Rozdział 61 Jesteś silna
Zmęczona na ciele oraz umyśle powróciłam do stanu pełnej świadomości wiedząc, że nie mogłam pozwolić, aby to co zobaczyłam wydarzyło się naprawdę. Musiałam wykrzesać z siebie resztki sił i jak najlepiej wykorzystać czas, który mi pozostał.
-Jak wrażenia? Zobaczyłaś wszystko dokładnie? Sądząc po tym jak krzyczałaś i rzucałaś na wszystkie strony, wszystko musiało wyglądać tak, jak to zaplanowałam- jej okropny uśmiech i pewność siebie, przyprawiały mnie o mdłości. Co więcej, tymi słowami uświadomiła mi, że sama tak naprawdę nie zdawała sobie sprawy, co tak naprawdę może się wydarzyć. Widocznie jej magia, także miała jakieś ograniczenia.
-Mylisz się, nawet nie wiesz jak bardzo- powiedziałam, po pierwsze grając na czas, a po drugie starając się wzbudzić jej ciekawość. Była skrzywiona psychicznie, ale nie głupia, na pewno będzie starała się dowiedzieć co miałam na myśli.
-Kłamiesz, wiem co chcesz zrobić, ale ostrzegam, nie uda ci się mnie oszukać- mruknęła stwarzając pozory obojętności jednak tym razem, to ja byłam o krok przed nią.
-Mówiłam już, nie zamierzam z tobą pogrywać i nie chcę aby ktokolwiek dziś zginął, a właśnie to widziałam. Śmierć. Śmierć tam, gdzie sama jej nie przewidziałaś.
-Łżesz- jej przekonanie co do swojej racji, zaczęło gwałtownie spadać, widziałam to po jej ruchach oraz mimice twarzy.
-Sama sprawdź.. jeśli możesz- obie wiedziałyśmy że to niemożliwe- ukaranie mnie to była tylko przykrywka, prawda? Chciałaś mieć pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Niestety, przeliczyłaś się.
-O czym mówisz?
-O twojej śmierci- zaśmiała się szyderczo.
-Chyba żartujesz..
-Skoro jesteś pewna, po co pytasz? Zaryzykuj, zobaczymy czy zostaniesz dzisiaj rozerwana na strzępy, czy też nie- mimo pojawiającej się na jej twarzy konsternacji, domyślałam się że tak łatwo nie zrezygnuje ze swojego szalonego planu- nie wiem wiele o magi, jednak przypuszczam, że tak jak wszystko i ona może się skończyć, mylę się?- nic nie odpowiedziała, tylko z grymasem na twarzy mocniej zacisnęła palce, sprawiając że trzymające mnie niewidzialne więzy, zacisnęły się jeszcze bardziej. Wykrzywiłam usta w grymasie bólu i zacisnęłam zęby.
-Octavia!- drgnęłam, kiedy usłyszałam Tylera- co ty robisz?!- oprócz niego usłyszałam również głosy i kroki kilku innych osób.
-Jak odnosisz się do naszej królowej!- mimowolnie spojrzałam w bok, kiedy po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk uderzenia. Tyler z czerwieniejącym policzkiem stał na przeciw posiwiałej, obleczonej w długie futro kobiety, której dłoń wciąż znajdowała się na wysokości jego barku.
-Spokojnie starowino, to mój najbliższy poddany- Octavia spróbowała ją uspokoić , jednak od razu wyczułam, że ta staruszka nie jest kimś, kogo można sobie podporządkować.
-Nie powinnaś tak bardzo spoufalać się z niższymi rangą magami- wypluła kobieta, a ja od razu straciłam do niej jakikolwiek ludzki szacunek. Nagle jej oczy przekierowały się właśnie na mnie- nasza długo wyczekiwana ofiara- ożywiła się cała i szybko ruszyła w moim kierunku- jak ją zwą?
-Imię dziewczyny to Katherine- babcia machnęła zirytowana ręką.
-Podaj mi nazwisko- dziwiłam się jak łatwo Octavia dawała sobą dyrygować.
-Katherine Hope.
-Hope.. jej matka to..?
-Elizabeth Reed Hope.
-Reed!- staruszka zachwyciła się jeszcze bardziej- doskonale!- z obrzydzeniem przyjęłam jej dłoń, która pogładziła mój policzek- niesamowity traf, a raczej przeznaczenie. Twoja matka, pokryta krwią niewinnych, morderczyni i przywódca tych zapchlonych bestii nareszcie poniesie karę za swoje przewinienia. Krew z krwi Reed będzie naszą ofiarą i wybawicielką, przysłużysz się temu światu dziecko- przerażało mnie z jaką czułością, mówiła te wszystkie okropności.
-Moja mama nie jest tą, o której mówisz- wycedziłam szorstko, na co staruszka straciła całą swoją delikatność i zacisnęła palce na moim policzku.
