Rozdział 38 Aniołek

Nie wiedziałem co się wydarzyło, ale nie było to nic dobrego. Odkąd Kath, opuściła to pomieszczenie, mój wilk miotał się pod skórą jak oszalały. Było to uczucie porównywalne do prawdziwego bólu. Zaciekle walczył ze mną, chcąc przejąć kontrolę. Nie rozumiał, nie umiał mi zaufać, że decyzja którą podjąłem była jedyną słuszną. Nasza malutka mate, jest niesamowicie kruchą istotą i tylko odsuwając ją od siebie, mogłem zapewnić jej bezpieczeństwo. Chyba śmierć. Ty nic nie rozumiesz prawda? Kiedy ty w końcu zaczniesz słuchać serca? Wystarczy że ty robisz to za nas oboje. Ktoś musi pozostać trzeźwy. Czy ty się słyszysz? Owszem, i myślę że ty za to ciągle mnie ignorujesz. Bo mam rację. Zobaczysz, pożałujesz tej decyzji szybciej niż ci się wydaje. Dobrze, rozumiem, a teraz daj mi spokój. Nie mogę, raczej tego nie zauważyłeś, ale ja to ty, a ty to ja, więc jeśli odpuszczę, nie tylko ty ją stracisz, ale też ja, więc nie mogę. Uspokój się. Obiecuję że odzyskam ją zaraz po zakończeniu, tego konfliktu. Nie przekupisz mnie. Nie próbuję, chcę abyś mi zaufał, wytrzymaj jeszcze trochę. Żeby nie było za późno.  

*** 

-Nawet jej nie widziałam. Mogłeś do mnie zadzwonić!- Evie walnęła go swoją piąstką w pierś. 

-Zrozum, wtedy byłoby to dla niej jeszcze trudniejsze- dziewczyna westchnęła i zrezygnowana wtuliła się w wielką pierś swojego chłopaka. 

-Tyle czasu już z nią nie rozmawiałam, wiem że to dla jej bezpieczeństwa, ale tęsknię. Chciałabym jej tyle powiedzieć, co się dzieje w szkole, o mojej chorobie, o nas- spojrzała głęboko w oczy Aidena, który uśmiechnął się tylko lekko. 

-Powiemy jej. Obiecuję. Już niedługo- powiedział i pocałował ją w czubek głowy. 

-W takim razie, musimy szybko skopać im tyłki- jej oczy błysnęły, a pięści zacisnęły.  

-Hej, nie tak szybko wojowniczko, mówiłem ci coś o twoim udziale w jakiejkolwiek walce. 

-A ja ci mówiłam, że umiem o siebie zadbać i pomogę nie ważne czy się na to zgodzisz czy nie- rzuciła i usiadła na kremowej kanapie. 

-Jeszcze zobaczymy- mruknął z szelmowskim uśmieszkiem i poszedł do kuchni aby przygotować im śniadanie. Pół godziny później wrócił do salonu z sałatką z kurczakiem, którą postawił przed krzywiącą się dziewczyną- nie patrz tak na mnie, no już jedź. 

-Aiden, nie jestem głodna- chłopak odłożył swój talerz, i odwrócił się całym ciałem do brązowowłosej. 

-Evie, przerabialiśmy już to, musisz jeść. 

-I jem, tylko swoje porcje- blondyn nie zastanawiając się długo, przyciągnął młodą do siebie i zaczął głaskać po plecach. 

-Evie, od kiedy zaczęłaś się przemieniać, twój wilk potrzebuje więcej energii, musisz więcej jeść. 

-To nie jest takie proste. 

-Wiem i gdybym tylko wiedział wcześniej, pomógłbym ci z tym. 

-Przestań, bo się rozkleję, a przy sałatce z kurczaka to chyba nie wypada, no i nie mam dziś wodoodpornego tuszu- zaśmiała się i chwyciła danie zrobione przez Aidena- naprawdę jestem ci wdzięczna Aiden, i przepraszam że dostała ci się mate z tyloma wadami. 

