Rozdział 17 Tu jest twój dom
To wszystko to jeden wielki chaos. Dlaczego średnio raz na parę minut coś musi mną wstrząsać. Ze złością dokuśtykałam do szafy i szybko odpięłam torbę Huntera, nim usłyszałam otwieranie drzwi wygrzebałam z jego skórzanej kurtki coś co wyczułam już godzinę temu gdy ją trzymałam. To była moja droga ucieczki, schowałam czarną komórkę do kieszeni wielkiej bluzy psychola, którą zabrałam w drodze na śniadanie.
-Jedziemy- warknął i schował jeszcze parę rzeczy do torby, którą zapiął jednym ruchem, chwycił mnie za rękę i niczym szmacianą lalkę wyciągnął z pokoju, zamykając go i prowadząc przez długi korytarz. Tępo jakie nadał było zdecydowanie za szybkie jak na moją chwilową niedyspozycję.
-Zwolnij- powiedziałam, próbując jakoś na niego wpłynąć, nic to jednak nie dało- poczekaj, nie tak szybko- spróbowałam wyrwać dłoń niestety i to nic nie dało- Hunter!- krzyknęłam głośno co w końcu wywołało jego reakcję, odwrócił się do mnie gwałtownie i przycisnął do ściany co skwitowałam cichym jęknięciem, nie było to najprzyjemniejsze. Drgnęłam jeszcze gwałtowniej gdy pięścią uderzył z prawej strony mojej głowy. Lekko zwątpiłam w swoją odwagę, a strach który towarzyszył mi jeszcze wczoraj powrócił.
-Co?- syknął, na co spięłam mięśnie.
-Jeśli nie zauważyłeś, wczoraj skręciłam kostkę, a ty idziesz tak szybko, że prawie muszę truchtać żeby ci dorównać. Więc teraz, kiedy w końcu zwróciłeś na mnie uwagę chcę ci powiedzieć żebyś troszkę zwolnił- powiedziałam czując, że ironia i obojętność to jedyne uczucia jakie jestem w stanie mu dać. Westchnął cicho i spuścił głowę.
-Przepraszam- prychnęłam.
-Nie sądzisz, że na to jest trochę za późno?- nie miałam zamiaru już więcej się nad nim litować, ani nawet spełniać jego zachcianek i głupich warunków, przyszedł czas w którym trzeba było zawalczyć o samą siebie. Wyminęłam go i skierowałam w kierunku wyjścia, nie musiałam długo na niego czekać, błyskawicznie znalazł się przy mnie, zapewne chcąc przypilnować. Bez jego pomocy wsiadłam do czarnego jeepa, zapięłam pas i odchyliłam lekko fotel. Zamierzałam zrobić wszystko byleby tylko z nim nie rozmawiać. Zresztą widziałam że on także nie miał na razie ochoty na żadną głębszą konwersację. Moją uwagę całkowicie pochłonęły znaki drogowe, które pokazywały dokąd jedziemy, tym razem nie mogłam pozwolić sobie na nieuwagę. Oczywiście szybko okazało się, że moje postanowienie nie było zbyt silne, po dwóch godzinach jazdy zasnęłam jak suseł i to właśnie Hunter musiał obudzić mnie z tego snu zimowego. Zaspana otworzyłam oczy i powoli rozejrzałam się dookoła, szare ściany, jarzeniówy walące po oczach, brak okien. Gdzie on mnie wywiózł?
-Chodź- rzucił i otworzył swoje drzwi. Widziałam że nie miał najlepszego humoru, więc posłusznie opuściłam jeepa. Jak zwykle podszedł do mnie i chwycił za moją dłoń, on chyba traktował to jako swoistą kontrolę.
-Gdzie jesteśmy?