-Toksyczna krew zawsze wyjdzie na wierzch, nie spodziewałabym się po tobie niczego innego dziecko- jej ton był twardy, choć wypełniony smutkiem dzięki czemu łatwo przejrzałam że i ona w którymś momencie życia padła ofiarą okrucieństwa, co doprowadziło ją do tego psychicznego przekrzywienia. To było ich jedyne usprawiedliwienie, niestety szybko blaknące przy świetle Huntera. On także przeżył prawdziwą traumę, a mimo to wciąż był moim wspaniałym, dzielnym, uczciwym i kochającym wilkiem. Nie mogłam dopuścić aby spotkało go coś złego.
-Zaklęcie maskujące przestaje działać, wilkołaki zaraz tu będą- zawiadomił Tyler.
-Doskonale. Razem z Ester, Micah oraz Beatrice stwórzcie barierę przeciw wszelkim istotom nadnaturalnym, to będzie nasza ochrona- białowłosa bez mrugnięcia wydała rozkazy.
-To nie zadziała, mówiłam już- wtrąciłam, łapiąc się każdej okazji.
-Skąd niby ty, ludzkie potomstwo, możesz to wiedzieć- zadrwiła staruszka.
-Wasza ,,królowa" mi to pokazała- parę osób z zainteresowaniem zwróciło na nas uwagę.
-Nie słuchajcie jej, to zwykłe próby walki o przetrwanie- odparowała szybko Octavia.
-A jeśli mówi prawdę?- Tyler mimo iż znacznie przyczynił się do realizacji planu mojego zabójstwa, nieświadomie lekko mi pomógł.
-Octavia ma rację. Nie bójcie się, to dziecko jest zawieszone między życiem, a śmiercią, to normalne, że chce nas zastraszyć. Strach działa najlepiej, i wie o tym nawet człowiek- ich samozaparcie pokonało całą adrenalinę, która płynąc w moich żyłach kazała mi walczyć. Nagle wszystko przybrało zimne barwy, a ciało odczuło zmęczenie. Zaczęłam cała drżeć, gdy wrócił do mnie długo skrywany strach i myśl, że już za moment mogę być martwa i nikt nie będzie w stanie tego powstrzymać. Ta mieszanka emocji sprawiła, że niespodziewanie wybuchłam.
-Tak! Jestem człowiekiem! Słabym, małym i bez żadnych specjalnym umiejętności! Brawo, zauważyliście oczywiste!- wykrzyczałam, niemal dusząc się z nadmiaru goryczy i wstrzymywanych łez- jednak wy.. wy jesteście tak zaślepieni zemstą, że nie potrzebujecie żadnych zaklęć, bo już nie ma w was ani krzty człowieczeństwa, które tak usilnie staracie się zabrać też wilkom, którzy właśnie z tego czerpią siłę. Dzięki nam żyją oni, dzięki nim żyjecie wy, a dzięki wam przeżyjemy wszyscy, jeśli tylko porzucicie ten okrutny plan. Wiem czego pragniecie, ulgi i ukojenia całego długo skrywanego bólu, myślicie że zadając go innym, wasz zniknie, ale to nieprawda. Z czasem wszystko znów nabierze ciemnych barw, po chwilowej euforii sumienie się odezwie, a wtedy będzie już za późno- widziałam jak po twarzach zebranych mknie cień zwątpienia.
-To urocze widzieć jak bardzo się o nas martwisz, jednak pozwól że sama zadbam o moich ludzi i ich sumienie.
-Nie da się zadbać o uczucia za kogoś, to indywidualna sprawa. Nie masz prawa pozbawiać tego swoich ludzi.
-Dość tego! Męczysz mnie swoimi wywodami już wystarczająco długo- warknęła Octavia- bariera gotowa?- zapytała osoby, którym zleciła jej wykonanie.
-Tak, nie ma żadnych skaz.
-Doskonale, zaczynajmy- kiedy ostatnie słowo zostało wypowiedziane, spojrzała na mnie i bez żadnego wyrazu na twarzy podeszła do kamiennego stołu, na którym leżałam unieruchomiona- przygotujcie się- zgodnie z poleceniem wszyscy obecni zamknęli oczy, a ich dłonie uniosły się w górę, na zmianę zaciskając palce w pięści i je rozluźniając.
Szepcząc niezrozumiałe dla mnie słowa powodowali mocne powiewy mroźnego powietrza, które przecinając się na zmianę z wybuchami gorejącego ognia z ustawionych po całym pomieszczeniu czar sprawiały drżenie całego mojego ciała, nieprzygotowanego na tak gwałtowne zmiany temperatur. Krzyknęłam gdy, któryś z języków ognia smagnął mnie po kostce. Chciałam podnieść głowę i zobaczyć oparzenie, jednak czyjaś chłodna dłoń uniemożliwiła mi to przyciskając ją do mojego czoła.
