Rozdział 29 Cudowny Film
Grace zrobiła dzisiaj prawdziwe cuda zamieniając mnie w prawdziwą księżniczkę, której nigdy w sobie nie widziałam. Piękna suknia, złota delikatna biżuteria i szpilki tego samego koloru. Włosy miałam rozpuszczone i lekko pofalowane, co nadawało im takiej samej zwiewności jak materiał sukienki, który powiewał przy każdym moim ruchu. Krótko mówiąc, czułam się po prostu piękna. Uśmiechnęłam się do swojego oblicza lekko psując Cheryl jej plany.
-Katherine! Nie szczerz się, bo nigdy ci tych ust nie pomaluję- jeszcze bardziej zaczęłam się cieszyć sprawiając że czerwonowłosa westchnęła ciężko. Po raz kolejny spróbowała nadać moim ustom śliczny ciemno różowy odcień.
-Nie wiedziałam że jesteś tak dobrą makijażystką.
-Słucham? Przecież na co dzień możesz widzieć mój perfekcyjny makijaż dzięki któremu jestem sto razy ładniejsza niż ty- powiedziała poważnie, jednak nie wytrzymała długo i zaczęła się śmiać.
-Jestem pewna, że nawet bez niego byłabyś piękna.
-Przypominam ci że jesteś już zajęta, więc przestań mnie podrywać i daj dokończyć te pyskate usta.
-Nie umiesz przyjmować komplementów- burknęłam w końcu się zamykając.
-Powiedziała mistrzyni w tej sztuce- odgryzła się i pokazała mi język. Cheryl jest.. specyficzna. Ma swoje zdanie i umie przyłożyć w razie potrzeby, nie boi się. Dla mnie jest niesamowita, jednak zastanawiałam się czy to wszystko nie jest tylko maska. Być może pod tą fasadą idealnego makijażu, kryje się zraniona dziewczyna której jedyną obroną jest atak. Czułam się z nią powiązana, zupełnie jakbyśmy musiały ukrywać podobny ciężar. Kiedy skończyła z zaskoczenia wypaliłam ze słowami, które ciążyły na mnie od kilku tygodni.
-Byłaś z Hunterem?- spojrzała na mnie z lekko niedowierzającą miną.
-Kiedy przestaniesz mnie w końcu zaskakiwać Hope? Nieźle. Wracając do twojego pytania, nie byłam z nim. Musiałabyś zapytać zupełnie inaczej- zmarszczyłam brwi- nie rób tak, dopiero co wygładziłam ci tą pomarszczoną skórę- zaśmiała się.
-No dobrze, w takim razie. Spałaś z nim?
-Bingo młoda.
-Krótko mówiąc byliście ze sobą, po co to owijać..
-Nie Hope, to nie to samo. Jesteś z kimś kiedy kogoś kochasz- to co ja robiłam u boku Huntera?- my się tylko pieprzyliśmy Kath ze zwykłej samotności, napięcia które rodzi się w każdym, a także dla rozrywki. Prawda jest taka, że z tobą będzie się kochał, to coś zupełnie innego- dziwiłam się że nie byłam wcale skrępowana kiedy przeprowadzałyśmy tą rozmowę- on przez cały czas czekał na ciebie i nie ukrywaliśmy tego przed sobą, chociaż przyznaję że na początku cię nie lubiłam, myślałam że jesteś dla niego zbyt idealna i nie będzie z tobą szczęśliwy, a jednak okazałaś się całkiem znośna- uśmiechnęłam się.
-Cheryl?
-Co znowu? Masz jeszcze więcej wątpliwości?
-Nie, tym razem chodzi o ciebie, nie chciałaś zaczekać? Na swojego mate?
-Nie jestem staromodna, po za tym nie u mnie szukać marzeń o idealnym facecie, który tylko czeka żeby się ze mną przespać. Wyznaję zasadę że moja bratnia dusza może okazać się skończonym dupkiem, a wtedy na pewno nie serduszka i kwiatki będą mi w głowie.