-W galerii handlowej- co? Czy ja się przesłyszałam? Naprawdę zabrał mnie w miejsce pełne ludzi? W pewnym momencie stanął i odwracając się twarzą do mnie, uniósł nasze dłonie na wysokość mojej głowy- widzisz to Kath?- znów miał jakiś szatański plan, który doporowadzi mnie do szału, mimo to pokiwałam smętnie głową- jak myślisz co to oznacza?
-Przestań bawić się ze mną, tylko powiedź konkrety- warknęłam spuszczając na dół nasze dłonie.
-W porządku Kath, nie będę się już z tobą cackał. Powiem wprost, dopóki trzymasz się mnie, i nie puszczasz, jesteś bezpieczna- prychnęłam głośno, co za palant- ale jak tylko postanowisz zrobić coś głupiego- schylił się do mojego ucha- wszyscy, którzy cię zobaczą w tym miejscu, skończą martwi- zadrżałam, on chyba nie mówił poważnie.
-Słucham?- delikatnie pogładził mnie po włosach.
-Przecież sama mówiłaś, że należę do gangu, a tacy ludzie się nie wahają. Widziałaś moje rany? To co ja robię moim ofiarom jest dużo gorsze, skarbie- powiedział coraz bardziej się do mnie przybliżając- bądź grzeczna- powiedział i pocałował mnie w czoło, a ja czułam że w każdej chwili mogę się rozpłakać. Gdzie podział się ten wbrew pozorom miły facet, który porwał mnie przez głupią pomyłkę, czemu na jego miejscu pojawił się ten brutal, który bije wszystkich na prawo i lewo? W zupełnej ciszy dostaliśmy się do windy, a ja nie wiedziałam co z sobą począć. Chodziłam niby razem z nim, jednak mój duch był zupełnie gdzie indziej. Jak w transie patrzyłam i wykonywałam polecenia Huntera, który zaopatrywał mnie i siebie w najpotrzebniejsze rzeczy. Cały czas kiedy patrzyłam na ludzi przechodzących obok myślałam o tym co mi powiedział, normalnie nigdy bym w coś takiego nie uwierzyła, ale przez ostatnie dwa dni zdarzyło się tak wiele sytuacji których nawet nie umiałabym sobie wyobrazić, że wolałam nie ryzykować. Odetchnęłam głęboko gdy opuściliśmy galerię i z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie. To wszystko było jedną wielką pomyłką, każdy mój ruch, każde moje słowo nic nie było tak jakbym tego chciała, w dodatku czułam się coraz gorzej i bałam na myśl o tym, że on może być tego świadkiem. Nie mogłam do tego dopuścić. Jechaliśmy przez kolejne kilka godzin donikąd, a przynajmniej ja miałam takie odczucie. Cieszyłam się jak głupia kiedy w końcu wjechaliśmy na jakąś leśną drogę, nareszcie stanę na własne nogi i nie obchodziło mnie to czy to kolejny głupi przystanek, czy może miejsce w którym zamierza mnie zabić i zakopać. Wszystko mi było jedno. Ku mojemu niezadowoleniu jechaliśmy przez kolejne 15 minut co oznaczało, że dojście na piechotę do głównej drogi zajmie mi przynajmniej trzy razy tyle, co zmniejsza moje szanse na ucieczkę o 50%. Dodatkowo otworzyłam szeroko oczy, gdy dotarliśmy do drewnianego domu który dosłownie znajdował się w środku lasu. Był przepiękny i nawet z uczuciem bólu wszystkich kości byłam w stanie to stwierdzić. Kiedy stanęliśmy poczekałam aż odblokuje drzwi które od mojego małego incydentu zawsze blokował i natychmiast po usłyszeniu kliknięcia wysiadłam z samochodu, ku mojemu nieszczęściu mój organizm nie był aż tak chętny do współpracy, bo niemal od razu nogi się pode mną ugięły a ja czułam jak lecę do dołu. Próbując złapać się czegoś pierwsze na co natrafiłam to twarda klatka piersiowa brutala który złapał mnie w pasie. Jakim cudem znalazł się przy mnie tak szybko? Spojrzałam na jego twarz, która w końcu zaczęła wyrażać jakieś emocje, patrzył na mnie z czymś w rodzaju... troski?
