Rozdział 18 Na zawsze moja
Ciężko oddychałam kiedy Hunter w końcu się ode mnie odsunął, próbowałam spowolnić kotłujące się w piersi serce, co nie powstrzymało mnie przed kolejną próbą odepchnięcia go.
-Jak mogłeś to zrobić?! Co ty sobie myślisz?- zaśmiał się cicho.
-Myślę że ciągle próbujesz zaprzeczyć sama sobie, dobrze wiem jak na mnie reagujesz, jak drżysz gdy cię dotykam, jak twoje serce przyśpiesza na sam dźwięk mojego głosu. Twoje ciało już dawno o tym wie, a mimo to dalej ciągniesz tą farsę.
-Słucham? O czym ty w ogóle mówisz? Ja Cię nie znam! Jesteś dla mnie totalnie obcym człowiekiem, więc czego ode mnie oczekujesz?- spytałam wzburzona.
-Abyś zaakceptowała prawdę- powiedział cicho i znów pochylił się w moją stronę- żebyś nie broniła się przed tym- drgnęłam lekko, gdy ustami dotknął mojej linii żuchwy- nie karciła się za każdy odruch, jaki wywołuje w tobie mój dotyk- przeszedł na moją szyję, którą powoli zaczął całować- przestała się wstrzymywać- wyszeptał i pocałował mój kącik ust, wiedziałam co nastąpiłoby za chwilę, więc gwałtownie uderzyłam w jego klatkę piersiową odsuwając go na odległość jego ramion.
-Dość!- krzyknęłam i nim zdążyłam to przemyśleć moja dłoń z impetem spoliczkowała Huntera, którego głowa lekko przechyliła się na bok. Wstrzymałam oddech kiedy odetchnął głęboko przez nos i spojrzał na mnie tak czarnymi oczami, że tęczówka nawet nie odróżniała się od źrenicy.
-O nie kochanie, tak nie będziemy się bawić- warknął i podniósł się ciągnąc mnie za sobą, tym razem jednak zmienił swoją taktykę i nie będąc specjalnie delikatnym przerzucił mnie sobie przez ramię co skwitowałam cichym jękiem, gdy zorientowałam się że jest kompletnie nagi, nagi i ciepły. Przez to całe leżenie na zimnej ziemi moje ciało się wychłodziło, a on był doskonałym grzejnikiem, szkoda tylko że aktualnie to nie jego potrzebowałam do szczęścia. Zamknęłam oczy i zmusiłam się do opanowania bicia serca, które wręcz sprawiało mi fizyczny ból. Cicho krzyknęłam kiedy Hunter gwałtownie sprowadził mnie na dół trzymając za ramiona, dopiero w tamtym momencie zorientowałam się że jesteśmy już w pokoju gdzie wcześniej spałam. Spojrzałam na brązowowłosego który nie przerwanie miał czarne tęczówki wpatrujące się we mnie. Odwróciłam się w prawo chcąc oddalić się od niego, jednak jego ręka natychmiast zagrodziła mi drogę ucieczki uderzając w ścianę koło mojej głowy- gdzieś się wybierasz?- miałam okropne uczucie deja vu, kiedy usłyszałam te słowa skierowane do mojej osoby- znów uciekniesz? Nie sądzisz że jest to bezcelowe?- zacisnęłam zęby.
-Nie. Myślę natomiast, że to twoje zachowanie takie jest. Nigdy nie sprawisz że będę ci posłuszna. Będę dalej próbować, nieważne ile razy mnie złapiesz, nakrzyczysz czy ukarzesz- widziałam jego rosnącą irytację- wrócę do domu, a wtedy zadbam żebyśmy się już nigdy więcej nie spotkali- zaśmiał mi się w twarz.
-Naprawdę? To właśnie chcesz zrobić? Odpychać mnie, bronić się przed każdym najmniejszym dotykiem- odwróciłam głowę gdy palcem przejechał po moim policzku- ranić nie tylko mnie- przybliżył się na tyle, że czułam jego wysportowane ciało na każdym skrawku mojego. Pochylił się do mojego ucha które również naznaczył swoimi ustami- ale i siebie..- na tyle na ile mogłam, odsunęłam go od siebie łapiąc oddech, który mimowolnie przez cały czas wstrzymywałam- nie sądzę, że ci się to uda- szybko przeszłam pod jego ręką i odeszłam na parę kroków.