-Cóż, nie znam za bardzo waszych zasad, ale nie pomyślałaś, że taki dupek potrzebowałby właśnie ciebie, żeby móc się zmienić? Nie znam cię długo, ale wiem że jesteś silna i nie widzę nikogo lepszego, kto byłby w stanie pomóc najgorszemu z najgorszych.
-Niektórzy nie chcą się zmienić Kath- powiedziała cicho.
-Nie, nie chcą, tylko nie umieją, i to właśnie dlatego jesteś mu potrzebna. Twoim zadaniem jest go tego nauczyć, sprawić żeby chciał.
-Mówisz głupoty, przyznaj się odbija ci na myśl że będziesz musiała tańczyć przed tyloma wilkołakami, którzy tylko czekają aby wypruć ci flaki, agrr- zaśmiałam się kiedy zgięła palce imitując pazury i warknęła cicho- nie masz się co przejmować, tak cię wyćwiczyłyśmy że nie mowy o pomyłce. No dobra, za 15 minut zaczyna się ten cały cyrk, więc chodźmy już- odwróciła się, a ja poczułam że muszę jej powiedzieć jeszcze o czymś.
-Cher?
-Kolejna złota rada?
-Nie...chyba, posłuchaj, to ważne, czy dzisiejszego wieczoru obowiązują jakieś maski czy coś w tym rodzaju?
-Raczej nie, do tego pomysłu zmusiła nas Grace jakieś cztery lata temu, ale czemu pytasz?
-Tak sobie- wywróciła oczami i złapała mnie za rękę.
-Dobra, naprawdę musimy już iść- wyprowadziła mnie z pomieszczenia- pamiętasz co masz robić?- spytała gdy szłyśmy przez długie korytarze oświetlone ciepłym światłem kinkietów.
-Mam czekać przed głównymi drzwiami do czasu ich otwarcia, później iść po ciemno zielonym dywanie przez środek sali i próbować ignorować ciekawskie spojrzenia ludzi zebranych po moich bokach.
-Dobrze. Pamiętaj aby zatrzymać się w połowie drogi, w miejscu gdzie cię uczyłyśmy, a później już Hunter się tobą zajmie.
-Czemu muszę czekać, aż do mnie podejdzie z przeciwległego krańca sali?
-Taka tradycja. Każda nowa Luna musi samodzielnie wejść w szeregi watahy, nie możesz ukrywać się za plecami Alfy. Stado musi wiedzieć, że jesteś odważna i będziesz umacniać nasze stado, a nie je osłabiać. Gdybyś weszła z Hunterem uznano by, że jesteś jego słabością. Idąc z przeciwnych kierunków i spotykając się w połowie pokazujecie równość wobec siebie.
-Rozumiem- odetchnęłam nerwowo i mocniej ścisnęłam jej rękę.
-Hej! Nie denerwuj się, to tylko parę metrów, później zajmie się tobą Hunter.
-Parę metrów, wiesz ile może się wydarzyć przez te parę metrów? Mogę się potknąć..
-Dlatego Grace zrobiła sukienkę krótszą z przodu.
-No to o dywan..
-Jest przymocowany, nie ma takiej opcji. Zresztą przestań marudzić! Jesteś gimnastyczką do cholery! Chodzisz na desce szerokości krawężnika!
-Tak, ale nie w ponad dziesięciocentymetrowych butach!
-To je zdejmij, na pewno zrobisz wrażenie.
-Tak, szczególnie na Grace, zabiłaby mnie.
-Owszem, ale Hunter z pewnością by ci podziękował po waszym tańcu w którym nie wbijesz mu szpilek w palce.
-Daj spokój! Przecież się nauczyłam!