-Jak to zrobiłeś?- spytałam, czując że muszę wyjaśnić tą całą sytuację.
-Złapałem cię? No wiesz moje ciało jest ściśle połączone z głową, więc umiem je kontrolować- rzekł ironicznie.
-Dobrze wiesz że nie o to mi chodziło- powiedziałam spokojnie- jak znalazłeś sie przy mnie tak szybko?- mały grymas pojawił się na jego idealnej twarzy która ponownie przybrała postać lodu.
-Chyba musisz być bardzo zmęczona skoro nie możesz ustać na nogach i do tego masz zwidy- nie rozumiałam dlaczego w ciągu zaledwie paru godzin tak drastycznie zmienił swój stosunek do mnie. Zarzuciłam swoje ręce na jego szyję gdy podniósł mnie do góry i skierował do domu. Bez problemu otworzył drzwi i wniósł mnie do środka od razu kierując się na schody. Nie chcąc go drażnić siedziałam cicho czekając aż mnie puści. Nastąpiło to w chwili kiedy będąc w jednej z sypialni powoli położył mnie na wielkim łóżku przykrywając grubym i miękkim kocem- Odpocznij- powiedział łagodnie i pocałował mnie w czoło na co lekko drgnęłam, było to zarazem przyjemne jak i przerażające. Uczucie tego że nie masz pojęcia co z tobą zrobi ani czy w ogóle wrócisz do domu było depresyjne. Odetchnęłam kiedy zostawił mnie samą, wiedziałam że powinnam zastanowić się co zrobić aby się stąd wydostać, ale obecnie byłam tak wykończona że jak tylko zamknęłam oczy zmorzył mnie sen. Nie robiłam nic męczącego, a czułam się jakbym przebiegła maraton.
Obudziłam się nagle czując mdłości, które sprawiły że wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do pierwszych drzwi na szczęście okazujących się łazienką. Nie patrząc na nic uklękłam przy toalecie i pozwoliłam cofnąć się wszystkiemu co miałam w żołądku. Po wszystkim usiadłam na zimnych kafelkach, drżąc z wysiłku jaki moje ciało włożyło w pozbycie się odruchu wymiotnego. Przeczesałam ręką włosy i wzięłam parę głębszych oddechów. Mój organizm dawał mi wyraźne znaki że było coraz gorzej, a ja w obecnej sytuacji nie wiedziałam co z tym zrobić. Po kilku minutach podniosłam się na równe nogi i podeszłam do zlewu, na szczęście na blacie znalazłam świeży ręcznik, nową szczoteczkę, pastę, szampon i żel pod prysznic, czyli wszystko to, co Hunter kupił w galerii. Pośpiesznie umyłam zęby i wzięłam prysznic który ukoił moje zmęczone mięśnie, po tych czynnościach ubrałam się w świeże ciuchy i postanowiłam zejść na dół, okropnie chciało mi się pić, i liczyłam że w kuchni będę mogła zrobić sobie jakiejś mięty, żeby odgonić to okropne uczucie. Zdziwiłam się widząc że wszystkie światła były pogaszone, mój żołądek ścisnął się gdy pomyślałam że jestem tutaj całkiem sama. To byłaby moja okazja, popędziłam do okna wychodzącego na podjazd, mój zapał osłabł gdy zobaczyłam że czarny jeep nadal stoi na swoim miejscu ginąc lekko w półmroku jaki panował na zewnątrz. Coś mi jednak mówiło że Huntera nie ma w pobliżu, nie umiałam tego wyjaśnić ale coś we mnie wyraźnie twierdziło jakoby mężczyzna gdzieś zniknął. Pchana silnym przeczuciem sprawdziłam wszystkie pokoje, które rzeczywiście okazały się puste. Adrenalina uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą, niczym zawodowy sprinter pognałam do pokoju gdzie wcześniej spałam i chwyciłam wielką bluzę którą zostawiłam w łazience, nałożyłam ją ponownie, dwa razy sprawdzając czy na pewno jest w niej telefon, podejrzewałam że w takiej dziczy nie będzie zasięgu, dlatego też musiałam dostać