Rozdział 1 Ulica pełna węży, albo wilków.
Kojarzycie ten moment gdy otwierasz oczy i świeci cudowne słońce przebijając się przez zasłony i wdzierając niespodziewanie na twoją twarz jakby oznajmiając, że to będzie piękny dzień? No właśnie. Ten taki nie był. Lało jak z cebra, a wiatr wył niemiłosiernie mówiąc że to idealny czas żeby zostać w cieplutkim łóżeczku. Odbierając ten sygnał powoli zamknęłam oczy ciesząc się ostatnimi sekundami lenistwa nim przyjdzie pani wojny, która przyniesie ze sobą chłodny powiew śmierci.
-Katherine! Wstawaj!- Oto i jest, mój anioł zguby, jakież to paradoksalne, że przybrał postać mojej kochanej mamusi- przestań na mnie wyklinać i wstawaj, ciuchy masz w łazience- czasem wydaje mi się że Elizabeth Hope jest mutantem i niedługo wyskoczy z kuchni w stroju x-mena i zacznie nakrywać do stołu siłą umysłu. Z ociąganiem podniosłam swój wysportowany (a co, trzeba się doceniać) tyłek i poczłapałam do toalety, zapaliłam światło i spojrzałam na zegarek. 5:45.
-Świetnie. Masz idealne, cudowne życie- uśmiechnęłam się do swojego oblicza w lustrze mówiąc uspokajająco- zobaczysz kiedyś za to podziękujesz- przemyłam twarz- kiedy inne kobiety po czterdziestce będą miały celulit twoje nogi będą gładkie i piękne- nałożyłam pastę.
-O ile je ogolisz-rzuciła moja mama, wchodząc do łazienki i zabierając brudne ciuchy z kosza na pranie.
-Po co od razu te złośliwości z rana?- rzuciłam z uśmiechem pełnym białej piany. Mama spojrzała na mnie z politowaniem, po czym poczochrała mi włosy jeszcze bardziej, chcąc pewnie zrobić w nich jakieś lądowisko dla ptaków. Nim zdążyłam wymyślić coś równie chytrego, zostawiła mnie samą, wracając do porannej rutyny przed pracą, czyli ogólnie rzecz biorąc ogarnięcia tej naszej rozbrykanej rodziny, i mówię tu także o Seanie Hope- moim ukochanym, niedźwiedzim ojcu, który smacznie pochrapywał sobie w sypialni czekając na tego samego anioła ciemności. Uśmiechnęłam się do własnych myśli, podczas gdy związywałam włosy w wysoki koński ogon. Ubrałam się w przygotowany dres, stanik sportowy i rozpinaną bluzę, a w drodze do garażu, gdzie leżą sobie spokojnie moje sportowe buty, rozmyślałam jaką trasę dzisiaj wybrać.
-Katherine! Czekaj!- do garażu wbiegła mama- twoje leki- powiedziała, po czym rzuciła do mnie przezroczystą buteleczkę z bialutkimi gorzkimi tabletkami. Skrzywiłam się, jednak posłusznie połknęłam dwie tabletki z tego zestawienia. Przed wyjściem spojrzałam na kalendarz. Został tylko tydzień, po tych siedmiu dniach dowiem się czy mogę w końcu zaprzestać brania tych ohydnych proszków. Założyłam kaptur i wyszłam z domu, zaczynając mój idealny dzień.
***
Biegi są nieodłączną częścią mojego życia, biegam 5 razy w tygodniu, potem idę do placówki z pozoru edukacyjnej, czyli szkoły, wieczorami 4 razy w tygodniu mam treningi gimnastyki. Jak wiadomo dzieci państwa Hope są niezwykłe, starszy o rok Aiden to niepokorny maturzysta, który podbija konkursy chemiczno -biologiczne i całkiem nieźle radzi sobie w szkolnej drużynie koszykarskiej, Vivienne- dziesięcioletnie złote dziecko, nie ma rzeczy, której ta mała buntowniczka by nie zapamiętała, a oprócz tego zapalona aktorka, która uwielbia grać, nieważne czy to w szkole czy w miejscowym teatrze, kto wie co z niej wyrośnie. I oczywiście ja- Katherine- gimnastyczka i językowiec. Perfekcyjni.