-Nie ruszaj się, inaczej nie wykonam tego ciosu za pierwszym razem- była niespełna rozumu, jeśli myślała, że jej posłucham. W odpowiedzi na moją niesubordynację chwyciła mnie za ramię i przyszpiliła do kamienia- uspokój się i odejdź z myślą, że nic nie dało się zrobić, że zrobiłaś wszystko co było w twojej mocy aby tego uniknąć. Szarpanina jest bezcelowa, nie uratujesz się, a przysporzysz sobie tylko więcej bólu jeśli nie trafię bezpośrednio w serce. Wiem że mnie nienawidzisz, jednak w tej sytuacji posłuchanie mnie byłoby rozsądne- powiedziała uspokajająco, próbując uderzyć w moją czułą strunę.
-Niestety, to fizycznie i psychicznie niemożliwe- rzuciłam z lekkim uśmiechem na ustach- wiesz jakie momenty z Hunterem kocham najbardziej?- zmarszczyła brwi, jednak nie przerwała mojego wywodu, postanowiła chyba dać mi szansę na ostatnie słowa- gdy nazywa mnie wariatką- zaśmiałam się przez łzy, kiedy przywołałam w głowie te wszystkie sytuacje- niewdzięczne słowo, prawda? Powinnam być zła, a jednak to właśnie wtedy czuję jego miłość najmocniej, bo tylko on zna mnie całą, wie jaka jestem naprawdę i nie boi się powiedzieć mi o moich wadach, niedoskonałościach. To on potrafi mnie strząsnąć, kiedy tego potrzebuje. Co więcej, wie że nie jestem idealna i chociaż sam próbuje taki być, od pewnego czasu ma mnie, osobę która jest z nim szczera, nazywa go psycholem, przytuli kiedy tego potrzebuje i przypomni że on także jest istotą popełniającą błędy- zagryzłam wargi kiedy lodowate powietrze zmroziło mój prawy bok. Głosy czarownic były coraz donośniejsze, a skutki ich czarów bardziej dokuczliwe. Mimo tego, odwróciłam wzrok od Octavii i spojrzałam na gładki biały sufit- to chyba.. miłość.. prawda?- zapytałam przestrzeń, pragnąc aby tańczące płomienie oraz zimne języki wiatru odpowiedziały na pytanie, na które znałam już odpowiedź od dawna.
-Nie każda miłość kończy się szczęśliwie- zamiast żywiołów, odpowiedziała Octavia.
-Moja się nie skończyła, ona zostanie dziś wydarta siłą.. przez ciebie- wpatrywałyśmy się w siebie przez chwilę w milczeniu, przez chwilę, w której mogłam zobaczyć w jej oczach nić porozumienia, niestety była ona słaba i tak chwiejna że szybko upadła.
-To już koniec- podniosła wysoko błyszczące w płomieniach ostrze- przykro mi- wydusiła z siebie zamykając oczy.
Zrobiłam to samo. Opuściłam powieki, by w ostatniej chwili mieć przed oczami chmurne tęczówki Huntera, a nie oszalałą, zaślepioną zemstą czarownice. Sekundę później poczułam mocne szarpnięcie, głośny huk, jasne migotanie świateł oraz ogromny ciężar który gwałtownie na mnie opadł, jednak nie było w tym ani śladu przeszywającego bólu.
https://youtu.be/fPMM-wwwmWk
-Nie!!- wrzask Octavi zabrzęczał mi w uszach i zmusił do otwarcia oczu. W pierwszym momencie, zobaczyłam tylko szary materiał koszuli, oraz pozłacaną rękojeść ostrza, które wystawało z ciała. Ciężko było mi połączyć te elementy, jednak kiedy w końcu się udało, fala szoku i cierpienia rozeszła się po mojej czaszce niczym bumerang.
-Nie.. nie..- zaczęłam się jąkać i plątać we własnych myślach.
-Ty bezmyślny człowieku!- białowłosa krzyczała jak opętana i chociaż w tamtym momencie zupełnie mi na tym nie zależało, przelała czarę goryczy, gdy złapała tak ważną dla mnie osobę za poły koszuli i bezceremonialnie zaczęła nią potrząsać jak szmacianą lalką, a na koniec jednym ruchem wyrywała z ciała nóż, który mimo iż był jego powodem, hamował źródło krwawienia- to twoja wina! Parszywy ludzki pomiocie!
W przypływie szału, uwolniona z magicznych więzów krzyknęłam przeraźliwie, zerwałam się na równe nogi, odepchnęłam Octavię i pochwyciłam lecące ciało upadając razem z nim na posadzkę. Natychmiast przycisnęłam dłoń do krwawiącej rany, przez którą uciekało tak cenne życie.
-Proszę.. nie, nie możesz..- łzy zamazywały obraz mojego odważnego i jakże lekkomyślnego ojca- tato.. musimy iść, pamiętasz nasz cel? Trzeba uratować Vivienne, naszego Puchatka. Pamiętasz prawda? Szybko, wiem gdzie ona jest, potrzebuje nas- majaczyłam jak w gorączce, próbując uzyskać jakikolwiek kontakt z konającym w moich ramionach ojcem- nie zrobisz tego mamie, ona bez ciebie nie przeżyje, ja.. ja cię wciąż potrzebuje, nie możesz nas zostawić.
