Rozdział 9: Ciężki powrót

Ethan spojrzał jeszcze raz, nadal nie mogąc w to uwierzyć. Nie miał pojęcia czy być zły z powodu tego, że wszedł do jego leża, czy może z pozostawionej tu rzeczy. On naprawdę miał mnie za takiego idiotę?!

Podszedłem bliżej kartki pokrytej dziwnym śliskim czymś. Prychnąłem. I jeszcze ten liścik:

Miłej nauki.

Umiałem czytać! Przynajmniej większość liter...

Mógł przynajmniej spotkać się ze nim, gdy mi to zostawiał. Przyszedł do lasu i nawet się z nim nie zobaczył. Pewnie od razu popędził do watahy, zostawiając mu to tylko po drodze.

Nie mniej jednak wieczorem, gdy jeszcze słońce dawało nieco światła, wilk przysiadał przy dziwnej tabliczce z literami i obrazkami. Przecież nie mógł się od tak pozbyć tego niegrzecznego prezentu. Przy okazji miał jakieś zajęcie. Już dawno nie musiał się niczego uczyć. Trzeba sobie dawać jakieś wyzwania.

Ale niech tylko spotkam tego szczeniaka to mu dam za wyśmiewanie się ze mnie w ten sposób!


Liam cieszył się, że to już piątek. Po kilku dniach pracy pod rząd miał naprawdę dosyć. Naprawdę musiał się rozejrzeć za inną pracą, bo wszechobecne tam intensywne zapachy wcale nie ułatwiały mu przyzwyczajenie się do wrażliwszego nosa. Więc ponownie zaczął się okres poszukiwania pracy przez bruneta. Wiedział, że nie będzie chciał przechodzić na umowę po okresie próbnym.

W tym wszystkim Liam nie miał za bardzo czasu dla siebie. Po pracy przychodził zmęczony i pragnął jedynie zasnąć w swoim łóżku. Nawet w środę, w którą obiecał Leviemu, że ich odwiedzi, wpadł jedynie tylko zostawić mały prezent niespodziankę dla Ethana.

– Liam, gdzie się tak zbierasz? – Usłyszał głos jednego z współlokatorów

Zatrzymałem się, odwracając w jego stronę. Oho, nie był sam. Dwójka mieszkańców i ich znajomi, których kojarzył stali u podstawy schodów.

– Idziemy na miasto. Idziesz z nami?

Zawahałem się. Przecież miałem dzisiaj być u watahy.

– Dawno z nami nigdzie nie wychodziłeś. Przecież trzeba raz na jakiś czas się zabawić. Poza tym to już nasza ostatnia wspólna impreza.

W końcu naprawdę od dawna z nimi nigdzie nie wychodziłem, a od przyszłego miesiąca oboje przenoszą się do innego mieszkania bliżej centrum. Zostanie sam dopóki właściciel nie znajdzie nowych chętnych na pokoje u góry.

– No dobra. Dajcie mi tylko chwilę.

– Jasne to widzimy się w naszym stałym miejscu.

Grupa opuściła dom, zostawiając go samego. Cofnął się do swojego pokoju by się przebrać i powiadomić sforę o małej zmianie planów. Wybrał numer do Leviego.

– Słuchaj, przepraszam, ale dzisiaj nie wpadnę. Współlokatorzy zaraz się wyprowadzają i zaprosili mnie ostatni raz na miasto. – Zaczął się tłumaczyć.

– Nie ma problemu. Miłej zabawy!

Ucieszył się, że nie było z tym żadnych problemów. Przebrał się w nieco inne ciuchy niż miał na sobie. W tym co miał dotychczas można było iść na spacer po lesie, a nie na miasto.

Ubrany odpowiednio ruszył w stronę centrum, gdzie pozostali mieli na niego czekać. Z współlokatorami jeśli już go gdzieś zapraszali, zawsze chodzili do tego samego baru.

Będąc niemal u celu zastanowił się czy on właściwie może pić. Wiedział jak jego organizm reaguje na jedzenie, które nie zawiera w sobie dużej przewagi mięsa. A jak było z alkoholem?