***
-Rozumiesz że on potem spokojnie odszedł, jak gdyby nigdy nic? Oczywiście to takie typowe, najpierw wykorzysta, a potem rzuci i znajdzie sobie nową ofiarę. Cholerny Dean Arvey- Evie mówiła o tym z takim przejęciem, jakby to ona została porzucona, normalnie uznałabym to za przesadę, jednak przyjaźnimy się już od 8 roku życia i doskonale wiem że od czwartej klasy podstawówki jest w nim szalenie zakochana- Dupek i lawirant, i my mieszkamy z nim na jednej ulicy i...
-I chodzimy razem do jednej klasy od 13 lat- wyprzedziłam ją- tak wiem Evie, wiem również że cholernie ci się podoba..
-Kath! Może powiesz to jeszcze głośniej, żeby te przebrzydłe plotkary z drugiej ławki mogły to powtarzać na prawo i lewo?!- zaśmiałam się cicho.
-Evie uspokój się, chcę ci tylko powiedzieć to, co mówię za każdym razem jak Arvey spotyka się z kolejną dziewczyną. Złościsz się, tupasz nogą i kręcisz nosem, a tak naprawdę nigdy nie wykonałaś żadnego ruchu. W gimnazjum kiedy był jeszcze względnie normalny, stwierdziłaś że w życiu pierwsza do niego nie podejdziesz. Wiem że teraz jak jest totalnym badboyem to podoba ci się jeszcze bardziej- wbiła mi łokieć w bok- ale nie sądzisz że jest już trochę zużyty- Evie spojrzała na mnie z mordem w oczach, a ja mało co nie wybuchłam śmiechem- no co? próbuję cię jakoś pocieszyć.
-Może panna Hope zamiast prowadzić podniosłe konwersacje zaszczyci nas swoją obecnością przy tablicy?- to była jedyna nauczycielka której nie lubiłam, tylko przy niej moje niedoskonałości wychodziły na wierzch. Wstałam jednak z podniesioną głową, starając się przypomnieć co wczoraj ,,próbował'' wytłumaczyć mi Aiden, o tych przeklętych ciągach. Koniec końców z lekką pomocą pani Wellford rozwiązałam mój przykład po czym wróciłam do swojej ławki w której Evie dyskretnie próbowała podglądać Deana. Sama wróciłam do zadań z matmy bo z biegnącym nieubłaganie czasem, coraz bardziej bałam się o mój wynik egzaminu końcowego.
***
Po skończonych lekcjach skierowałam się w stronę hali sportowej gdzie już od paru ładnych lat ćwiczę. Ze szkoły zawsze idę skrótem który prowadzi przez park i niedaleki bar Exodus, jest to typowa miejscówa fanów tatuaży, porządnego alkoholu i oczywiście pięknych i szybkich motocykli. Podsumowując jest to miejsce, do którego ktoś taki jak ja totalnie nie pasuje. Wiem o tym lepiej niż ktokolwiek inny, mimo to zawsze kiedy jestem na tej ulicy, przez mój kręgosłup mimowolnie przechodzą niekontrolowane dreszcze. Tak było i tym razem, gdy pod bar podjechały cztery czarne jak noc ścigacze. Nie zatrzymując się obserwowałam jak powoli zdejmują kaski i zsiadają z maszyn. Mój oddech mimowolnie przyśpieszył gdy mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce z wilkiem na plecach, powoli zdjął kask uwalniając swoje sięgające do ramion, brązowe ze złotymi refleksami włosy. Miał lekki zarost który idealnie komponował się z jego ostrymi i niezwykle męskimi rysami twarzy. Czułam jak moje serce przyśpiesza gdy spojrzałam na jego niezwykle rozbudowaną sylwetkę która dzięki wysokiemu wzrostowi wydawała się wręcz idealna. Moment! Przestań ty wypełniona buzującymi hormonami nastolatko! Co w ciebie wstąpiło?! On jest idealny!? Ten łamiący przepisy drogowe, ogromny packer, który śmieje się teraz razem z pozostałymi mężczyznami?(bo nie da się o nich powiedzieć chłopcy, widząc to co ja widzę) Szybko odwróciłam głowę i ruszyłam przed siebie.