-To bezcelowe, nawet jeśli ostrze nie zadało śmiertelnego ciosu, zaklęcie to zrobiło. On już nie żyje, zresztą powinnaś się cieszyć- uśmiechnęła się gorzko, nie mogąc przełknąć smaku porażki-przeżyłaś, a mój plan został całkowicie zniszczony przez zwykłego śmiertelnika- warknęła na koniec, nie wykazując nawet ułamka empatii.
-Mój tata nie umrze! Jest silny i wróci ze mną do domu..
-Przestań pieprzyć! Twój ojciec już umarł!- upadła na kolana obok mnie i chwyciła za moje włosy, podnosząc za nie głowę do góry- i przy okazji odwrócił wszystkie karty? Chcesz wiedzieć jakie będzie to miało konsekwencje? Oczywiście oprócz tego, że mój dwudziestoletni plan legł w gruzach!- nie chciałam jej słuchać, a mimo to robiłam to, bo chciałam dowiedzieć się co mogę jeszcze zrobić, aby pomóc komukolwiek- był tylko człowiekiem, a wiesz co może zrobić ktoś taki?- szarpnęła mnie mnie mocniej za włosy- zburzyć jedynie most zewnętrzny. Brawo! Udało ci się... pośrednio. Dzięki temu poświęceniu wilkołaki pozostaną przy zdrowych zmysłach, jednak jedynie wśród świata nadprzyrodzonego. Natomiast to co łączyło wilkołaki i ludzi zostało nieodwracalnie zniszczone- puściła moje włosy i z obojętną miną wstała z ziemi- to naprawdę koniec, koniec przymierza między ludźmi a wilkokrwistymi. Tak mi przykro, że przez głupotę twojego ojca cierpieć będą nie winne i bezduszne wilkołaki, a tylko i wyłącznie ludzie, wszyscy ci, którzy kiedyś byli związani z tym bestiami.
-Mój. Ojciec. Nie. Jest. Tylko. Człowiekiem. Uratował mnie..
-I sprawił że jeszcze dziś, twój kochaś zapomni o wszystkim co kiedykolwiek was łączyło- pochyliła się nade mną i zniżyła swój głos do szeptu- dam ci dobrą radę, jeśli nie chcesz skończyć martwa, zabieraj siostrzyczkę i uciekaj jak najdalej stąd, to miasto już nigdy nie będzie takie samo. Wilkołaki bez człowieczeństwa są zabójcze, jednak wilkołaki które nienawidzą ludzi a równocześnie korzystające ze swojej człowieczej inteligencji, to prawdziwa plaga dla twojej rasy.
-Hunter nie znienawidzi mnie, on mnie..- pociągnęłam nosem.
-Kocha?- prychnęła- proszę cię, chyba nie jesteś aż tak naiwna. Zresztą nie będę cię przekonywać, sprawdź sama!- krzyknęła wskazując ręką kogoś za mną. Odwróciłam się powoli i natychmiast rozpoznałam Huntera. Mojego Huntera, tego z zatroskanym spojrzeniem i twardą ręką, którą był gotowy rozegnać wszystkie przeciwności na jakie mogliśmy natrafić.
-Zajmijcie się nimi- jego gniewny głos rozszedł się po całym gmachu, tak samo jak oddział Arrow, który rozpoczął łapankę winowajców. Bezkarnie mogłam patrzeć, jak delikatniejsza wersja przyszłości rozgrywa się na moich oczach. Zajęci strachem członkowie Levande jeden po drugim wpadali w ręce wilkołaków, nie mając siły na jakąkolwiek obronę. Nareszcie nasza strona miała przewagę, niestety w obliczu śmierci, która zebrała już swoje żniwo, nie byłam w stanie odczuć ulgi. Jedyne miejsce gdzie mogłam poczuć się bezpiecznie znajdowało się przy Hunterze.
-Hunter?- bez zastanowienia to na nim skupiłam swoją uwagę, mając nadzieję że tak jak zawsze to on, pomoże mi ze wszystkim bez względu jak trudne i niemożliwe by to nie było- ja,. nie wiem.. mój.. tata.. on..- szloch, który wyrwał się tym razem nie z mojej piersi, a ze stojącej koło Huntera mojej matki, ponownie rozdarł mi serce.
-Seth..- podbiegła do mnie i upadła tuż obok, wpatrując się w tatę, którego mocno trzymałam w swoich ramionach- Boże..- przejechała wzrokiem po rozległej ranie na plecach.
-Mamo.. ja nie chciałam.. naprawdę..- z jakiegoś powodu poczułam, że koniecznie muszę się wytłumaczyć, a przecież jak wiadomo, tylko winny się tłumaczy.
-Wiem, wiem kochanie. Posłuchaj, muszę obejrzeć wszystkie obrażenia, musisz teraz go puścić- pokręciłam przecząco głową.
-Nie, nie mogę, jeśli puszczę tata się wykrwawi a wtedy..