Nie, to akurat nie był problem. Przecież jak dopiero co poznał Leviego to pierwsze co to udaliśmy się na piwo. Dobrze, że chociaż tyle z ludzkiego życia jeszcze mu zostało. Z drugiej strony to jest nawet zabawne. Moja dieta może opierać się wyłącznie na mięsie, wodzie lub alkoholu. Nie zamierzał narzekać.

Zmrok szybko zapadł nad miastem i otaczającymi go lasami. Między drzewami kroczył białoszary wilk kierując się w stronę domu, spodziewając się tam zastać Liama. Zauważył, że ma zwyczaj wpadać na weekendy, więc i teraz spodziewał się go tam zastać.

Niech sobie nie myśli, że nie ominie go opierdziel za tę tabliczkę do nauki alfabetu.

Ethan wszedł do domu w pierwszej kolejności szukając go wzrokiem. Zdziwił się lekko, gdy ujrzał wszystkich poza nim.

– Gdzie Liam? – Spytał niby od niechcenia.

– Jeszcze nie przyszedł. – Odpowiedział Nathan. – Mówił, że będzie, więc powinien niedługo się zjawić.

Wilk postanowił tu na niego poczekać. Udał się prosto na swoją kanapę, którą musiał dzielić z Nathanem. Położył się, mając zamiar cierpliwie czekać na powrót młodszego. Już on wymyśli sposób by usłyszał co nieco za tę tabliczkę, a przy okazji by inni nie dowiedzieli się, że pozwolił mu wejść do swojego leża.

Chłopaki grali w coś na telewizorze, później coś oglądali, patrzeli coś w tych swoich telefonach. Czas mijał, a po najmłodszym ani śladu.

– Uczycie go chociaż czegoś? – Spytał Nathana, chcąc jakoś wybadać temat bez podejrzeń.

– Musi się przyzwyczaić do ciała wilka, zżyć się z watahą. Tydzień temu zabraliśmy go na wspólny spacer.

Wspólny spacer... To już ma wrażenie, że on z nim robi większą robotę . Chwila...

– Nie przychodził do was w tygodniu? – Spytał nieco przyciszonym głosem, by ich rozmowa nie doleciała do uszu innych.

– Nie. A do ciebie?

– Dlaczego miałby przychodzić do mnie? – Starał się uniknąć odpowiedzi.

Z pewnej strony było to miłe, że Liam zawitał jedynie do niego, już nawet pomijając w jakim celu. Jednak od niemal tygodnia nie widział się z pozostałymi. Niepokojące było to, że nadal go tu nie było. Przecież mówił im, że się zjawi, tak? A jeśli coś mu się stało?

Ethan, spokojnie. Nie nakręcaj się. Ale jeśli naprawdę mu się coś stało?

Liam kilka kilometrów alej, w centrum miasta, spojrzał sennym wzrokiem w stronę telefonu. Zdziwił się widząc godzinę. Nie spodziewał się, że minęło tyle czasu.

– Chłopaki, ja już się będę zbierał. – Odezwał się prostując na krześle.

– My też już chyba będziemy szli. – Odparli pozostali zauważając, którą mamy już godzinę.

– Do zobaczenia!

Wszyscy nieco lekko chwiejnym krokiem wyszliśmy z lokalu. Dobrze, że brunet przez większość nocy bawił się na parkiecie, zamiast wlewać w siebie jedynie alkohol, ponieważ kiepsko widziałby swój powrót.

Współlokatorzy odjechali taksówką wracając do domu. Liam stał przed budynkiem zastanawiając się, gdzie właściwie powinienem pójść.

Nie miał ochoty wracać do wynajmowanego pokoju. Dwójka mieszkających z nim mężczyzn chyba już przyzwyczaiła się, że ostatnimi czasy często gdzieś wychodził lub nie wracał na noc. Nic się nie stanie, jeśli i tym razem tam nie wróci.