-Nawet tak nie mów. Kocham cię z nimi jeszcze mocniej- Evie zawsze była emocjonalną dziewczyną i po tych słowach parę łez uleciało z jej ślicznych oczu. Nigdy nie sądziła że trafi jej się taki skarb jakim był Aiden Hope. Zawsze widziała w nim tylko starszego, upierdliwego brata jej najlepszej przyjaciółki, ale okazał się tym, czego naprawdę potrzebowała. Nie wytykał, nie wyśmiał jej zaburzenia odżywiania, a zaczął pomagać. Niesamowicie mocno tęskniła za Katherine i wiedziała że gdyby tylko tu była wyciągnęłaby ją z tego bagna w jaki wpadła po jej wyjeździe. Pamiętała czas w którym to Kath potrzebowała tej pomocy. Niestety życie gimnastyczki nie jest usłane różami i każdemu zdarzy się czasem upaść. Nigdy nie sądziła że przydarzy się to także jej, ale jak widać nieszczęścia chodzą parami- co oglądałaś?- pytanie chłopaka wyrwało ją z zamyślenia i pozwoliło skupić całą swoją uwagę tylko na nim. 

-Nic ciekawego, skakałam po kanałach. 

-Jest już dziewiąta, więc na drugim kanale, powinien lecieć jakiś dokument przyrodniczy- Evie zaśmiała się i włożyła kawałek pomidora do ust. 

-Idealna sobota, ja, ty, kanapa, śniadanie i ekscytujące życie dzikich zwierząt. Co dzisiaj? Naturalne tereny występowania żeru lemurów? 

-To nie miało sensu mała, a te filmy są serio interesujące. Vivienne oglądała je w każdą sobotę, i nigdy nie narzekała na życie słodkich lisów pustynnych zwanych fenkami- Evie zaśmiała się cicho i pogłaskała swojego chłopaka po policzku. 

-Przyznaj się, tylko ten odcinek z nią oglądałeś. 

-Masz mnie- powiedział cicho. 

-Tęsknisz za nią, co? 

-Każdego dnia, za wszystkimi, ale nie mogłem z nimi jechać. To mój ostatni rok, wataha potrzebuję pomocy i przede wszystkim nie mógłbym zostawić ciebie- Evie uśmiechnęła się do niego ciepło i łapiąc jego policzki dotknęła swoimi ustami jego ciepłe wargi. Nieśpiesznie składała pocałunki na jego twarzy, policzkach, czole, powiekach, skroniach, żuchwie. Chciała żeby wiedział że ona jest tu dla niego, i nigdy go nie opuści. 

-Ja ciebie też kocham- szepnęła odpowiadając na jego wcześniejsze wyznanie- to co? Oglądamy słodkie życie fenków?- zaśmiała się i chwyciła pilota wybierając odpowiedni kanał. 

Wiadomości z ostatniej chwili! Wczoraj około godziny 01:00 na autostradzie 401 koło Comber wydarzył się tragiczny wypadek. Czerwona Toyota rav4 wykonując manewr wymijania zajechała drogę kierowcy czarnego Range Rover, powodując jego dachowanie. W całym zdarzeniu brały udział jeszcze dwa inne auta, które nie odniosły większych szkód.  

Aiden wypuścił z rąk szklankę z wodą, która roztrzaskała się na drewnianej podłodze. 

-Aiden! Co się..?- uciszył ją gestem dłoni i podgłośnił, lecące wiadomości. Cały zdrętwiał, gdy słuchał i oglądał wideo, na którym zarejestrowano wypadek mający miejsce ubiegłej nocy.

Odnotowano dwie ofiary śmiertelne, które zginęły na miejscu. Cztery osoby zostały przewiezione do szpitala w Comber w tym jedna w stanie krytycznym, walcząca o życie. Rejestracje zamieszanych w wypadek samochodów, zostały umieszczone na stronie komendy głównej w prowincji Ontario, a także w stanie Michigan. Jeśli ktoś rozpoznaje te numery, proszony jest o skontaktowanie się z policją. 