-Spokojnie Katherine.. wszystko będzie dobrze, zajmę się nim- jakim cudem, nawet w takiej sytuacji mama przez łzy potrafiła zachować zimną krew? Była prawdziwym superbohaterem?- Hunter? Możesz mi pomóc?- zwróciła się do Alfy i chociaż wtedy jeszcze tego nie wiedziałam, to tak naprawdę niemo poprosiła, aby pomógł jej nie z tatą, a ze mną, niepanującą nad sobą młodą dziewczyną, która nie była gotowa na to co zgotował jej los. Hunter bez słowa podszedł i nie pytając mnie o zdanie delikatnie acz stanowczo, oderwał moje zakrwawione dłonie od ciała taty, podniósł z zimnej podłogi i niczym przestraszone dziecko przytulił do swojej piersi, po czym wyniósł mnie z gmachu w jakim odegrał się największy koszmar mojego krótkiego życia.
***
Mogłam zignorować fizyczny ból, mogłam zignorować fale upokorzenia czy niesprawiedliwości, jednak uczucie, którego w żaden znany mi przyziemny sposób, nie było jak obejść, to strach. Poznałam już wiele jego odcieni, z którymi nie raz przyszło mi się zmierzyć.
Tamtego dnia, musiałam stawić czoła najgorszemu z możliwych. Strachem przed nieznanym. Strachem, który paraliżuje twoje zmysły i śmieje się w twarz każąc czekać na to, na co nie jesteś przygotowany i nigdy nie będziesz, bo niektórych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć.
***
Kurczowo trzymałam się jego zakrwawionej koszulki, traktując ją jako kotwicę, która miała mnie utrzymać przy nim, mimo wysokich i rwących fal. Hunter również zdawał się nie mieć w zamiarze wypuszczenia mnie z rąk. W obliczu tylu okropności, które spotkały nas tego dnia, wstydziłam się przyznać do tego, że przez chwilę pomyślałam iż tak jak teraz, w jego objęciach było dobrze, bezpiecznie, wygodnie i ciepło, niestety to było tylko chwilowe uczucie, a chociaż drżałam na samą myśl, musiałam powiedzieć prawdę, musiałam przygotować go na to, co może się wydarzyć. Nie było czasu na kolejne tchórzostwo, liczyła się każda sekunda.
-Hunter, zatrzymaj się- wtuliłam się w jego szyję, pokazując że tak naprawdę, nie chciałam aby stanął, nie chciałam żeby mnie puścił, bo być może był to ostatni raz kiedy trzymał mnie w ten sposób, być może jeśli teraz by odpuścił, zrobiłby to już na zawsze- Hunter- powtórzyłam słabo, chcąc wyegzekwować jakąś reakcję.
-Nie Kath, tu nie jest bezpiecznie, muszę zabrać cię dalej- jego troska jak zwykle topiła moje serce sprawiając, że jeszcze trudniej było mi pozbierać myśli i postawić się jego silnemu charakterowi.
-Jakie dalej? Dobrze wiesz, że nie ma żadnego dalej. Jesteśmy tylko ty i ja, tutaj, gdziekolwiek to jest, bo miejsce nie ma znaczenia, jeśli jeszcze przez chwilę mogę być z tobą.
-Przestań, jestem tu, nigdzie się nie wybieram. Kiedy będziemy już w domu, odpoczniesz i wtedy będziemy mogli..
-Ale ja jestem w domu- przerwałam mu szybko- pamiętasz?- położyłam dłoń w miejscu, gdzie biło jego serce- mój dom jest tutaj. Pozwól mi jeszcze przez chwilę w nim być, zanim przyjdzie mi go opuścić- kilka łez samoistnie potoczyło się po twarzy, jednak nawet na to Hunter zareagował natychmiastowo. Zatrzymał się, postawił mnie delikatnie na ziemi, po czym wziął moją twarz w dłonie i delikatnie otarł łzy.
-Czemu płaczesz? Ty głuptasie, wszystko będzie..
-Nie. Nie będzie- w końcu podniosłam wysoko głowę, spojrzałam mu prosto w oczy i zagryzając mocno wargi pogładziłam jego policzek zdobywając się na ostatnią iskrę odwagi- nie wiesz o tym, ale dzisiaj.. wydarzy się coś naprawdę złego. My.. to znaczy ty.. ty mnie..- nim zdążyłam dokończyć Hunter gwałtownie przyciągnął mnie do siebie i przycisnął swoje usta do czubka mojej głowy.
-Nie musisz tego mówić, ja wiem, wszystko wiem- zdziwiona oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Jak? Przecież nie było cię tam, nie mogło być, bariera zatrzymywała wszystkie nadnaturalne istoty- posłał mi smutny uśmiech.
-Najwidoczniej była nieszczelna, bo zatrzymywała wszystko, oprócz naszej więzi, jej nie można tak łatwo unicestwić. Mimo iż nie byłaś tego świadoma, cały czas byłem przy tobie. Słyszałem wszystkie twoje myśli, czułem to co czułaś i widziałem to, co pokazała ci Octavia. Przepraszam, że nie mogłem nic zrobić- pokręciłam gwałtownie głową, gdy usłyszałam w jego tonie dobrze znaną nutę ogromnego poczucia winy.