Starając się trzymać pion, kierował się w stronę lasu. Do przejścia miał co prawda najpierw pół miasta...

W końcu jednak udało mu się dotrzeć między drzewa. Za sobą słyszał szczekania psów z pobliskich pól. Jakby wyczuwały jego obecność i próbowały odgonić zagrożenie.

Liam spojrzał na powoli rozjaśniające się niebo, które mimo to nie wyglądało zbyt przyjaźnie. Zapowiadało się na deszcz.

Mężczyzna miał nadzieję bez problemu trafić do domu watahy. Tak naprawdę jeszcze nigdy sam nie miał okazji do takiej wędrówki. Nawet mając w krwi kilka promili starał się wsłuchiwać w otoczenie. Kto wie czy Ethan znów nie postanowi zaskoczy go od tyłu. W duchu miał taką nadzieję. Przynajmniej pomógłby mu trafić do celu.

Nieco się zdziwił, widząc budynek, do którego zmierzał. No proszę, jednak mu się udało. Trafił tu i to w dodatku po pijaku. Niezły jestem.

Wszedł do środka nie za bardzo się rozglądając. Pierwszym co rzuciło mi się w oczy była cisza. Wszystkich już wywiało? Albo jeszcze spali. Nie zastanawiał się nad tym długo chcąc po prostu trochę odpocząć. Położyłem się na kanapie, pragnąc przespać kaca.


Z samego rana Ethan wybrał się wraz z watahą na polowanie. Wszyscy woleli się najeść przed nadchodzącym deszczem. Po wspólnym posiłku poszedł jeszcze trochę pobiegać po okolicy. Nie lubił robić tego w deszczu, a niewiadomo jak długo ten postanowi padać, gdy już przyjdzie. Wolał się wybiegać zawczasu.

Czując na sobie pierwsze krople deszczu, ruszył w stronę domu. Zjawił się na miejscu, gdy rozpoczęła się już mżawka. Wszedł do środka, w pierwszej kolejności otrzepując się z kropel, które osiadły na jego sierści. Zatrzasnąłem na sobą drzwi, po czym skierował się na swoje stałe miejsce. Warknął krótko, widząc, że nie jest ono do końca wolne. Mimo to nie zrezygnował. To jego miejsce.

– Ethan, zostaw go. – Poprosił Levi przestraszonym głosem, zauważając go i jego problem.

Zignorował go, jak wiele razy. Mężczyzna sam nie podszedł i nie usunął jego przeszkody, bojąc się go drażnić, gdy był w ludzkiej postaci.

Wilk stanął przed kanapą, spoglądając z góry na leżącego na niej Liama. Prychnął niezadowolony na tyle mocno, by jego oddech do niego dotarł. Widziałem jak w odpowiedzi marszczy nosek i powoli otwiera oczy. Zauważając obecność białoszarego wilka podniósł się do siadu, spoglądając na niego sennym wzrokiem.

Ethan wykorzystał okazję, że zrobiło się miejsce, wchodząc na kanapę. Spychał chłopaka na brzeg, samemu chcąc się zmieścić. W końcu znalazł się na kanapie. Oparł głowę o podłokietnik, chcąc trochę odpocząć w ciepłym i suchym miejsce. Liam oparł głowę na ręce, której łokieć oparty był o drugi podłokietnik, próbując wrócić do przerwanego snu.

Wyśpij się, póki możesz. Kiedy i ja odpocznę czeka cię opierdziel.

Spod półprzymkniętych powiek widział zdezorientowany wzrok Leviego oraz pozostałych. W międzyczasie usłyszał otwierające się drzwi od łazienki.

– Ethan, zejdź na chwilę z kanapy. – Usłyszał głos Nathana. – Jesteś mokry, później będzie śmierdziała. Daj mi rozłożyć koc i dalej możesz leżeć.

Otworzył oczy, spoglądając na mężczyznę. Warknął niezadowolony schodząc jednak z kanapy.

– Liam, zejdź na chwilę. – Nathan zaczął go ostrożnie podnosić.