się na główną drogę. Ponownie zeszłam na dół i sprawdziłam drzwi frontowe i boczne, oczywiście były zamknięte to jednak nie powstrzymało mnie w momencie gdy byłam tak blisko wolności. Weszłam do pokoju który miał okna skierowane na tył domu, otworzyłam jedno i nie zastanawiając się długo wspięłam się na parapet i przełożyłam nogi przez ramę, kostka uwięziona w stabilizatorze bolała niemiłosiernie zresztą co się dziwić od paru minut biegałam jak głupia nadwyrężając ją na prawo i lewo. Mimo tego zaciskając zęby wyskoczyłam i z cichym jękiem wylądowałam na trawie. Dopiero po chwili zorientowałam się jak zimno było, październik który niedawno się zaczął nie był tak łagodny jak rok temu, a teraz kiedy zaczęło się już ściemniać wyraźnie czułam spadek temperatury. Nie mogłam się jednak wrócić, nie wiedziałam kiedy taka szansa powtórzy się ponownie. Ignorując ból w kostce biegiem rzuciłam się w kierunku leśnej drogi. Biegłam ile sił w nogach a mama, tata, Vivienne, Aiden a nawet Evie o których teraz myślałam dopingowali mnie abym się nie zatrzymała, abym walczyła do końca. Po dobrych 15 minutach nawet moje wysportowane ciało, które zazwyczaj potrafi przebiec godzinę bez przerwy, tym razem mówiło mi że ma już serdecznie dość.
-Dasz radę Katherine, musisz- wychrypiałam i zmusiłam się do szybszego tępa. Po kolejnych minutach wyciągnęłam komórkę i sprawdziłam zasięg. Nadal brak. Gdzie jest ta droga? Czemu musi się tak cholernie dłużyć, odetchnęłam gdy po dłuższej chwili w końcu na ekranie pojawiła się jedna kreska to już niedaleko. Z ilością pokonanych metrów kresek było coraz więcej, w końcu gdy miałam pewność że telefon zadziała wybrałam odpowiedni numer- błagam odbierz- teraz miałam już łzy w oczach, tak strasznie się bałam. Stanęłam jak wryta gdy usłyszałam głośne wycie. Wilki. Teraz już nie patrząc na nic biegłam ile sił w nogach, złapanie przez Bloodywortha to jedno, ale rozszarpanie przez dziką bestię było jeszcze gorsze.
-Tak?- odebrała!
-Boże mamo?!
-Katherine!? Dziecko, powiedź mi gdzie jesteś?
-Ja nie wiem dokładnie, ale zaraz się dowiem- krzyknęłam widząc już główną drogę i przejeżdżające tamtędy samochody. Już byłam na ostatniej prostej, gdy nagle z pomiędzy drzew na drogę wyskoczył ogromny czarny wilk, zagradzając mi jedyne wyjście z tego przeklętego lasu. Krzyknęłam głośno, a telefon wypadł mi z ręki. Zaczęłam powoli się cofać, będąc w takim szoku, że zupełnie zapomniałam jak powinnam zareagować w takiej sytuacji. Zadrżałam kiedy czarna bestia warknęła i zaczęła do mnie podchodzić- Nie, proszę nie- wyjąkałam, mając już łzy na policzkach. Przez to że szłam tyłem, nie zauważyłam wystającego korzenia o który potknęłam się i przewróciłam na twardą ziemię. Moje oczy były tak zaszklone, że niewyraźnie widziałam jak zwierzę jest coraz bliżej, nie miałam już żadnej szansy. Płacząc cicho zamknęłam oczy. Nie potrafię wyrazić jak bardzo się wtedy bałam- błagam, zostaw mnie- wiedziałam że mówię do zwierzęcia mimo tego to zwyczajnie było silniejsze ode mnie. Cała drżałam kiedy poczułam ciepły oddech na twarzy, zawsze sądziłam że oddech wilka to połączenie zgnilizny i śmierci, ten taki nie był. Wręcz przeciwnie, był przyjemny. Spięłam wszystkie mięśnie gdy wyczułam ruch po obu stronach mojej głowy. Czemu to tak długo trwało? Dlaczego nie zabije mnie szybko tylko każe mi czekać w tym strachu i niemocy.