-To nieistotne, ważne że jesteś teraz i możemy jeszcze coś zrobić, czas się nie skończył, wciąż..
-Katherine? Wiesz że cię kocham, prawda? Zrobiłbym dla ciebie wszystko..- zimny pot oblał moje plecy, gdy doszły do mnie te słowa.
-Ale tym razem jest to niemożliwe? To chcesz powiedzieć?- nie musiałam nawet pytać, ja wiedziałam- nie rób tego proszę..- tak naprawdę nie prosiłam, ja błagałam- nie odpychaj mnie, nie oddalaj się ode mnie, nie teraz. Na pewno mogę coś..- pochylił się i nie czekając aż skończę, zamknął mój przepełniony desperacją wywód, swoimi wciąż mimo przepełnionych bólem wydarzeń ciepłymi ustami. Nie śpieszył się, powoli i delikatnie smakował moje usta, sprawiając że jeszcze bardziej chciałam wybłagać u niego słowa mówiące że zostanie, że mnie nie opuści. Potrzebowałam tych zapewnień jak powietrza, wiedząc co tak naprawdę teraz robił. Żegnał się. Robił to tymi słowami, pocałunkiem i pierwotną próbą przeniesienia mnie gdzieś, gdzie będę z dala od tamtego miejsca, od Levande, wilkołaków i przede wszystkim od.. siebie samego. Kiedy to wszystko do mnie dotarło, oderwałam się od niego i zaczęłam płakać równocześnie okładając go pięściami- czemu znów to robisz?! Czemu znów decydujesz za nas oboje?! Czemu do cholery..- po raz kolejny niegrzecznie mi przerwał, chwytając mnie za nadgarstki i ponownie wpijając się w moje usta- nie!- moje marne próby przejęcia kontroli za każdym razem były przez niego duszone. Dopiero kiedy w końcu przestałam się nadaremno szamotać, puścił moje dłonie nakierowując je na swoją szyję gdzie automatycznie je splotłam, po czym jedną ręką złapał mnie w talii jeszcze mocniej do siebie dociskając, a drugą położył na mojej głowie, nie dopuszczając abym za bardzo się oddaliła tworząc niebezpieczną przestrzeń, która wkrótce miała stać się naszym sprzymierzeńcem jak i wrogiem. Tak zrobiłam, nie oddaliłam się, tym razem nie chciałam być tą, która odejdzie pierwsza, teraz na niego spadł ten ciężar.
Zawsze, każdy jego pocałunek był niesamowity, uwielbiałam wszystkie które razem dzieliliśmy, ale tego jednego szczerze nienawidziłam, gdyż po nim zdałam sobie sprawę że nie mogę już z nim jakkolwiek wygrać. Przegrałam tę ostatnią walkę, a on doskonale to wiedział. Od początku miał to zaplanowane. Dlatego też zamknięta w jego silnych ramionach, czekałam na to co zamierza mi powiedzieć, a raczej czego ode mnie zażąda.
-Tak bardzo cię kocham, Kath.
-Ja ciebie też, Hunter- wyszeptałam myśląc, że po raz kolejny będę musiała pogodzić się z cierpieniem, które wciąż wyciąga po mnie swoje długie, kościste palce przygarniając do siebie, jak dobrze znane zranione zwierze wymagające dobicia.
-Wiem skarbie, i dlatego właśnie musisz mi obiecać coś bardzo ważnego- głaskał mnie jedną ręką po plecach, a drugą wciąż trzymał na moich włosach, dając złudne poczucie bezpieczeństwa. Czemu daje mi to, co za chwilę będzie musiał zabrać?
-Okrutny dupek- zaśmiał się gardłowo i pocałował moje czoło.
