. Podbiegłam do Evie, która spojrzała na mnie jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu.

-Kath..- złapałam ją za ramiona, po czym odwróciłam do siebie.

-Nic ci nie jest?- powoli pokiwała na tak, a ja wypuściłam głośno powietrze.

-A co to zlot szczeniaczków?- prychnęła Brittany, już chyba na zawsze zapamiętam jej imię.

-Mogłabym spytać o to samo, szykujesz jakiś zlot suk?- powiedziałam, nawet nie zastanawiając się jakie to będzie miało konsekwencje.

-Co za mała..- rozbrykana Brittany już ruszała w moją stronę, kiedy jakiś chłopak złapał ją za rękę.

-Przestań, ona nie jest nami- powiedział, nie była jednak przekonana. Nadal próbowała dostać mnie w swoje łapska.

-Blake ma rację- cholera, znowu ten przeklęty głos- jeszcze zrobisz jej krzywdę- nie wiadomo czemu, ten tekst strasznie mnie zirytował, jego ton był taki ironiczny. Zacisnęłam tylko zęby i nie patrząc nawet na niego, złapałam Evie za rękę i pociągnęłam przez jezdnię. Co z tego, że było czerwone, skoro przez tych ludzi byłam tak wściekła, że chyba nawet podczas wyścigu formuły 1 bym przeszła.

-Kath, czekaj ja nie mogę..

-Słucham?! Evie ta dziewczyna cię obraziła i pociągnęła za włosy i to wcale nie lekko.

-Kath, nawet tego nie poczułam- spojrzałam na nią jak na wariatkę- to znaczy..

-Evie czy oni cię nękają, szantażują? Proszę cię powiedz coś! Jesteśmy przyjaciółkami prawie całe życie, chyba należy mi się chociaż szczerość, nie uważasz?- byłam rozhisteryzowana, i doskonale o tym wiedziałam, ale moje na pozór idealne życie zaczęło się sypać. Myślałam że mam nad wszystkim kontrolę, a tu proszę- no powiedz coś do cholery!- widziałam jak jej mimika powoli się zmienia, z przestraszonej na gniewną.

-Chcesz naprawdę wiedzieć?! Życie to nie tylko różowe sweterki, matka która wozi ci tyłek przez cały czas i pierze brudy. Największym problemem nie jest matma! Ani rzygający kot. Świat nie jest perfekcyjny i nie kręci się wokół ciebie Katherine Hope. Ani wokół twojej popieprzonej rodzinki, która na siłę udaje szczęśliwą. Wiesz w ogóle z kim mieszkasz? Jaki naprawdę jest Aiden? Nic nie wiesz, a to dlatego że żyjesz w swojej szklanej kuli. Nawet Vivienne nie ma przez ciebie normalnego życia! Wiesz jak to z boku wygląda, jak co jakiś czas twoi kochani rodzice zabierają tylko ciebie, do Detroit i tam bawisz się w najlepsze? Czasem wydaje mi się, że znam twoje rodzeństwo lepiej niż ty!- właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że nie robienie z siebie ofiary o której teraz mówi, było najgorszym błędem, jednak jeśli już teraz uważa mnie za taką osobę, to co będzie jak jeszcze jej powiem że jestem chora. Nic.

-Evie, ja nie wiedzia..

-Nie wiedziałaś!? Nikogo to nie będzie obchodzić! Dorośnij! W życiu nikt nic za ciebie nie zrobi! Wszyscy będą chcieli cię wykorzystać! Rozumiesz! Więc daj mi spokój i wracaj do swojego różowego pałacu- pierwszy raz nie miałam przygotowanego scenariusza. Dzisiejszego dnia już dwa razy złamałam zasady, najpierw wyskoczyłam jak Filip z konopi na tą umięśnioną grupkę, a teraz nie wiem co powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce. Chociaż wtedy jak patrzyłam na jej plecy, na wilka, który oddala się w stronę tej dziwnej sekty, to chyba nie wiem co powiedzieć już byłej przyjaciółce. Zanim zdążyłam coś przeanalizować, usłyszałam klakson. Spojrzałam na granatowego lexusa, który właśnie podjechał, mama. Jak pięciolatka zabrałam plecak i wsiadłam do samochodu chcąc pocieszyć się w ramionach kochanej mamusi. Jak dziecko.

***

-Przepraszam..- łzy spłynęły po ślicznej twarzy Evie Victors- przepraszam Kath.

-Przestań się mazgaić- Brittany była najbardziej zimna i konkretna, nienawidziła słabości.

-To była ta dziewczyna? Katherine Hope?- spytał Alfa. Evie smętnie pokiwała głową, analizując wszystko to, co powiedziała przyjaciółce.

-Dobrze zrobiłaś- odezwała się Cheryl- tak trzeba, jeśli chcesz żeby była bezpieczna. Musisz to przetrzymać przynajmniej przez rok, albo gdy w końcu znajdziesz swojego mate. Wtedy będzie prościej, ale na razie jesteś tykającą bombą. Nie zapominaj o tym.