-Upadłaś na głowę Katherino Hope, od kiedy lecisz na rasowych bad boys?- szepnęłam do siebie, regulując swój oddech- A teraz kiedy przekroczysz próg tego budynku, twoje idealne życie wróci do całkowitej normy- dodałam biorąc ostatni oddech i przekraczając próg hali równocześnie zapominając o napakowanym motocykliście.
***
-Wyżej!- pani Lilian darła się dzisiaj niemiłosiernie- Na litość Boską, wyprostuj tą nogę Katherine! Za miesiąc zawody, a ty jesteś sztywna jak kij!- spróbowałam jeszcze raz, jednak nie przyniosło to zbyt zachwycających rezultatów. Po dwóch godzinach intensywnego treningu, byłam wykończona, a to dość dziwne zważając na to, że zawsze ćwiczę o wiele dłużej. Nie wiedziałam czemu czułam się jak wypompowany balon, zupełnie jakbym robiła coś bardzo wykańczającego, podczas gdy dzisiaj biegałam tylko godzinę rano i przeszłam się spacerkiem do hali, a może to te zadanie z matmy? Tak to zdecydowanie możliwe, one pochłaniają tyle energii:)- dobrze wystarczy na dziś- westchnęła ciężko- widzę że nie jesteś w formie, ale jutro masz być gotowa na niezły wycisk- kiwnęłam głową, po czym zaczęłam rozluźniać swoje mięśnie w kończących ćwiczeniach. Po skończeniu podniosłam się z ziemi i spojrzałam w wielkie lustro, takie jakie mają w salach baletowych. Tutaj też jest jedno, jednak dużo mniejsze, służy do obserwacji swoich mięśni przy ćwiczeniach rozciągających. Później gdy wykonujemy ćwiczenia akrobatyczne nie są nam potrzebne, a wręcz niebezpieczne, znając życie ktoś na pewno by w któreś wpadł na przykład podczas ćwiczeń skokowych. Lepiej dmuchać na zimne. Wzięcie prysznica i ubranie w zwykłe jeansy i bluzę z kapturem zajęło mi niecałe 20 minut. Wychodząc z szatni usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Odblokowałam telefon po czym spojrzałam na wyświetlacz.
Od: Mama
Wybacz słonko, ale coś mi wypadło i nie mogę cię odebrać. Zadzwoń po Aidena lub zamów taksówkę.
Mama już na początku mojej kariery gimnastycznej, zapowiedziała że zawsze będzie mnie odbierać, a mi to jest w sumie na rękę. Nawet nie mogę opisać jak czasem jestem zmęczona po treningu a świadomość że ktoś po ciebie przyjedzie jest wprost kojąca. Kiedy wyszłam na ulicę poczułam nieodpartą ochotę na przejście się ulicą na której znajduje się Exodus. Już miałam obrać ten kierunek kiedy mój telefon ponownie zawibrował. Wzdrygnęłam się lekko, czując się jak przyłapane na zżeraniu czekoladowych ciasteczek dziecko.
Od: Mama
Jak będziesz już w domu, odgrzej sobie i Vivienne zapiekankę z brokułami. Kocham cię.
Po odczytaniu wiadomości, poczułam jak na moją głowę wylewa się kubeł zimnej wody. Serio chciałaś iść na około, tylko po to żeby przejść się tą cholerną ulicą pełną węży?