-Szczera do końca, cieszę się że zawsze mogłem liczyć na twoje cenne uwagi- czemu już mówił w czasie przeszłym? Jeszcze wtedy byliśmy razem- bazując na mojej znajomości mentalnie uzdolnionych przewiduje, że rzucona przez nich klątwa potrzebuje czasu, a dokładniej, prawdopodobnie zawiąże się wraz ze zniknięciem księżyca z naszej półkuli. To daje nam niecałe dwie godziny, podczas których musisz zrobić wszystko, o co cię teraz poproszę i przede wszystkim złożyć mi swoje słowo- przełknęłam nerwowo ślinę, czując że to już czas- obiecaj mi, że jak tylko nadejdzie świt, nie będziesz już więcej oglądać się za siebie, nie będziesz snuć żadnych, niebezpiecznych planów, które mają na celu nasz ratunek i przede wszystkim za wszelką cenę nie zostaniesz w tym mieście. Pamiętaj, że nie jesteś już dłużej odpowiedzialna tylko za siebie, od jutra będziesz musiała zaopiekować się Vivienne, która oprócz ciebie nie ma już nikogo, będzie cię potrzebować dużo bardziej niż ja, czy stado. To ona ma stać się teraz dla ciebie najważniejsza, musisz o nią zadbać tak, jakbyś była jej matką. A jeśli kiedykolwiek spotkasz na swojej drodze kogokolwiek z nas, masz go zignorować, udawać że go nie znasz, potraktować jak powietrze, jak kogoś nie istniejącego- jego słowa były tak ciężkie i ostre, że za każdym razem zostawiały na moim sercu pęknięcia, które coraz bardziej pod naporem jego głosu ulegały złamaniom. Niemal dusiłam się od wstrzymywanego płaczu i napadu paniki. Hunter wydawał się za to niepokojąco spokojny, co mówiło tyle że w środku cierpi podwójnie. Chowanie bólu to jego specjalność. Oddalił mnie delikatnie od siebie i podnosząc mój podbródek do góry, zmusił abym na niego spojrzała- Katherine, to ważne, obiecaj mi że zapomnisz, zapomnisz o nas, o stadzie, o Vernon, wilkołakach, od jutra masz żyć jako człowiek, myśleć jak człowiek i nigdy niepotrzebnie się nie narażać. Zawsze stawiaj Vivienne na pierwszym miejscu, pozwól aby to ona teraz dyktowała w twoim życiu rytm, a wtedy na pewno się nie pogubisz. To dzięki niej przeżyjesz i powoli ułożysz sobie życie. Na początku będzie ciężko, ale później będziesz szczęśliwa.
-Naprawdę? Jesteś w stanie mi to obiecać? Że uda mi się zapomnieć, że będę naprawdę szczęśliwa?
-Kath- spróbował dotknąć mojego policzka, ale odepchnęłam jego dłoń.
-Nie! Nawet nie próbuj! Jesteś spokojny, bo to nie ty będziesz musiał ,,próbować" odrzucić te wszystkie wspomnienia, to nie ty będziesz musiał rzucić wszystko i wszystkich, wyjeżdżając nie wiadomo gdzie! Wystarczy że poddasz się zaklęciu i puff.. ja po prostu.. zniknę, jakbym nigdy nie istniała- kiedy znów na mnie spojrzał, dostrzegłam ból i wstrzymywane stanowczo z długo łzy, widok, który miał mnie prześladować do końca.
-Naprawdę tak myślisz? Uważasz, że to dla mnie nie ma żadnego znaczenia i jestem tylko gruboskórnym wilkołakiem, który nie czuje więcej niż zapach strachu, śmierci i krwi? Otóż niestety tym razem, się mylisz. Nie chcę cię puścić, nie chcę zostawić cię samej, nie chcę pozwolić ci wyjechać wiedząc, że tym samym oddaje cię komuś z kim później ułożysz sobie życie. Życie, w którym nie będzie dla mnie miejsca! Boję się tego wszystkiego, a jednak jeszcze bardziej przeraża mnie myśl, że jeśli teraz tego nie zrobię, za moment kiedy wzejdzie słońce mogę rozszarpać cię na strzępy. Jak myślisz, co zrobi zdezorientowany, ubrudzony krwią wilkołak, kiedy zobaczy równie poturbowanego człowieka, do którego pała nienawiścią? Musisz mi uwierzyć, że na swój okropny, popaprany sposób chcę cię ochronić, chcę żebyś była bezpieczna i dostała szansę na życie, może nie ze mną, ale jestem pewien że taka dziewczyna jak ty, nie będzie musiała długo czekać na kogoś kto się nią zaopiekuje.
-Nie chcę niczyjej opieki, już wystarczająco mam twojej- powiedziałam wycierając spuchnięte policzki- przepraszam, jak zwykle moja niedojrzałość wyszła na wierzch, czasem nie umiem jej kontrolować- zaśmiałam się wymuszenie i podtrzymując na twarzy uśmiech chwyciłam Huntera za dłoń i splotłam nasze palce- ile potrzebuje czasu, żeby wydostać się z tego lasu?
-Bezpiecznie, abym nie był w stanie pójść twoim tropem? Przynajmniej godzinę- pociągnęłam nosem i wzięłam głęboki wdech.
-W takim razie, mamy jeszcze.. kilka minut. Nie za wiele- znów się zaśmiałam- dobrze, w takim razie jest może coś, o co chciałbyś mnie zapytać? Cokolwiek. Tylko zastanów się dobrze- skierowałam na niego palec wskazujący i posłałam mu jeden z moich zawadiackich uśmiechów- nie mamy czasu na za wiele pytań, a przecież zgodnie z zasadami gry, ja także muszę dostać odpowiedz w zamian- przez chwilę patrzył na mnie intensywnie, po czym podniósł nasze splecione dłonie, pocałował moją okrytą zadrapaniami skórę, by następnie przyłożyć ją w miejscu swojego serca i okryć swoją.
-Czy gdybyś mogła.. cofnęłabyś czas, aby tamtego dnia nigdy mnie nie spotkać i dalej móc się przede mną ukrywać?- zamknęłam na chwilkę oczy, zastanawiając się jak najlepiej mogłabym to wyjaśnić.