-Mam na ten temat inne zdanie- syknęłam, i chciałam odejść, ale nie zdążyłam nawet wejść do toalety bo Bloodyworth złapał mnie za przegub dłoni przytrzymując.
-W takim razie zmuszasz mnie do tego abym to zmienił- powiedział cicho i podszedł do mnie od tyłu delikatnie obejmując mnie jedną ręką w pasie, a drugą przekładając przez moją klatkę piersiową. Nie wiedziałam co chce zrobić, ale instynktownie spięłam mięśnie- pamiętasz co dzisiaj widziałaś? I kilka dni temu gdy wracałaś do domu- nic nie powiedziałam, nie chciałam, bałam się- Odpowiedź- rzucił twardo.
-Nie- mój głos zabrzmiał okropnie słabo.
-Dalej Kath, musisz tylko dać mi jedno słowo.
-Nie rozumiesz że nie chcę!- krzyknęłam, mając już dość tego całego dnia.
-Powiedz!- również krzyknął, jednak jego głos był dużo silniejszy i donośniejszy, przez co skuliłam się w sobie.
-Wil..ka. Wilka! Zadowolony?
-Bardzo maleńka, a teraz powiedź mi, czy kogoś ci on nie przypomina- tego było już za wiele, czego on chciał?
-Przestań.
-Nie mogę, przecież to ty to zaczęłaś- wtulił się nosem w moje włosy- jaki miał kolor oczu w Vernon?
-Ja nie wiem.
-Wiesz.
-Boże! Po co ci to?
-Po prostu odpowiedz!- zaczął tracić cierpliwość.
-Szare, miał cholerne szare oczy!
-Świetnie, a jakie były dzisiaj?
-Czarne.
-Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. Ostatnie pytanie. Jakie.. ja mam oczy Katherine?
-Szare- odparłam bez zastanowienia-i..
-I?
-Czarne- wyszeptałam czując, że powoli tracę grunt pod nogami, co tu się działo?
-Wiesz czemu takie były? Strasznie mnie dzisiaj zdenerwowałaś i zraniłaś, a tego, nawet jeśli jesteś moją mate, nie mogę ci przepuścić- wyszeptał i pocałował moją szyję i obojczyk.
-Co? O czym ty...- moje własne pytanie przerwał krzyk, który wydobył się z mojego gardła po tym jak poczułam silny ból w okolicy mojego obojczyka. Nie wierzę, on mnie ugryzł. Czemu? Ból powoli zaczął zanikać tak samo zresztą jak moja świadomość. Oderwał się ode mnie i przytrzymał przytulając do swojej wielkiej piersi. W tej pozycji idealnie słyszałam jego serce które biło z zawrotną szybkością.
-Teraz już na zawsze będziesz moja- usłyszałam i poczułam jak składa pocałunek na moim czole. Później nie słyszałam już nic, całkowicie odpłynęłam.
***
Pewnie trzymałem ją w swoich ramionach patrząc na oznaczenie które przed chwilą utworzyłem. Wiedziałem że zrobiłem to wbrew jej woli i nienawidziłem się za to jak ją skrzywdziłem, nie miałem jednak innego wyboru. Bałem się co mógłbym zrobić, jeśli spróbowałaby znowu uciec, tym razem mogłem się nie opanować. Zresztą ostatnio sama mogła odczuć na sobie mój zły humor związany z niemożliwością dotknięcia jej, co dla wilka było najgorszą torturą. Ułożyłem ją na łóżku i przykryłem pościelą, po czym zszedłem na dół i wziąłem torbę z opatrunkami, następnie wróciłem do pokoju i zmieniłem jej bandaż na kostce, a także opatrzyłem ranę po moim ugryzieniu. Po wszystkim poszedłem się umyć i przede wszystkim ubrać, a następnie położyłem się obok niej i patrzyłem jak dziewczyna wierci się niespokojnie przez skutki uboczne jakie powodowane były przez oznaczenie przez wilka. Miałem się powstrzymać przed dotykaniem jej, jednak słysząc coraz głośniejsze jęki bólu przytuliłem drobne ciało Kath do siebie i zacząłem głaskać ją po plecach. Na szczęście więź mate sprawiła, że w moich ramionach znacznie się uspokoiła i przestała drżeć. Wiedziałem że teraz długo będzie się na mnie złościć, ale przynajmniej pozna prawdziwego mnie, a co za tym idzie, będzie bliżej mnie nić kiedykolwiek wcześniej. Dodatkowo teraz po oznaczeniu, będzie pachniała mną i żaden obcy wilk nie ośmieli się do niej zbliżyć.