-Wiem, wiem. Zresztą powiem ci w sekrecie, że nie masz się czego bać. Nie wiem czemu ale od twojej osoby bije dużo czegoś, czego nie umiem zidentyfikować, w każdym razie wzbudza to respekt i szacunek. Nie zdziw się więc, jeśli jakiś wilk będzie dla ciebie chłodny lub nawet niemiły. To zwyczajnie ich zawstydzenie, wstydzą się że czują się przy tobie w ten sposób, nawet jeśli jesteś człowiekiem. Jesteśmy, poczekam z tobą jeszcze parę minut, ale potem będziesz musiała zostać sama, mam nadzieję że nie stchórzysz, albo nie będziesz próbowała uciec?- zaśmiała się, a ja uśmiechnęłam się nerwowo i postanowiłam zdradzić jej coś, co może kosztować mnie o powodzenie ucieczki, to było jednak silniejsze ode mnie, z jakiegoś powodu gdy myślałam, że komukolwiek z nich mogłaby stać się krzywda, serce bolało mnie niemiłosiernie.
-Cheryl, posłuchaj, uważaj na ludzi w maskach.
-W maskach? Nie rozumiem.
-Po prostu bądź czujna, błagam.
-Nie odpowiesz mi jeśli zdam więcej pytań, prawda?- zamilkłam i tak powiedziałam zbyt dużo. Sama Cheryl też więcej nie pytała, a za to ożywiła się po chwili- Hunter! Co ty tu robisz?! Powinieneś być po drugiej stronie!- odwróciłam się i w świetle rzucanym przez kryształowe żyrandole ujrzałam najprzystojniejszego mężczyznę na ziemi. Pierwszy raz widziałam go w garniturze i śmiało mogłam stwierdzić, że wyglądał po prostu zabójczo. Nic dziwnego że jest drapieżnikiem.
-Spokojnie Cher znajdę się tam w przeciągu minuty, możesz dać nam chwilę?
-Przecież nie robię za waszą przyzwoitkę, i nie jestem staroświecka. Grace już dawno złoiłaby ci skórę, w końcu nie powinieneś widzieć jej przez 24 godziny przed oficjalnym wprowadzeniem, ale muszę przyznać że i tak długo wytrzymałeś. Idę już do środka, także Kath, powodzenia! Nie wywal się na środku- zaśmiała się i odeszła, a ja cała spięta patrzyłam wszędzie byle tylko nie na niego. Byłam dziwnie zawstydzona stojąc przed nim w tym stroju. Brązowowłosy podszedł do mnie i chwycił moją zimną ze strachu dłoń.
-Boisz się.
-Doprawdy? Niemożliwe, z czego wysnuwasz takie wnioski? Z moich lodowatych dłoni, czy może dzięki wilczym zmysłom? Pachnę strachem, czy coś?- położył palce na moim podbródku i uniósł moją twarz do góry.
-Twoje serce, bije jak szalone. To pierwsze co zawsze czuję, bicie serca. Nieważne jak daleko jesteś- dla mnie czas jakby zwolnił, emocje które mi fundował były lepsze niż na kolejce górskiej- więc nie bój się, to będzie ostatni raz kiedy puszczę twoją dłoń, później nie opuszczę cię już nigdy.
-Czyli krótko mówiąc, mam nacieszyć się tą ostatnią chwilą wolności- mimo sprzecznych uczuć uśmiechnęłam się do niego i stwierdziłam że lekko się uspokoiłam.
-Obiecujesz że nigdzie mi stąd nie uciekniesz jak tylko sobie pójdę?- w tamtym momencie nie myślałam o mojej rodzinie, o wolności, w głowie miałam tylko szare oczy Huntera, w których widziałam siebie.
-A ty obiecujesz, że kiedy spotkamy się na środku tej sali, już nigdy mnie nie zostawisz?
-Obiecuję.
-W takim razie umowa zostaje zawarta, na okres zwany wiecznością- co ty wygadujesz wariatko? Oszalałam.
-Brakuje tylko potwierdzenia- pochylił się nade mną i kładąc rękę na moim policzku złączył nasze usta w słodkim pocałunku, który ponownie przyśpieszył moje rozpalone serce. Kiedy odsunęliśmy się od siebie sama również dotknęłam jego policzka i opierając się swoim czołem o jego, zaciągnęłam się głębokim zapachem jego perfum i ciała.