Gdy Nath wyciągał z kanapy koc, chłopak praktycznie spał na stojąco. Co on robił w nocy?! Zirytowany wilk otworzył drzwi swojego pokoju, po chwili wracając się po chłopaka. Chwycił brzeg jego koszulki i zaczął ciągnąć go w stronę pomieszczenia. Zapach alkoholu nieprzyjemnie drażnił jego nos. Pchnął go na łóżko, następnie zatrzaskując tylną łapą drzwi za sobą. A niech tylko moje łóżko prześmierdnie mi tym smrodem, to sam będziesz kombinował jak go usunąć!

Zadowolony wilk wszedł na swoją kanapę, mając ją teraz całą dla siebie. Rozłożył się wygodnie na całej jej długości chcąc wrócić do przerwanego odpoczynku.


Liam otworzyłem powoli oczy. Fakt strasznej pustyni w ustach przesłoniło zdziwienie, którego doznał oglądając otoczenie. Gdzie ja jestem? Powoli wstał z łóżka, nadal rozglądając się dookoła. Podszedł do jednej z szaf, zaglądając do środka. Nieliczne ubrania wewnątrz niczego jednak mu nie ułatwiły. Nic co by mogło zdradzić, do kogo należą.

Chwila, może ja się źle za to zabieram. Stanął na środku pokoju, biorąc głębszy wdech. Nie, niczego nie czuł. Podszedł do szafy, decydując się powąchać jedną z rzeczy się tam znajdujących. Był pewny, że jeśliby ktoś teraz by go zobaczył, uznałby go za wariata. Jednak chciał chociaż trochę spróbować wykorzystać swój wrażliwszy nos. Wciąganie zapachu potu w pracowniczej szatni wcale go nie zadowalało.

Cofnął się nieco, w końcu wyczuwając jakąkolwiek znajomą nutę, wykraczającą poza płyny do prania. Nie... Pokręcił głową, starając się nieco obudzić. Musiał stąd wyjść i się czegoś napić, bo tak o suchym pysku to najwyraźniej zaczyna mu odwalać.

Podchodząc do drzwi, spojrzał na klamkę. Była cała obgryziona i podrapana. Zresztą, w podobnym stanie był znajdujący się niedaleko włącznik światła oraz ściana wokoło. Starając się za dużo o tym nie myśleć, wyszedł z pokoju. Poczuł się trochę nieswojo, kiedy oczy wszystkich znalazły się na jego osobie.

Przetarł ręką zaspane oczy, kierując się w stronę narożnika. Ledwo minął kanapy, a usłyszał niezadowolony warkot. Spojrzał na Ethana, który wydobył z siebie ten dźwięk. Wilk wstał z wyraźnym grymasem na pysku, kierując się w stronę wyjścia. Przechodząc obok bruneta, trącił go i młodszy wątpił by było to nieumyślne. Co jest?!

Srebrny wilk wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Liam spojrzał na innych nieco zdziwiony. Zrezygnował z zajęcia miejsca na kanapie, by w pierwszej kolejności udać się do kuchni po coś do picia.

Przyssał się do butelki z wodą, z każdym kolejnym łykiem czując coraz większą ulgę.

– Liam. – Głos Nathana nieco go zaskoczył, przez co część wody znalazła się na koszulce.

Gdyby to był Ethan, już by słuchał reprymendy na temat tego jaki jest nieostrożny.

– Cześć. – Przywitał go. – Jak właściwie znalazłem się w... To był pokój Ethana?

– Tak. Sam cię tam wsadził, po tym jak zobaczył, że zająłeś mu jego kanapę.

Przetarł dłońmi twarz. Pamiętał, że po przyjściu tutaj za bardzo nie przejmował się, gdzie się kładzie, ponieważ chciał już tylko pójść spać.

– Ciężka noc? – Spytał lekko rozbawiony.

– Ciężka może nie, ale na pewno długa. Dobrze, że oszczędzaliśmy się, jeśli chodzi o alkohol, bo żadne z nas nie wyszłoby z klubu. – Podsumował. – Przepraszam za kłopot.