-Naprawdę umiesz zadawać ciężkie pytania- uśmiechając się krzywo, zagryzłam wargi- twoja odpowiedz to.. nie, nie cofnęłabym czasu- długo przyglądałam się jego tęczówkom, by następnie odchrząknąć i odwrócić wzrok- teraz moje pytanie, o co by..
-Hej! To nie jest wystarczająca odpowiedz.
-Oczywiście że jest!
-Nie jest. Daj mi taką która będzie wyczerpująca, albo pożegnaj się ze swoim pytaniem- prychnęłam śmiechem i pokręciłam niedowierzająco głową.
-Umiesz się targować. W porządku- delikatnie położyłam dłonie na jego ramionach i powoli stanęłam na palcach by móc dosięgnąć jego ust i złożyć na nich delikatny pocałunek. Po oderwaniu się od niego, stanęłam bardzo blisko i przyłożyłam swoją głowę do jego klatki piersiowej, nasłuchując jak nieregularnie i szybko bije jego serce.
-Czujesz? Ja tylko w ten sposób mogę usłyszeć bicie twojego serca, ale ty moje masz zawsze. Dziwię się więc, że nie znasz odpowiedzi. Hunter, mogę oszukiwać swój umysł, ale serca nigdy nie będę w stanie za długo zwodzić. Ono wie czego chce, cofanie czasu, ukrywanie się i ciągłe ucieczki nie miałyby sensu, w którymś momencie i tak pojawiłbyś się znikąd, a ja znów wpadłabym jak śliwka w kompot zakochując się w najbardziej denerwującym wilkołaku pod księżycem. Tego jednego jestem pewna, koniec końców i tak znaleźlibyśmy się w tym miejscu, także cofnięcie czasu zastosowałabym tylko i wyłącznie, aby móc spędzić z tobą więcej chwil, których mieliśmy zdecydowanie za mało. Za dużo ich zmarnowaliśmy na nieporozumienia, kłótnie i rozłąki.
-A nie sądzisz, że to wszystko co razem przeszliśmy ukształtowało to kim teraz jesteśmy? Dzięki przeszłości, wiem że jesteś wystarczająco silna, by móc sobie poradzić i przetrwać to co nadejdzie, boję się o ciebie o dokładnie jedną setną mniej- posłał mi swój łobuzerski uśmiech, a ja szturchnęłam go piąstką w bok- jednak dokładnie z tego samego powodu, teraz to tak bardzo mnie boli. Świadomość, że już niedługo stracę to wszystko. Wspomnienia, uczucia, naszą więź. Sam cofnę się w czasie, bez możliwości powrotu. Nie chcę zapomnieć.. nigdy. Kocham cię i chciałbym o tym pamiętać- zmarszczyłam brwi, a moje oczy wciąż walczyły z łzami.
-Nie musisz się bać, ja będę pamiętać za nas oboje- uśmiechnęłam się- wiem, że to niezgodne z twoimi wymaganiami co do obietnicy, ale niestety nie masz na to wpływu- pociągnęłam nosem i rozejrzałam się dookoła. Pierwsze smugi światła zaczęły przenikać ciemność nocnego lasu, tworząc dobrze znaną szarówkę, ostatnią prostą do nastania dnia.
-Zostało mało czasu, musisz się pośpieszyć- złapał mnie za ramiona i spróbował odwrócić od siebie.
-Nie, jeszcze moje pytanie!- złapałam go za dłoń i spojrzałam głęboko w oczy- czy gdyby istniała jakakolwiek szansa na uratowanie naszej więzi, powiedziałbyś mi?- nie mrugnęłam ani razu, czekając w napięciu na odpowiedz, która mogła podciąć lub rozwinąć moje skrzydła.
-Nie- moje serce zamarło, a oddech ustał. Hunter z grymasem bólu opuścił wzrok, a po chwili dodał- nie ma żadnej szansy- dotknął mojego policzka, pochylił się i pocałował mnie ten jeden, ostatni raz. Opuszczając bariery emocjonalne, ze łzami na policzkach przyłożyłam swoje czoło do jego.
-Kocham cię- wyszeptałam zaciskając mocno oczy, nie mogłam więcej płakać, musiałam znaleźć w sobie siłę.
-Idź..- ucałował moje czoło, otarł łzy, a jego dłonie powoli, ostatni raz prześlizgnęły się po moim ciele, by w końcu puścić drżące z emocji ręce- jesteś silna- usłyszałam szept, poczułam powiem wiatru, a kiedy ponownie otworzyłam oczy, już go nie było. Odszedł. Hunter Bloodyworth odszedł z mojego życia i tym razem nie zawróci, nie przybędzie kiedy będę go potrzebowała. Od dziś, muszę poradzić sobie sama.
-,,Jesteś silna"- uśmiechnęłam się przez łzy, nie próbując ich więcej powstrzymywać, ani wycierać, niech płyną, niech ból i gorycz wypłynie i nigdy więcej nie wraca- obyś miał rację.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top