-Oszalałam, kompletnie i bezdyskusyjnie oszalałam- uśmiechnął się do mnie.
-Nareszcie do mnie pasujesz Wariatko- oddałam uśmiech.
-Raczej nigdy cię nie pobiję Psycholu.
-Jeśli chcesz to zrobić, wystarczy że kiedy dzisiejszego wieczoru zadam ci pewne pytanie.. powiesz tak- ostatni raz pocałował mnie w czoło i zniknął. Dosłownie. Moja wolność właśnie się zaczęła. Odwróciłam się w kierunku dużych drzwi, które przygniatały mnie swoją potęgą. Niedługo przez nie przejdę, a wtedy nic już nie będzie takie samo.
-Błagam niech to nie będzie dziś- szepnęłam pod nosem, myśląc o śnie Dereka i o mojej mamie- tylko nie dziś- a czy w ogóle? Oczywiście że tak! Głupia! Tak ci na tym zależało, ale teraz.. Poznałam ten świat.. więc może..? Moje rozmyślania przerwał donośny gwar jaki dobiegł z głębi sali. Zaczęło się. Teraz to tylko kwestia czasu. Zadrżałam lekko kiedy dwudrzwiowe wrota zostały otwarte. Poraził mnie blask jaki wydobywał się z pomieszczenia, sala wyglądała zupełnie inaczej niż kiedy byłam tu pierwszy raz. Żyrandole świeciły pięknym ciepłym blaskiem, parkiet błyszczał, a przez środek ciągnął się zielony dywan którym miałam dojść wprost do Huntera. Udając pewność siebie postawiłam pierwszy krok, a później następny i kolejny. Nie zwracałam uwagi na ludzi którzy stali po mojej prawej i lewej stronie. Teraz liczyło się tylko jedno. Dotarcie do Huntera, który wpatrywał się we mnie z małym uśmiechem dodając mi tym samym odwagi, której miałam obecnie spory deficyt. Kiedy zaczął iść wprost do mnie wiedziałam już że to już prawie koniec. Zgodnie z tym czego uczyła mnie Grace zatrzymałam się na środku i czekałam aż tradycji stanie się zadość i mężczyzna pierwszy dzisiejszego wieczoru chwyci moją dłoń. Serce wystukiwało rytm w jakim stawiał kroki będąc już coraz bliżej mnie. Kiedy nareszcie znalazł się przy mnie ujął moją dłoń, ukłonił się lekko i złożył na niej delikatny pocałunek. Mimo iż byłam na to przygotowana, oddech i tak przyśpieszył. Uspokoiłam się troszkę kiedy trzymając mnie pewnie poprowadził dalej wprowadzając tym samym na wyższą część sali na której zasiadała rodzina Bloodyworthów i ich najbliżsi. Uroczyście podeszliśmy do jego rodziców, a ja dosłownie mało co nie upadłam, kiedy dostrzegłam moich rodziców, którzy wyłonili się zza ich pleców stając obok. Hunter uspokajająco ścisnął mą dłoń i uśmiechnął się lekko.
-Pomyśleliśmy że w tak ważnym dniu, chciałabyś aby twoi rodzice byli tu z tobą- szepnęła pani Bloodyworth. Wcale nie czuję się lepiej, spojrzałam na moją mamę, a ona posłała mi jeden ze swoich idealnych uśmiechów któremu nie byłam w stanie uwierzyć.
-Moi drodzy!- powiedział donośnie pan Jonathan- dzisiejsza Noc Duchów jest szczególna! Dzisiaj oficjalnie mój syn Hunter Bloodyworth przyjmie tytuł Alfy naszego stada i od tej pory będzie nas chronił wraz ze swoją wybranką, która zostanie dziś naznaczona znakiem Luny. Matki naszej watahy- naznaczona? Kolejna rzecz o której nie zostałam powiadomiona- Hunterze Bloodyworth czy przysięgasz na własne życie, że zostałeś wybrany na podstawie swojej siły, mądrości a przede wszystkim czystego sumienia na naszego przywódce?