– Żaden kłopot. – Uspokoił go.

– Ale Ethan wyglądał jakby go coś gryzło. Zrobiłem coś nie tak?

To ciche westchnięcie nie mogło oznaczać niczego dobrego. Czyli jednak coś przeskrobał.

– Ethan bardzo się o ciebie martwi. Oczywiście na swój sposób.

Ta, bo jakoś sobie nie wyobraża, by otwarcie się przy nich zamartwiał.

– Zaglądasz czasami do niego, mam rację?

Liam spojrzał na niego, nie wiedząc czy powinienem mu powiedzieć prawdę. Nie chciał kłamać, jednak nie chciał też w jakiś sposób psuć wizerunku Ethana lub narobić mu tym kłopotu.

– Ethan tylko ciebie darzy zaufaniem, mam rację? – Odpowiedział pytaniem na pytanie. – Oczywiście na swój sposób. – Dodał, lekko się uśmiechając.

– Znamy się już całkiem długo. Przez ten czas zdążyliśmy się trochę polubić. – Przyznał. – Przez to widzę w jego zachowaniu trochę więcej niż inni, bo i wiem trochę więcej niż inni.

Brunet oparł się o blat, odkładając dotychczas trzymaną butelkę.

– Mówił mi o... – Nie wiedział jak to ubrać w słowa. – Że jest... wilkiem.

– I może sam też już doszedłeś do tego wniosku, ale właśnie dlatego twój początek jest trochę cięższy niż innych. Bo to on cię przemienił, a nie ktoś taki jak pozostali.

Tylko ich dwójka zdawała się być w kręgu zaufania Ethana na tyle by poznać tę tajemnicę.

– Martwił się o ciebie, gdy cię nie było. Śmiem przypuszczać, że robi to częściej niż nam się wydaje, gdy jesteś w mieście.

– Mhm. Dla niego to mógłbym być wilkiem cały czas i siedzieć wyłącznie w lesie. – Powiedział, przypominając sobie jak kilka razy powstrzymywał go przed powrotem do miasta.

– Bo tutaj może w razie potrzeby ci pomóc. Tam już nie. Miasto jest dla niego obcym i niebezpiecznym środowiskiem. – Tłumaczył. – Możliwe, że troszczy się o ciebie, bo cię przemienił, czuje się w jakiś sposób za ciebie odpowiedzialny. Oczywiście to jest jedna z opcji. Kto wie co mu tam siedzi w tym wilczym łbie. – Uśmiechnął się przy tym przyjacielsko. – Polubił cię, a to nie często mu się zdarza.

– Dobra, może się o mnie martwić, lecz nie mogę zrezygnować z życia w mieście tylko dlatego, że on w tym czasie trzęsie portkami o mnie.

– Porozmawiaj z nim. Mnie nie posłucha, ale może ciebie.

– Dlaczego ma ciebie nie posłuchać, a mnie tak?

– Bo między nami robi się konflikt na poziomie hierarchii. Jestem alfą watahy, a on jest na swój sposób ponad nią i nie będzie chciał się mnie posłuchać właśnie z tego powodu, że jestem niżej.

– Wow, nie sądziłem, że się do tego przyznasz. Znaczy nie żebym... Uh! Po prostu nie sądziłem, że powiesz wprost, że nie jesteś na samej górze hierarchii.

– Bo jestem na samej górze. – Zaoponował, na co Liam się uśmiechnął. – Ethan to inna kategoria.

Dobra, nie za bardzo to rozumiem i chyba nie zrozumiem.

– Porozmawiam z nim. – Odparł zrezygnowany.

Brunet wziął jeszcze kilka łyków wody, po czym opuściłem kuchnię. Zastanawiał się jak ma teraz znaleźć srebrnego wilka. Przecież mógł pójść gdziekolwiek. Pokręcił głową.