-Niemożliwe- jego głos zadrżał, a Evie potrząsnęła nim mocno. 

-Aiden! Co się dzieje? Wiesz coś o tym wypadku. 

-Tak, do cholery! To jest auto, do którego wczoraj wsiadła Katherine! To nim miała bezpiecznie wrócić do Toronto!  

-Co?- Evie patrzyła na niego w coraz większym szoku- na pewno nie! Pamiętasz numery rejestracyjne!? To na pewno nie ten samochód! Wydaje ci się! 

-Muszę tam jechać!- szybko wstał, zabrał tylko kurtkę, telefon i wyszedł trzaskając drzwiami. Nie mógł tego pojąć, tylko nie jego mała siostrzyczka. Ona nie mogła umrzeć, była zbyt silna, zbyt młoda. Evie stała przez chwilę w salonie, ale powoli wracając do trzeźwości umysłu chwyciła swoją komórkę i zadzwoniła do jedynej osoby do której mogła. 

-Tak? 

-Cheryl?! 

-Evie? Coś się stało? 

-Gdzie jesteś!? 

-Co? Spokojnie, nie denerwuj się. 

-Gdzie jesteś do cholery?! 

-W domu, Vernon. O co chodzi Evie? Zaczynam się martwić. 

-Po prostu włącz wiadomości! Szybko!- łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po jej policzkach, a sama nie mogła zapanować nad płaczem, który dopadł ją razem z rosnącą histerią. 

-Już włączam, a teraz powiedz mi o co chodzi?

-Ej rudzielcu! Nie przełączaj! Oglądałem to! No, Hunter powiedź jej coś!- Evie usłyszała w oddali krzyki Keitha, które wcale jej nie rozluźniły.

-Ten wypadek..- Cheryl wciągnęła gwałtownie powietrze.   

-Wczoraj koło niego przejeżdżaliśmy. Boże, Evie, czy to ktoś znajomy?- brązowowłosa zamiast odpowiedzieć zaczęła głośno łkać. 

-Cheryl? Z kim rozmawiasz? 

-To Evie, chodzi o ten wypadek, ale nie chce mi nic więcej powiedzieć- nagle słuchawkę, przejął Hunter, który czuł pod skórą dziwny strach, przeradzający się powoli w panikę. 

-Evie? Hej, spokojnie, powiedz powoli o co chodzi? 

-Aiden wybiegł, powiedział że.. 

-Co powiedział?- osoby znajdujące się po drugiej stronie słuchawki, z niemal przeszywającą ciszą, czekały na to, co powie im Victors. 

-Ten samochód.. ten cholerny samochód, miał zawieźć Katherine bezpiecznie do domu!- załkała żałośnie. Jeśli wcześniej atmosfera była ciężka, teraz spokojnie można było powiedzieć że jest śmiertelna. Po dłuższej chwili, Evie usłyszała głośny trzask, który był niczym innym, jak kolanami Huntera, kolanami uderzającymi o twardą posadzkę, kiedy ich właściciel ugiął się pod naporem ciężaru, jaki właśnie spadł na jego obolałe i przepełnione barki. 

*** 

-Hunter.. chodź, to jeszcze nie jest pewne. Musimy to sprawdzić- mężczyzna zaśmiał się ponuro i spojrzał na swoją przyjaciółkę. 

-Miał rację, miał cholerną rację- powiedział nie mogąc przeskoczyć nad cierpieniem, które powoli zaczynało go topić. Nie mógł sobie wybaczyć, że nie posłuchał się swojego wilka. Mówił mu, powtarzał, przekonywał.

-Przestań. 

-Chciałem ją chronić, Cher, a chyba ją.. 

-Nawet tak nie mów. 

-Chyba ją zabiłem- ognistowłosa nie wytrzymała i spoliczkowała swojego Alfę, poczuła przez to bolesne wycie swojej wilczycy, ale nie mogła inaczej. Wiedziała że tylko tak, będzie on w stanie się podnieść, 

-Nie wiesz tego, więc przestań tak łatwo rzucać słowami, o których nie masz pojęcia- uderzenie Cheryl otrzeźwiło go ona tyle, że wstał z ziemi i spoglądając na resztę swoich najbliższych powrócił na miejsce Alfy. 