-Przysięgam- Hunter nadal trzymając mnie za dłoń ukląkł na jedno kolano.
-Katherine Hope- matka Huntera zwróciła się do mnie- czy przysięgasz na własne życie, że jesteś bratnią duszą Huntera Bloodyworth i masz czyste sumienie, a także odwagę do stawania w imieniu naszej watahy?- lekkie pociągnięcie ze strony Huntera i już wiedziałam co mam zrobić.
-Przysięgam- powiedziałam pod presją sytuacji i tak samo uklękłam przed Marie. Drgnęłam kiedy kobieta położyła na mojej głowie swoją dłoń sprawiając, że po moim ciele rozlał się dziwny prąd. Na chwiejnych nogach wstałam razem z Hunterem i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń, w końcu nikt nie uprzedził mnie czego mogę się spodziewać. Jonathan podszedł do swojego syna i położył mu swoją dłoń na szyi. Patrzyłam uważnie i z niedowierzaniem zobaczyłam czarny znak przypominający kraty który pojawił się za uchem Huntera ciągnąc się przez parę centymetrów, równocześnie zauważyłam że taki sam znak widniał na ręce pana Bloodyworth, który powoli zaczął blaknąć. Ze zdenerwowaniem spojrzałam na panią Bloodyworth uśmiechnęła się do mnie i uniosła swoją dłoń i położyła mi ją na moim obojczyku tuż przy oznaczeniu. Powiedziała coś po cichu, a ja poczułam lekkie szczypanie. Po chwili już mogłam oglądać mały znak.
-Księżyc, symbol Luny. Od teraz jest twój- Marie miała taki sam na ramieniu, jednak i on zaczął szybko blaknąć, stając się nieco ciemniejszy niż jej skóra- witaj w rodzinie Katherine- odsunęła się i podeszli do nas moi rodzice. Mama przejechała palcem po moim czarnym księżycu i z bladym uśmiechem przytuliła mnie do siebie.
-Wszystko gotowe skarbie- szepnęła i puściła mnie, Hunterowi skinęła tylko głową i odsunęła się dając czas mnie i tacie.
-Chyba nadszedł ten moment, kiedy muszę przestać nazywać cię maleństwem- rzekł do mnie i także objął mnie mocno. W oczach zabłysły mi łzy.
-Nieprawda, zawsze będę twoim maleństwem, Vivienne Puchatkiem, a Aiden wkurzającym królikiem- zaśmiałam się.
-Myślę że to już czas, na oficjalne otwarcie zabawy- powiedział ojciec Huntera. Odwróciłam się do brązowowłosego i chwyciłam jego wyciągniętą dłoń.
-Noc Duchów jest dla nas szczególna, jednak ta jedna, dzisiejsza na zawsze zostanie przeze mnie zapamiętana. Cieszę się, że będę mógł dalej chronić naszą rodzinę! Życzę udanego wieczoru!- w życiu nie spodziewałabym się że wypowiedź Huntera wzbudzi takie pozytywne emocje. Ludzie klaskali sprawiając że poczułam się jak w prawdziwym filmie- najgorsze za nami- szepnął mi do ucha- zaakceptowali nas- pocałował mnie w skroń i uroczyście wyciągnął swoją dłoń którą pewnie złapałam i zeszłam z wyższej kondygnacji. Pierwszy taniec. To czego najbardziej się obawiałam, a jednak kiedy brązowowłosy objął mnie i przyciągnął do siebie nie mogłam sobie wyobrazić bezpieczniejszego uczucia. Każdy obrót był płynny i niesamowity, zupełnie jakbyśmy robili to od dawna, chociaż prawda była nieco inna. Gdy piosenka dobiegła końca, tym razem to on oparł swoje czoło o moje i powiedział coś, za co kilka godzin później nie mogłam sobie wybaczyć- Kocham cię, Kath..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top