-Kath- usłyszałam nad sobą, ale to niemożliwe- mówiłem że cię nie skrzywdzę, nawet jeśli teraz gdy próbowałaś ode mnie uciec, mam ochotę dać ci małą lekcję- czy to jest.? Niepewnie otworzyłam oczy, gwałtownie wciągnęłam powietrze gdy zamiast wielkiego wilka zobaczyłam nad sobą Huntera, który pochylał się nade mną z groźną miną.
-Jak..ty.. przecież... tu był...
-Ja, Katherine, przez cały czas byłem to ja i nie zamierzam już tego ukrywać, tak samo nie będę już więcej ukrywał, czemu aktualnie doprowadziłaś mnie do istnej furii, którą na pewno poczujesz na sobie- warknął. Nic nie rozumiałam.
-Ja cię do tego doprowadziłam?! To ty mnie porwałeś, przetrzymujesz i ciągle ranisz!- krzyknęłam- chcę wrócić do domu!
-Nie możesz! Teraz należysz do mnie, a twój dom jest tutaj- powiedział i chwytając moją dłoń przyłożył ją sobie do torsu w miejscu gdzie mogłam usłyszeć jego szybko bijące serce.
-Nie możesz mnie zmusić do miłości!- krzyknęłam.
-A założymy się?- szepnął po czym nachylił się i gwałtownie wpił w moje zimne usta. Zesztywniałam, przez chwilę nie robiłam dosłownie nic. Hunter miał ciepłe i miękkie wargi, które sprawiały że na całym ciele zrobiło mi się ciepło. To było coś zupełnie innego niż z Deanem, ten pocałunek był głęboki i bardziej podniecający. Opanowałam się dopiero, gdy językiem przejechał po mojej dolnej wardze, od razu ręką którą trzymał spróbowałam go odepchnąć, jęknęłam żałośnie kiedy nawet nie drgnął, a drugą rękę położył na moim policzku nie pozwalając mi odwrócić od niego głowy. Nadal co chwilę z mojego gardła wydobywały się ciche jęki świadczące o moim proteście na całą tą zaistniałą sytuację.
-Nie.. Hunte...- nie skończyłam bo Bloodyworth sprytnie wykorzystał moment kiedy rozchyliłam usta i wdarł się swoim językiem łącząc go z moim w nierówną walkę o dominacje. Nigdy czegoś takiego nie przeżyłam, to wszystko było dla mnie jak nierealny film, problemem było tylko to, że nie mogłam po prostu wstać i wyjść, musiałam grać, a w tym przypadku, tak jak on mi zagra.
***
Cześć! :) Pierwszy raz się tutaj wypowiadam, wcześniej tego nie robiłam, bo nie wiedziałam czy ktoś to w ogóle czyta. Teraz kiedy wiem, że jest już Was parę, mogę spokojnie życzyć miłego czytania dalszej historii i podziękować za wszystkie głosy, wbrew pozorom naprawdę motywują, a i jeszcze jedno, jeśli znajdziecie jakieś błędy, powiadomienie o nich mile widziane, będę poprawiać :) Dzięki że jesteście!! :) Do następnego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top