-Albo wilków- powiedziałam do siebie, przypominając sobie kurtkę tego napakowanego faceta. Zresztą kogo to obchodzi? Nałożyłam na głowę kaptur po czym zaczęłam biec w przeciwnym kierunku. Nie mogłam się skupić na treningu, to tym sobie odbije.
***
Tydzień zleciał jak szalony, i nim się obejrzałam siedziałam już w samochodzie, czekając razem z mamą, na tatę, który jak zwykle zapomniał portfela. Ze zdenerwowania przegryzałam dolną wargę, a palce wbijały się w moje drżące kolana. Moja mama, jakby czując co przeżywam odwróciła się do mnie z przedniego siedzenia i uśmiechnęła uspokajająco.
-Wszystko będzie dobrze Katherine, na pewno- mówiła pewnie, chociaż czułam, że pragnie przekonać też siebie.
-Taaato! Czemu nie mogę też jechać?- usłyszałam Vivienne, która stała na ganku i próbowała przekabacić naszego ojca na swoją stronę.
-Vivienne nie, ile razy mam ci powtarzać. Jak wrócimy to pójdziemy razem na zakupy, a na razie musisz zostać- koniec końców, skończyło się na tym, że to mama zakończyła cały spór. Kiedy wyjechaliśmy z Vernon wyjęłam słuchawki z zamiarem zrelaksowania się. Droga do Detroit zajmie nam przynajmniej półtorej godziny. Często tam jeździmy, na przykład na moje zawody lub konkursy Aidena albo zwyczajnie na zakupy. Tym razem jedziemy niestety w innym celu. Im bliżej byliśmy tym bardziej żołądek podchodził mi do gardła. Z moich ponurych rozmyślań wyrwał mnie warkot silników, usłyszałam to nawet przez słuchawki. Spojrzałam na autostradę, na drugim pasie właśnie przejeżdżały ścigacze z szybkością, która zdecydowanie przewyższała naszą- No proszę producenci organów jadą- sapnął mój ojciec, który nie za bardzo przepadał za motorami, po tym jak jego brat bliźniak, a mój wujek zginął w wypadku motocyklowym. Najbardziej okropne jednak jest to, że mój tata też tam wtedy był, razem z dwójką najlepszych przyjaciół ze szkoły. Mieli wtedy po 34 lata, postanowili że po raz ostatni pojadą razem motorami na męski wyjazd. Obiecali swoim już wtedy żonom, że potem będą wzorowymi ojcami, którzy nie będą już ryzykować. Niestety dla mojego wujka to naprawdę był ostatni. Ostatni dzień. Miałam wtedy tylko 10 lat i nie rozumiałam jak bardzo zniszczyło to mojego ojca. Podobno gdy umiera twój bliźniak tracisz też część siebie, po tej sytuacji myślę że jest w tym trochę prawdy. W pewnym momencie mój wzrok przyciągnął motocykl na którym siedział mężczyzna w znajomej kurtce z wilkiem. Moje serce nie wiedzieć czemu przyśpieszyło, a ja sama podążałam za nim nim nie zniknął mi z pola widzenia. Po tym krótkim epizodzie uspokajałam się kolejne 15 minut.
***
Białe ściany, jasno kremowa podłoga i kilka białych szafek. W tym pomieszczeniu nie było nic na czym można by było zawiesić oko. A w tak stresującej sytuacji jak ta, jest to niemal niezbędne. Martwą ciszę, przerwał pan Parker, który wszedł do gabinetu trzymając moje wyniki badań. Usiadł przy biurku, poprawił okulary po czym spojrzał na nas.