-Sprawdzę to. Keith jedziesz ze mną, Blake zostaniesz i przejmiesz na chwilę moje obowiązki. Wezwij mnie, jeśli stanie się coś naprawdę tragicznego. 

-Rozumiem. 

-Ja też jadę- wyrwała się Grace. 

-Ja też- dopowiedziała Cheryl. 

-Cheryl, możesz jechać, ale ty Grace zostań i zadbaj o naszych rodziców. Nie mów im jeszcze niczego. Obserwuj ich zachowanie i innych w stadzie. Nie jestem pewien, co się stało, ale Kath nie mogła umrzeć. Wszyscy by to odczuli, ona gdzieś tam jest i na pewno nie chce nas tak łatwo opuścić. Znam ją, to wojowniczka. 

-To lepiej jedź już, bo każdy wojownik potrzebuje swojego wsparcia- do pomieszczenia wszedł Ian z komórką w ręku. 

-Nikt nie potrzebuje twojego wsparcia- warknął Keith, który nienawidził go jeszcze bardziej za to co zrobił jego siostrze. 

-Uspokój się piesku, nie do ciebie mówię- spojrzał na Huntera- dzwoniłem do szpitala w Comber.  

-I co?- Cheryl nie mogła powstrzymać się od tego pytania.  

-Nic pewnego. Przywieźli w sumie cztery osoby i dwa ciała. 

-Ian! To może być Katherine!- warknęła Grace. 

-Uspokój się narwańcu! Wiem o tym, ale jak mam inaczej powiedzieć? To co chciałem wam powiedzieć to to, że osoby zmarłe są niezidentyfikowane, mężczyzna.. i kobieta. Dodatkowo osoba znajdująca się teraz na sali operacyjnej w stanie krytycznym to także kobieta. Któraś z nich prowadziła Toyotę i spowodowała wypadek, druga natomiast była pasażerem czarnego auta. Niestety tylko tyle jestem wam wstanie powiedzieć jako Alfa dystryktu Ontario, więcej nawet ja nie wiem. Hunter, jest nadzieja. 

-Wiem. Hope sama w sobie jest nadzieją, która na pewno mnie nie opuści. Wiem to- powiedział i szybko wyszedł kierując się do garażu. Czekało go kilka godzin drogi, nim zobaczy swoją kruszynę. Żywą lub.. nie, ona musiała żyć. 

*** 

To chyba koniec. Nie chcę więcej. Nie mam siły. Poddaję się. Chyba sobie żartujesz? Mimo bólu otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą pustkę. Ciemność? Nicość? Nic nie widzę. Przyzwyczaisz się. Co? Niby do czego? Do ciemności, ja w niej byłam przez całe życie, ale spokojnie wyciągnę cię z tego. Musisz być tylko cierpliwa i mi tu nie umierać! Czemu ci zależy? Bo tobie nie, a komuś musi. Kim jesteś? Tobą.  

*** 

Błagam nie umieraj. Nigdy więcej nie wypuszczę cię ze swoich ramion, tylko nie odchodź. Zostań. Zostań ze mną. Boże, nie zabieraj jej. Nie zabieraj mojej Kath. W niebie jest dużo aniołów, a na ziemi pozostało ich tak niewiele. Ona nie zdążyła mnie jeszcze zmienić, daj jej tą szansę, a ulegnę. Kocham ją, jak wariat. Psychol nie może żyć bez swojej wariatki. 

*** 

Jeej :) Dobiliśmy (a w zasadzie Wy) do 1000 gwiazdek :) Dziękuję za każdy wasz głos :) To jest jak takie ultra dobre paliwo dzięki czemu, taka zawodna maszyna jak ja, jeszcze pracuje ;) Do następnego :) Mam nadzieję że będę miała czas do jego realizacji i pojawi się szybko ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top