Otworzył drzwi wejściowe, od razu się krzywiąc. Padało. Nawet jeśli wróci się po bluzę to i tak cały zmoknie.

Drgnął zaskoczony, gdy po szybkim rozejrzeniu się ujrzał siedzącego pod ścianą budynku wilka. Wyszedł za próg, zamykając za sobą drzwi. Bez słowa podszedł do niego, siadając obok. Nawet na niego nie spojrzał, cały czas wlepiając wzrok gdzieś przed siebie.

– Ethan, o co chodzi?

On tylko prychnął uciekając wzrokiem gdzieś w bok.

– No, Eth, no.– Mruknął, trącając go ramieniem.

Warknął, spoglądając na niego. Liam uśmiechnął się łobuzersko.

– Ktoś tu się o mnie martwił.

– Głupi szczeniak.

Wstał, chcąc ruszyć w deszcz. Co to, to nie. Liam chwycił go, na tyle ile mógł. Wilk obrócił się do niego, kłapiąc zębami. Mężczyzna zabrał ręce, trzymając je blisko siebie. Zacisnął gniewnie zęby, trzymając język za zębami. Ethan przez chwilę mierzył go wściekłym wzrokiem, po czym usiadł na swoim wcześniejszym miejscu.

– Tak, martwiłem się. – Przyznał w końcu.

Tak ciężko było się do tego przyznać?!

– Przepraszam. Ale wiesz, że nie przestanę chodzić do miasta. Ja tam mieszkam, tam żyje.

– To już bym wolał byś zamieszkał z tą bandą małp.

– Ja tam mieszkam od urodzenia. Miasto jest dla mnie bezpieczniejsze niż las.

– Tu też ci nic nie grozi. – Odparł.

– Racja, tylko jakiś białoszary wilka napadający mnie od tyłu.

Zaśmiał się krótko, licząc, że Ethan postąpi podobnie.

– Ethan. – Jęknąłem.

Obrócił się delikatnie w jego stronę, obejmując go.

– Mówiłem ci, żebyś tak nie robił. – Powiedział, pozostając w bezruchu. – Wilki się nie przytulają.

– Ale ludzie już tak. Jak się przemienisz w człowieka, nadal nie będziesz mi na to pozwalał?

Liam poczuł ten stłumiony warkot. Po chwili odpuścił.

– Nawet nie mam jak cię powiadomić o zmianie planów czy poinformować o dłuższej nieobecności. Przecież nie masz telefonu. Musiałbym osobiście przyjść i jeszcze ciebie znaleźć. Właśnie zawczasu, dopóki pamiętam. Teraz też mnie dłużej nie będzie, sprawa z pracą i domem nieco się komplikuje.

Wilk ponownie warknął pod nosem, wstając z miejsca. Tym razem naprawdę ruszył w stronę lasu, nawet nie obracając się za siebie.

– Ethan! Ethan!

Po chwili zniknął w deszczu między drzewami. Świetnie!

Nie tylko Liam nie był zadowolony z obrotu spraw. Wilk szedł ignorując wołania chłopaka. Kiedy już myślał, że będzie dobrze... Puf i z powrotem jest zły. Uważał, że to niesamowite jak ten szczeniak łatwo potrafił wyprowadzić go z równowagi.

Nie może mnie o niczym poinformować, bo nie mam tego całego telefonu, tak? A nie mam go bo nie jestem człowiekiem. Dlaczego wszystko sprowadza się do tego jednego?! Irytował i frustrował go fakt, że wszyscy wybierali tę słabą i bezbronną formę. Nie rozumiał w czym jest lepsza od wilczej.

Warknął, przyspieszając kroku.

_________________________

Chłopaki coś nie do końca mogą dojść do porozumienia. Ethan nie umie do końca postawić się w sytuacji Liama, który ma swoje życie, które musi dostosować do nowej sytuacji, nowego trybu życia.

Jednak zdaje się, że brunet jest też osobą, która stara się w jakikolwiek sposób dotrzeć do naszego srebrnego wilka i nieco przybliżyć mu ich świat. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top