-Dobrze, zrobiliśmy wszystkie testy oraz przeprowadziłem dokładny wywiad z państwa córką. Zgodnie z tym co wyszło, przekazuje wam dobrą wiadomość- spojrzał na mnie i się uśmiechnął- Katherine, możesz powoli zacząć odstawiać leki- odetchnęłam z ulgą, a moja mama wręcz nie mogła się powstrzymać od małego pisku- Oczywiście wszystko musisz robić bardzo powoli i ostrożnie. Przez dwa kolejne dni bierz po jednej i pół, następnie przez trzy po jednej, a na koniec przez trzy dni po pół. Kiedy już skończysz możesz całkowicie odstawić leki, jednak pamiętaj jeżeli poczujesz jakiekolwiek objawy nawrotu musisz od razu powiedzieć rodzicom żeby mogli się ze mną skontaktować.
-A jakie mogą one być?- spytał tata.
-Osłabienie, omdlenia, krwawienie z nosa, może pojawić się również krew w ustach, problemy z koncentracją, nieznośny ból mięśni, zaburzenia widzenia i wszystko to co wyda ci się dziwne- pokiwałam głową- Podam ci również jakie witaminy masz brać, aby nie osłabiać organizmu- byłam szczęśliwa, możliwe że już na zawsze pozbyłam się tego cholerstwa- W takim razie to wszystko i widzimy się za miesiąc na kontrolę- uśmiechnęłam się po czym, szybko się pożegnałam i wyszłam. Chciałam być jak najdalej stąd. W drodze do wyjścia, przystanęłam przy jednym z pokoi który był otwarty. Od razu się wzdrygnęłam, to tutaj były przeprowadzane moje upusty krwi. Ruszyłam przed siebie z nadzieją, że już nigdy nie wrócę tutaj chora.
***
-Pani Hope- zawołał doktor Parker- mogłaby Pani na chwilę zostać?- Elizabeth spojrzała na niego niepewnie ale kiwnęła głową. Usiadła przed biurkiem na jednym z krzeseł czekając na słowa doktora-mam do pani prośbę. Jak doskonale zdaje sobie pani sprawę, nigdy nic przed wami nie ukryłem, a także na pani prośbę, byłem dyskretny jeśli chodzi o sprawę pani córki, jednak teraz patrząc na Katherine, myślę że rozsądniej będzie przekazać to pani. Choroba Katherine jest zarazem dobrze mi znana jak i tajemnicza w jednym. Organizm pani córki zachowuje się zupełnie inaczej niż mógłbym to przewidzieć. Reaguje na leki inaczej, niż inni chorzy cierpiący na tą samą przypadłość. Jak doskonale zdaje sobie pani sprawę, czerwienica czyli nadkrwistość* jest to choroba nieuleczalna i upusty krwi czy leki pozwalają przeżyć pacjentom dłużej o około 15 lat. Rzecz w tym- zawahał się- że chorzy zazwyczaj mają około 60 czy 70 lat. Pierwszy raz zdarzył mi się przypadek nastolatki, a właściwie dziecka bo kiedy do mnie przyjechaliście Katherine miała zaledwie 11 lat. I to właśnie dało nam nadzieję, że tak młody, silny organizm bez problemu zwalczy tą chorobę. Jednakże, to wciąż tylko nadzieja. Odstawienie leków to próba jaką podjęliśmy, ze względu na jej oryginalny układ odpornościowy. Proszę więc aby przez kolejne dwa tygodnie uważała pani na nią podwójnie. Katherine jest silną osobą i marzy o tym aby to wszystko się skończyło, dlatego też może próbować zignorować niektóre objawy. Proszę na to uważać- Elizabeth Hope kiwnęła powoli głową, i podziękowała za szczerość i opiekę nad jej córką. Wyszła z gabinetu i skierowała się do szpitalnej łazienki. Tam schowała twarz w dłoniach, i pozwoliła kilku łzom zburzyć jej idealną maskę. Po paru długich minutach, wytarła twarz i poprawiła makijaż wracając do swojej roli. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, uśmiechnęła się, a przez ułamek sekundy w jej oczach można dostrzec było czerwony błysk.
*czerwienica czyli nadkrwistość- choroba prawdziwa, jednak troszkę zmieniona na potrzeby opowieści.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top