***
Młody wilk przeskoczył przez ogrodzenie i błyskawicznie dotarł do lasu, gdzie w umówionym miejscu już czekała na niego piękna dziewczyna.
-Jesteś- uśmiechnął się i odetchnął z ulgą, nie chciał się do tego przyznać, ale to że nie mógł z nią być dwadzieścia cztery godziny na dobę było dla niego straszną męką.
-Wiesz coś?- pyta dziewczyna od razu.
-Pytasz jako przyjaciółka Katherine, członkini stada Bloodyworthów czy moja mate? Wybacz ale powoli zaczynam się w tym wszystkim gubić.
-Aiden, proszę cię. Rozmawialiśmy już o tym milion razy, na razie dopóki nie opanuję swojej wilczycy nie mogę zdawać się z Kath, boję się że mogłabym zrobić jej krzywdę, możemy się tylko pokłócić, a pod wpływem emocji... Sam wiesz.
-Nie o to mi chodziło- spojrzała na niego ze zmęczeniem.
-Jestem w stadzie Bloodyworthów, bo tylko oni mogą mi pomóc, przecież wiesz.
-Czy chociaż raz nie możemy pogadać na nasz temat?- podszedł do niej i chwycił ją za dłonie- jesteś moją mate Evie, i nie zmienisz tego- dziewczyna spuściła wzrok na co chłopak złapał jej podbródek i uniósł do góry- patrz na mnie gdy rozmawiamy, lubię widzieć twoje oczy.
-Aiden, rozumiem że wiedziałeś o wilkołakach od dziecka i dlatego ta cała więź mate jest dla ciebie taka oczywista, dla mnie nie. Dopiero w tym roku dowiedziałam się o tym całym szaleństwie, jestem zagubiona i nie potrafię zmienić się z dnia na dzień- młody Hope westchnął po czym przytulił dziewczynę.
-Wiem, przepraszam. Po prostu czekałem na ciebie przez rok, mogłem na ciebie patrzeć, rozmawiać a jednak bałem ci się powiedzieć.
-Jakby nie patrzeć jesteś bratem mojej najlepszej przyjaciółki- uśmiechnęła się Victors.
-Prawda, będzie wściekła jak się o tym dowie.
-Jeśli się dowie, jak na razie została porwana, przez naczelnego boksera naszego stada i nie wiadomo kiedy pan alfa raczy nam ją oddać- fuknęła zła dziewczyna.
-Evie, nie mówię że bronię Huntera, bo też go nie znoszę, ale z tego co dowiedziałem się od mamy, to Katherine jest jego mate.
-I to go usprawiedliwia?! Nie znam tego wpajania tak dobrze jak wy, ale znam Katherine. Wbrew pozorom ona nie jest potulną owieczką która zrobi co jej się każe, będzie z nim walczyć. Więc zastanawiam się czy ta cała cholerna więź uchroni ją przed gniewem Huntera!- Victors była wzburzona jak nigdy, martwiła się o Hope, traktowała ją jak siostrę, a Huntera Bloodywortha nienawidziła z całego serca.
-Wiem to Evie, Katherine niedawno skontaktowała się z moją mamą.
-Co?! Mówiła gdzie jest?
-Z tego co zrozumiałem, sama nie wiedziała, jednak to co nas martwi, to wycie wilka w tle. Wydaje nam się że to był właśnie Hunter, dodatkowo chwilę później Katherine puściła komórkę z krzykiem. Myślę że on jej się pokazał, a to znaczy że moja mama na pewno mu tego nie przepuści. Najbardziej nie chciała żeby Kath dowiedziała się o tym świecie, od zawsze broniła ją przed wilkami, jednak teraz ona może już wiedzieć, a nie jest głupia, więc szybko skojarzy fakty i dowie się że my też nimi jesteśmy.
-Boże, to będzie totalny chaos- chłopak przytaknął, po czym przytulił swoją mate jeszcze bardziej, nie chcąc już nigdy się z nią rozstawać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top