-Ty nie rozumiesz! Ona mi tego nie wybaczy!- krzyknęła Evie, która miała już serdecznie dość swojej sytuacji- mieliście mnie nauczyć to kontrolować! Czemu nadal nie umiem!- krzyczała, pokazując jak bardzo jest nieszczęśliwa. Nim się obejrzała Blake znalazł się przy niej i mocno złapał za ramiona.

-Uspokój się! Chcesz się przemienić tu i teraz!?- krzyknął na nią, wymuszając na niej posłuszeństwo.

-O tym właśnie mówimy- odezwał się Alfa- nie umiesz kontrolować emocji, jesteś zagrożeniem. Wiesz co by się stało, gdybyś dzisiaj pojechała razem z nią? Rozerwałabyś ją na strzępy, i nawet byś nie mrugnęła. Wiesz czemu? Bo nie wiesz jak słuchać swojego wilka, nie wiesz co zrobić, żeby był ci posłuszny. On by się nie zastanawiał. Pamiętaj, że dopóki go nie nauczysz, nie będzie rozróżniał wroga od przyjaciela. Nikt nie ma pojęcia czemu tak późno zaczął się u ciebie uaktywniać, jednak to co wiemy to to, że teraz będzie jeszcze silniejszy. Dlatego masz omijać tą dziewczynę szerokim łukiem, bo nawet byle kłótnia, może wywołać przemianę, tylko że wtedy może mnie nie być żeby go powstrzymać. Dlatego masz się nas słuchać- Evie czuła jak jej wilk składa uszy, a ona sama zaczyna coraz bardziej szanować Bloodywortha.

***

Złapałem za kask, mając ochotę już tylko znaleźć się we własnym domu.

-To ona?- spiąłem się gdy za moimi plecami pojawiła się Cheryl. Była zdecydowanie zbyt inteligentna i za dobrze się skradała.

-O co ci chodzi?- warknąłem, chcąc dać jej do zrozumienia, że nie mam chęci z nią rozmawiać.

-Nie warcz na mnie, jeszcze nie jesteś Alfą watahy. Dobrze wiesz o czym mówię, ta małolata- zacisnąłem pięści, a Cheryl się zaśmiała- czyli zgadłam- odwróciłem się do niej gwałtownie i zacisnąłem rękę na jej szyi. Dziewczyna nadal się uśmiechała.

-Myślisz że zachowywałbym się tak spokojnie, gdybym przed sekundą znalazł swoją mate*? Nawet ja na tyle nie kontroluje swojego wilka- puściłem ją, a ona widocznie miała z czymś problem.

-Przecież wyraźnie czułam jak twoje serce przyśpieszyło na jej widok, a ciało drżało gdy tylko otwierała usta- nie poddawała się.

-Kurwa, Cheryl, wiem o tym nawet lepiej niż ty! To nie zmienia jednak faktu, że nie jest nią.

-Może i masz rację. W końcu gdyby naprawdę była twoją przeznaczoną, nie wypuściłbyś jej przez najbliższe miesiące z ramion w obawie że zniknie. Co te czekanie robi z wilków- zaśmiała się, bezczelnie przypominając mi, że już 15 lat szukam swojej mate. Wilki zaczynają przemieniać się i odczuwać tą potrzebę w wieku 16 lat i od tego momentu czekają na kogoś nieokreślonego- Szkoda, musisz nadal się wstrzymywać. Chociaż może to i lepiej, po pierwsze licząc na nasze wilcze lata to jeszcze dziecko, po drugie jest rozpieszczona i zbyt idealna jak dla ciebie, zniszczyłbyś ją jak porcelanową laleczkę- warknąłem niebezpiecznie- no co?- spojrzała na mnie z rozbawieniem, który szybko został zastąpiony smutkiem- i po trzecie, ona jest człowiekiem, wiesz co to oznacza- wiedziałem i to bardzo dobrze. Mate, która jest człowiekiem to najgorszy i najboleśniejszy możliwy traf. To jak rzucanie monetą. Są dwie drogi, pierwsza: na zawsze zostanie człowiekiem i kiedy ty będziesz piękny i młody ona w pewnym momencie zestarzeje się i umrze, taki wilk najczęściej też popełnia samobójstwo z tęsknoty. Druga: przemiana ludzkiej mate w wilkołaka, niestety jest to jeszcze bardziej ryzykowne. Organizmy ludzi są różne, niektóre przyjmują ugryzienie, a inne je odrzucają. Nigdy nie wiesz, to pieprzona loteria żyć. Dlatego właśnie żaden wilk, nigdy nie chce mieć człowieka za mate. Ignorując Cheryl, ruszyłem z piskiem decydując się na okrężną drogę do domu. Mój wilk dziwnie się miotał, niestety musiałem przyznać, że zaczęło się to w momencie zobaczenia Katherine Hope. Wiedziałem jednak że nie jest to uczucie znalezienia mate. Czym więc to było?

*Mate- dla wilka to jego bratnia dusza, druga połówka. W ciągu swojego życia, znajdują siebie nawzajem i są ze sobą już do końca. Człowiek też odczuwa tą więź, jednak jest dużo słabsza. Siła przywiązania, rośnie też z pozycją w stadzie np. Alfy czują ją dużo mocniej niż Bety czy Delty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top